Ksiądz w szpitalu zarabia nawet kilkadziesiąt tysięcy rocznie. Diduszko: To bezprawne

Anna Dryjańska
– Pacjenci mają prawo do poszanowania swojej intymności, godności i światopoglądu. Czas zacząć tego przestrzegać – mówi Agata Diduszko–Zyglewska, warszawska radna Lewicy, która chce namówić prezydenta Rafała Trzaskowskiego, by podległe mu szpitale nie zatrudniały księży na etat.
Czy szpital powinien zatrudniać księdza? Radna Warszawy Agata Diduszko jest zdania, że pieniądze powinnny iść na leczenie pacjentów. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Co takiego zrobili ci pacjenci w szpitalach, że chcesz ich pozbawić kontaktu z księdzem?

Agata Diduszko–Zyglewska: Narracja prawicy, która sugeruje, że razem z Robertem Biedroniem i Wiosną chcemy zakazać księżom wstępu do szpitali, jest nieprawdziwa i i jest cynicznym odwracaniem kota ogonem. My chcemy tylko powrotu do realnego przestrzegania zapisów ustawy o prawach pacjenta. Chorzy, których stan się bardzo pogorszy, nadal będą mogli poprosić o wizytę duchownego ich wyznania: księdza, pastora, imama, rabina... Wszystko zgodnie z ustawą.


Byłby to, mówiąc kolokwialnie, kapłan na życzenie. Różnica polegałaby na tym, że duchowni, a w przytłaczającej większości księża rzymskokatoliccy, nie byliby zatrudniani w szpitalach na etat.

Księża są pracownikami szpitali jak lekarze, pielęgniarki, technicy…?

I tak, i nie. Tak w tym sensie, że są zatrudnieni w placówce i dostają od niej pieniądze.

Nie, bo ich warunki pracy często są znacznie lepsze niż medyków. Księża szpitalni dostają miesięcznie nawet po 6 tys. zł brutto! To pensja, o której lekarz – rezydent może tylko pomarzyć, a co dopiero pielęgniarka.
Kolejna ważna obecnie różnica to nieformalne zwolnienie księży z przestrzegania środków ostrożności związanych z epidemią koronawirusa.

Chorych nie mogą odwiedzać nawet najbliżsi, umierający odchodzą w samotności, a po salach i oddziałach robi obchód ksiądz, by znaleźć chętnych na swoje usługi. I zdarza się, że robi to bez maseczki, już nie wspominając o kombinezonie ochronnym. Jest zagrożeniem dla zdrowia i życia pacjentów.

Mówisz "obchód", tak jakby ksiądz był medykiem.

Mam na myśli to, że kursuje po całym szpitalu i wszędzie ma dostęp, włącznie z oddziałami, gdzie leżą nagie od pasa w dół kobiety po porodzie. Przecież to deptanie praw kobiet i, ogólniej rzecz ujmując, praw pacjentów, którzy nie chcą być nagabywani.

Lekarz, w przeciwieństwie do księdza, jest w szpitalu potrzebny – ma kompetencje medyczne. Duchowny nie ma kwalifikacji, które pozwalałyby mu pomagać pacjentom. Takie kwalifikacje mają psychoterapeutki i psychoterapeuci, których szpitale pozwalniały z powodu oszczędności. A ich pomoc – co kluczowe, nieuzależniona od wyznania religijnego lub jego braku – bardzo by się przydała. Mam na myśli zwłaszcza pacjentów przewlekle lub śmiertelnie chorych.

Są ludzie, którzy wolą porozmawiać z księdzem, a nie psychologiem.

I nadal mogliby to zrobić, jeśli wyrażą takie życzenie. Ale naprawdę szpital nie musi do tego zatrudniać księdza na etat.

Te kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie, które idą na pensje księży, przydałyby się choćby do tego, by posiłki w szpitalach byłby lepszej jakości, albo żeby kupić potrzebny sprzęt, czy wreszcie zatrudnić psychoterapeutę.

Wspominam o tym kolejny raz, bo opieka psychologiczna nad pacjentami jest ważna, ale w Polsce praktycznie nie istnieje.

Tymczasem księża często negatywnie wpływają na psychikę pacjentów: poczynając od naruszania ich spokoju, przez wykłócanie się, gdy ktoś nie jest zainteresowany ich usługami, po mówienie matce, spotkanej na OIOM–ie, że jeśli jej dziecko umrze, to widocznie taka jest wola boża. Takich przykładów jest pełno.

Chodzi więc o to, by pacjenci mieli dostęp do księdza na życzenie, ale by prawa reszty chorych też były szanowane i by nie mieli styczności z przypadkowymi ludźmi, gdy leżą w szpitalu. Ich godność też powinna być chroniona zgodnie z art. 20 ustawy o prawach pacjenta – a nie jest.

