Po debacie komentowano, że "zaorał PiS". Borys Budka zdradza kulisy wizyty w TVP

Daria Różańska-Danisz
– PiS mnie atakuje, rozpowszechnia na mój temat nieprawdziwe informacje, bo rozpaczliwie próbuje przykryć niekompetencję Sasina i prawdę o polityce zdrowotnej tego rządu – mówi naTemat.pl wiceprzewodniczący PO Borys Budka, który podczas przedwyborczej debaty w TVP reprezentował Koalicję Obywatelską.
Borys Budka reprezentował Koalicję Obywatelską podczas przedwyborczej debaty w TVP. Fot. Twitter.com / Koalicja Obywatelska
Podczas czwartkowej debaty w TVP Info Borys Budka oskarżył rząd PiS o wysokie cen leków. Na dowód pokazał paragon za lek Valcyte opiewający na kwotę ponad 2 tys. zł, a wystawiony 30 września. Szybko zaczęto zarzucać posłowi PO kłamstwo, podkreślać, że lek ten kosztuje niewiele ponad 3 zł. Prawda okazała się jednak być po stronie Budki, a nie obozu PiS.

Wygrał pan wczorajszą przedwyborczą debatę w TVP?

Borys Budka: – Nie mnie oceniać, kto ją wygrał. Oceniają wyborcy, a ja doceniam gratulacje, które otrzymałem bezpośrednio po debacie. Widzę, że stronę rządową i propagandystów TVP musiało zaboleć moje wystąpienie, bo zaraz po debacie rozpoczął się atak na mnie.


Pojawiają się głosy krytyki, nazywają pana posła "kłamcą". Podkreślają, że lek Valcyte jest refundowany od 1 września. Wiedział pan o tym?

Mówiłem o tym, że w czasach rządów PiS, kiedy politycy tej partii pobierali horrendalne nagrody, za ten lek trzeba było płacić około tysiąca złotych. To jest niezaprzeczalne. Gdy oddawaliśmy rządy, kosztował on 3,20 zł.

Później przestano go refundować. Teraz – dziwnym trafem od 1 września, czyli w okresie kampanii wyborczej, ten lek jest refundowany. I zaczęto to robić po ponad trzech latach walki rodziców dzieci po przeszczepach.

Lek jest refundowany, ale tylko dla osób, które są do 110 dni po przeszczepie.

Nawet do stu dni po przeszczepie, w niektórych przypadkach do dwustu, ale nie dla wszystkich. Paragon, który pokazałem podczas debaty w TVP, jest prawdziwy. Ten lek został kupiony za taką cenę 30 września. Co więcej, z informacji dziennikarzy wynika, że ten lek kupiła matka czteroletniego dziecka po rodzinnym przeszczepie wątroby.

Czteroletni Szymon nie ma refundacji, ponieważ musi przejść specjalistyczne badania. Do tego czasu rodzice muszą sobie radzić sami. Dlatego zbierane są pieniądze na ten lek poprzez internetowy portal.

Paragon za lek znalazł pan w sieci?

Tak, znalazłem go w mediach społecznościowych. Sprawdziliśmy, że to autentyczny paragon, co więcej wystawiony dzień przed debatą.

PiS atakuje mnie, rozpowszechnia na mój temat nieprawdziwe informacje, bo rozpaczliwie próbuje przykryć niekompetencję Sasina i prawdę o polityce zdrowotnej tego rządu.

To niestety stały mechanizm.

Tak, to stały mechanizm. O ile sama debata prowadzona była w sposób przyzwoity, zgodnie z regułami, o tyle tuż po niej doszło do niedopuszczalnej sytuacji.

Jacek Sasin miał drugą – indywidualną debatę. Przez 10 minut ponownie odpowiadał na pytania, jednocześnie nas, a w szczególności mnie, atakując. Nie miałem możliwości riposty.

Co więcej, w studiu TVP Info po debacie zebrali się propagandziści, którzy robili wszystko, by zatrzeć blamaż PIS.

Jak pan przygotowywał się do tej debaty?

