Gwałcił ją codziennie, teraz jest na niego skazana. Kwarantanna z oprawcą to problem wielu Polek

Daria Różańska
– Podczas wojny siedziało się w obozach jenieckich, walczyło się o życie, a każdy dzień był nie do przewidzenia. I tak jest teraz w moim domu – wyrzuca z siebie Anka. Na czas kwarantanny została zamknięta pod jednym dachem z mężem-wojskowym, który od lat się nad nią znęca. Na wszystko patrzą ich dwaj synowie.
Zdjęcie poglądowe. Fot. Shutterstock.com
– To najgorszy moment w życiu – ciężko wzdycha Anna. Wyrwała się z domu do pobliskiego lasu. Tu nie musi mówić szeptem, może wyłączyć czujność. Mąż nie skarci spojrzeniem, nie będzie na nią wrzeszczał, znęcał się.

Trochę też się oderwie: złapie pierwsze promienie wiosennego słońca, popatrzy, jak drzewa budzą się do życia, a ptaki podrywają do lotu. Przez telefon słychać, jak głośno śpiewają.

To taka szczelina w piekle.

Bo piekło Anka ma w domu codziennie. Chociaż mąż-wojskowy, pracownik ważnej rządowej instytucji, poważany i lubiany, nigdy nie podniósł na nią ręki. Ale zaciśniętą pięścią uderza w stół tak, że ma ją przed nosem. Talerzami, książkami, kubkami rzuca w jej stronę.


Anna boi się, że niedługo mąż będzie celował w nią. Jak skończy się kwarantanna, to Anka założy mu Niebieską Kartę. I od niego odejdzie. Bo dłużej już nie wytrzyma. Teraz hamuje jego agresję, ale swoim kosztem – bunt i złość zagłusza tabletkami.

– Pilnuję się, żeby nie zwariować i niczego sobie nie zrobić. Dwa razy myślałam o tym, że najlepiej byłoby, gdybym po prostu zniknęła – w głosie Anki strach miesza się ze smutkiem i rezygnacją.

Kwarantanna z oprawcą


– Jedna z kobiet po prostu wyszła z domu, spakowała walizkę i powiedziała, że nie wróci, "bo on ją tam zabije" – opowiada Renata Durda, szefowa Niebieskiej Linii.

Takie obawy podczas kwarantanny ma wiele ofiar przemocy domowej: gwałconych, bitych czy gnębionych psychicznie przez swoich mężów, ojców, dziadków. W czasie pandemii koronawirusa nie mają dokąd uciec. Często są "zamknięte" na kilkudziesięciu metrach kwadratowych ze swoim oprawcą.

Nie wychodzą do pracy, nie odwożą dzieci do szkoły, nie spotykają się z koleżankami. Nikt nie zauważy siniaków, podkrążonych od płaczu oczu. – Często wyrzuty sumienia powstrzymują je przed wezwaniem policji. "Bo przecież ludzie umierają, a ja mam zawracać głowę, że mąż mnie gwałci" – słyszę.
Joanna Piotrowska
prezeska zarządu Fundacji Feminoteka

Przemoc domowa w warunkach kwarantanny rośnie, bo ofiary nie mają dokąd uciekać, a sprawcy wylewają na nie swoje frustracje związane z izolacją.

– To bardzo patowa sytuacja. Kobietom trudno jest nawet zadzwonić do jakiejś organizacji pomocowej, bo przecież mąż jest obok. Nie mówiąc już o wyjściu do MOPS-u, szukaniu pomocy na zewnątrz – zauważa Maja Staśko, dziennikarka i aktywistka ze Stowarzyszenia Forgetmenot.

Marta Mróz ze Stowarzyszenia "Przymierze" dodaje: – To wyjątkowo trudny czas dla ofiar przemocy domowej – nawet policjanci nie przyjadą szybko na interwencję, bo są pilniejsze sprawy.

A zgłoszeń jest coraz więcej. – Wojewódzkie wydziały policji dają nam znać, że jest zwiększona ilość interwencji. A to dopiero się zacznie: im dłużej będzie trwał stan epidemii, tym więcej będzie zgłoszeń – uważa Mróz.

Ofiary przemocy domowej w czasie kwarantanny częściej wybierają też numer Niebieskiej Linii: – Skala napięcia jest teraz tak duża, że dzwonią do nas osoby w bardzo kryzysowym stanie emocjonalnym, wręcz w psychozach. Tutaj dodatkowym elementem jest powód, dla którego ci ludzie siedzą w domu, a także strach o zdrowie i miejsca pracy – tłumaczy Renata Durda.
Renata Durda
szefowa Niebieskiej Linii

Szefowa Niebieskiej Linii podkreśla, że zarówno zasoby policji, jak i organizacji wspierających kobiety są w tej chwili ograniczone. I apeluje: – Jeśli słyszymy, że coś się dzieje za ścianą, możemy chociaż zapukać do drzwi z bezpiecznej odległości 1,5 metra i zapytać, czy komuś potrzebna jest pomoc. Czasami zwrócenie uwagi osobie, która stosuje przemoc, już jest podniesieniem poziomu bezpieczeństwa tych, którzy doznają przemocy.


