"Mogłem już być rośliną". To, co przytrafiło się Jackowi Rozenkowi, może spotkać każdego

Aneta Olender
Jeszcze chwilę temu można było go oglądać w serialach, filmach i na deskach teatru, a potem nagle ten sam człowiek porusza się na wózku i ma problemy z mową. Jacek Rozenek, tak jak większość udarowców, nie był przygotowany na taki scenariusz. Wszystko dzieje się nagle. – Wiedziałem już, że nie wrócę do tego co kocham. Było ciężko. Wylądowałem u psychiatry – mówi w rozmowie z naTemat Wojciech Woźniak, który udar mózgu przeszedł prawie pięć lat temu.
Z najnowszych informacji wynika, że chociaż aktor trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie, to powoli dochodzi do siebie. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Kiedy u pana wystąpił udar?

Czwarty marca 2015 rok, tę datę traktuję jako drugą datę urodzenia... To było zaskoczenie, zresztą jak w większości takich przypadków. Pracowałem jako kierowca zawodowy i byłem akurat w Czechach. Zdążyłem zjechać na parking, stanąłem i już było zamroczenie.

Zamazany obraz, wymioty, nie mogłem utrzymać równowagi. Wyglądałem tak jakbym był pijany. Zresztą niektórzy kierowcy, którzy byli na parkingu stwierdzili, że "polaczek nie trzeba było pić". Na szczęście dociągnąłem do telefonu służbowego. Koledzy później powiedzieli, że poznali, że coś jest nie tak, bo bełkotałem, ale ja tego nie pamiętam.


Ktoś wtedy się pojawił i pomógł?

Tak, już namierzali mnie ludzie z firmy, ale akurat przyjechała na ten parking firma sprzątająca. Zdążyłem otworzyć drzwi i powiedzieć, że potrzebuję lekarza. Przyjechało pogotowie i przyjechała policja, bo naprawdę było podejrzenie, że jestem nietrzeźwy.

Pomoc otrzymałem natychmiastowo. Leżałem na intensywnej terapii. Zostałem poddany trombolizie, czyli rozpuszczeniu zakrzepu. Po dziewięciu dniach przetransportowano mnie do szpitala do Polski.
W przypadku udaru liczy się czas?

Kiedy trafiłem do Bydgoszczy, to lekarze mówili mi, że miałem szczęście, że tak szybko przyszła pomoc, bo mogłem już być rośliną.

Pani neurolog, która jest moją lekarką powiedziała mi, że to nie jest do wyleczenia, to jest do poprawy. Owszem niektórzy rehabilitanci mają wspaniałe wyniki. Ja płakałem i robiłem, to co mi kazali, dlatego teraz dobrze funkcjonuję.

Chociaż trzeba pamiętać, że jeśli raz przejdzie się udar mózgu, to jest zwiększone ryzyko, że pojawi się kolejny. Trzeba mieć świadomość tego i ja również o tym myślę. Dzieje się też przecież i tak, że odchodzą nasi przyjaciele. Umierają.

Czy były jakieś objawy wcześniej?

Tak, ale nie byłem tego świadom. Równo tydzień przed udarem miałem tzw. TIA, czyli udar przemijający. Wyjeżdżałem gdzieś z załadunku w Polsce i też coś podobnego z oczami się stało, miałem zamazany obraz, ale chwilę postałem, przeszło i stwierdziłem, że to przemęczenie. A to już był sygnał, że coś się działo.

Gdyby miał pan tę wiedzę, którą ma teraz, wiedziałby pan, że trzeba szybko zareagować.

Gdybym wtedy miał tę wiedzę, to podejrzewam, że mógłbym uniknąć udaru mózgu. Przyczyny u mnie nie stwierdzono dokładnej. Oczywiście wiem, co mogło na to wpłynąć.

Co mogło wpłynąć?

Choruję na otyłość. Jestem zakwalifikowany ze względu na przebyty udar, żeby schudnąć, bo sam nie daję rady, do zabiegu bariatrycznego, czyli zmniejszenia żołądka. Na pewno cholesterol, na pewno ciśnienie, stres, stresująca praca. Od piętnastu lat już nie paliłem wtedy, więc to lekarze wykluczyli.
Wojciech Woźniak po udarze nie mógł już wrócić do ukochanej pracy. Był zawodowym kierowcą.Fot. archiwum prywatne
Jakie były skutki udaru w pana przypadku?

Problemy z równowagą, bełkotliwa mowa, lewa strona osłabiona. Nie byłem sparaliżowany, ale do dzisiejszego dnia ręka nie ma takiego czucia. Potrafi coś upuścić, nie chwycę szklani, kanapka wypadnie, czasami powłóczę nogą. Ta strona cały czas się uczy. Mam też problemy z pamięcią. Świeża pamięć jest krótka.

