"Skala naruszeń jest ogromna". Polonia w szoku – ludzie masowo zgłaszają protesty wyborcze

Daria Różańska-Danisz
– Możemy spodziewać się rekordowej liczby protestów wyborczych, dlatego że te wybory – w mojej ocenie – zostały przeprowadzone w sposób nieuczciwy. Z uwagi na ogromną liczbę naruszeń, chociażby w stosunku do Polonii, która w znacznej części nie miała możliwości wzięcia udziału w wyborach. Nigdy wcześniej takie sytuacje nie miały miejsca. Nigdy wcześniej nie mieliśmy również do czynienia z tak zmasowaną propagandą partyjną w mediach publicznych, co też miało wpływ na wynik wyborów – mówi nam adwokat Michał Wawrykiewicz z inicjatywy Wolne Sądy.
Polonia masowo składa protesty wyborcze. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Kiedy w powyborczy poniedziałek Państwowa Komisja Wyborcza oficjalnie ogłosiła zwycięstwo Andrzeja Dudy, na facebookowych grupach aż wrzało.

Duża część spośród ponad 519 tys. wyborców, którzy zgłosili, że w II turze wyborów prezydenckich zagłosują za granicą, alarmowała o nieprawidłowościach.

Teraz wielu z nich zamierza złożyć protest wyborczy. Na Facebooku powstała nawet grupa "Protesty Wyborcze – Polonia ma prawo głosu".

Tam Izabella, która z mężem mieszka w Waszyngtonie, opisuje swój przypadek. Pakiety wyborcze dotarły do nich dopiero w 10 lipca, czyli w piątek wieczorem.


"Mimo natychmiastowego wypełnienia ich i dowiezienia do punktu Federal Express był za późno na wysłanie ich tak, aby doszły do soboty 11 lipca. Wysłałam mimo wszystko, dojdzie na poniedziałek 13 lipca. Moje konstytucyjne prawo do udziału w polskich wyborach prezydenckich 2020 zostało pogwałcone" – dosadnie puentuje.

Polka mieszkająca w Toronto też dzieli się swoim wyborczym doświadczeniem: "Głosowałam korespondencyjnie na prezydenta Rafała Trzaskowskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Toronto" – informuje. Kiedy w II turze wyborów nie otrzymała pakietu wyborczego, zadzwoniła do konsulatu. Usłyszała, że "już nie da się nic zrobić". Teraz Grażyna zastanawia się, co dalej. "Gdzie i jak złożyć protest wyborczy?" – pyta.

Z odpowiedzią spieszy Polak mieszkający w Seattle Dobiesław Pałeczka, który koordynuje wspólnie z Urszulą Korpal-Daszko akcję składania protestów wyborczych oraz prawnicy ze Stowarzyszenia Wolne Sądy: adwokat Michał Wawrykiewicz i mecenas Sylwia Gregorczyk-Abram.

Będzie pan reprezentować Polonię w kwestii protestów wyborczych?


Adwokat Michał Wawrykiewicz: – Tak, zgadza się. Wspólnie z mecenas Sylwią Gregorczyk-Abram zdecydowaliśmy się umożliwić polskim wyborcom mieszkającym za granicą, którzy chcą zgłosić protest wyborczy, a nie mają w kraju prawnika, wskazanie nas jako pełnomocników.

Taki jest wymóg formalny. Robimy to, by dać możliwość naszym rodakom, którzy mieszkają za granicą składanie protestów wyborczych. Wiemy, jak wiele naruszeń prawa wyborczego miało miejsce za granicą i być może miało to wpływ na wynik wyborów.

Skala nieprawidłowości jest ogromna i nawet kilkaset tysięcy Polaków miało problem z oddaniem głosu za granicą – alarmują politycy opozycji. Jest tak źle?

Jest bardzo źle. Przygotowaliśmy dla Polonii kilka wzorów protestów. Są one dostępne na stronie Prawodoglosu.pl i pogrupowane w pięć kategorii.

O jakich nieprawidłowościach alarmują pana Polacy mieszkający za granicą?