Od 17 lat pracuję na uczelni, więc wystąpienia publiczne ćwiczę na co dzień. Na pewno bezcenne są merytoryczne dyskusje. Przed debatą spotkałem się m.in z Czarkiem Tomczykiem, Marcinem Kierwińskim i Marcinem Bosackim oraz ekspertami naszego sztabu. Efekt uzyskany w debacie to była nasza wspólna, zespołową praca.

Usiedliście państwo przy stole i omawialiście poszczególne tematy debaty?

Tak, zastanawialiśmy się, jak w minucie oddać to, co najważniejsze. Uznaliśmy, że tak krótki czas wymaga prostego, zwięzłego języka. Mamy świadomość, że widz TVP i TVP Info od czterech lat bombardowany jest nieprawdziwymi informacjami na nasz temat.

Robi się z nas osoby agresywne. Przypisuje się nam wiele negatywnych cech. Dla mnie było ważne, żeby widz, który oglądał w TVP tę debatę, mógł zobaczyć, że jesteśmy ludźmi otwartymi, szanujemy naszych przeciwników politycznych.

Myślę, że ten cel został osiągnięty i właśnie dlatego propagandziści PiS-u są tak wściekli. Załamała się ich – mozolnie budowana przez cztery lata – narracja. Pokazujemy, że Platforma umie uczyć się na błędach. Wyraźnie przyznałem, że mieliśmy dobre, słynne osiem lat, ale – jak każdy – nie uniknęliśmy pomyłek, z których jednak wyciągnęliśmy wnioski.

Wytypowano pana posła do udziału w przedwyborczej debacie TVP, czy zgłosił się pan na ochotnika?

Zadzwonił do mnie Grzegorz Schetyna z propozycją, czy podejmę się reprezentowania Koalicji w tej debacie. Oczywiście, przystałem na to. Wiem jednak, że mamy w Koalicji Obywatelskiej wielu merytorycznych i świetnych kandydatów, którzy równie dobrze, jak ja poradziliby sobie w debacie.

Kosiniak-Kamysz wyrzuca liderom poszczególnych partii brak odwagi, że nie stanęli do debaty. Pana i innych występujących nazywa "dublerami". Jak pan odbiera te słowa?

Staram się nie reagować na zaczepki. Bardzo cenię Władka, byliśmy razem w rządzie. Natomiast nigdy nie uznałbym, że Władek jest dublerem Pawła Kukiza. Przecież Kukiz też jest liderem swojego ugrupowania. Oni wybrali Władysława Kosiniaka-Kamysza, nasza Koalicja, która składa się z czterech partii, wybrała mnie. Jestem wiceszefem Platformy Obywatelskiej, byłem ministrem sprawiedliwości.

Te oceny, które teraz spływają, tylko potwierdzają, że podeszliśmy z największą atencją do debaty i z szacunkiem do wyborców.

Odbiór jest taki, że Grzegorz Schetyna obawiał się tej debaty, dlatego sam nie wziął w niej udziału.

Niesłusznie, bo świadczy to o tym, że Grzegorz Schetyna potrafi delegować zadania. Po to jesteśmy w zespole, po to tworzymy Koalicję, żeby współdziałać.

To, że Grzegorz Schetyna poprosił mnie o wystąpienie w debacie odbieram jako wyraz zaufania ze strony szefa partii. Mamy wspólny cel – wygrać te wybory.

Pan Brudziński na Twitterze pana udział w debacie skomentował tak: "Na dworze Grzegorza pojawił się kolejny delfin".

To komplement ze strony rekina pływającego obok prezesa.

Spoty wyborcze KO, pana występ w TVP i strona 100aferpis.pl – za to wyborcy was chwalą. Ale i pytają: dlaczego dopiero teraz?

Skupiliśmy się na pracy u podstaw, na kontakcie z wyborcami. Nasza kampania jest wszechstronna. Jestem maratończykiem i doskonale wiem, że w długim biegu, jakim jest kampania, należy dobrze rozłożyć siły. Ostatnia prosta będzie decydująca.

Jako sportowiec mogę powiedzieć, że jeśli za szybko zacznie się przebierać nogami i finiszować, to można nie złapać oddechu na ostatnich metrach.