Zareagował na nasz tekst o kryzysie artystów w czasie pandemii. Chce pomóc znaleźć pracę 4 osobom

Aneta Olender
– Być może dotychczas nie myśleli biznesowo, natomiast jestem pewien, że mają całą pulę talentów, które wystarczy dobrze przedstawić w kontekście biznesowym – mówi Tomasz Rudnik, który oferuje pomoc w skutecznej zmianie pracy i branży. Jego oferta w tym przypadku skierowana jest do artystów, których z powodu epidemii dotknął kryzys.
Tomasz Rudnik uczy, jak działać, aby znaleźć pracę. Fot. archiwum prywatne
– To był impuls. Znajomy, który jest radiowcem i który korzystał z moich usług, po tym, jak przeczytał artykuł, odezwał się do mnie z informacją, że można zrobić coś dobrego, a przy okazji wypromować siebie i wszystkich zainteresowanych. Tego samego dnia wysłałem maila do pani – wyjaśnia Tomasz Rudnik, twórca Akademii Rekrutacji.

"Pracodawcy nie chcą zatrudniać ludzi z branży artystycznej"


Zacznijmy jednak od początku. Tomasz Rudnik zgłosił się do nas po publikacji tekstu: "Śmieją się z nas, kiedy wysyłamy CV". Ten wywiad o życiu artystów zostanie ci w głowie na długo. Była to rozmowa z tancerzem Santiago Bello, który opowiadał o spowodowanej pandemią koronawirusa trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się artyści pracujący w Polsce.
Santiago Bello
tancerz

Jest masakrycznie, to najgorszy okres w mojej karierze, a pewnie i każdego artysty. Nie tylko nie mamy pracy, ale brakuje nawet pewności, kiedy i czy w ogóle do niej wrócimy. To nie jest kwestia tego, czy mnie nie zwolnią, ale tego, czy w ogóle dany teatr nie przestanie istnieć, bo zbankrutuje.

Są ludzie, którzy błagają o pomoc, inni codziennie piszą na Facebooku, że szukają pracy. Jeszcze w zeszłym roku byli solistami, a teraz nie mają z czego żyć. Mają kredyty, mnóstwo długów. Znam osoby, które musiały wrócić do rodziców i takie, które już straciły mieszkania.

W sieci od kilku miesięcy pojawiają się informacje o ludziach z branży artystycznej, szukających zatrudnienia zupełnie gdzie indziej. Mimo chęci, determinacji, mimo wysyłania wielu podań o pracę, takie poszukiwania jednak nieczęsto kończą się sukcesem.


Jeżeli znalazło się pracę jako kurier, to miało się szczęście. (...) Właściwie cała nasza branża zaczęła już szukać pracy. Jednak sklepy rzadko zatrudniają. Też szukałem pracy w takim małym całodobowym spożywczym. Potrzebowali kogoś, kto będzie pracował od północy do ósmej rano, bo w tym czasie bywa niebezpiecznie. Zaniosłem tam swoje CV i do tej pory nie ma żadnego odzewu. Jestem tam codziennie, bo mieszkam niedaleko, ogłoszenie wciąż wisi. Naprawdę jest bardzo trudno – mówił tancerz.

Rozmówca naTemat przyznał także, że kryzys jest tym większy, że pracodawcy nie chcą zatrudniać ludzi z branży artystycznej. – Mam dużo znajomych, którzy mówią, że nawet śmieją się z nas, kiedy wysyłamy CV. Jeśli jest w nim napisane, że jesteśmy tancerzami, to takie podanie trafia od razu do kosza. Uważa się, że nadajemy się do rozrywki i do niczego więcej – wyjaśnił Santiago Bello.

Czytaj także: "Festiwal chciwości". Taco Hemingway bezlitosny dla artystów, którzy ubiegali się o dotacje

"Wykorzystają swoje talenty"


Odmiennego zdania jest Tomasz Rudnik, który chce pomóc 3-4 osobom w znalezieniu zatrudnienia. Uważa, że bycie artystą nie stanowi tutaj żadnego problemu, bo takie talenty można skutecznie wykorzystać.

– Mogę pomóc kilku osobom z branży artystycznej w przebranżowieniu do zajęć, w których wykorzystają swoje talenty bliżej biznesu, za rynkowe wynagrodzenie. Mam miejsce na 3-4 takie projekty, bo cały czas mam ręce pełne roboty. Mnóstwo ludzi już straciło pracę, a wiele starci za chwilę. To, co robi nasz rząd, nie przyniesie innych skutków. Będzie fala kolejnych zwolnień – zaznacza nasz rozmówca.

