Wynik KO z Białegostoku to lekcja dla całej opozycji. Oto człowiek, który zrobił najlepszą kampanię

Tomasz Ławnicki
– Z samego rana z gratulacjami zadzwonił do niego Bartosz Arłukowicz. Powiedział, że Krzysztof zrobił najlepszą indywidualną kampanię Koalicji Obywatelskiej w kraju – mówi mi działacz białostockiej PO. Faktycznie, poseł Krzysztof Truskolaski ma powody do dumy. Natomiast polityk, który był liderem listy, ma się czego wstydzić.
Poseł Krzysztof Truskolaski startował z drugiego miejsca. Wywalczył o wiele lepszy wynik niż "lokomotywa" listy KO na Podlasiu. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Lokomotywa nie pociągnęła
Schemat walki o głosy wyborców jest dość banalny. W każdej partii na czele listy umieszcza się "lokomotywę" – kogoś, kto pociągnie całą resztę umieszczoną na dalszych miejscach. To musi być ktoś rozpoznawalny w danym środowisku, cieszący się autorytetem, czasem gwiazda. Na Podlasiu na liście Koalicji Obywatelskiej wszystko stanęło na głowie – lokomotywa pojechała popchnięta przez wagon tuż za nią.


Już rano, gdy na stronach Państwowej Komisji Wyborczej pojawiły się pierwsze cząstkowe wyniki głosowania, w Białymstoku zorientowano się, że coś jest nie tak – startujący z miejsca drugiego na liście 29-letni poseł Krzysztof Truskolaski zdobył trzy razy tyle głosów, co startujący z miejsca pierwszego lider lokalnej PO Robert Tyszkiewicz. Na świetny wynik Truskolaskiego i słaby rezultat Tyszkiewicza zwrócił uwagę na Twitterze wiceprezydent Białegostoku Rafał Rudnicki. Jego wpis skomentowała europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska, która wiosną wywalczyła mandat na Podkarpaciu – czyli w bastionie PiS. "Czasy pewnych liderów się kończą, szkoda, że nie długo przed wyborami" – podsumowała.

Czas na otrzeźwienie
Ostateczny wynik Tyszkiewicza i tak jest lepszy od tego, co widać było rano. Poparło go nieco ponad 17 tys. wyborców. Na Truskolaskiego zagłosowało zaś o ponad 20 tysięcy osób więcej.
Pierwsza piątka listy KO na Podlasiu.Fot. screen ze strony pkw.gov.pl
– To jest żenada – mówi mi członek białostockiej PO, gdy pytam go o rezultat Tyszkiewicza. Nie kryje, że liczy na to, iż wynik lidera podlaskiej Platformy będzie otrzeźwiający i doprowadzi do zmian w partii. Choć i tak o wiele spóźnionych.

Robert Tyszkiewicz to polityk, który odpowiadał za kampanię, której ponoć przegrać się nie dało – a jednak poniósł porażkę. Był szefem sztabu Bronisława Komorowskiego i spektakularnie swego pryncypała utopił. Zaczynając kampanię, był pewien zwycięstwa. Miał mówić, że to dla niego zaszczyt, iż prezydent go poprosił o kierowanie sztabem i że będzie to piękne zwieńczenie jego politycznej kariery.
Robert Tyszkiewicz z Bronisławem Komorowskim w kampanijnym Bronkobusie w 2015 r.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jak to się skończyło, pamiętają wszyscy. "Fenomen" Komorowskiego nie zadziałał, kilkanaście wysłanych w Polskę Bronkobusów nie pomogło – nastała "dobra zmiana". A Tyszkiewiczowi w Platformie włos z głowy nie spadł.

"Blokował Krzyśka"
– Tyszkiewicz to wręcz prawa ręka Schetyny. Tak jak choćby Neumann. Stąd wysokie miejsce na liście wyborczej – tłumaczy mi lokalny polityk. Kształt list wyborczych zatwierdza zarząd krajowy partii (Tyszkiewicz w nim zasiada) oraz przewodniczący regionu (czyli też Tyszkiewicz).

Lider PO na Podlasiu nie zamierzał się usunąć w cień. Stanął na czele listy. Sporo młodszy Krzysztof Truskolaski, syn wieloletniego prezydenta Białegostoku. Jak mi mówi białostocki działacz Platformy, Tyszkiewicz robił sporo, by Truskolaskiemu utrudnić kampanię.

On zwyczajnie Krzyśka blokował. Jak? Nie chciał zawiadamiać o jego konferencjach prasowych, nie zgodził się na większy limit wydatków na kampanię, co wcześniej obiecał. Między innymi dlatego Krzyśka nie było prawie w ogóle w telewizji.

