Największe kuriozum z przesłuchania kandydatów do TK. Żenująca opinia o Piotrowiczu

Paweł Kalisz
Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz zostali w środę przedstawieni jako kandydaci na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Laurka, jaką wystawiło PiS Piotrowiczowi, to wspaniała historia... opozycjonisty i człowieka bez skazy.
Stanisław Piotrowicz został w środę na sejmowej komisji sprawiedliwości przedstawiony jako bohater opozycji solidarnościowej. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
W środę sejmowa komisja sprawiedliwości przegłosowała rekomendację kandydatur Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. To, że posłowie PiS, mający większość w komisji, przegłosują swoich kandydatów, raczej było do przewidzenia.

To co dziwi, to forma w jakiej to uczyniono. I do tego laurka, jaką wystawiono jednemu z kandydatów. "Stanisław Piotrowicz rozpoczął studia w 1972 na wydziale prawa i administracji na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, które ukończył w roku 1976 z wynikiem dobrym. Następnie rozpoczął aplikację prokuratorską którą zakończył z najlepszym wynikiem pośród wszystkich aplikantów. Dlatego też dość szybko awansował do wydziału śledczego do ówczesnej prokuratury rejonowej w Krośnie, w której prowadził najpoważniejsze śledztwa, wyłącznie o charakterze kryminalnym i gospodarczym" – czytała przygotowaną opinię na temat kandydata Anna Milczanowska. Dalej padły słowa, w które naprawdę aż trudno uwierzyć. Opinia na temat kandydata przedstawiała go jako męża bez skazy i bez mała... bohatera podziemia solidarnościowego!


"Po wprowadzeniu stanu wojennego, na skutek krytykowania tego faktu i odmowy prowadzenia śledztw o charakterze politycznym, jakie wtedy dopiero pojawiały się w tej jednostce, z dnia na dzień został przeniesiony do prokuratury niższego szczebla i szykanowany" – czytała Milczanowska. Posłowie opozycji zaczęli się śmiać.

"W konsekwencji tego złożył wypowiedzenie pracy na piśmie i jako uciekinier z prokuratury w stanie wojennym nie mógł znaleźć żadnej pracy, mając w tym czasie na utrzymaniu niepracującą żonę i dwójkę małych dzieci. Za namową bliskich autorytetów przekonywujących go do tego, że w prokuraturze potrzebni są przyzwoici ludzie, pod koniec trzymiesięcznego wypowiedzenia cofnął je" – usłyszeli członkowie komisji sprawiedliwości. Słowem nie wspomniano o Antonim Pikulu, działaczu "Solidarności" i ofierze prokuratora Piotrowicza. Za to pojawiły się zapewnienia, jak to w wolnej Polsce, w uznaniu kompetencji prawniczych Piotrowicza, a także za pomoc osobom represjonowanym w czasie stanu wojennego, ówczesny minister sprawiedliwości w 1990 roku powołał pana kandydata na sędziego TK na szefa prokuratury rejonowej w Krośnie, a później awansował go na prokuratora Prokuratury Okręgowej.
Słuchając przedstawienia kandydata na sędziego TK trudno było nie uniknąć skojarzeń ze sceną z filmu "Potop", w którym na koniec ksiądz odczytywał listę zasług Andrzeja Kmicica dla ojczyzny. Aż dziw, że Milczanowska nie wspomniała o tym, że za komuny Piotrowicz "żywym ogniem był palony".

Opozycja miała mnóstwo zastrzeżeń do tej historii, jednak nie dano jej okazji do wysłuchania odpowiedzi na pytania do kandydata. Po awanturze, jaką sprowokowała Krystyna Pawłowicz przewodniczący komisji Marek Ast zamknął dyskusję i zarządził głosowania nad kandydaturami. O ile Pawłowicz zaczęła odpowiadać na pytania, to Piotrowicz nie zająknął się ani słowem.
Zarówno Piotrowicz jak i Pawłowicz zostali pozytywnie zaopiniowani przez komisję sprawiedliwości. Następny krok należy do Sejmu. Tu wynik również jest do przewidzenia.