Nie zachowuje się jak "prawdziwy facet", ale kobiety go uwielbiają. Harry Styles łamie płciowe tabu

Ola Gersz
Już dawno nie mówi się o nim "ten chłopak z boysbandu". Mimo że Harry Styles zbudował swoją niezwykłą popularność na budzącym wśród fanek histerię zespole One Direction, to teraz radzi sobie świetnie sam. Nie tylko tworzy świetną muzykę. 25-letni Brytyjczyk, który w przyszłym roku zaśpiewa w Krakowie, konsekwentnie burzy konstrukty toksycznej męskości i jest mężczyzną na swoich własnych zasadach. W świecie, w którym wciąż trzeba być "twardym facetem", jest jak powiew świeżego powietrza.
Harry Styles ma za nic kontrukty "prawdziwej" męskości Fot. kadr z teledysku "Lights Up" Harry'ego Stylesa / YouTube
Półnagi Styles stoi wśród młodych kobiet i mężczyzn. Przytulają się, dotykają, łakną swojej bliskości. Raz jest w uściskach dziewczyny, innym razem chłopaka. Atmosfera jest gorąca, zmysłowa, erotyczna. Styles jest wyluzowany, uśmiechnięty, raz zawadiacko wystawia do innych język.
Teledysk do najnowszej piosenki Stylesa "Lights Up" spokojnie można by było uznać za jego manifest. Jak by brzmiał? Bądź sobą, kochaj i nie bój się etykietek. Mówią, że jesteś zniewieściały? Załóż jeszcze bardziej obcisłą bluzkę i buty na obcasie. Spekulują, że jesteś gejem? Obściskuj się z mężczyznami w sensualnym klipie. Śmieją się, że jestem beztalenciem z boysbandu? Nagraj tak dobrą płytę, że pójdzie im w pięty.


To właśnie filozofia życiowa Stylesa, który nieustannie zaskakuje i przekracza granice. Który mówi "nie" toksycznej męskości promującej agresję, siłę mięśni, dominację, walkę i zamknięcie na emocje. I który, obojętnie, czego by nie robił, jest uwielbiany i hołubiony przez miliony.

Isn't he lovely?
W kwietniu 2010 roku 16-latek z małej miejscowości Holmes Chapel w Anglii pojawił się na castingu do siódmego sezonu "X Factor", najpopularniejszego programu muzycznego na Wyspach. Styles zaśpiewał "Isn't She Lovely" Steviego Wondera i przeszedł do drugiego etapu, potem jednak odpadł. Jurorzy wezwali jednak z powrotem na scenę jego, Nialla Horana, Louisa Tomlinsona, Zayna Maylika i Liama Payne'a i zaproponowali im, żeby stworzyli zespół, który przejdzie dalej. Tak powstało One Direction.
Boysband brytyjsko-irlandzkich nastolatków radził sobie w programie świetnie. Z odcinka na odcinek chłopaki byli coraz lepsi i zdobywali coraz więcej oddanych fanów. A raczej fanek. Szybko stali się prawdziwym fenomenem – przystojni, zabawni, rozrywkowi, zaprzyjaźnieni. One Direction dotarło do finału i zdobyło trzecie miejsce. Mimo przegranej wytwórnia twórcy "X Factor" Simona Cowella, Syco Records, szybko podpisała z zespołem kontrakt opiewający na 2 miliony funtów.

Reszta jest historią, bo mało kto nie słyszał o One Direction. To bez wątpienia jeden z najpopularniejszych boysbandów w historii muzyki. Przez 6 lat istnienia (w 2016 roku zespół ogłosił przerwę) wydali pięć bestsellerowych albumów, nagrali kilkanaście wielkich hitów, zdobyli blisko 200 nagród i koncertowali na całym świecie na wyprzedanych stadionach. Styles, Horan, Tomlinson, Payne i Malik (który odszedł z grupy w 2015 roku) stali się młodymi milionerami. W 2016 roku "Forbes" nazwał ich drugimi najlepiej zarabiającymi celebrytami na świecie. One Direction było marką i to wartą kokosy. Kiedy zespół ogłosił wstrzymanie działalności, ich krytycy triumfowali i cieszyli się, że to koniec sygnowanych nazwą zespołu różowych perfum czy piórników, a fani rozpaczali. Zaczęło się też obstawianie, który z członków zespołu zrobi największą karierę, a który polegnie. Każdy z chłopaków poszedł inną drogą, każdy odniósł sukces, chociaż w innym stopniu. Najlepiej radzili sobie jednak Malik i Styles. Ten pierwszy poszedł bardziej konwencjonalną ścieżką – przystojnego muzyka pop i chłopaka słynnej modelki. Ten drugi postanowił eksperymentować.

Różowa woda nie tylko dla dziewcząt
Styles zawsze wyróżniał się w One Direction. Był bez wątpienia najpopularniejszy, wielu twierdzi także, że najzdolniejszy. Był także najbardziej niepokorny. To on jako pierwszy zerwał z wizerunkiem grzecznego bożyszcza nastolatek i wybrał bardziej rockowy image – momentami wyglądał nawet jak młody syn Micka Jaggera, Styles jest bowiem do lidera The Rolling Stones niezwykle podobny.