Dostaję mnóstwo wiadomości dotyczących tego problemu. Piszą do mnie kobiety, którym ksiądz wtargnął do sali, gdy były rozebrane, pacjenci straszeni piekłem, bo nie chcieli się wyspowiadać, osoby, nad którymi ksiądz się modlił bez ich zgody.

Nie dostajesz mejli z krytyką lub hejtem? Nie wierzę.

To domena prawicowego Twittera, takich wiadomości mam może promil. Emocje społeczne są jednoznaczne: pacjenci w szpitalu nie życzą sobie nieproszonych gości w sutannach.

Co ciekawe, ludzie nie są świadomi tego, że szpitale zatrudniają księży. Dowiadują się tego najczęściej ode mnie lub innych posłanek i posłów Lewicy, z którymi dążymy do zmiany tej sytuacji.

A gdy ludzie się dowiadują, są w szoku. Bo jak to jest, że zamiast wydawać pieniądze na leczenie, szpitale finansują kler? Jak to możliwe, że pacjenci muszą leżeć na korytarzu, a kościół za darmo dostaje w placówce miejsce na kaplicę?

Mocne słowa.

Ale prawdziwe. Szpitale to kolejna po szkołach po państwowa "branża”, z której korzystają hierarchowie, by powiększać kościelny majątek. I żeby było jeszcze zabawniej, publiczne placówki medyczne zatrudniają ich bezprawnie.
Mec. Piotr Pawłowski, prezes fundacji "Godność pacjenta"
fragment opinii prawnej

Duchowny zatrudniony przez podmiot leczniczy stanowi nieuzasadnione obciążenie dla budżetu państwa nie tylko w zakresie wynagrodzenia, lecz także odpowiedzialności.

Na podstawie art. 430 kc podmiot leczniczy odpowiada za szkodę wyrządzoną przez osobę podlegającą jego kierownictwu.

Znane orzecznictwu są przypadki pozywania szpitala za udzielenie przez księdza niechcianych sakramentów jako naruszenia konstytucyjnej zasady wolności sumienia i wyznania (wyrok SN z dnia 20 września 2013 r., sygn. akt II CSK 1/13,), wyrażonej w art. 53 ust. 6 Konstytucji.

Niepożądana obecność kapelana może stanowić podstawę dochodzenia roszczeń z tytułu zadośćuczynienia za doznaną krzywdę w postaci naruszenia prawa pacjenta do intymności i godności (art. 20 w związku z art. 4 ust.1 ustawy PP).

A ustawa o prawach pacjenta?

Mówi o umożliwieniu kontaktu z duchownym w przypadku, gdy stan chorego znacznie się pogorszy.

Ale to nie znaczy, że ksiądz ma być pracownikiem szpitala – to groteskowa interpretacja ustawy i kolejny przywilej kleru rzymskokatolickiego w Polsce, bo to głównie duchowni tego wyznania dostają szpitalne etaty, co jest niekonstytucyjną dyskryminacją duchownych innych wyznań i pacjentów innych wyznań oraz tych bezwyznaniowych.

Można duchownym płacić za konkretne wizyty, jeśli uważają, że to usługa, za którą należą im się pieniądze od państwa.

Internauci pytają, dlaczego za spotkanie z księdzem ma płacić szpital, a nie pacjent.

Art. 38 ustawy o prawach pacjenta mówi o tym, że w razie potrzeby szpital ma pokryć koszt opieki duszpasterskiej. Lewica oczywiście złoży projekt ustawy w tej sprawie, ale nie mam złudzeń, że PiS, który popiera przywileje kleru, za tym zagłosuje.

Dlatego uważam, że teraz najważniejsze jest działanie na poziomie samorządu: zakończenie umów z klerem i wyznaczenie jednolitej stawki za wizytę.

Co jest potrzebne do tego, by szpitale nie zatrudniały księży?

W Warszawie potrzebna jest wola prezydenta miasta. Mam nadzieję, że Rafał Trzaskowski poprze to racjonalne rozwiązanie, które poprawi sytuację pacjentów i pozwoli przeznaczyć zaoszczędzone środki na leczenie.

Będę o tym rozmawiać z wiceprezydent Renatą Kaznowską, która odpowiada w Warszawie za obszar zdrowia. Pacjentki i pacjenci mają prawo do poszanowania swojej intymności, godności i światopoglądu. Czas zacząć tego przestrzegać.

Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl


Przeczytaj też:

"Leżę cała we krwi na sali, a tu nagle - puk, puk - i wchodzi ksiądz". Historia ze szpitala ginekologicznego

Ksiądz to przedstawiciel personelu szpitala. Co nie znaczy, że powinien chodzić od sali do sali

"Radni PiS leją hejt". Pierwszy raz weszła do rady Warszawy i opowiada, jak wygląda ta praca od kulis