Ruch "BirthStrike" w Polsce. Kobiety nie chcą mieć dzieci przez "ekologiczny armagedon w 2050 roku"

Bartosz Godziński
Rok 2050 to symboliczna data początku katastrofy klimatycznej, jakiej świat nie widział. Naukowcy twierdzą, że doprowadzi do upadku naszej cywilizacji. Końców świata przeżyliśmy już wiele, ale ten wydaje się najbardziej prawdopodobny. Coraz więcej osób na poważnie martwi się o los przyszłych pokoleń, a zwłaszcza własnych dzieci. Dlatego niektórzy... rezygnują z bycia z rodzicami.
Ruch "BirthStrike" został zapoczątkowany w Anglii, ale kobiety sprzeciwiające się posiadaniu dzieci ze względu na zmiany klimatyczne, są również w Polsce Fot. Instagram.com/_birthstrike/
Grupa "BirthStrike" (w dosłownym tłumaczeniu: "strajk narodzinowy") powstała pod koniec 2018 roku w Anglii. Jej inicjatorką jest 33-letnia piosenkarka Blythe Pepino.

– Naprawdę chcę dziecka – tłumaczyła w rozmowie z CNN. I dodała: – Kocham swojego partnera i chcę z nim założyć rodzinę. Czuję jednak, że nie jest to odpowiedni moment. Ruch tworzy już ponad 330 osób, z czego 80 proc. to kobiety.
Początek końca świata w 2050 roku?
Zmiany klimatyczne, globalne ocieplenie, susze, wymieranie gatunków, przeludnienie, przepełnione wysypiska, wyczerpujące się złoża paliw kopalnych, betonowanie miast – o tym mówi się od lat. Ludzie tak do tego przywykli, że przestali się tym przejmować.


W ostatnich miesiącach coś jednak w nas drgnęło i serio zaczęliśmy się (no, może nie wszyscy) zastanawiać nad szkodliwymi skutkami działalności człowieka, a bycie eko przestało być zaledwie instagramowym hashtagiem. Przyczynkiem do tego są namacalne m. in. braki w dostawach wody czy trudne do zniesienia upały. Kroplą, która przelała czarę goryczy, był przerażający raport naukowców z Australii.

Think-tank Breakthrough – Narodowe Centrum na Rzecz Odnowy Klimatu zwiastuje upadek naszej cywilizacji po roku 2050 (tutaj znajdziemy raport). Naukowcy apelują o mobilizację podobną do tej przed II wojną światową. Do kryzysu klimatycznego podchodzą bowiem jak do zagrożenia dla bezpieczeństwa ludzkości. Czarny scenariusz przedstawia się następująco: do 2050 roku średnia temperatura na Ziemi wzrośnie o około 3 stopnie Celsjusza. Lodowce dalej będą topnieć, a to doprowadzi do wzrostu poziomów i powodzi.

Mieszkańcy tropikalnych rejonów Afryki, Ameryki Płd. czy Azji będą musieli uciekać przed zabójczymi upałami i suszami. Zmiany we wzorcach pogodowych spowodują upadek ekosystemów Amazonii, Arktyki i raf koralowych.

Produkcja żywności będzie niewystarczająca, a ceny podstawowych produktów wysokie. A to w połączeniu z migracją doprowadzi do walk o zasoby, a nawet wojny światowej. Nawet przy łagodniejszej prognozie: wzrostu globalnej temperatury o 2*C –ponad miliard ludzi będzie musiało opuścić swoje domy.

W raporcie jest cytowany niemiecki fizyk prof. Hans Schellnhuber. Uważa, że "jest bardzo duże ryzyko, że doprowadzimy do końca naszej cywilizacji. Ludzie jako gatunek jakoś przetrwają, ale zniszczymy prawie wszystko, co zbudowaliśmy przez ostatnie dwa tysiące lat". Ludzkość może temu zapobiec, ale wielu zaczyna od siebie
Rozwiązanie jest oczywiście banalnie proste (przynajmniej w teorii) i wymaga ogólnoświatowej, natychmiastowej współpracy.

"By zmniejszyć to ryzyko i uchronić ludzką cywilizację potrzebna jest ogromna globalna mobilizacja zasobów w najbliższych dekadach w celu budowy bezemisyjnej gospodarki i stworzenie systemu przywracania bezpiecznego klimatu" – uważają australijscy naukowcy.

