"Jakbyśmy tu wojnę mieli". Górale z Zakopanego nie pamiętają takiego dramatu

Daria Różańska
Nawet najstarsi górale nie pamiętają takiej pustki na Krupówkach. I to jeszcze w majówkę. – Dorożki stanęły, taksówki nie widać. Ludzi na palcach można policzyć. Po spacerach zaraz wsiadali w samochody i jechali do Krakowa czy Nowego Targu – opowiada mieszkanka Podhala. Niektórzy ten rok spisali już na straty. Taksówkarz: – Może zimą się rozkręci, ale to zależy, czy w październiku wirus nie uderzy drugi raz.
Puste Krupówki w czasie majówki. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
– U mnie nikogo nie było w majówkę. I my nawet byśmy nie przyjęli, bo to strach. Mówią, żeby nie przyjmować, nie wiadomo, kto i z czym przyjedzie – wyrzuca z siebie jednym tchem Anna, właścicielka pensjonatu położonego na obrzeżach Zakopanego.

Za nic nie może sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w długi majowy weekend w Zakopanem były takie pustki. – Takiej sytuacji jak żyję, a 62 lata mam, nie pamiętam. Jak nie było gości, to przynajmniej szliśmy na handel: rzeźbę żeśmy sprzedali, sweter ktoś kupił. A teraz ani się nic nie sprzeda, ani pokoju nie wynajmie. Jakbyśmy tu wojnę mieli – szuka analogii.


A rachunki trzeba płacić, zwrócić zaliczki gościom, którzy na święta przyjechać nie mogli. – A nie ma z czego. Ja mam 1 500 złotych emerytury, teraz nie wiem, co z tym zrobić: czy za wodę zapłacić, czy za prąd. Mam też pracownicę. Z czego mam na jej pensję uzbierać? – pyta.
Gubałówka. Majówka w czasie pandemii koronawirusa.Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Anna wie, że jeśli goście nie powrócą do Zakopanego, to nie utrzyma wielkiego domu i będzie musiała zamknąć interes. – Jak w zimie nie zagrzejesz, to wszystko szlag trafi. Nie wiem, co będzie... straszna bieda nas chyba czeka – Anna powtarza, że płakać jej się chce.

Taksówkarz z Podhala załamuje ręce i wylicza: – Mamy spadek o 99 proc. Jak żeśmy w sezonie robili ponad 200 kursów, to za te 1,5 miesiąca nie wiem, czy 200 zrobiliśmy. A opłaty trzeba zapłacić. Rząd pieniądze rozdał i nie ma nam z czego pomóc.

Łukasz Kożuch, właściciel Willi Marti Gold: – Dwa miesiące i zero przychodów. I nie wiadomo, co będzie dalej. Wszyscy się martwią, co będzie z wakacjami.


Strach przed obcym


Tymoteusz Mróz, prezes Stowarzyszenia Lokalna Organizacja Turystyczna Made in Zakopane, podkreśla, że niektórzy właściciele pensjonatów czy hoteli musieli przed majówką odesłać gości z kwitkiem.

Bo byli tacy, co mimo rządowych zakazów, chcieli przyjechać w Tatry. Łukasz Kożuch, właściciel Willi Marti Gold, odebrał parę telefonów: – Porównując lata poprzednie, to był może 1 proc. Dla nas okres majówkowy był sezonem "wysokim". Teraz są pustki. Przede wszystkim nie ma grup zorganizowanych, wycieczek szkolnych – mówi.
Tymoteusz Mróz

Goście dzwonili i pytali, czy nie dałoby obejść obowiązujących ograniczeń i ich przyjąć. Wiemy o tym, że część właścicieli obiektów się wyłamała, ale zdecydowana większość jednak zachowała się solidarnie.

Mróz zaznacza, że na Podhalu jeden drugiemu patrzył na ręce, a każdy samochód na obcych rejestracjach przyciągał uwagę. – Sąsiad zaglądał sąsiadowi na podwórko i sprawdzał, czy tam obcych nie ma – słyszę od mieszkanki Zakopanego.

– Myślę, że była tu po prostu solidarność: wszyscy wiedzieli, że masowy przyjazd turystów na majówkę, a tak pewnie by było, gdyby rządowe ograniczenia zostały zniesione 30 kwietnia – sprawiłby, że mielibyśmy nowe zachorowania w Zakopanem i bylibyśmy nowym ogniskiem – dodaje Tymoteusz Mróz.


Lepszy rydz niż nic


Zaraz po długim majowym weekendzie rząd zaczął łagodzić obostrzenia nałożone na Polaków w związku z pandemią koronawirusa. Od 4 maja otwarte są hotele i pensjonaty (Ministerstwo Rozwoju podało szczegółowe wytyczne dla właścicieli tych obiektów).