Muzyk zasłynął także jako druga połowa stworzonej przez fanów "pary" Larry Stylinson – od imion i nazwisk jego i Tomlinsona. Harry i Louis byli najlepszymi przyjaciółmi, byli wręcz nierozłączni i nie wstydzili się okazywać sobie uczuć. Stąd plotki, że są w sobie zakochani. A nawet nie plotki – marzenia. Nastolatki oszalały na punkcie Larry'ego Stylinsona, shipowały ich – na temat "miłości" muzyków powstały niezliczone fanfiki czy fanarty. W jednym z odcinków serialu "Euforia" pojawia się nawet taka fanowska wariacja na temat. Styles wyszedł więc z zespołu z dużym bagażem. Był tym niegrzecznym, najzdolniejszym i najbardziej uczuciowym. Zamiast odciąć się od tego wizerunku oraz homoseksualnych plotek i pokazać się jako "prawdziwy" mężczyzna, Styles brnął jednak w to wszystko dalej. To wtedy pierwszy raz pokazał, że stereotypowa męskość to jeden wielki stek bzdur i na pewno nie zamierza być jej wierny.

W 2017 roku Styles wydał swój debiutancki album "Harry Styles". Na okładce widzimy tylko tył jego głowy i kawałek pleców. Muzyk siedzi w wypełnionej różową wodą wannie. Ma mokre włosy, przemywa oczy. Na jego szyi wisi srebrny łańcuszek, ręce pokrywają tatuaże. Takich okładek z pewnością nie robi "prawdziwy mężczyzna". Na tym zdjęciu przebija się bowiem jedna cecha: wrażliwość, o której za chwilę.

Płyta oczywiście odniosła natychmiastowy sukces, pokryła się platyną w kilku krajach, w tym w Polsce. Styles pokazał się na niej jako artysta niezwykle uzdolniony, który nie boi się łączyć popu z rockiem. Teksty były świeże, brzmienia dynamiczne, zabrakło może spójności, ale na debiutanckich albumach często o nią trudno. Liryczny singiel "Sign of the Times" stał się hitem, a magazyn "Rolling Stone" uznał go za piosenkę roku.
Styles na tym sukcesie nie poprzestał. Mimo że wielu otwarcie się z niego śmiało i kręciło nosami, postanowił spróbować swoich sił w aktorstwie. Zaczął z grubej rury – zagrał młodego żołnierza w głosnej "Dunkierce" Christophera Nolana. Krytycy przestali narzekać, gdy zobaczyli go na ekranie. Styles okazał się urodzonym aktorem. Był po prostu dobry. Film został nominowany do Oscara, a Styles znowu utarł nosa krytykom. Co robi zresztą cały czas.

Kwiaty i koronki
W świecie, w którym mężczyzna powinien chodzić na siłownię, być napakowany i nosić się "po męsku", Styles jest kolorowym kwiatem. I to dosłownie. Szczupły i eteryczny Brytyjczyk kocha kwiaty – kwieciste koszule czy garnitury to jego żywioł. A oprócz tego buty na obcasie, spodnie dzwony, falbany i pomalowane paznokcie. Czyli "babskie ciuchy".

Na prestiżowej Met Gali w Nowym Jorku w 2019 roku Styles zachwycił wszystkich czarnym, prześwitującym na dekolcie i rękach strojem z kokardą i koronkami. W uchu miał perłowy kolczyk, a na stopach wysokie lakierki. Jego paznokcie zdobił czarny lakier, a palce – liczne pierścionki. Harry, który ma chłopięcą, anielską urodę wyglądał, jak młode bóstwo. Szybko ochrzczono go symbolem mody gender fluid, czyli takiej, która zaciera granice płciowe. Styles konsekwentnie pokazuje swoim stylem, że najważniejsza jest wolność, a nie stereotypy czy zasady. Swoją męskość konstruuje na własnych zasadach, a najważniejsza jest dla niego właśnie wspomniana już wcześniej wrażliwość. Nie boi się mówić o niej głośno. Jak twierdzi w wywiadach to dzięki otwartym mówieniu o swoich emocjach i uczuciach – i przyjaciołom, i w swojej muzyce – czuje się pewny siebie i prawdziwie wolny.

– Nie wychowałem się w męskim świecie, ale z mamą i siostrą. Czuję się znacznie lepiej z tym, jaki jestem. Myślę, że w byciu wrażliwym i w pozwoleniu sobie na byciu kobiecym jest dużo męskości. Bardzo dobrze się z tym czuję – mówił w rozmowie z aktorem Timotheem Chalametem w "i-D", aktorem, który także przekracza płciowe granice. Jak dodał również Styles, dzisiaj jest dużo łatwiej "być męskim na wiele różnych sposobów". Harry Styles jest więc sobą, nie przeprasza i pokazuje, że wolność ekspresji zawsze jest w cenie. Artysta, który niedługo rozpoczyna swoją trasę koncertową "Love on Tour" i wystąpi 10 maja 2020 roku w Tauron Arenie Kraków, 13 grudnia wydaje swoją drugą płytę "Fine Line". To wspaniała wiadomość – jego odwagi bardzo w XXI wieku potrzebujemy.