Pomoc, którą naszym czytelnikom oferuje Tomasz Rudnik, jest pomocą pro-bono. W zamian my opiszemy historie zmian. – Być może dotychczas nie myśleli biznesowo, natomiast jestem pewien, że mają całą pulę talentów, które wystarczy dobrze przedstawić w kontekście biznesowym – mówi i precyzuje, że chodzi o to, aby przekonać firmę, że zatrudnienie danego kandydata się opłaci.

Specjalista zaznacza, że dotychczas nową pracę dzięki wiedzy zdobytej w Akademii Rekrutacji znalazło 3300 osób. Taki proces w obrębie jednej branży trwa średnio 3 tygodnie (nawet w czasie epidemii), a przy przekwalifikowaniu/zmianie branży może potrwać 2-3 tygodnie dłużej.

Jako przykłady przebranżowienia podaje choćby byłego żołnierza sił specjalnych, który trafił do BOR-u, doktora religioznawstwa, który znalazł pracę w międzynarodowej korporacji, czy pracownika gastronomii, którego zatrudniono w przedsiębiorstwie świadczącym usługi księgowe, audytorskie i doradcze.
Tomasz Rudnik
Twórca Akademii Rekrutacji

Ja nie znajduję kandydatom pracy, oni robią to sami. Dziś pośrednicy są coraz mniej skuteczni. Im ich mniej, tym lepiej. Nawet kadra managerska musi umieć sprzedać się sama, bo coraz mocniejszą walutą na rynku pracy staje się zaufanie.

Firmy zaczynają oszczędzać na tradycyjnych kanałach znajdowania pracowników – ogłoszenia, headhunterzy. Nie sprawdzają się one, bo do firm trafiają coraz gorsi kandydaci. Dlatego akcent padł na zdrowe, biznesowe relacje, czyli tzw. ukryty rynek pracy.

Statystyki pokazują, że nawet do 70 proc. kandydatów było zatrudnionych w taki właśnie sposób. Tak jest taniej, szybciej i pozyskuje się lepszych pracowników. Chodzi więc o naukę działania na tym ukrytym rynku pracy. Nie ma to nic wspólnego z kumoterstwem.

Chodzi o umiejętność przeliczenia kompetencji na język pieniądza. Z tym zestawem informacji trzeba dotrzeć do potencjalnych szefów. Jeśli szef zobaczy, że z kimś takim na pokładzie więcej zarobi, nie straci itd., to musiałby być niespełna rozumu, żeby z nim chociaż nie porozmawiać.

Każdemu szefowi zależy na czymś, co daje się przekuć na pieniądze


– Metodyka opiera się o ekonomię rynku pracy oraz o metody headhunterów, czyli: zdobywanie pracy jest szybsze, gdy dotrze się bezpośrednio do potencjalnych szefów oraz usłyszą oni propozycję współpracy opartą o argumentację "jak im się opłaci zatrudnienie takiego kandydata" – mówi Rudnik, wyjaśniając na czym polega jego metoda skutecznego poszukiwania pracy.

Kandydaci dostają od niego materiały szkoleniowe, 10-godzinne nagranie. Po zapoznaniu się z nimi następuje etap konsultacji, rozmowy, zastanowienia się, jakie kierunku budzą zainteresowanie i co można zaproponować pracodawcy.

– Każdemu szefowi zależy na czymś, co daje się przekuć na pieniądze, albo na zyskach, albo na oszczędnościach, albo na uniknięciu strat. Wszystkie stanowiska w firmie podlegają takiemu rachunkowi ekonomicznemu. Jak tylko kandydat nauczy się rozmawiać z pracodawcami językiem finansów, dużo szybciej znajdzie zatrudnienie. Potwierdzają to wyniki osób, z którymi pracowałem – zaznacza nasz rozmówca.

Jego zdaniem najtrudniejsza jest zmiana mentalna, zmiana sposobu myślenia. – Do dzisiaj pokutują mity, że CV musi mieć dwie strony, że trzeba ćwiczyć scenki rozmów kwalifikacyjnych – przyznaje.

Ci, którzy chcieliby skorzystać z takiej pomocy, mogą zgłosić się do Akademii Rekrutacji wysyłając zgłoszenie pod adres info@akademiarekrutacji.pl. Spośród wszystkich chętnych Tomasz Rudnik wybierze 3-4 osoby, które wezmą udział w projekcie i których historię opiszemy w naTemat.

Czytaj także: Małżeństwo przez pandemię straciło pracę. Teraz oferują obiady "jak u mamy" za 16 zł

Restauracje padną zanim odczują pomoc. Prezes Sfinksa: Rząd nadal niewiele wie o gastronomii