I jak łatwo się domyślić: nikt nagle np. nie zamknie kopalń, nie ograniczy ruchu aut i nie wyhamuje przemysłu mięsnego, który również generuje horrendalną ilość gazów cieplarniach.

Dlatego ludzie walczą ze zmianami klimatycznymi na własną rękę: przesiadają się na rowery, stają się wege lub protestują na różne sposoby. Kropla drąży skałę (już 4 na 10 Polaków ogranicza lub nie je mięsa), ale zegar tyka nieubłaganie. Do 2050 roku zostało nieco ponad 30 lat! Część osób wie, że życie na Ziemi w przyszłości będzie coraz trudniejsze, dlatego woli nie mieć dzieci. Ruch "BirthStrike" może się wydawać synonimem antynatalizmu. To jednak zupełnie różne podejścia.

Antynatalistyści uważają, że rozmnażanie jest krótko mówiąc: niemoralne. I nieważne, czy grozi nam zagłada, czy też nie. Według nich, skazywanie dziecka na życie w tym okrutnym świecie, czyni nas potworami. Abstrahując od tego, że człowiek sam dostarcza wiele zła.

Osoby wyznające ideę "BirthStrike" chcą mieć dzieci, ale nie teraz. Nie chcą, by ich pociechy musiały za kilkadziesiąt lat walczyć na śmierć i życie o szklankę wody. Wolą przeczekać i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja albo z góry zakładają brak potomstwa. Dla ich dobra.

Poza tym z przyjściem na świat kolejnych ludzi, zwiększa się poziom zanieczyszczeń –Bank Światowy ocenia, że średnio jedna osoba wytwarza emisje roczne 5 ton sześciennych dwutlenku węgla.

Na facebookowej grupie "Zero Waste Polska" znalazłem młode kobiety, które również idą tym tokiem rozumowania i nie mają w planach pozostania matkami. Co prawda nie założyły polskiego odpowiednika "BirthStrike", nie wychodzą na ulice i nie wszystkie utożsamiają się z tych ruchem, ale kierują nimi podobne pobudki.
Fot. 2078645 / Pixabay
Weronika
26 lat, Wrocław

– Chciałam mieć dzieci, dopóki nie zaczęło do mnie docierać, w jakim świecie żyję i gdzie to wszystko zmierza, zarówno pod kątem klimatu, jak i tego, co się dzieje w aspekcie wojen, braku tolerancji, brakach w edukacji... Moja decyzja jest ostateczna, nie chcę przynosić nowego życia na taki świat.

Co najbardziej cię przeraża w scenariuszu po 2050 roku?
Weronika: – Moich dzieci nie będzie na tym świecie, to jest pewne, ale przerażałaby mnie myśl, że biorąc pod uwagę rokowania, te dzieci miałyby małą szansę na przeżycie. Wiem, że można byłoby podejść do tego optymistycznie, ale zwracając uwagę na to, że rządy światowe nadal mają w nosie to, że nasza planeta umiera, trudno zachować pozytywne nastawienie.

Czy inni ludzie powinni też zastanowić się nad posiadaniem dzieci?
Żyjemy w przeludnionym świecie, kapitalizm nie daje nam wystarczająco możliwości, żeby te dzieci wychowywać chociażby less-waste, bo wszystko jest robione masowo, na szybko, żeby tylko się sprzedało, małym kosztem.

A poza tym, niektórzy nie rozumieją, że bycie rodzicem to naprawdę bardzo trudna sprawa. Może się komuś wydawać, że robi wszystko dla dobra swojego dziecka, a tak naprawdę tylko niszczy mu psychikę.

Napiszę szczerze: wiem o tym, że jakby moja mama mnie usunęła, mogłaby wieść zupełnie inne, o niebo lepsze życie, niż wiedzie teraz.

Teraz ja, przez to, że całe życie obserwowałam potulność matki, nie umiem powiedzieć "nie" i boję się prosić o cokolwiek, żeby nie sprawiać problemów. Co zatem przechodzą ludzie, których spotkało coś dużo gorszego, niż patrzenie na brak asertywności?

Co na to partner?
Mój partner w pełni popiera moje podejście, chociaż on nie chce mieć dzieci, nie lubi ich.
Fot. javallma / Pixabay
Dominika
21 lat, Warszawa
Do tej pory właściwie chciałam i nie chciałam. W skrócie wizja ciąży, porodu, wczesnego okresu wychowania i świadomość tego, jak wielkim trudem i odpowiedzialnością jest posiadanie i wychowanie dziecka, zniechęcała mnie do rodzenia.

