Oglądasz "Żmijowisko", myślisz "Belfer". Serial niby się wybija, ale popełniono te same błędy

Piotr Rodzik
"Żmijowisko" to bez dwóch zdań jedna z najgłośniejszych tegorocznych serialowych premier w Polsce. I choć pierwszy odcinek od siebie nie odrzuca, już widać, że serial niebezpiecznie idzie ścieżką wytyczoną przez "Belfra". A przecież można było pójść choćby w kierunku "Watahy".
"Żmijowisko" jako serial do złudzenia swoją estetyką przypomina "Belfra". Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"
Oczywiście nie chcę twierdzić, że bycie porównywanym do "Belfra" to jakaś wielka ujma. W naszych warunkach nawet ten momentami przerysowany i oderwany od rzeczywistości serial z Maciejem Stuhrem był jednak czymś więcej niż typowa papka serwowana nam przez nasze stacje telewizyjne.

Gdzieś już to widzieliście

Spójrzcie na te dwa obrazki:
Fot. kadr z serialu "Belfer"
Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"
Podobne, prawda? Pierwsza kadr pochodzi z "Belfra", a drugi ze "Żmijowiska".

Nowy serial podąża tą samą ścieżką. Często przygaszone kolory, kadry, praca kamery, ogólny nastrój opowieści. To wszystko żywo przypomina "Belfra". Ale nie ma w tym wielkiego zaskoczenia. Za oba dzieła odpowiada bowiem ten sam reżyser, czyli Łukasz Palkowski.


Oczywiście każdy twórca ma prawo do własnej estetyki. Nikt nie oczekuje od Tarantino, że zacznie robić filmy jak J.J. Abrams (chociaż wyobraźcie sobie "Star Wars" w stylu "Pulp Fiction"!), więc trudno, żeby i Palkowski nagle próbował zawrócić całą Wisłę kijem, żeby tylko stworzyć coś świeżego.

Ale to, o czym piszę, chyba najlepiej widać przez te kilka minut pierwszego odcinka, kiedy akcja przenosi się do szkoły. Uczniowie znowu są przerysowani. Aż nadto charakterystyczni. I stereotypowi. Czyli albo zbuntowani, albo wręcz aż nadto wyciszeni, pojawił się nawet penis na tablicy. No co za zaskakujący żarcik.
Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"

Te momenty

Skojarzenia z "Belfrem" nie kończą się na podobnej estetyce. Co prawda drugi sezon "Belfra" nie wyszedł spod ręki Palkowskiego, ale momentami jest podobnie. Czyli… dziwnie.

Już jedna z pierwszych scen serialu rozbroiła mnie jako widza. Trudno mi nawet powiedzieć, czy bardziej swoją naiwnością, czy głupotą. Od razu ostrzegam, że w tym momencie zdradzę część fabuły pierwszego odcinka, ale od razu dodaję też, że to… żadna strata.

I tak oto czarnoskóra modelka (Adaoma grana przez Davinę Reeves-Ciara) jakby nigdy nic biegnie przez las na mazurskiej prowincji (!) i spotyka stojących w lesie trzech dresiarzy, którzy oczywiście ją zaczepiają. Akurat stali w lesie przy swojej furze i się nudzili. No zdarza się. Ale po chwili padają teksty o bananach (!!) znane z polskich stadionów w latach 90.
Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"
Zaczyna się pościg. Choć dziewczyna jest zmęczona joggingiem, trzech chłopaków nie jest w stanie (!!!) jej dopaść. A kiedy tylko dziewczyna dobiega do leśnej drogi, okazuje się, że jedzie tamtędy akurat stara skoda. Auto jakby nigdy nic zatrzymuje się, a w środku siedzi… Paweł Domagała. To znaczy przepraszam, serialowy Arek. Oczywiście jej znajomy. I który oczywiście jest w tej okolicy po raz pierwszy od roku.

Co dzieje się dalej? Dziewczyna jakby nigdy nic zapina pasy, chłopaki nie umieją otworzyć drzwi do auta, do którego wsiadła, a Arek spokojnie odjeżdża.

Podsumowaniem całości jest ich rozmowa. W skrócie wyglądała ona tak: – Zadzwonić po policję? – Nie, no co ty. To było nie porozumienie.
Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"
Kurtyna. Mam tylko nadzieję, że w kolejnych odcinkach fabuła nie będzie nadal pchana do przodu w tak idiotyczny sposób.

To taka polska odpowiedź na "Dark"?

Konstrukcja serialu jest w dużej mierze odzwierciedleniem tego, na czym pracowali twórcy "Żmijowiska". A pracowali na bazie książki Wojciecha Chmielarza o tym samym tytule.

Podział akcji na trzy płaszczyzny czasowe – "Wtedy", "Pomiędzy" i "Teraz" – widzom w większości (bo pewnie większość styczności z książką nie miała) skojarzy się po prostu z Netflixowym "Dark", choć tutaj chyba jednak mimo wszystko bohaterowie nie będą podróżować w czasie. Zwłaszcza że klimat jest mroczny.

Końcowy efekt jest jednak ten sam – serial wymaga olbrzymiego skupienia. Odwrócisz się na chwilę od telewizora, skoczysz do kuchni po kanapkę, a akcja przeskoczy do innej płaszczyzny. Nawet się w tym nie zorientujesz i po prostu się pogubisz.

Trzeba jednak oddać, że Palkowski nie stara się utrudniać nikomu odbioru "Żmijowiska" na siłę. Przeskoki pomiędzy kolejnymi płaszczyznami są jasno oznaczone na ekranie. To jednak różnica z "Dark" – niemieckiego serialu momentami nie da się oglądać bez Google'a i jakiegoś explainera.

Aktorsko wypada to różnie

W "Żmijowisku" występuje cała plejada polskich gwiazd: od Pawła Domagały przez Piotra Stramowskiego aż po Cezarego Pazurę.

Zaangażowanie tak charakterystycznych artystów powoduje jednak kilka kłopotów. Nie chcę mówić, że są to aktorzy jednej roli, bo tak nie jest. Ale widzisz Stramowskiego i już wiesz, że będzie cwaniakiem. I tak rzeczywiście jest.

Ale Paweł "weź nie pytaj, weź się przytul" Domagała po prostu mi tu nie pasuje. To zapewne był krok celowy. Naturalnie każdy ma prawo do zmiany swojego wizerunku (Małgorzata Foremniak!), ale patrzysz na Domagałę i jako widz czekasz na radość. To aktor o naprawdę zróżnicowanych umiejętnościach, każdemu polecam jego rolę w "Exterminatorze" w Teatrze Dramatycznym. Ale znowu: on tam rozbawia ludzi do łez. Tymczasem wpadł tutaj w sam środek gęstego kryminału.
Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"
Osobna kwestia to rola Adaomy. O pierwszej scenie z jej udziałem napisałem już chyba wszystko, ale w ogóle Davina Reeves-Ciara tutaj nie zachwyca. Jej rola jest po prostu makabrycznie drętwa. Jest straszniejsza niż sam pomysł na fabułę tego thrillera.

Za wolno

Na razie nie wiadomo, ile odcinków będzie sobie liczyć "Żmijowisko". Nie podejrzewam jednak, żeby była to produkcja o rozmachu hollywoodzkim. To po prostu dużo kosztuje, a przy pierwszym sezonie nigdy nie wiadomo, jaki będzie odbiór.

W przypadku "Belfra" pierwszy sezon miał dziesięć odcinków, a drugi osiem. I podobnej liczby spodziewam się i tutaj.

"Czasu antenowego" nie ma więc dużo, a akcja rozwija się w dość ślimaczym tempie. Pierwszy – raptem czterdziestominutowy – odcinek nawet nie wprowadza wszystkich bohaterów. Nie pojawia się wspomniany Cezary Pazura, którego można znaleźć na oficjalnych materiałach promocyjnych.

Kolejne cenne minuty kradną dialogi, które przynajmniej na razie wydają się dla fabuły zupełnie nieistotne. Jak choćby rozmowa Damiana (Stanisław Cywka) z Sabiną (Kamila Urzędowska) w drodze powrotnej ze szkoły. Być może jestem źle nastawiony, ale jestem przekonany, że nie wyniknie z niej absolutnie nic. I to się powtarza.
Fot. kadr z serialu "Żmijowisko"

Żeby tylko nie skończyło się tak samo

Ten punkt łączy się z poprzednim. Charakter produkcji, tempo akcji i wreszcie ten sam reżyser – te trzy kwestie wzbudzają we mnie jeszcze jedną obawę. Że wszystko będzie jak "Belfer", a więc... skończy się jak "Belfer".

Kto oglądał tamten serial, ten wie, że cała intryga została rozwiązana dosłownie w kilkanaście minut. Po dziesięciu odcinkach domysłów. Zakończenie "Belfra" było po prostu słabe, zwłaszcza na tle dobrego serialu. Tutaj może być podobnie.