"Nie da się go inaczej dowieźć?". Przez głupi upór mieszkańców Sobina w końcu dojdzie do tragedii
W Sobinie niedaleko Polkowic na Dolnym Śląsku doszło do wypadku motocyklisty. Szybko okazało się, że pewna droga, zamiast łączyć, dzieli mieszkańców wsi. Części lokalsów zależy na tym, żeby ulica była zamknięta dla ruchu. Jak jednak pokazało wtorkowe zdarzenie, upór przeciwników drogi blokuje pracę służb ratunkowych.
Sporna droga to ulica Bażancia. Część mieszkańców osiedla postanowiła zamknąć ją dla samochodów, uzasadniając swoją decyzję m.in. bezpieczeństwem najmłodszych. Dobro dzieci to świetna inicjatywa, problem w tym, że wyłączając drogę z ruchu mieszkańcy zamknęli dojazd dla służb ratunkowych. A to przecież ani dzieciom, ani nikomu innemu nie przynosi korzyści.
Droga, która dzieli
– Zasadniczo części mieszkańców zależy na tym, by droga była zamknięta dla ruchu. Jest to działanie niekorzystne m.in. dla służb ratunkowych, ponieważ, w takich warunkach, dojazd do osoby pokrzywdzonej odbywa się naokoło – tłumaczy Marek Zalewski w rozmowie z naTemat. – Przez to tracimy jakieś trzy minuty. Czy to dużo? Z punktu widzenia osoby poszkodowanej – bardzo dużo.
– Mieszkańcy, którzy sprzeciwiają się użytkowaniu drogi, działają nie tylko na niekorzyść służb ratunkowych, ale także jej właściciela, ponieważ jest to droga prywatna. Zaproponowałem naszym radnym rozwiązanie tego problemu – zamontowanie słupków, które, w razie potrzeby, będzie można łatwo zdemontować. Po wstępnych rozmowach radni wydają się być zainteresowani moim pomysłem. Z punktu widzenia OSP ułatwiłoby to wiele, a dodatkowo spełniłoby oczekiwania tej części mieszkańców, którym zależy na tym, by droga była zamknięta dla ruchu – mówi nam komendant OSP w Sobinie.
W historii z Sobina jest jeszcze jeden wątek, który pokazuje niedojrzałość części mieszkańców miejscowości w woj. dolnośląskim. Chodzi o ich stosunek do Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, które przyleciało przetransportować poszkodowanego motocyklistę do szpitala. Mieszkańcom nie spodobało się to, że helikopter wylądował na ich osiedlu.
"W mojej ocenie komentarze typu m.in: 'nie można było gdzieś indziej lądować?', 'nie można poszkodowanego dowieźć naokoło?' były nie na miejscu. Zgodnie z obowiązującym prawem, kierujący działaniami ma prawo do likwidacji utrudnień na drodze uniemożliwiającej przejazd. I tego dokonał. Jeśli się ktoś z tym nie zgadza, prawo pozwala mu na podjęcie odpowiednich czynności" – napisał na Facebooku Marek Zalewski.
– O sytuacji z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym opowiedzieli mi druhowie z naszego zastępu OSP. Co tu dużo mówić, mieszkańcy zachowali się irracjonalnie. Ciekawe, czy powiedzieliby to samo, gdyby karetka pogotowia ratunkowego nie mogła dojechać do nich przez to, że droga jest nieprzejezdna. Myślę, że nie. W sytuacji zagrożenia życia nie zastanawiamy się nad tym, do kogo należy droga, tylko po prostu działamy. Z korzyścią dla wszystkich byłoby, gdyby ktoś nam tej pracy nie utrudniał – podsumowuje komendant OSP z Sobina.