Poszłam do lasu na grzyby. Zamiast prawdziwków znalazłam... kilogramy plastiku

Ola Gersz
To nie będzie długi tekst – zdjęcia mówią same za siebie. Moje sobotnie grzybobranie zamieniło się w... szukanie śmieci. Plastikowe butelki, metalowe puszki, zardzewiałe rury, szkło – i to nie pojedyncze, zagubione sztuki, ale w hurtowych ilościach. To wszystko znalazłam w pięknym sosnowym lesie na Mazowszu. Trudno w to uwierzyć, ale niektórzy wciąż traktują lasy jak śmietnik. Bo przecież łatwiej wywieźć plastik do lasu, niż płacić za obiór segregowanych odpadów.
Poszłam na grzyby, znalazłam plastikowe butelki Fot. naTemat
Mazowsze, ponad 100 kilometrów od Warszawy, sobota. Pojechałam z rodziną na grzyby do pięknego, sosnowego lasu, który znam od dzieciństwa. Słoneczna pogoda, ptaki śpiewają, gdzieniegdzie zza drzew migają kolorowe koszulki innych grzybiarzy. Jest cudownie.

Do czasu, gdy w poszukiwaniu kolejnych borowików natknęłam się na... dół pełen plastikowych butelek. Dziesiątki butelek po wodzie mineralnej walało się na mchu, wśród liści, kolek i gałęzi. Nikt nawet specjalnie nie starał się ich ukryć.
Fot. naTemat
Idę dalej. Co jakiś czas widzę na ziemi pojedynczy śmieć. Niebieska butelka, czarny, tajemniczy kanister, jakaś zardzewiała rura.


Nie mija pół godziny, a moim oczom ukazuje się kolejny dół. Aż boję się do niego zajrzeć. Ale spoglądam i moje przeczucia się sprawdzają – znowu śmieci w lesie. Szklane butelki, metalowe puszki, plastikowe wiaderka... Widok, który aż kole w oczy w otoczeniu majestatycznych, wysokich sosen, soczyście zielonego mchu i radośnie śpiewających ptaków.

Gdzie wyrzucić śmieci? Do lasu!


Ten las znam od dzieciństwa, ale nie byłam w nim od lat. Jakie mam związane z nim wspomnienia? Bieganie z psami, wspinanie się z rodzeństwem na olbrzymi kamień (który ktoś już zabrał – jakim cudem?), rodzinny konkurs pod tytułem "kto zbierze więcej grzybów" i... doły pełne śmieci.
Fot. naTemat
Tak, widok, który ukazał się moim oczom w sobotę na grzybobraniu nie był mi obcy. Ale minęły lata, zapomniałam o nim. A może wyparłam z pamięci?

Kiedy byłam dzieckiem, mieszkańcy okolicznych wsi masowo wywozili śmieci do lasów. Wrzucali je do dołów i jak gdyby nigdy nic wyjeżdżali. Robili tak od lat, od pokoleń.

Gdy pytałam rodziców, dlaczego w lesie jest tyle śmieci, odpowiadali, że niektórzy ludzie nie mają co z nimi robić (wywóz odpadów z pobliskich gospodarstw wiejskich wtedy praktycznie nie istniał) i nie chce im się pogłówkować. Podkreślali, że to złe, karygodne zachowanie i że w lasach nie można nic wyrzucać.
Fot. naTemat

"Co ja się będę śmieciami przejmował?"


Ale to było dawno. Teraz z tych samych wsi gmina zabiera wszystkie śmieci: posegregowane, w workach. Wystarczy po prostu się zgłosić i zapłacić za wywóz odpadów. Niektórzy tak robią, ale inni – jak widać na załączonych obrazkach – wciąż są wierni "tradycji". I nawet regularne sprzątanie lasów nie pomaga. Takich dołów pełnych śmieci jest w okolicy dziesiątki, a tajemnicą poliszynela jest, który z sąsiadów wciąż traktuje las jak wysypisko. Mimo że obowiązują za to wysokie grzywny.

Dlatego ten widok tak mną wstrząsnął. Myślałam, że "śmieciowe obrazki" z dzieciństwa to już tylko wspomnienie. W końcu kryzys klimatyczny się zbliża, ekologia świeci triumfy, a segregacja śmieci to po prostu obowiązek.
Fot. naTemat
Ale niestety żyłam w miastowej, warszawskiej bańce. Bańce, w której trzeba wrzucać szklane butelki i plastik do oddzielnych pojemników, nie można używać plastików słomek do napojów, a wszystkie pająki i ćmy "wynosić" na dwóch (bo mama mnie tak nauczyła). Niestety nie wszyscy żyją w takich bańkach.

"Co ja się będę śmieciami przejmował?" – aż boję się myśleć, ile osób odpowiedziałoby tak na moje pytanie, dlaczego wciąż wywozi puszki i butelki do lasów. Kryzys klimatyczny w okolicy, w której byłam na grzybach, to abstrakcja albo "lewicowe urojenie".

Ile rozkłada się plastik?


Nie piszę, jaki to las i jaka gmina, bo to nie ma znaczenia. To tylko przykład, jeden z wielu. Takich lasów, takich gmin, takich lokalnych wysypisk jest pewnie w całej Polsce (i nie tylko Polsce) od groma. Chociaż bardzo chciałabym się mylić.
Fot. naTemat
Nie chcę moralizować, krytykować, narzekać. Chcę tylko przypomnieć trzy rzeczy. Absolutnie podstawowe.

Pierwsza: Plastikowa butelka rozkłada się od 100 do 1000 lat, metalowa puszka do 10 lat, a szkło ponad 4000 lat, chociaż niektórzy twierdzą, że wcale. Druga: Plastik, metal, szkło to potencjalne niebezpieczeństwo dla żyjących w lasach stworzeń. Trzecia: Jesteśmy na skraju katastrofy klimatycznej, naprawdę.

Może kiedyś dożyję czasów, że na grzybobraniu znajdę jedynie grzyby. Byle tylko nie było za późno.


Zgodnie z polskim prawem zaśmiecanie lasów jest karalne.

Z art. 162 Kodeksu wykroczeń:

§ 1. Kto w lasach zanieczyszcza glebę lub wodę albo wyrzuca do lasu kamienie, śmieci, złom, padlinę lub inne nieczystości, albo w inny sposób zaśmieca las, podlega karze grzywny albo karze nagany.

§ 2. Jeżeli czyn sprawcy polega na zakopywaniu, zatapianiu, odprowadzaniu do gruntu w lasach lub w inny sposób składowaniu w lesie odpadów, sprawca podlega karze aresztu albo grzywny.

§ 3. W razie popełnienia wykroczenia określonego w § 1 można orzec nawiązkę, a w razie popełnienia wykroczenia określonego w § 2 orzeka się nawiązkę – do wysokości równej kosztom rekultywacji gleby, oczyszczenia wody, wydobycia, wykopania, usunięcia z lasu, a także zniszczenia lub neutralizacji odpadów.

Grzywny za zaśmiecanie lasu mają – zgodnie z inicjatywą ministra środowiska Michała Wosia – wzrosnąć z 500 do 5 tysięcy złotych. Dodatkowo osoba zaśmiecająca teren może otrzymać nakaz jego posprzątania. Ministerstwo Środowiska zapowiedziało również, że lasy będą monitorowane.