Z drugiej jednak strony chciałabym przelać na kogoś wartości, do których dążę oraz po prostu mieć dziecko akurat z moim aktualnym partnerem.

Jednak to, co się dzieje dookoła mnie, wizja przyszłości, w której moje życie może być zagrożone, a co dopiero młodego człowieka, skutecznie mnie przeciągnęła na drugą stronę –decyzja o nierodzeniu nowego człowieka.

Martwię się sama o siebie, bo właściwie jestem bardzo młoda i chciałabym skorzystać z życia, a nie walczyć o wodę, pożywienie czy umierać w fali upałów. Nie jestem ciepłolubna, nawet aktualna pogoda mnie wykańcza, a to przecież dopiero 30-35 stopni.

Nie chciałabym wydawać na świat człowieka po to, aby żył w takich warunkach i zamiast korzystać z młodości zastanawiał się nad opuszczeniem tego miejsca. Mój partner był obojętnie nastawiony do posiadania potomstwa - jeśli bym chciała je mieć, to w porządku, jeśli nie, to w sumie nawet lepiej, aczkolwiek jego zdanie nie miało wpływu na moją decyzję.

Myślę, że w tym czasie, gdzie wydaje nam się, że żyjemy w dobrobycie, mamy dostęp do wszystkiego, dofinansowania, mięso codziennie na talerzu (które swoją drogą jest teraz dużo tańsze niż rośliny), każdy powinien się zastanowić skąd to pochodzi i jakie są skutki właśnie wysokiej dostępności wszystkiego. I każdy powinien mieć to na uwadze przy podejmowaniu decyzji o powiększeniu rodziny.

Uważam, że jest wystarczająco dużo ludzi w domach dziecka, którzy również potrzebują miłości czy rodzica, więc mając świadomość zmian klimatycznych, przynajmniej minimalne pojęcie o ekologii, a jednak decydując się na własne dziecko tylko ze względu na ,"chcę mieć SWOJE dziecko"' jest egoistyczne.
Fot. TheDigitalArtist / Pixabay
Patrycja
28 lat, Kilonia (Niemcy)
Moje wątpliwości zrodziły się zanim dowiedziałam się o "Birthstrike". Moje decyzje nie są protestem. Są raczej próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie - po co sprowadzać dzieci na świat, który czeka kataklizm?

Bardzo chciałam mieć dzieci. Poważnie myśleliśmy z mężem o trójce lub czwórce. W tym momencie zastanawiam się nad całkowitą rezygnacją z potomstwa. Chciałabym zaznaczyć, że argument dotyczący zbliżającej się katastrofy klimatycznej jest głównym i jedynym argumentem, z powodu którego zdecydowałabym się na nieposiadanie dzieci. .

Co najbardziej ciebie przeraża?
Przeraża mnie los, jaki czeka kolejne pokolenia, jeśli ludzie na całym świecie nie zjednoczą się wspólnie w walce o naszą planetę. Biorąc pod uwagę, jak błahe sprawy potrafią nas poróżnić, widzę marne szanse na poprawę sytuacji klimatycznej.

Dodatkowy strach, a może bardziej złość i bezsilność powoduje u mnie ignorancja władz, koncernów, które zdają się nie widzieć problemu. Wyobrażam sobie świat, w którym panuje głód, brakuje wody, ludzie migrują w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia, co powoduje konflikty i wojny. Czy na taki świat chce sprowadzić potomstwo?

Czy uważasz, że inni też zastanowić nad posiadaniem potomstwa?
Biorąc pod uwagę przeludnienie Ziemi, uważam, że decyzja o posiadaniu dziecka powinna być decyzją świadomą i przemyślaną. Wiadomo, nie wszystko jesteśmy w stanie zaplanować.
Nie jest to proste ponieważ kulturowo jesteśmy uwikłani w schemat, w którym naturalną koleją rzeczy jest posiadanie potomstwa, nigdy nie spotkałam się z pytaniem - czy chcesz mieć dzieci? To zawsze jest pytanie - kiedy

Jak na to zapatruje się mąż?
Mam męża, więc te wątpliwości dotyczą nas obojga. Od dwóch lat staramy się żyć w sposób, jak najmniej rujnujący nasza planetę m.i n. ograniczamy plastik i wytwarzanie odpadów, nie jemy produktów z olejem palmowym, nie posiadamy samochodu. Tematy dotyczące klimatu są obecne w naszym życiu więc dyskusja o posiadaniu dzieci, również wraca co jakiś czas.

