Korpo-wigilia na kamerce. Sceny jak z "The Office" i ciarki żenady
Zamiast biurowego ciasta i śledzika w porze lunchu – dziwaczne rozrywki online serwowane przez troskliwych menadżerów. Zamiast pogaduszek po kątach – wymuszony uśmiech do kamerki z podglądem na własną rozpikselowaną twarz. Zdalne Wigilie w pracy często przypominają farsy. Z tą drobną różnicą, że nikt się nie śmieje.
- W związku z drugim, jesiennym lockdownem większość pracowników biurowych po raz kolejny przeszła na pracę zdalną.
- Mimo nietypowych okoliczności, firmy nie zrezygnowały z tradycyjnych Wigilii pracowniczych, które odbywają się online
- Troje pracowników korporacji opowiedziało nam o absurdalnych pomysłach na spotkania świąteczne w ich firmach
Są rodziny, które z założenia są dysfunkcyjne. Członkowie niby komunikatywni, elastyczni i "wysokiej kultury osobistej", nie mają problemów z używkami i stosowaniem trzech magicznych słów, a mimo to w relacje często wkrada się nutka patologii. Trudna jest w szczególności Wigilia.
A już zwłaszcza, gdy korporodzina zasiada do niej przed kamerkami laptopów. Zwolnienia nie obowiązują. Koniec końców co innego można robić na home office?
Pomysłów na umilenie podwładnym pandemicznych Świąt w korporacjach nie brakuje. Menadżerowie różnych szczebli prześcigają się w kreatywnych (jak ich dream teamy) pomysłach na wigilijne calle.
Co dają pracownikom? W pierwszej kolejności – ciarki żenady. W niektórych przypadkach łagodzi je nieco wypłata tzw. trzynastki lub innych świątecznych premii.
Karykaturalny śledzik zapity piwem
– Spotkanie świąteczne na zoomie było obowiązkowe. To znaczy nie do końca, ale moja bezpośrednia szefowa, która co roku chwali się w prezentacjach, że każdy w jej zespole wykonuje pracę 1,62 osoby, wysłała nam maila z przypomnieniem o Wigilii. Dodała, że mimo pandemii dostaliśmy od firmy duże dodatki do grudniowych pensji – opowiada 31-letnia Magda, od kilku lat pracująca w księgowości.
W środę, tuż po pracy, pokornie zasiada przed kamerką. Od firmy dostała wcześniej ciężką paczkę, której miała nie otwierać aż do spotkania. Na generowanym cyfrowo tle, podobnym do tych, jakie można było oglądać w programach informacyjnych na przełomie wieków, pojawił się konferansjer w garniturze.
Sypał wodzirejskimi żarcikami, a potem łączył się kolejno z członkami zarządu i dyrektorami poszczególnych pionów. Założyli czapki Mikołajów albo opaski z uszami renifera, żeby w świątecznej atmosferze pochwalić zespoły na wizji.
– Jeden z dyrektorów powiedział, że nie mamy w tym roku zimy, mamy WIN-ter, bo jesteśmy "wygrywami". Nie wiem, czy to miał być celowy suchar, czy co, ale ten korporacyjny entuzjazm na sterydach wydał mi się poroniony. Może gdyby to był inny "WIN-ter" tak bym tego nie odebrała, ale w pandemii ten tekst wybił mi żenadometr.
Czytaj także: Pracujesz zdalnie? Twój pracodawca powinien płacić nawet za... papier toaletowy — twierdzą Holendrzy
Gdy baloniki ego zostały nadmuchane, przyszedł czas na właściwą imprezę. W paczce, którą dostała Magda były dwa piwa, bo firma zorganizowała im wirtualne spotkanie degustacyjne z zawodowym kiperem.
– Problem polegał na tym, że facet nie był Polakiem. Angielski też nie był jego pierwszym językiem, więc za dużo nie dało się z tego wynieść. No, ale chociaż piwa były smaczne i łatwiej było po nich wysiedzieć – śmieje się Magda.
Po półtorej godziny wydawało się, że Wigilia wreszcie dobiega końca. Tyle że firma przygotowała jeszcze jedną niespodziankę. Przez całe spotkanie pracowników przyklejonych do zooma portretował karykaturzysta. A że na callu było ponad 100 osób, prezentacja poszczególnych rysunków zajęła kolejne 40 minut.
– Od szczerzenia się w sztucznym uśmiechu zaczęły mnie boleć mięśnie twarzy. Siedzisz nieumalowana, ledwo co uczesana i i tak czujesz dyskomfort związany z sytuacją, a okazuje się, że jakiś geniusz wpadł na pomysł zrobienia z twojej twarzy publicznego dowcipu.
Swój portret z tego niezapomnianego wieczoru Magda dostanie kurierem. Ma dojść jeszcze przed Świętami.
Czytaj także: "Miesiąc czyszczenia sumień". Stare zabawki to żaden prezent gwiazdkowy dla dzieci z domów dziecka
W służbie kultury i sztuki
Tomek jest kilka lat starszy od Magdy i pracuje w tzw. branży kreatywnej. W połowie tego roku miał dostać podwyżkę. Ale że nadeszła pandemia, wszystkie podwyżki i rekrutacje zostały wstrzymane na czas nieokreślony.