Nie traktuje mnie jak człowieka


Anka chodzi na paluszkach. Przez zęby cedzi słowa, ucina rozmowy, puszcza mimo uszu wyzwiska. Ładuje w siebie tabletki na uspokojenie. Dużo śpi. Próbuje przeczekać czas kwarantanny.

W ostatnich tygodniach jest gorzej: mąż z powodu pandemii koronawirusa pracuje z domu, dzieci nie chodzą do szkoły. Wszyscy zamknięci są w mieszkaniu. Anka złożyła już papiery rozwodowe. – On próbuje coś ugrać poprzez zastraszenie mnie, agresję, przemoc psychiczną i ekonomiczną – opowiada.

Jej mąż wypłacił z konta ich wspólne pieniądze, zresztą zawsze uważał, że są tylko jego. Bo przecież Anka nie pracowała, tylko zajmowała się dziećmi i domem, podczas gdy on piął się po szczeblach kariery.

Z uśmiechem na twarzy roztacza najczarniejsze wizje, co się stanie z Anną, jak już się rozstaną. Wmawia jej, że sobie nie poradzi. Przez lata budował w niej poczucie, że nic nie jest warta i nikt nie przyjmie jej do pracy. – Zostaniesz z ręką w nocniku – straszy ją.

Zawsze to on rządził w domu twardą ręką – wszystko było jak w wojsku, gdzie pracował. – Stawiał mnie razem z dziećmi w jednym rzędzie. Próbował mnie wychowywać. Ciągle byłam za wszystko krytykowana, jeśli popełniłam jakiś błąd, to było mi to wypominane przy każdej kłótni. Dręczył mnie psychicznie – mówi.

W czasie kwarantanny każdy dzień zaczyna się od kłótni. – Atakuje mnie: bo jesteś taka, a taka. Bo rozpierdoliłaś nasze małżeństwo, jak twoja matka swoje. On kompletnie nie panuje nad swoimi emocjami – dodaje Anka.

To, co robi jej mąż, nie zostawia śladów na ciele Anki. Nie ma siniaków, zadrapań, nie leje się krew. – Nigdy mnie nie uderzył. Ale nie trzeba dotknąć człowieka…same jego gesty i słowa mnie dotykają, zabijają. Stosuje przemoc psychiczną, szantażuje mnie – opowiada.

Mąż próbuje Ance udowodnić, że to ona jest przyczyną jego agresji, prowokatorką przemocy. – Kilka razy musiałam mu powtórzyć: "Agresja, szantaż, manipulacje, przemoc psychiczna i ekonomiczna są karalne w naszym kraju". Ostrzegłam go, że jeśli nie da mi spokoju, to będę codziennie jeździć na posterunek i może wylądować w więzieniu – mówi Anka.

Żona musi oddać się mężowi


Mąż gwałcił Martę codziennie. Wmówił jej, że seks to jej obowiązek. "Pan Bóg w Piśmie Świętym wszystko zapisał: żona powinna oddawać się mężowi – powtarzał.

– Taki religijny był tylko na pokaz. Wszystko było na pokaz. Przy ludziach objął, do rany przyłóż, moja mama i siostra mówiły, że mi się najlepiej w życiu ułożyło – mówi Marta.

Ale w domu zmieniał się: awantury robił, znęcał się nad nią psychicznie i gwałcił.

– Wmawiał mi, że coś jest ze mną nie tak. Sama zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem innej orientacji. Zapytałam też koleżankę, czy jest na każde zawołanie swojego. Powiedziała, że idzie z nim do łóżka tylko, kiedy ona tego chce – opowiada Marta.

Kiedy kolejny raz ją zgwałcił, zadzwoniła na policję. Nazwał ją rozpustnicą, bo kto to słyszał, żeby obcym facetom opowiadać o tym, co się dzieje w sypialni.

Nie miała prawa mu odmówić. Gdy się buntowała, brał ją siłą. Nie przeszkadzało mu, że płakała, krzyczała. Nie słyszał słowa "nie”. Nie reagował nawet, jak kilkunastoletni synowie mówili: "Ty zboczeńcu".
Marta

Jak się upierałam, że mu nie dam, to się nade mną znęcał: krzyczał, budziła się w nim agresja, nie mogłam sobie z nim poradzić. Momentami wolałam, żeby się wyciszył, zmuszałam się. Nieraz człowiek miał różne myśli... Nie dawałam sobie z tym rady. Rzucał się do dzieci, fizycznie zaczął nas krzywdzić.


Co z dziećmi, jak się zakażę


Kiedy wreszcie Marta nabrała odwagi i założyła mężowi Niebieską Kartę, zaczął się na niej mścić. Rozpowiadał, że to ona znęca się i nad nim, i nad dziećmi.

