Nigdy nie czułeś się tak samotny jak... w związku? Psycholog mówi, co to oznacza

Aneta Olender
Idealny scenariusz wyglądałby tak: czujesz się samotna/samotny, po czym znajdujesz drugą połówkę i na zawsze zapominasz o tym okropnym słowie na s... Niestety choć i takie rozwiązanie jest możliwe, to na pewno nie dotyczy wszystkich. Samotność w związku jest dziś coraz większym problemem. – Mamy coraz więcej obowiązków, jesteśmy zabiegani, zarobieni, nasze wymogi rosną. W związku z tym tak naprawdę nie mamy takiej przestrzeni, aby porozmawiać – mówi w rozmowie z naTemat psycholog zajmujący się m.in. terapią par, Piotr Zaremba.
Coraz więcej osób czuje się samotnym w związku. Fot. 123rf
Samotność w związku, czy to nie powinno się wykluczać?

Piotr Zaremba, psycholog ze Strefy Myśli w Warszawie: Rzeczywiście, wydawałoby się, że związek powinien nam dawać pełne 100 proc. poczucia czyjejś obecności, powinien zaspokajać nasze potrzeby i eliminować odczuwanie samotności Okazuje się jednak, że tak nie jest.

Każdy z nas fundamentalnie jest w jakiś sposób samotny, a związek nie jest w stanie tej podstawowej samotności usunąć czy też jej wypełnić.

Jest jednak jeszcze jeden rodzaj samotności - jest nią właśnie samotność w związku. Ona w jakiś sposób wynika właśnie z bycia razem, z niepełnego zaspokojenia potrzeb.


Wiele osób powtarza, że tak dzieje się w wielu związkach i coraz częściej, bo przyczyną jest tempo naszego życia. Tak jest rzeczywiście?

Do końca tego nie wiemy. Przyjmujemy, że dziś to poczucie osamotnienia w relacji się zwiększa. Mamy coraz więcej obowiązków, jesteśmy zabiegani, zapracowani, nasze i wobec nas wymogi rosną. W związku z tym tak naprawdę nie mamy wystarczajacej przestrzeni, aby porozmawiać, wspólnie zastanowić się nad niektórymi sprawami. Brakuje nam czasu, który możemy poświęcić najbliższej nam osobie.

Nie wiemy jednak, jak było kiedyś. Mówi się, że w przeszłości ludzie mieli czas, bo nie mieli tylu zajęć, bo nie rozpraszało ich tyle komunikatorów, które dziś odbierają olbrzymią część energii i uwagi.

Jeśli jednak samotność wynika z tempa życia, to chyba można jakoś temu zaradzić?

Tak, ale do pewnego stopnia. Na to może się również nakładać zmęczenie związkiem: "Nie mam na nic czasu", "Przełóżmy to, bo trzeba ogarnąć wszystko dookoła". Czasami wybieramy odpoczynek, wolimy się położyć zamiast z kimś rozmawiać.

Kiedy terapeutycznie obserwuje się pacjentów w parach, to mają przede wszystkim niesłychany problem z komunikacją. Choć może być też i tak, że pozornie oboje są bardzo aktywni i potrafią dużo mówić, ale jednak ta treść jest dosyć uboga jeśli chodzi o przekaz emocji. Nie ma w niej tak ważnych kwestii, jak np. co czujemy, co o sobie myślimy, jak przeżywamy bycie razem.

Często ludzie odkrywają rzeczy, o których nawet nie wiedzieli. Mam na myśli rzeczy, które druga osoba o nich myśli. Chodzi o pozytywny aspekt, bo z tych negatywnych emocji bardziej zdajemy sobie sprawę. Więc naprawdę bywa to zaskoczeniem nawet po kilkunastu, kilkudziesięciu latach.

Najtrudniejsze jest bycie w relacji z osobami najbliższymi. Większość z nas nie jest nauczona dialogu, wyjaśniania różnych spraw. A przecież często są to trudne rozmowy. Uczymy się matematyki, historii itd., natomiast nikt nas nie uczy psychologii.

Nikt nie pomyślał, że od przedszkola ktoś powinien podpowiadać, jak rozmawiać z rodzicami, z rówieśnikami, z sobą samym, jak rozwiązywać problemy. Emocje są naszym najważniejszym sojusznikiem, ale też wielkim wrogiem w relacjach.

Może być jednak też tak, że ta samotność w związku wynika raczej z naszych doświadczeń? To znaczy, że to uczucie jest wywołane nie nieodpowiednim zachowaniem partnera, ale właśnie spowodowane naszymi obawami?

Jest rodzaj samotności, która związana jest z pewnymi deficytami, a która powoduje, że nie potrafimy do końca zaufać. Głębokość rany emocjonalnej jest tak duża, że zawsze towarzyszy jej obawa i lęk.

Dzieciństwo i młodość bardzo na nas wpływają, kształtują nas. Ktoś np. mógł być w przeszłości zdany tylko na siebie, więc w dorosłości ogranicza potrzebę korzystania z pomocy innych. Oczywiście jednocześnie odczuwając dużą potrzebę otrzymywania wsparcia...

Taka osoba najprawdopodobniej uważa, że partner również odczuwa podobnie. W rzeczywistości może być wręcz przeciwnie. To drugie może mieć znacznie większe zapotrzebowanie wymiany emocjonalnej, intensywności kontaktu.

Są ludzie poranieni, którzy boją się bliskości. Nie są w stanie czerpać z tego, co daje druga osoba. Te różnice są problemem.
W przypadku takich różnic można starać się naprawić relację?

Można nauczyć się zbliżania do siebie naszych stanowisk. Jedna strona zaczyna bardziej zwracać uwagę na potrzeby partnera, na jego potrzebę czułości, bliskości, komunikatów słownych, gestów. Natomiast druga strona stara się trochę ten napór w sobie powstrzymywać. Aby nim nie przytłoczyć, nie „przestraszyć” bliskiej osoby.

Trzeba rozmawiać, obserwować wzajemnie, uczyć się partnera. Uwrażliwiać się na siebie. Bywa, że jedna ze stron jest bardziej otwarta i potrafi zachęcić do głębszego kontaktu. Bardzo często pomocna jest właśnie terapia par, bo ludzie odkrywają, że mogą się inaczej ze sobą komunikować.

Chodzi przede wszystkim o zwracanie uwagi na potrzeby drugiego. Łatwiej wychodzi nam to w przypadku dzieci, bo partnera traktujemy równorzędnie i mamy względem niego bardzo duże oczekiwania.

Są chyba jednak i takie sytuacje, że samotność jest jednak oznaką rozpadu relacji?

Może być oznaką rozpadu związku. Na terapii par widać często, czy relacja „rokuje”, czy raczej jedna ze stron praktycznie podjęła już decyzję o rozstaniu. W takim przypadku szanse na to, że uda się coś odbudować, nie są duże.

Uczucie samotności w związku niszczy poczucie własnej wartości? Sprawia, że mamy mniejszą satysfakcję z życia?

Czujemy się coraz bardziej samotni i wyobcowani w tej relacji, niespełnieni. Nie ma żadnej wątpliwości, że wpływa to na jakość związku, ale istotne jest też to, że spada poczucie własnej wartości. Zdarza się tak, że ktoś mówi: "Nie jestem warta, żeby partner się na mnie skoncentrował, żeby był blisko mnie".

Może to też rzutować na przyszłe relacje.

Tak, nazwałbym to syndromem bitego psa. Jeśli człowiek rzucał w niego kamieniami lub go bił, to pewien odruch obronny u zwierzęcia zostaje. Człowiek oczywiście ma więcej możliwości, żeby to przepracować, bo ma większą kontrolę intelektualną, ale nie jest to proste. Wcześniejsze doświadczenie stale podpowiada: uważaj!

Może to skutkować tym, że taka osoba będzie się później mniej angażowała. Mniej dawała i mniej oczekiwała. Niektóre relacje są też takie, że poprzednie związki mocno rzutują. W efekcie ludzie się ranią.

Jakie są sposoby na radzenie sobie z samotnością w związku? Szukanie wspólnych pasji?

Wspólna praca, wspólne zainteresowania, to może pomóc w niektórych sytuacjach. Jednak poczucie samotności nie może być dominujące i zbyt głębokie, aby to wystarczało. Skupienie się tylko na bardziej zewnętrznych, przyjemnych kwestiach, nie rozwiązuje problemu.

Czy jednak rozmowa? Terapia?

Terapia pomaga odkryć, przepracować pewne rzeczy, pozwala zobaczyć partnera z zupełnie innej perspektywy. Często ludzie w trakcie spotkań dostrzegają, że partner ma w stosunku do nich mnóstwo ciepłych i pozytywnych uczuć. A to że czuli się samotni, nie wynika z poważnych problemów, tylko ze zwykłego braku komunikacji, nieumiejętności okazywania pozytywnych emocjami, bo w przekazywaniu negatywnych, jesteśmy mistrzami świata.
Czytaj także: Długoletni związek w trójkę jest możliwy? Emocji i łóżka starczy dla wszystkich, gorzej ze znajomymi