Za granicą tych naruszeń było bardzo wiele. Przede wszystkim miały miejsce sytuacje, kiedy nie zostały doręczone pakiety wyborcze lub dotarły one tak późno, że nie można było skutecznie zagłosować. Zdarzało się, że w miejscach, gdzie była możliwość głosowania osobistego, na listach nie było wyborcy. Były także przykłady nieudanych rejestracji czy wadliwych pakietów.

Na przykład?

Na przykład zdarzały się karty, które nie były prawidłowo opieczętowane dwoma pieczęciami. Tych naruszeń było bardzo wiele, a w niektórych miejscach na świecie w ogóle uniemożliwiono Polakom wzięcie udziału w wyborach.

Taka sytuacja miała miejsce np. w Chile. Według tego, co wiemy wprowadzono naszych wyborców w błąd, odnośnie decyzji tamtejszego rządu kraju. Także w Bangladeszu nie zapewniono możliwości jakiegokolwiek głosowania. Dotyczy to także innych miejsc. Przez to zabrano prawo wyborcze bardzo wielu obywatelom Polski zamieszkałym w różnych krajach świata.

Skala naruszeń – szczególnie w odniesieniu do Polonii – jest ogromna. Ale pamiętajmy, że każdy obywatel wpisany na listę wyborczą, nawet nie biorąc udziału w głosowaniu, ma prawo złożenia protestu wyborczego, dlatego postanowiliśmy pomóc. Otworzyliśmy też infolinię #WolnychSądów: codziennie przez te trzy dni od 10:00 do 18:00 prawnicy dyżurują pod telefonem (numer: +48 123 12 07 20). Odpowiadamy na wszystkie możliwe pytania obywateli z Polski i całego świata, którzy chcieliby złożyć protest wyborczy.

Jak liczna jest to grupa? Czytałam na facebookowym profilu o 800 osobach, które zamierzają złożyć protest wyborczy.

Myślę, że będzie to znacznie większa grupa. Osoby, którym umożliwiono w prawidłowy sposób wzięcie udziału w wyborach, szacuję na dziesiątki tysięcy, jeśli nie na setki tysięcy.

Wiemy, że ponad 500 tys. wyborców było zarejestrowanych za granicą. Wiemy również, że bardzo wielu z nich uniemożliwiono to głosowanie. Odzew jest ogromny, spływają do nas pytania od Polonii z całego świata.

Czy wyborcy przymierzający się do złożenia protestu wyborczego są zdeterminowani ?

Skala zainteresowania jest naprawdę duża. Widać to chociażby po liczbie telefonów, jakie odbieramy na infolinii. To również wyraz – absolutnie zrozumiałego – obywatelskiego sprzeciwu. W końcu ogromnej części Polonii uniemożliwiono wzięcie udziału w wyborach prezydenckich.

Należy pamiętać o jeszcze jednej rzeczy, która dotyczy głosowania w ogóle. Chodzi o wpływ kampanii prowadzonej przez media publiczne – w szczególności przez TVP – na wynik wyborów. Kandydaci nie mieli równego dostępu do TVP. Ten element również miał wpływ na wynik wyborów i każdy wyborca ma prawo w proteście wyborczym zgłosić ten argument.

Myśli pan, że możemy spodziewać się rekordowej liczby protestów wyborczych? W 2015 roku złożono zaledwie 58, w 2010 – 378 protestów.

Myślę, że możemy spodziewać się rekordowej liczby protestów wyborczych, dlatego że te wybory – w mojej ocenie – zostały przeprowadzone w sposób nieuczciwy. Z uwagi na ogromną liczbę naruszeń, chociażby w stosunku do Polonii, która w znacznej części nie miała możliwości wzięcia udziału w wyborach. Nigdy wcześniej takie sytuacje nie miały miejsca.

Nigdy wcześniej nie mieliśmy również do czynienia z tak zmasowaną propagandą partyjną w mediach publicznych, co też miało wpływ na wynik wyborów. Złość obywateli na taką sytuację jest absolutnie zrozumiała.