Sam Truskolaski o jakichkolwiek przeszkodach w kampanii mówić nie chce. Mówi, że od wizyt w telewizji ważniejsze dla niego były bezpośrednie spotkania z wyborcami. Przez ostatnie miesiące od rana do wieczora rozmawiał z ludźmi. Także tam, gdzie inni sobie odpuszczali, bo z góry zakładali, że nie ma o co walczyć, bo cała gmina czy wieś i tak poprze PiS. – Byłem choćby w gminie Kulesze Kościelne, gdzie w 2015 r. Andrzej Duda zdobył 94 proc. głosów. Rozmawiałem, przekonywałem ludzi do Koalicji Obywatelskiej i wierzę, że nawet tam kilka głosów urwaliśmy PiS-owi i to jest ważne – tak o swojej kampanii w rozmowie z naTemat mówi Krzysztof Truskolaski.

W Kuleszach rzeczywiście PiS-owi wiele urwać się nie dało. W całej gminie KO zdobyła zaledwie 36 głosów, co dało jej 2,32 proc. Na PiS zagłosowało 84,12 proc. wyborców. Truskolaski jednak widzi sens w tym, aby odwiedzać nie tylko tzw. mateczniki. – Żeby rozmawiać też z tymi, którzy są nieprzekonani lub też są przekonani do innej partii. Tak starałem się robić i można powiedzieć, że zdarłem zelówki chodząc i rozmawiając z ludźmi – żartuje.

Wzorem Arłukowicz
Truskolaski potwierdza, że odebrał telefon z gratulacjami od Bartosza Arłukowicza i że słowa pochwały sprawiły mu dużo radości.
Krzysztof Truskolaski
Koalicja Obywatelska

Uważałem, że kampania Bartka Arłukowicza do europarlamentu była wzorcowa i tak też chciałem prowadzić swoją kampanię. Bartek był u nas w lipcu i dał mi parę wskazówek. Dziś widać, że ciężką pracą, setkami rozmów z ludźmi można osiągnąć dobry wynik, nawet w takim województwie jak podlaskie, gdzie przewagę ma PiS.

Czy to oznacza, że Robert Tyszkiewicz kampanię sobie odpuścił? Białostocki poseł nie odebrał od nas telefonu, nie odpowiedział też na sms z prośbą o rozmowę na temat wyników KO na Podlasiu.

Nasz informator z lokalnej PO staje nieco w obronie Tyszkiewicza. – To nie jest tak, że Robert się nie starał. On też prowadził bardzo intensywną kampanię. Tyle że... jakby to powiedzieć, no, zużył się – wyjaśnia.

Liderzy zawiedli
Jego zdaniem nadszedł najwyższy czas na wymianę w Platformie liderów. Tych, którzy się nie sprawdzili. Nie kryje, że chodzi mu o ludzi Grzegorza Schetyny i o niego samego. Wynik lidera PO powalający nie jest – Schetynę w okręgu wrocławskim poparło niecałe 67 tys. wyborców, liderkę listy PiS Mirosławę Stachowiak-Różecką ponad 91 tys.

Bardzo kiepski wynik odnotował w Gdańsku Sławomir Neumann. Poseł startował z pierwszego miejsca, a zanotował wynik czwarty w kolejności (tu sytuacja jest o tyle specyficzna, że zapewne nie bez wpływu na wynik były taśmy z Tczewa, którymi przez ostatnie dni kampanii "grzała" TVP Info).
Sławomir Neumann uzyskał poparcie o wiele niższe niż troje kandydatów, którzy na liście znaleźli się za nim.Fot. pkw.gov.pl
Robert Tyszkiewicz podlaską Platformą kieruje od 2006 r. (z przerwą w latach 2010-13). Z relacji białostockich polityków PO nie od dziś wynika, że sposób zarządzania ma "schetynowski".

"Konsekwentnie pozbywa się wszelkich indywidualności, które byłyby w stanie zaszkodzić jego pozycji. Nie miał skrupułów 'odpychać' swoich współpracowników, mimo wcześniejszych bliskich relacji. Przez stopniowe barykadowanie się i brak porozumienia, Tyszkiewicz miał przyczynić się do osłabienia relacji wewnątrz podlaskiej Platformy, a następnie osłabienia jej pozycji – najpierw w radzie miasta, potem w całym województwie" – pisaliśmy w 2015 r., tuż po przegranej przez niego kampanii Bronisława Komorowskiego.

"Pojawił się nowy lider"
– Dziś sytuacja jest jasna – w PO na Podlasiu pojawił się nowy lider, jest nim Krzysztof Truskolaski – mówi mi anonimowo członek białostockiej Platformy, wierząc, że zmiany personalne zapadną szybko. Sam zainteresowany jednak tonuje dyskusję. – Na razie nie ma co o tym myśleć. Jesteśmy zaledwie dzień po wyborach – odpowiada, gdy pytam, czy to czas na zmiany w podlaskiej PO. – Cieszę się, że moja praca poselska i działania w kampanii dały rezultat i zdobyłem tak duży mandat społecznego zaufania. To mnie pobudza do jeszcze cięższej i bardziej wytężonej pracy – mówi Krzysztof Truskolaski.