Nie zachowuje się jak "prawdziwy facet", ale kobiety go uwielbiają. Harry Styles łamie płciowe tabu
Już dawno nie mówi się o nim "ten chłopak z boysbandu". Mimo że Harry Styles zbudował swoją niezwykłą popularność na budzącym wśród fanek histerię zespole One Direction, to teraz radzi sobie świetnie sam. Nie tylko tworzy świetną muzykę. 25-letni Brytyjczyk, który w przyszłym roku zaśpiewa w Krakowie, konsekwentnie burzy konstrukty toksycznej męskości i jest mężczyzną na swoich własnych zasadach. W świecie, w którym wciąż trzeba być "twardym facetem", jest jak powiew świeżego powietrza.
To właśnie filozofia życiowa Stylesa, który nieustannie zaskakuje i przekracza granice. Który mówi "nie" toksycznej męskości promującej agresję, siłę mięśni, dominację, walkę i zamknięcie na emocje. I który, obojętnie, czego by nie robił, jest uwielbiany i hołubiony przez miliony.
Isn't he lovely?
W kwietniu 2010 roku 16-latek z małej miejscowości Holmes Chapel w Anglii pojawił się na castingu do siódmego sezonu "X Factor", najpopularniejszego programu muzycznego na Wyspach. Styles zaśpiewał "Isn't She Lovely" Steviego Wondera i przeszedł do drugiego etapu, potem jednak odpadł. Jurorzy wezwali jednak z powrotem na scenę jego, Nialla Horana, Louisa Tomlinsona, Zayna Maylika i Liama Payne'a i zaproponowali im, żeby stworzyli zespół, który przejdzie dalej. Tak powstało One Direction.
Reszta jest historią, bo mało kto nie słyszał o One Direction. To bez wątpienia jeden z najpopularniejszych boysbandów w historii muzyki. Przez 6 lat istnienia (w 2016 roku zespół ogłosił przerwę) wydali pięć bestsellerowych albumów, nagrali kilkanaście wielkich hitów, zdobyli blisko 200 nagród i koncertowali na całym świecie na wyprzedanych stadionach. Styles, Horan, Tomlinson, Payne i Malik (który odszedł z grupy w 2015 roku) stali się młodymi milionerami. W 2016 roku "Forbes" nazwał ich drugimi najlepiej zarabiającymi celebrytami na świecie. One Direction było marką i to wartą kokosy.
Różowa woda nie tylko dla dziewcząt
Styles zawsze wyróżniał się w One Direction. Był bez wątpienia najpopularniejszy, wielu twierdzi także, że najzdolniejszy. Był także najbardziej niepokorny. To on jako pierwszy zerwał z wizerunkiem grzecznego bożyszcza nastolatek i wybrał bardziej rockowy image – momentami wyglądał nawet jak młody syn Micka Jaggera, Styles jest bowiem do lidera The Rolling Stones niezwykle podobny.
Muzyk zasłynął także jako druga połowa stworzonej przez fanów "pary" Larry Stylinson – od imion i nazwisk jego i Tomlinsona. Harry i Louis byli najlepszymi przyjaciółmi, byli wręcz nierozłączni i nie wstydzili się okazywać sobie uczuć. Stąd plotki, że są w sobie zakochani. A nawet nie plotki – marzenia. Nastolatki oszalały na punkcie Larry'ego Stylinsona, shipowały ich – na temat "miłości" muzyków powstały niezliczone fanfiki czy fanarty. W jednym z odcinków serialu "Euforia" pojawia się nawet taka fanowska wariacja na temat.
W 2017 roku Styles wydał swój debiutancki album "Harry Styles". Na okładce widzimy tylko tył jego głowy i kawałek pleców. Muzyk siedzi w wypełnionej różową wodą wannie. Ma mokre włosy, przemywa oczy. Na jego szyi wisi srebrny łańcuszek, ręce pokrywają tatuaże. Takich okładek z pewnością nie robi "prawdziwy mężczyzna". Na tym zdjęciu przebija się bowiem jedna cecha: wrażliwość, o której za chwilę.
Płyta oczywiście odniosła natychmiastowy sukces, pokryła się platyną w kilku krajach, w tym w Polsce. Styles pokazał się na niej jako artysta niezwykle uzdolniony, który nie boi się łączyć popu z rockiem. Teksty były świeże, brzmienia dynamiczne, zabrakło może spójności, ale na debiutanckich albumach często o nią trudno. Liryczny singiel "Sign of the Times" stał się hitem, a magazyn "Rolling Stone" uznał go za piosenkę roku.
Kwiaty i koronki
W świecie, w którym mężczyzna powinien chodzić na siłownię, być napakowany i nosić się "po męsku", Styles jest kolorowym kwiatem. I to dosłownie. Szczupły i eteryczny Brytyjczyk kocha kwiaty – kwieciste koszule czy garnitury to jego żywioł. A oprócz tego buty na obcasie, spodnie dzwony, falbany i pomalowane paznokcie. Czyli "babskie ciuchy".
Na prestiżowej Met Gali w Nowym Jorku w 2019 roku Styles zachwycił wszystkich czarnym, prześwitującym na dekolcie i rękach strojem z kokardą i koronkami. W uchu miał perłowy kolczyk, a na stopach wysokie lakierki. Jego paznokcie zdobił czarny lakier, a palce – liczne pierścionki. Harry, który ma chłopięcą, anielską urodę wyglądał, jak młode bóstwo. Szybko ochrzczono go symbolem mody gender fluid, czyli takiej, która zaciera granice płciowe.
– Nie wychowałem się w męskim świecie, ale z mamą i siostrą. Czuję się znacznie lepiej z tym, jaki jestem. Myślę, że w byciu wrażliwym i w pozwoleniu sobie na byciu kobiecym jest dużo męskości. Bardzo dobrze się z tym czuję – mówił w rozmowie z aktorem Timotheem Chalametem w "i-D", aktorem, który także przekracza płciowe granice. Jak dodał również Styles, dzisiaj jest dużo łatwiej "być męskim na wiele różnych sposobów".