I cóż, że firma wyniki finansowe ma niezłe. Pracownicy powinni się cieszyć, że nie było zwolnień grupowych i obniżek pensji. Przed Świętami pracodawca zafundował im jeszcze jeden powód do radości.
– W zeszły tygodniu dostaliśmy maila, że ze względu na sytuację firma przygotowała dla nas z okazji Świąt coś "naprawdę niezwykłego". Szef napisał, że nie może zdradzić szczegółów, żeby nie psuć niespodzianki i że dowiemy się dopiero na Wigilii.
Ludzie z zespołu Tomka obstawiali podwyżki. Tym bardziej, że niedawno zdobyli nagrodę branżową za jeden z zeszłorocznych projektów. Na Wigilii okazało się, że niespodzianką są bilety na spektakl teatralny na zoomie, który aktorzy zagrają specjalnie dla pracowników.
A że to droga impreza, nie przewidziano nic poza tym. Żadnych świątecznych bonów, gratyfikacji finansowych ani nawet koszy słodyczy dla dzieci pracowników, które były co roku.
– Już pal sześć, że ucięto nam dodatki, zdążyłem to przeboleć. Najbardziej irytujące jest to, że spektakl, który zafundowała nam firma to głupawa komedyjka z aktorami znanymi z seriali. Mamy młody zespół, nikt z nas nie poszedłby na coś takiego do teatru, może moja mama albo babcia by się ucieszyły. A tak przed nami dwie godziny obowiązkowego gapienia się w ekran. Poczułem się jak w podstawówce – prycha Tomek.
Na pocieszenie może popatrzeć, jak jego szef chwali się w mediach społecznościowych, że w tym trudnym czasie zdecydował się na dofinansowanie kultury i sztuki.
Czytaj także: Pierwsza pandemiczna Gwiazdka. 8 kobiet opowiada, jak zmieniły się ich wymarzone prezenty
Quizy i kawior
Posady zazdrości Anieli połowa jej znajomych ze studiów. Pracuje w jednej z firm zajmujących się audytem z tzw. wielkiej czwórki. Wysokie pensje, dobre umowy, benefity nie do pogardzenia. I chociaż w zespole lubi tylko kilka osób, chodzi na wszystkie integracje i spotkania świąteczne.
– Zawsze jest świetne jedzenie i darmowe drinki – wypasione, a nie standardowe mojito i pinacolada. Trochę to grażynowe, ale nic na to nie poradzę. Fajnie spróbować menu restauracji, na którą szkoda by mi było pieniędzy albo iść na imprezę do Hiltona. Zazwyczaj jest też jakiś koncert, raz do kotleta grał nam nawet Dawid Podsiadło – opowiada Aniela.
Tyle że w tym roku impreza odbyć się nie może, więc menadżerowi mieli zająć się organizacją Wigilii swoich zespołów na zoomie. Aniela przeczytała maila i postanowiła udawać tego dnia szczególnie zapracowaną.
– Szef poprosił o przebranie się z pidżam i zaznaczył, że fajnie byłoby, gdyby każdy z nas miał choinkę w tle albo chociaż świąteczny sweter. Oczywiście to wszystko pół żartem, ale obowiązek włączenia kamerki był już całkiem na serio.
Od kolegów dowiedziała się potem, że główną atrakcją był wielki quiz wiedzy o firmie. Na początku zastanawiali się, czy to nie jakiś dziwaczny prank. Pytano o daty przełomowe, kadencje dyrektorów, a nawet o to, ile kosztuje uber z biura na lotnisko. Można było wygrać punkty do wydania na benefity. Ale dodatkowe punkty na Święta dostali w tym roku wszyscy.
– Mamy kupić sobie "coś ładnego od firmy". Chyba wydam na lodówkę – kpi Aniela.
Czytaj także: "Koszty? Nikt się z nimi nie liczy". Tak rozświetlają wieś na święta. Nazywają ich polskim Las Vegas
Wigilie w wielkich firmach nie stały się nieprzyjemnym obowiązkiem podczas pandemii, bo i zawsze były nim dla części pracowników. Trudno składa się życzenia osobie, z którą nie poszło by się dobrowolnie nawet na kawę. Jeszcze trudniej je się śledzia przy korporodzinnym stole z ludźmi, których imion nie pamiętamy.
Tyle że ten lekki świąteczny fałsz łatwiej znosiło się w "warunkach naturalnych". W biurze czy w restauracji były szanse na zawarcie nowych znajomości nad grzanym winem, wymienienie plotek lub też po prostu zwykły small talk.
Przygwożdżeni okiem kamery zazwyczaj nie mamy takiej możliwości. Potulnie uśmiechamy się więc w świątecznych swetrach obserwując lekkie drżenia kącika ust na ekranie i bierzemy udział w "rozrywkach" na które się nie pisaliśmy, sterowani przez architektów zoomowych Wigilii. W tej opcji zaprojektowano nawet, co powinniśmy czuć. Można być: rozentuzjazmowanym, pozytywnie zaskoczonym, ale przede wszystkim – wdzięcznym.
Magda, Tomek, Aniela i tysiące innych pracowników zmuszonych brać udział w wigilijnych wideo-spędach modlą się o jedno. Żeby to był pierwszy i ostatni raz.
Czytaj także:Na rozmowie wideo cały czas patrzysz na swoją twarz i się stresujesz? Na ten syndrom cierpią tysiące
Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl