Od dziewczyny Bonda i psychopatki po polską chemiczkę. Rosamund Pike nie da się włożyć do szuflady "ładna buzia"
Jej kinowym debiutem był film o Jamesie Bondzie. Z jednej strony to dla aktorki wygrana na loterii, a z drugiej przekleństwo. Bo nagle wszyscy zachwycają się twoją śliczną buzią i zgrabną figurą w bikini, co sprawia, że dostajesz coraz nudniejsze role. Podobnie mogło być z Rosamund Pike. Jednak Brytyjka powiedziała głośne "nie" i robi wszystko po swojemu. Ma zagrać psychopatkę? Proszę bardzo. Korespondentkę wojenną w Syrii? Super! Prawniczkę w filmie akcji? Czemu nie? Marię Skłodowską-Curie? Dawajcie scenariusz!
Na pierwszej oficjalnej fotografii Pike wygląda jednak bardzo obiecująco.
Ale ona pokazała im środkowy palec.
Dziecko w operze
Pike zresztą zawsze była inna. Jako jedyne dziecko pary śpiewaków operowych z Londynu, Caroline Friend i Juliana Pike'a, siedziała za kulisami i... oceniała występy aktorskie swoich rodziców.
– Pytałam siebie tylko o jedno: czy w to wierzyłam, czy w to nie wierzyłam. Czy wierzyłam w ich role, w to, czy były realne, ludzkie i prawdziwe. Myślę, że zawsze fascynowała mnie tylko prawda – wyznała w wywiadzie dla "Guardiana".
Rosamund, które stwierdziła raz, że często czuje się, jak z innego świata (dziennikarka "Guardiana" stwierdziła, że "sprawia wrażenie jednocześnie młodzieńczo naiwnej, a z drugiej, jakby miała 100 lat") podążyła więc za prawdą i postanowiła zostać aktorką.
Oczywiście nie było łatwo, bo Pike – mimo profesji swoich rodziców – nie miała koneksji w świecie ani teatru, ani filmu. Nie miała też zbytnio pieniędzy, ale bardzo nie chciała się zadłużać, gdyż sądziła, że jako aktorka "nigdy nic nie zarobi".
Ale się nie poddała. Uczyła się, prowadziła studenckie życie (studiowała z Chelsea Clinton) i cały czas zbierała teatralne doświadczenie. A także telewizyjne, bo udało jej się także pojawić w kilku serialach i miniserialach. Krok po kroku szła do celu.
– Zawsze podążam za pasją i momentami wydaję się wręcz dziwna – wyznała w wywiadzie dla "Guardiana". Ale dziwność się opłaciła. W końcu odezwało się kino.
Kino w postaci samej serii o Jamesie Bondzie. 23-letnia Pike dostała rolę dziewczyny Agenta 007 u boku Pierce'a Brosnana i Halle Berry w "Śmierć nadejdzie jutro". To był debiut duży i wymarzony dla wszystkich początkujących aktorów – w końcu to nie tylko superprodukcja, ale tytuł, który zobaczą miliony ludzi.
Pike z dumą dołączyła więc do rodziny Bonda (była pierwszą dziewczyną Bonda, która ukończyła Oxford), ale nie wyłączyła przy tym rozsądku i swojego radaru. Wiedziała, że kobiety w filmach o Bondzie grają tylko seksowne ślicznotki (co powoli się zmienia i ma mieć swoją kulminację w 25. filmie) i że zostanie zaszufladkowana. Bo nie można ukrywać, że Rosamund jest prawdziwą pięknością – eteryczną blondynką o urodzie anioła, którą wielu chciałoby ubrać w ładne ubrania, uczesać i obsadzić w roli dziewczyny głównego bohatera w dużym filmie.
Zagrała więc Jane Bennett w adaptacji kostiumowej "Duma i uprzedzenie" (4 nominacje do Oscara; co ciekawe jej filmowym ukochanym był jej były partner Simon Woods, który okazał się homoseksualistą, a potem Pike była zaręczona z reżyserem Joe Wrightem, który odwołał ślub na chwilę przed wielkim dniem), thrillerze "Słaby punkt" z Ryanem Goslingiem i Anthonym Hopkinsem, dramacie "Była sobie dziewczyna" (3 oscarowe nominacje), komedii "Johnny English Reaktywacja", filmie akcji "Jack Reacher: Jednym strzałem", obrazie fantasy "Gniew tytanów" i tytule science-fiction "To już jest koniec".
Jej następny film wszystko jednak zmienił.
Psychopatka i Ben Affleck
Pike walczyła o rolę w "Zaginionej dziewczynie" Davida Finchera, adaptacji bestsellerowej powieści Gillian Flynn. Musiała pokonać całą rzeszę świetnych aktorek: Reese Witherspoon, Charlize Theron, Natalie Portman, Emily Blunt, Rooney Marę, Olivię Wilde, czy Jessicę Chastain.
W końcu to ona dostała angaż i... zmiotła wszystkich z powierzchni ziemi. Krytycy zachwycali się, że dawno w kinie nie było tak interesującej i niejednoznacznej postaci kobiecej, a Pike jest prawdziwym objawieniem.
Faktycznie, jako pozornie perfekcyjna Amy Dunne, żona pozornie perfekcyjnego Nicka z pozornie perfekcyjnych amerykańskich przedmieść, która pewnego dnia znika, a wszyscy zaczynają podejrzewać jej męża, Pike zachwyca i przeraża.
Pike została nominowana do Oscara, przegrała jednak z Julianne Moore nagrodzoną za "Still Alice". Nie wzięła tego za bardzo do siebie, bo według niej system nagród jest zepsuty. W jednym z wywiadów powiedziała, że na jednej z kolacji z członkami Akademii przed Oscarami, nikt nie wiedział kim jest, a jedna z głosujących osób powiedziała: "tak, słyszałem, że ona jest dobra". – Tak, wygląda przyznawanie nagród. Ktoś coś słyszał, nie oglądał – stwierdziła.
Drugie, pierwsze skrzypce
Po roli Amy Dunne Brytyjka, która nie wstydzi się mówić, że jest feministką, postanowiła grać same interesujące i złożone role inspirujących kobiet. Niekoniecznie pierwszoplanowe.
– Mężczyźni nie chcą grać drugich skrzypiec u boku kobiet – powiedziała w jednym z wywiadów. Faktycznie, przy okazji "Zaginionej dziewczynie" więcej mówiło się o Afflecku, niż o niej. Jednak Pike, nie przeszkadza bycie drugą. – Czuję wtedy, że coś jeszcze jest przede mną – stwierdziła. I podkreśliła, że ważna jest sama fabuła i postać.
Teraz w końcu dostaje role pierwszoplanowe, Pike doszła więc na szczyt. W "Prywatnej wojnie" – filmie z 2018 roku, z którego jest szczególnie dumna i który wiele dla niej znaczy – zagrała amerykańską korespondentkę wojenną Marie Colvin, która w 2012 roku zginęła podczas walk w Himsie w Syrii. Za rolę tej niesamowitej kobiety Pike została nominowana do Złotego Globu.
A teraz przyszedł czas na Marię Skłodowską-Curie, czyli kolejną nieustraszoną kobietę.
Na niej na pewno Pike nie poprzestanie. Wsparcie ma zresztą w swoim o 18 lat starszym partnerze, biznesmenie Robiem Uniacke'm, który przed laty pokonał uzależnienie od heroiny, i ich dwóch synach.
Dzięki nim żyje pełniej, zupełnie unika mediów społecznościowych i odmawia tym kolorowym magazynom, które chciałaby na przykład towarzyszyć jej podczas całego jej dnia i robić zdjęcia, jak maluje paznokcie nad basenem. Bo jak stwierdziła, bardziej prawdziwe byłyby fotografie, jak taszczy fotelik samochodowy do auta albo balansuje górą pieluch. Ale mimo tego wcale nie narzeka.
– Kiedy masz dzieci, bardzo łatwo zacząć jest mówić "nie" na wiele rzeczy. Ale tak naprawdę nigdy nie żałujesz, gdy powiesz "tak". To moje motto w tej chwili – bo przecież, kiedy patrzysz w przeszłość, w ogóle nie pamiętasz o rzeczach, które odmówiłeś – podkreśla.