– Mydlił wszystkim oczy: do dziś opowiada, że jestem psychicznie chora, że powinnam się leczyć, tylko nie chcę. Mówił, że to on dał o rozwód, bo już nie mógł ze mną wytrzymać – mówi szeptem Marta. Nie chce, żeby najmłodszy syn usłyszał.

To asystentka rodziny otworzyła jej oczy. Długo powtarzała, że nie może dłużej żyć w takim układzie, że seks nie może być kartą przetargową. – Synowie słyszeli, jak mówił, że pomoże mi zreperować samochód, ale o 22:00 widzi mnie w łóżku – przypomina sobie.

Teraz toczy się sprawa karna, m.in. o gwałt. Marta dalej mieszka z byłym partnerem. Przedzieliła dom ścianką działową. Ona z trójką dzieci siedzi w jednej części, on – w drugiej. Nie boi się go tak jak kiedyś. – Nie dotyka mnie, bo toczy się sprawa – zaznacza.

Ale teraz – w czasie kwarantanny – Marta ma inne zmartwienie. – Boję się, że jak zachoruję, to moje dzieci – w tym czterolatek – zostaną same. A mój były partner bardzo nas naraża – opowiada Marta.
Marta

Mąż wybywa z domu, przychodzi do mieszkania kiedy chce. Nie nocuje w domu, nie reaguje na moje prośby, żeby w ogóle nie przychodził. Ma inną kobietę, ona pracuje w sklepie spożywczym i ma kontakt z wieloma osobami. Wczoraj wrócił po weekendzie, żeby przenocować tylko. Dziś rano wyszedł. Kaszle, antybiotyk bierze. Nie wiem, co mu dolega.

– Woła do siebie tego najmłodszego synka, całuje go. Nie daje dzieciom przykładu. Już miałam wyrzuty synów, że oni nie mogą nigdzie wyjść, a tata i tak może przynieść do domu tego wirusa – mówi Marta.

Próbowała działać. Powiedziała nawet swojemu byłemu partnerowi, że nie otworzy mu więcej drzwi. Wyśmiał ją. "Nie martw się, policja otworzy" – odparł.

Dzwoniła na policję. Powołała się na artykuł 160 Kodeksu karnego. – On mówi, że kto zagraża życiu lub zdrowi, jest karany. Na policji mi powiedziano, że mąż przecież nie siedzi na przymusowej kwarantannie, więc nie mogą nic zrobić – żali się.

Próbowała pomocy szukać w opiece. Radzili, żeby wzięła byłego męża na litość. Dzielnicowy stwierdził, że były mąż celowo tak uprzykrza życie. Radził, żeby "nie pokazywać zmartwienia".

Gdyby Marta miała dokąd pójść z dziećmi, dawno by się wyprowadziła, chociaż na czas epidemii. – On w przeciwieństwie do nas może mieszkać u matki, ma tam zresztą pokój. Ale on też wie, że się obawiam, stresuję jego obecnością. A że zawsze musiał stwarzać poczucie strachu, to myślę, że robi to specjalnie – denerwuje się Marta.

Jej strach rośnie z każdym dniem i rosnącą liczbą ofiar śmiertelnych, teraz prześladuje ją myśl: – Jak matka pójdzie do szpitala, to nikt nie dopuści jej do dziecka, a jeżeli ono będzie umierało? – pyta zrozpaczona.

***
Zapytaliśmy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jak zamierza rozwiązać problem ofiar przemocy domowej, które spędzają kwarantannę ze swoimi oprawcami. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.

Gdzie szukać pomocy?

Joanna Piotrowska, prezeska zarządu Fundacji Feminoteka: – Przypominamy, że można korzystać z aplikacji: https://avonalert.pl. Warto pamiętać, że policja i prokuratura działają normalnie i jak najbardziej można i trzeba tam zgłaszać przemoc. Czynna jest także "Niebieska Linia" 800-12-00-02 (całą dobę). Co do miejsc pomocowych, gdzie kobiety mogą się schronić, robimy taką mapę dla całej Polski: https://www.facebook.com/groups/mapaprzeciwprzemocowa/

Maja Staśko, dziennikarka i aktywistka ze Stowarzyszenia Forgetmenot: – Pamiętajmy, że wciąż funkcjonują organizacje antyprzemocowe i wspierające kobiety jak: Centrum Praw Kobiet, Fundacja Feminoteka, "Niebieska Linia". To powinno być pierwsze miejsce, do którego można się zgłosić. Tam są psycholożki, prawniczki, pomoc specjalistyczna. Na pewno do Centrum Praw Kobiet można pisać na Facebooku czy Instagramie. Do nas – Stowarzyszenia Forgetmenot – też.

PRZYDATNE TELEFONY:

Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" – 800-12-00-02 (całą dobę)
Fundacja Feminoteka – 888 88 33 88
Centrum Praw Kobiet – 600 07 07 17 (całą dobę)
Stowarzyszenie Forgetmenot / Facebook https://www.facebook.com/stowarzyszeniefmn/



Imiona bohaterek zostały zmienione.