To dla nas bardzo trudna decyzja, bo rozsądnie byłoby nie mieć dzieci, jednocześnie zawsze chcieliśmy je mieć. Czujemy się też osamotnieni w naszych przekonaniach. Nasza decyzja nie jest więc ostateczna, ale wiemy już, że jeśli zdecydujemy się na dziecko to tylko jedno, kolejne (jeśli sytuacja na to pozwoli) chcielibyśmy adoptować.
Fot. 12019 / Pixabay
Małgorzata
22 lata, Warszawa
Do tej pory chciałam mieć dzieci, jednak zagrożenie jest na tyle realne, że na ten moment nie wyobrażam sobie podjęcia decyzji o wydaniu na świat potomstwa.

Zmienię tę decyzję, jeśli problem zostanie potraktowany poważnie przez rządzących na całym świecie i zostaną podjęte odpowiednie kroki. Przeraża mnie to, że mamy coraz mniej czasu na reakcję, a nie jesteśmy nawet na takim etapie, że dla niektórych polityków to nie jest priorytet, tylko na takim, że duża część wciąż neguje problem.

Nieposiadanie potomstwa jest dla mnie prywatną decyzją - nie traktuję tego jako strajk, zwrócenie uwagi na problem (w tym zakresie podejmuję inną działalność aktywistyczną). Po prostu nie chcę sprowadzać na świat dzieci, ponieważ zapowiada się na to, że kiedy dorosną warunki do życia będą bardzo trudne - coraz częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe, uchodźcy klimatyczni, braki w wodzie pitnej.

Wszyscy powinniśmy zastanowić się nad posiadaniem potomstwa?
Małgorzata: – Uważam, że to decyzja, którą każdy sam musi podjąć. Przyrost naturalny będzie hamował w następnych latach ze względu na bogacenie się i coraz szerszy dostęp do antykoncepcji w najbiedniejszych społeczeństwach, chociażby w Indiach.

Stąd nie uważam, żeby ludzie w krajach europejskich musieli masowo rezygnować z potomstwa. Powinniśmy się skupić na wywieraniu presji na osobach mających wpływ na decyzje dotyczące redukcji emisji i na głównych emiterach.

Co na to partner?
Obecnie nie mam, poprzedni się z tymi wątpliwościami utożsamiał.
Fot. Free-Photos / Pixabay
Joanna
26 lat, Gdańsk
Posiadanie dzieci to ważna decyzja. Miałam wiele wątpliwości, ale raczej byłam "na tak", czując że mogłabym żałować gdybym się na nie jednak nie zdecydowała.

Teraz moje obawy wynikają ze zmian klimatu, kondycji planety – sama czuje się w tym wszystkim źle, więc jak mogłabym wydać ma świat dziecko, które patrzyłoby na śmierć ukochanej planety? Moja decyzja nie jest ostateczna. Mam jeszcze kilka lat, by zdecydować, czy chce zakładać rodzinę. Na razie są to więc tylko obawy, przemyślenia.

Co cię najbardziej przeraża w przyszłości?
Najbardziej przeraża mnie świat, który jest po prostu okrutny – nie sam w sobie, ale niestety przez ludzi. Żyję w miłości do zwierząt i natury. Nie jestem pewna, czy chciałabym komuś pokazać świat, w którym wyniszczamy siebie nawzajem, środowisko. Ignorujemy zagrożenia.

Czy inni ludzie powinni przemyśleć posiadanie dzieci?
Tak. Uważam, że wszyscy powinni się zastanowić. Dziwi mnie beztroskie, samolubne zakładanie rodziny. Samolubne jest otoczenie się potomstwem i brak myślenia o ich przyszłości, o to gdzie i jak żyją.

Co sądzi o tym partner?
Mój partner zareagował dosłownie tak: "Razem uratujemy tę planetę. Na początek przesegregujemy całe wysypisko" (śmiech). On żyje w zgodzie z naturą, z ekologią, ale jest niepoprawnym optymistą. Może takich nam trzeba.