"Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem". Pietrzak opowiada, jak załatwiał budowę łuku triumfalnego

Tomasz Ławnicki
Jan Pietrzak w rozmowie z naTemat zdecydowanie odpiera zarzut, że jest "pieszczochem władzy". Satyryk nie kryje przy tym wdzięczności premierowi za jego niespodziewane wsparcie dla idei budowy łuku triumfalnego dla uczczenia Bitwy Warszawskiej. W piątek Mateusz Morawiecki zapowiedział, że łuk stanie "w krótkim czasie". Zarzucił przy tym władzom Warszawy, że są w tej kwestii "mało kooperatywne". Odpowiedź ratusza na ten zarzut jest taka, że komuś w rządzie powinno się zrobić wstyd.
Jan Pietrzak od kilku lat zbiera środki na budowę łuku triumfalnego w Warszawie dla upamiętnienia bitwy 1920 w wojnie polsko-bolszewickiej. Na zdjęciu - satyryk podczas poświęcenia tablicy ofiar katastrofy smoleńskiej w Łodzi. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Marzenie Pietrzaka
Idea nowa nie jest. Gdy się pojawiła kilka lata temu, wielu potraktowało to jako żart satyryka. Towarzystwo Patriotyczne Fundacja Jana Pietrzaka zaprezentowało pomysł uczczenia setnej rocznicy Cudu nad Wisłą. Pietrzak uznał, że nie ma lepszego sposobu na uhonorowanie zwycięzców z 1920 r., niż ustawienie łuku triumfalnego na samym środku Wisły.

Na stronach fundacji pokazano projekt łuku. Jan Pietrzak podzielił się marzeniem, aby budowla była wyższa od Pałacu Kultury i Nauki (d. imienia Józefa Stalina) i ruszyła zbiórka pieniędzy.
Wizualizacja Łuku Triumfalnego w Warszawie zaprezentowana przez Towarzystwo Patriotyczne Fundacja Jana Pietrzaka.Fot. luktriumfalny1920.pl
Jak się właśnie okazało, w gronie tych, którzy zbiórkę wsparli, był premier Mateusz Morawiecki.


– Sam osobiście też wpłaciłem środki na fundację, która zbiera środki na jego budowę, bo uważam, że łuk triumfalny ku czci Bitwy Warszawskiej byłby godnym upamiętnieniem – przyznał w piątek premier podczas czata na Facebooku, odpowiadając na pytanie jednej z internautek. Obiecał przy tym, że łuk ten stanie "w krótkim czasie".
Mateusz Morawiecki
Prezes Rady Ministrów

Pomnik Bitwy Warszawskiej powinien być już 20 lat temu, 30 lat temu, 10 lat temu, powinien być w przyszłym roku - nie będzie, ale obiecuję pani, on stanie w krótkim czasie, musi stanąć w krótkim czasie.

Warto zaznaczyć, że - użyjmy skrótu myślowego - łuk Pietrzaka nie był jedynym pomysłem na uczczenie Bitwy Warszawskiej w sto lat od wydarzenia (była też choćby idea jeszcze innego łuku, bardziej klasycznego, w okolicach Ogrodów Saskich). Nic więc dziwnego, że autor pomysłu jest zachwycony wsparciem ze strony szefa rządu.

Dynamiczny Morawiecki
– Wasz portal mnie nie lubi, więc niech pan uczciwie to zanotuje i poda – zaczyna rozmowę Jan Pietrzak. Przyznaje, że szef rządu już wcześniej wsparł ideę, wpłacając "parę złotych".
Jan Pietrzak

Bardzo się cieszę z inicjatywy premiera. To jest człowiek dynamiczny, więc myślę, że weźmie się do tego z energią i ten łuk powstanie. Życzę tego wszystkim warszawiakom, niezależnie od poglądów politycznych, bo to jest sprawa naszej godności i zobowiązań wobec poprzednich pokoleń.

Pietrzak wspomina, że o upamiętnieniu Bitwy Warszawskiej przed laty rozmawiał z władzami stolicy, ale one - jak stwierdza - skompromitowały się. – Na koniec rozmów zdecydowały, że postawią - zamiast pomnika Bitwy Warszawskiej - kładkę rowerową nad Wisłą im. Bitwy Warszawskiej. Ja im wtedy powiedziałem, żeby sobie postawili ławkę na podwórku im. Bitwy Warszawskiej, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem – opowiada.
Jan Pietrzak przyznaje, że premier Morawiecki wpłacił "parę złotych" na budowę łuku triumfalnego w Warszawie.Fot. Screen z Telewizji Republika
Również premier Morawiecki obarczył władze Warszawy winą za to, że łuk jeszcze nie stoi, a przecież stać powinien. – Proszę pytać władze Warszawy, dlaczego nie ma pomnika. Bo władze Warszawy są tutaj mało kooperatywne niestety – stwierdził szef rządu w rozmowie z internautami.