W I turze wyborów prezydenckich za granicą zdecydowanie wygrał Rafał Trzaskowski (48,13 proc. głosów, a Andrzej Duda – zaledwie 20,86 proc.). Czy te dane mogły mieć wpływ na przebieg drugiej tury wyborów?

Nie wykluczam, a wręcz wydaje mi się to wysoce prawdopodobne, że władze organizujące wybory brały pod uwagę, że Polonia w znaczącej części głosuje za Rafałem Trzaskowskim. I w niektórych regionach czy krajach, jak mówiłem wcześniej, wręcz odcięto możliwość oddania głosu.

Czy sądzi pan, że protesty wyborcze zaważą na wyniku wyborów i Sąd Najwyższy je unieważni?

Wydaje mi się, że skala naruszeń – także udział mediów publicznych w zafałszowaniu bezstronnego obrazu rzeczywistości kampanijnej i wizerunku samych kandydatów – może mieć wpływ na wynik wyborów. I teraz dochodzimy do sedna problemu, czyli Sądu Najwyższego. Gdybyśmy mieli do czynienia z bezstronnym i niezależnym Sądem Najwyższym, to ten organ z pewnością wziąłby pod uwagę i poważnie rozważył te argumenty.

Nie mówię, jakby zadecydował... To zależy od skali i udokumentowania protestów, to zależy od wagi argumentów. Ale z pewnością niezależny Sąd Najwyższy, taki który w Polsce przez 30 lat oceniał ważność wszystkie wyborów, mógłby poważnie rozważyć unieważnienie tak przeprowadzonego głosowania.

Mógłby uznać je za nieuczciwe i sprzeczne z prawem wyborczym. Tu też warto powiedzieć o argumencie konstytucyjnym.

Te wybory zostały wyznaczone w hybrydowym terminie, który nie odpowiada warunkom konstytucyjnym. Kiedy wybory nie zostały przeprowadzone 10 maja, należało zaczekać do czasu upływu kadencji prezydenta, czyli do 6 sierpnia. I dopiero wtedy marszałek Sejmu powinna wyznaczyć termin nowych wyborów. Ten argument też SN powinien wziąć pod uwagę i to z urzędu.

Tylko czy obecny Sąd Najwyższy weźmie te argumenty pod uwagę?


No i właśnie, jak wspomniałem, doszliśmy do sedna problemu, a mianowicie do tego, że protesty wyborcze ma rozpatrywać Izba Kontroli Nadzwyczajnej Spraw Publicznych SN, co do powołania której istnieją bardzo daleko idące wątpliwości. W sprawie oceny jej statusu toczą się postępowania przed TSUE.

W mojej ocenie Izba Sądu Najwyższego, co do której istnieją tak daleko idące wątpliwości, nie powinna oceniać ważności wyborów.

To zagraża bezpieczeństwu państwa, stabilności prawnej i pozycji ustrojowej prezydenta którego wybór zatwierdziłby organ, który w rozumieniu standardów konstytucyjnych i traktatowych – z dużym prawdopodobieństwem nie jest bezstronnym, niezależnym sądem. To kuriozalna sytuacja.

Ale właśnie po to obecna władza wprowadziła zmiany, żeby móc obsadzić Sąd Najwyższy na czas kluczowych wyborów prezydenckich. I mieć pewność, że ta wadliwie powołana izba będzie zatwierdzać wyniki wyborów, a nie niezależny i bezstronny sąd.

Nawet gdyby istniały bardzo poważne argumenty, gdyby napłynęła bardzo duża liczba uzasadnionych protestów wyborczych, to nie uważam, żeby ta Izba Kontroli Nadzwyczajnej orzekła w sposób niezależny i bezstronny, koncentrując się na materiale dowodowym i na prawie.

Ile uzasadnionych protestów wyborczych musiałoby wpłynąć do Sądu Najwyższego, by mógł on unieważnić wybory?


To nie liczba protestów, a jakość argumentacji i wpływ naruszeń na wynik wyborów są decydujące. Zarzuty, które są w nich podniesione, muszą oznaczać wpływ na wynik wyborów. Czyli, że gdyby nie one, wynik mógłby być inny. Chociażby mowa tu m.in. o stronniczości TVP.