Czyli jeśli żona coś powie rano, to istnieje ryzyko, że nie będzie pan o tym pamiętał po południu?

Tak, wiele informacji ucieka, dlatego piszę sobie na karteczkach informacje, które przydają mi się także w pracy. Muszę trenować, kombinować. Na krzyżówki, to już patrzeć nie mogę.

Dla nas, udarowców, jedyny lek po pierwszej interwencji to rehabilitacja. A z tym jest bardzo ciężko. Po tej wczesnej rehabilitacji, mam oczywiście na myśli NFZ, czeka się nawet do czterech lat na miejsce.
Jakie były pana myśli, kiedy leżał pan w szpitalu?

To był śmiech na sali, bo ja ordynatora zapytałem, kiedy do pracy wrócę. Oczywiście szybko pojawiło się też załamanie, bo wiedziałem już, że nie wrócę do tego co kocham.

Kochał pan swoją pracę.

Żyłem nią, ale powiedziano mi, że zawodowo nie wrócę za kółko. Było ciężko. Wylądowałem u psychiatry. Do dziś dnia jestem pod opieką specjalistów. To jest zmiana życia, ale po czasie człowiek dochodzi do tego, że musi walczyć.

A rodzina? Dla bliskich to chyba też nie jest najłatwiejsze?

To był szok dla nich. Też musieli przestawić swoje życie. Cieszę się, że ich mam, bo zawsze ktoś przy mnie był. Ogromnym wsparcie była dla mnie rodzina, zwłaszcza żona i najmłodszy syn. Spotkałem także wspaniałych lekarzy i rehabilitantów.

Człowiek po udarze, który do tej pory był w pełni sił, nagle potrzebuje pomocy. Ta zależność jest trudna? Przecież chodzi nawet o to, że wiele osób po udarze nie może samodzielnie korzystać nawet z toalety.

To są problemy ze wszystkim. Higiena osobista, toaleta, niektórzy muszą używać pampersów. Człowiek nie liczy się z tym, że coś takiego może się wydarzyć, dlatego trudno przywyknąć do nowej rzeczywistości. Pojawia się myśl, co dalej? Najgorsze było to, że próbowałem coś osiągnąć, ale to nie szło. Musisz przestawić wszystko.

Wszystko oczywiście zależy od stanu. Ja chodzę, więc jestem samodzielny. Gorzej jeśli ktoś jest przykuty do łóżka. To jest jednak nieustanna walka. Jeśli się poddasz, to kompletnie się załamujesz.

A samotni ludzie po udarze mózgu? Jeśli nie ma nikogo z rodziny, to kto się nimi zajmuje?

Często trafiają do Domów Pomocy Społecznej. Kiedy byłem na rehabilitacji leżał obok mnie na łóżku człowiek, z którym zupełnie nie było kontaktu. Nie było też jednak rodziny. Nie miał kto go odebrać, aż znalazło się miejsce w DPS-ie.

Spotyka pan ludzi, którzy się poddają?

Tak, przykładem jest choćby wykształcona, ładna, młoda dziewczyna, która się wstydzi, bo ma problemy z mową. Odsuwa się od innych.
Udar może dotknąć wszystkich prawda? Bez znaczenia, czy ma się 19 lat, czy 55?

Z racji moich doświadczeń znam wiele osób po przebytych udarach. Córka moich przyjaciół miała 19 lat, kiedy i ją to dotknęło. Wysportowana dziewczyna, siatkarka. Rodzice na chwilę pojechali do sklepu, a kiedy wrócili dziewczyna już leżała. Krwotoczny udar.

Minęło już kilka lat od tego zdarzenia. Ona próbuje stawać na nogi, ale wygląda to nieciekawie. W stowarzyszeniu "Udarowcy – Liczy się wsparcie", które wspomaga pacjentów po udarach i ich rodziny, są też młodzi ludzie, mają w dwadzieścia kilka lat.

Jest jednak możliwa profilaktyka?

Standardowo, trzeba dbać o siebie. Waga, dieta, aktywność fizyczna. Trzeba robić chociażby podstawowe badania. Przepraszam, że to powiem, ale dzięki udarowi znaleziono też tętniaka w moim mózgu. Mógł w każdej chwili pęknąć, dlatego też jestem już po operacji.

Mam dużo szczęścia, bo rzadko zdarza się, że udarowiec znajduje pracę. Pracuję w tej samej firmie, w której byłem zawodowym kierowcą, ale mam posadę w biurze. Jestem niepełnosprawny, ale przebywam wśród ludzi, a to jest najważniejsze.

Więcej informacji dotyczących udarów mózgu, profilaktyki, objawów, czy leczenia, można znaleźć na stronie Stowarzyszenia Udarowcy – liczy się wsparcie Czytaj więcej