Premier niedoinformowany
Szybko jednak się okazało, że zarzuty premiera są - delikatnie mówiąc - mało trafione. – To kompletna nieprawda. Zacząć należy od tego, że upamiętnienie rocznicy Bitwy Warszawskiej jest inicjatywą warszawskiego ratusza, ta idea jest żywa. Władze stolicy chcą jednak, aby to się odbyło na zasadzie konkursu, a nie narzucania z góry konkretnej formy architektonicznej, jaką jest łuk triumfalny – wyjaśnia w rozmowie z naTemat rzecznik prezydenta Warszawy Kamil Dąbrowa.
Kamil Dąbrowa
rzecznik prasowy prezydenta m.st. Warszawy

Zdaje się, że Warszawa ma zupełnie inne podejście do tego niż premier Morawiecki. Chcemy, żeby to był konkurs otwarty, a nie konkurs na łuk triumfalny. Bo to trochę tak, jakby w kwestii pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej PiS z góry narzucił, że mają to być schody. Mogę tylko powiedzieć, że konkursów w ten sposób się nie organizuje.

Scenariusz na upamiętnienie Cudu nad Wisłą zresztą też już jest gotowy. Latem Rada Miasta postanowiła, że najlepszą lokalizacją będzie pl. Na Rozdrożu. Konkurs na pomnik ma zostać ogłoszony w grudniu, rozstrzygnięcie spodziewane jest w przyszłym roku. I trochę trudno, aby premier Morawiecki o tym wszystkim nie wiedział.

– W jury konkursu jest minister kultury Piotr Gliński, są także radni PiS. Wszystko odbywa się w sposób jawny i przejrzysty. Może więc warto byłoby, aby pan premier Morawiecki zapytał pana premiera Glińskiego, co robi w sądzie konkursowym. Wówczas by wiedział, jak wiele robi miasto w kwestii upamiętnienia Bitwy Warszawskiej – zauważa Kamil Dąbrowa.

Co z pieniędzmi ze zbiórki?
Konkurs konkursem, a Jan Pietrzak wierzy, że skoro premier wsparł ideę postawienia łuku triumfalnego, to taki łuk powstanie. Skąd na to pieniądze? Na pewno nie ze zbiórki, jaką organizuje Towarzystwo Patriotyczne. Pietrzak nie ujawnia, ile jest na koncie. Nie kryje jednak, że przez pięć lat zbiórki pieniędzy nie udało się zgromadzić takich środków, jakie byłyby niezbędne do budowy.
Plakat zachęcający do wsparcia budowy łuku upamiętniającego Bitwę Warszawską. Autor plakatu: Wojciech Korkuć.Fot. luktriumfalny1920.pl
– Myśmy tę zbiórkę prowadzili chałupniczo, bez jakiejś wielkiej akcji medialnej, na naszych koncertach. Myśmy zbierali wyłącznie na promocję tej sprawy. I przez pięć lat zrobiliśmy taką promocję, że dotarła do premiera. Więc mamy sukces – tłumaczy.

Kosztowna fundacja
Podatników ta promocja co nieco też kosztowała. Koncerty z cyklu "Niepodległość 100+", "Zwycięska Polska" czy "Niech żyje Polska", z którymi Jan Pietrzak przez ostatnie lata objeżdżał kraj wzdłuż i wszerz, mogły liczyć na pokaźne wsparcie państwa. Satyrykowi "dobrej zmiany" towarzyszyli inni artyści dobrze znani z narodowej TVP: Jerzy Grunwald czy Ryszard Makowski.
O dotacjach dla Towarzystwa Patriotycznego Fundacji Jana Pietrzaka pisano w mediach raz po raz. Głośno było o sumie 600 tys. zł od fundacji PZU, czyli od największego ubezpieczyciela kontrolowanego przez państwo, czy o ponad 400 tys. zł od Narodowego Centrum Kultury.

Satyryk "prześladowany"
Gdy pytam satyryka, czy nie sądzi, że stał się pieszczochem władzy, odpowiada z oburzeniem: "Wręcz przeciwnie! Jestem jak zwykle przez ponad 50 już lat prześladowany, niszczony przez wrogie media, przez ludzi nieżyczliwych Polsce i niekochających Polski. Od kiedy napisałem 'Żeby Polska była Polską' stałem się wrogiem pewnych środowisk".
Słynny opolski koncert, na którym Jan Pietrzak i jego przyjaciele bawili się przy pustych ławkach.Fot. Roman Rogalski / AG
A dotacje z państwowych źródeł? – Każdy lubi patrzeć komuś w kasę – tak podsumował Pietrzak medialne doniesienia w tej sprawie. O konkretnych sumach, jakie otrzymał, mówić nie chce. – Trochę pomagały mi Fundacja PZU i Narodowe Centrum Kultury – przyznaje.

Wierzy przy tym, że i teraz - gdy już premier Morawiecki wsparł ideę budowy łuku triumfalnego na Wiśle - znajdą się na to środki. Zdaniem Jana Pietrzaka w tej kwestii pieniądze w ogóle nie grają roli. – Finansowo to nie jest żaden problem, to jest wyłącznie problem woli politycznej. Wystarczyłoby jakąś jedną działkę w Warszawie uczciwie sprzedać i już byłoby 30-50 mln zł i to by starczyło na budowę łuku – podsumowuje satyryk.