Do Anny na razie nikt nie dzwonił. – Nawet, jakby chcieli przyjeżdżać, to nie jest takie proste. Nie wiadomo, kto i z czym przyjedzie. Najlepiej, gdyby grupy puścili. Jak kolonia przyjedzie nawet na dwa dni, to jakiś grosz zostawi. A wcześniej można byłoby im sprawdzić temperaturę – podpowiada.

Do jej pensjonatu głównie wycieczki przyjeżdżały: ze szkół, miała też grupy z Białorusi.
– A teraz granice zamknięte, nie wiadomo, kiedy otworzą – mówi Anna.

Tymoteusz Mróz: – Obserwujemy, że pierwsze rezerwacje się pojawiają, ale nie jest to ruch masowy. To raczej pojedyncze rezerwacje, w okolicach weekendów.

Mariola Gil, właścicielka ZakoHouse, 4 maja odebrała dwa telefony. – Jedni goście zdecydowali się przyjechać w weekend, drudzy na święta. Coś się ruszyło. Wakacyjnych przyjazdów nikt na razie nie odwołał. My jesteśmy bardziej nastawieni na prywatnych klientów, sąsiedzi na grupy. Na pewno nie będą to długie pobyty, myślę, że dwa-trzy dni, byle się wyrwać z domu, a o tygodniowych można zapomnieć. Ale lepszy rydz niż nic – zaznacza Gil.


Arab nie przyjedzie


Niby rząd już pozwala przyjmować gości, ale niektórzy na Podhalu wciąż się boją, i to nie tylko z powodu zakażenia koronawirusem. Bardziej obawiają się krzywych spojrzeń sąsiadów. – Tu wszyscy o wszystkich dużo wiedzą. Jedni się boją, ja zresztą też. Mam małe dziecko, kiedyś trzeba ruszyć. Mam nadzieję, że ludzie dobrze zareagują na obce samochody – słyszę od właścicielki pensjonatu.

Wszyscy szykują się na przyjazd turystów. Kupują rękawiczki, płyny do dezynfekcji, ozonatory powietrza.

– Dezynfekcję mamy w łazienkach i przy wejściu. Rękawiczki też mogę udostępnić. Będę starała się nie przyjmować gotówki, tylko będę prosiła o przelewy – mówi szefowa hotelu.

Wysprzątane pokoje i apartamenty czekają na gości. Problem w tym, że nikt nie może im zaserwować śniadania czy obiadu, a w okolicy zamknięte są wszystkie restauracje i bary.

Łukasz Kożuch: – Na razie nie ma możliwości "puszczenia" gastronomii. Nie podajemy śniadań i to też pewnie wpływa na to, że klienci odpuszczają te przyjazdy. Restauracje zamknięte, w pensjonacie czy hotelu też jeść im nikt nie poda. Samym im się nie chce gotować.
Tymoteusz Mróz

Turyści szukają w tej chwili autonomicznych miejsc, w których posiłki mogą sobie sami przyrządzać. Poszukują apartamentów z aneksami kuchennymi, indywidualnych domków.

Górale już wiedzą, że wielu turystów będzie – póki co – omijać Podhale, bo część atrakcji pozostaje zamknięta.

– Baseny termalne, spa – wszystko jest zatrzymane. I to pewnie też ma wpływ na to, że klienci tak nie szturmują. Teoretycznie teraz turystom w Zakopanem zostaje praktycznie tylko chodzenie po górach – mówi właściciel pensjonatu.
Majówka w Zakopanem.Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Nikt tu też nie liczy na turystów z zagranicy, a goście z krajów arabskich tłumnie zjeżdżali do stolicy Tatr. Płacili petrodolarami i z groszem się nie liczyli.

Taksówkarz z rozrzewnieniem: – Arabów nie będzie. Wycieczek też nie, a w tych ościennych wioskach zbudowali takie molochy i nastawili się na taniego turystę i kolonie. A kto puści kolonie? Nikt tego nie zrobi.

Wypoczynek dla zarobionego


Górale z niepewnością patrzą w przyszłość. Niektórzy – tak jak Łukasz Kożuch – biorą pod uwagę dwa scenariusze na najbliższe miesiące pandemii.

– Coraz częściej słyszę, że albo będzie wielkie boom, bo ludzie jednak nie wyjadą za granicę i do nas na wakacje przyjadą, albo nie będzie nikogo, bo znów epidemia bardziej się rozprzestrzeni. Albo będzie dobry sezon, albo będziemy mieć rok do tyłu – mówi Kożuch.

Sceptykiem w tym temacie jest taksówkarz: – Każdy boi się o siebie. A co dopiero, żeby na wczasy przyjeżdżał... Kiedy to wszystko ruszy z kopyta, to kto przyjedzie do Zakopanego, kiedy ludzie utracili pracę, zarobki, upadły ich biznesy? A przyszłość niepewna... Na wypoczynek jedzie ten, kto jest zarobiony i zmęczony. A przede wszystkim zarobiony. Będzie ciężko.