Jeśli SN uznałby ten argument za istotny, mający wpływ na wynik, naruszający Kodeks wyborczy, wówczas powinien orzec o nieważności wyborów, bo były one przeprowadzane w sposób nieuczciwy.

Jak w trzy dni można złożyć protest wyborczy, będąc za granicą?

Za granicą protest wyborczy trzeba złożyć w konsulacie do czwartku włącznie. Należy to zrobić bezpośrednio, nie można nadać tego dokumentu przesyłką pocztową, ponieważ nie dotrze na czas.

Czy można kogoś upoważnić do złożenia protestu?


Tak, posłaniec może złożyć protest wyborczy. Można to nawet choćby przesyłką kurierską, która tego samego dnia dotrze do konsulatu. Co ważne, protest wyborczy musi być osobiście podpisany przez wyborcę. Każdy składający protest za granicą musi też dołączyć pełnomocnictwo dla pełnomocnika w kraju.

W proteście wyborczym muszą być zawarte zarzuty, które podnosimy i dowody na zaistnienie tego naruszenia. Bez spełnienia tych dwóch wymogów formalnych, protest będzie pozostawiony bez rozpoznania.

Wiele osób wychodzi dziś z założenia: "420 tys. głosów dzieli Trzaskowskiego od Dudy, mój protest wyborczy nie ma znaczenia”. Dlaczego warto go złożyć?


Myślę, że nie można podnosić tego argumentu. Często słyszymy też, że jeden głos w wyborach nie ma żadnego znaczenia, ale już w masie te głosy mają ogromne znaczenie. I tak samo jest z protestem wyborczym.

Skoro chcemy żyć w demokratycznym państwie, w którym obowiązuje zasada przeprowadzania wolnych wyborów, czyli powszechnych, bezpośrednich, równych i tajnych, to musimy dbać o to jako obywatele.

Jeśli skala naruszeń była tak duża, a była, to musimy jako obywatele przeciwko temu protestować. W innym razie dajemy przyzwolenie, by w przyszłości zasady prawa wyborczego były jeszcze bardziej naruszane i żeby pozbawiono nas kwintesencji demokracji, czyli wolnych wyborów.

Kończąc wątek Sądu Najwyższego. Co by się stało, gdyby liczne i uzasadnione protesty wyborcze wpływały do inaczej powołanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej Spraw Publicznych Sądu Najwyższego?

Gdyby rzeczywiście skala uzasadnionych protestów wyborczych była tak duża, jak słyszymy, a także biorąc pod uwagę niezaprzeczalny wpływ TVP na przebieg kampanii, to w mojej ocenie Sąd Najwyższy z dużym prawdopodobieństwem uznałby te wybory za wykluczające znaczną część społeczeństwa z możliwości wzięcia w nich udziału oraz poddane manipulacji wynikiem wyborczym. Czyli nieważne.

Wówczas PKW musiałaby ogłosić nowe wybory?

Tak, należałoby w takiej sytuacji rozpisać nowe wybory i je powtórzyć w takich warunkach, by wszyscy mogli wziąć w nich udział, przy braku stronniczości mediów publicznych.

Czyli realnie na to patrząc, jest to nierealne?


Kluczową rolę odgrywa tu brak niezależności i bezstronności Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. To niestety pokazuje jak w soczewce, że cały zamach na niezależne sądownictwo był robiony po coś.

Było to przejęcie kolejnego kluczowego instrumentu ustrojowego przez partię rządzącą. I to ma wpływ na kształtowanie życia politycznego, na wynik wyborów i w konsekwencji naszą przyszłość.

Bo jeśli wybory przeprowadzane są w sposób nieuczciwy, to niezależny sąd powinien mieć możliwość zweryfikowania tego. W normalnych warunkach to taka tarcza dla obywateli przed nadużyciami władzy. Polscy wyborcy niestety zostali pozbawieni tej tarczy obronnej w postaci niezależnego SN.

To wielka wyrwa w ustrojowym kształcie naszego państwa, które powinno ze wszech miar chronić nasze prawa.