Udaje postępowego weganina, a jest... incelem i rasistą. Wokefishing to nowa zmora Tindera
Jest feministą, walczy o prawa osób LGBT, promuje weganizm, nienawidzi dyskryminacji i społecznej niesprawiedliwości. Przynajmniej tak ma w profilu. Kiedy umawiacie się na randkę, okazuje się, że to mizogin, rasista i homofob, który nie wierzy w kryzys klimatyczny. To zjawisko, które na Tinderze i innych portalach randkowych zatacza coraz szersze kręgi, ma nawet swoją nazwę. To wokefishing, czyli... podryw na poglądy.
– Dopiero po czasie ogarnęłam, że był zacofanym głupkiem. Daleko mu było do feministy, bo bardzo próbował mnie ograniczać i kontrolować. Jego tolerancja dla osób LGBT też pozostawiała wiele do życzenia ("Toleruję, ale niech się nie obnoszą"). Plus nigdy nie chciał rozmawiać o pedofilii w Kościele – opowiada Kasia.
To, czego doświadczyła Kasia, to wręcz wzorcowy przykład wokefishingu, zjawiska, które ukuł magazyn Vice. Na czym polega? Na podrywie na byciu "woke", czyli społecznie postępowym, politycznie zaangażowanym i oburzonym panującą na świecie niesprawiedliwością. Jak pokazuje przykład Kasi, taki podryw naprawdę istnieje.
Co to jest wokefishing?
Żyjemy w trudnych i niepewnych czasach. Pandemia koronawirusa, kryzys klimatyczny, rośnięcie w siłę nacjonalizmu i skrajnej prawicy, masowe imigracja i uchodźstwo, protesty w USA przeciw niesprawiedliwości rasowej...
To na tych fundamentach wyrósł ruch "woke", zrzeszający ludzi, którzy mają dość zamykania oczu. Mówią oni "nie" dyskryminacji ta tle rasy i płci, są feministami, dbają o środowisko, chodzą na protesty (jak te po areszcie Margot, aktywistki kolektywu "Stop Bzdurom"), wciąż się edukują i angażują się w ruchy społeczne.
"Wokefishing ma miejsce, gdy ludzie pozorują, że mają postępowe poglądy polityczne, aby usidlić potencjalnych partnerów. Wokefisher może początkowo prezentować się jako protestujący, pozytywnie nastawiony do seksu, antyrasistowski, intersekcyjny feminista, który pije etycznie pozyskiwane mleko owsiane i dwukrotnie przeczytał wszystkie książki Audre Lorde" – opisuje Serena Smith, dziennikarka magazynu "Vice", która stworzyła pojęcie "wokefishing".
I tłumaczy, że "w rzeczywistości wcale go to nie obchodzi lub – jak często bywa – w życiu osobistym działaj zupełnie na odwrót". "To trochę jak catfishing, ale z przekonaniami politycznymi" – dodaje.
"Hitler zrobiłby z nimi porządek"
W dobie ruchu "woke" coraz więcej singli szuka partnera, który będzie wyznawał podobne poglądy. Nie wyobrażają sobie być z kimś, kto będzie wyznawał inny – albo wręcz skrajny – system wartości.
Jak przekonuje Serena Smith, to wykorzystują właśnie wokefisherzy. Żeby zdobyć potencjalną partnerkę lub partnera, zaczynają imitować jego poglądy, podczas gdy nie przykładają do nich żadnej wagi. Gorzej jest, gdy ich prawdziwe poglądy są skrajne. Takie osoby zwabiają ludzi na aplikacjach randkowych z "drugiej strony barykady", nie tylko po to, aby się z nimi przespać czy spotykać, ale również... "torturować" politycznie.
Wybuchła kłótnia. – Zaczęliśmy skakać sobie słownie do gardeł, on rzucił, że wiedział, że "feministki są idiotkami" i "szkoda, bo jestem fajną dupą". Wyszłam stamtąd i go zablokowałam. Czułam się na tej randce jak w ukrytej kamerze – opowiada.
Randkowicze, strzeżcie się wokefishingu
Użytkownicy Twittera dzielą się własnymi historiami z wokefisherami. Jedna dziewczyna ciągle trafia na mężczyzn, którzy udają wegan, a potem przyłapuje ich na jedzeniu mięsa. "To pseudo-lewaccy chłopcy, którzy po prostu chcą kogoś bzy***ć" – bez ogródek wytłumaczyła to zjawisko inna. Są też takie osoby, które twierdzą, że cały wokefishing to lewacki wymysł, chociaż... jego przykładów przecież nie brakuje.
"Każdy związek jest zasadniczo ciągłym procesem uczenia się coraz więcej o swoim partnerze, dopóki nie dowiesz się wszystkiego: że lubi herbatę z mlekiem, ma specyficzny smak śliny oraz bardzo boi się kotów" – tłumaczy Serena Smith z "Vice", autorka pojęcia "wokefishing".
I zwykłe kłamstwo. A – pomijając już poglądy – na kłamstwie żadnego związku się nie zbuduje. Wokefishing może być również sposobem manipulacji drugiej osoby, jak było w przypadku Kasi, która była oszukiwana przez pięć miesięcy. Wokefisher to wtedy swoisty copycat, który bacznie obserwuje drugą osobę i imituje jej poglądy, aby ją usidlić. A to już relacja do bólu toksyczna.
Czy można uchronić się przed wokefishingiem? W dobie portali randkowych, w których można pisać co się chce, nie będzie to łatwe. Pozostaje nam obserwacja. Jak facet, który określa się jako feministę, mówi o kobietach? Czy osoba, która twierdzi w profilu, że trzeba dbać o planetę, w ogóle segreguje śmieci? Jakim językiem twoja randka z Tindera opisuje mniejszości seksualne i rasowe?
Jeśli poglądy są dla ciebie ważne, warto zwrócić na to uwagę. Inaczej utkniesz w... polityczno-związkowym koszmarze.