Twórcy "Black Mirror" szydzą z roku 2020. Netflix dał nam film, którego wszyscy potrzebowaliśmy
Rok 2020 był tak surrealistyczny, że nawet twórcy "Black Mirror" tego nie przewidzieli. Dlatego postanowili o nim opowiedzieć w formie mockumentu - satyry stylizowanej na dokument. "Giń, 2020!" nie jest komedią idealną, ale idealnie nadaje się na spojrzenie na minione miesiące z wygodnego dystansu. I pośmianie się z tego, że jakimś cudem przetrwaliśmy.
- "Giń, 2020!" to mockument, który w prześmiewczy sposób podsumowuje miniony rok
- Twórcami i producentami wykonawczymi są Charlie Brooker i Annabel Jones, którzy mają na koncie m.in. serial "Black Mirror"
- Film zestawia prawdziwe nagrania z wypowiedziami fikcyjnych osób zagranych przez m. in. Hugh Granta, Samuela L. Jacksona i Lisę Kudrow
- "Giń, 2020!" jest nierówny i amerykocentryczny, a żarty, choć w większości bawią do łez, czasem są prymitywne i powtarzalne. Trudno jednak nie doszukać się w nim metafory roku 2020
Fot. Netflix
Podsumowanie pandemicznego roku, na które czekaliśmy
Rok 2020 zapisał się na kartach historii przede wszystkim z powodu pandemii, która błyskawicznie zmieniła świat i nasze życia. Koronawirus nie był jednak jedyną rzeczą, która uczyniła ten rok "wyjątkowym". Współczuję dzieciakom, które kiedyś będą musiały uczyć się o nim w szkole.Film Netflixa zaczyna się bowiem od pożarów w Australii, które, choć miały miejsce w styczniu, wydają się nam tak odległe, jakby były z zupełnie innej epoki. I stanowiły swoisty prolog do "końca świata", który miał dopiero nastąpić. To, co wydarzyło się potem, wciąż nie mieści się w głowie. A pamiętacie jak wszyscy śmialiśmy się z memów o zupie z nietoperza?
"Giń, 2020!" to produkcja brytyjsko-amerykańska. Przez to mamy okrojony zakres chwil do "powspominania". Dominują wszelkie odpały Donalda Trumpa i Borisa Johnsona oraz inne znaczące wydarzenia z krajów przez nich rządzonych. Ma to swoje wady i zalety z perspektywy polskiego widza.
Fot. Netflix
Kto by jednak chciał znów to wszystko przeżywać na poważnie? No nikt. Film jest jak topienie marzanny, katharsis, którym na zawsze żegnamy ten potworny rok 2020. Można to robić na wiele sposobów, ale nic tak nie działa na skołatane nerwy jak potężna dawka śmiechu.
"Giń, 2020!" jest napakowany różnym rodzajem humoru - od sucharów, przez błyskotliwe pociski, po żarty totalnie po bandzie. Tyle razy oplułem się ze śmiechu, że aż myślałem o zamontowaniu błotników na twarzy.
Fot. Netflix
Jest np. pseudo-historyk (Hugh Grant), który sypie analogiami z "Gwiezdnych wojen" i "Gry o tron", jest też i youtuber-milenials (Joe Keery), który dorobił się na filmikach reakcyjnych ze światowych tragedii, jest też i polityk (Lisa Kudrow), która ciągle wypiera się swoich słów, narzeka na cenzurę w mediach i fake newsy. Ech, skąd my to znamy...
Jednak najlepiej i najśmieszniej wypadła "przeciętna obywatelka" w kreacji Diane Morgan, która oglądała newsy z Ameryki jak reality show oraz wyrobiła sobie zaburzenie psychiczne, by nie spędzać lockdownu samotnie. Kolejna doskonała postać to Kathy (Cristin Milioti), czyli właściwie"Karen", czyli taka "amerykańska Grażyna", rasistka i foliarka, która wierzy we wszystkie teorie spiskowe z internetu. Ech, skąd my to znamy...
Fot. Netflix
"Giń, 2020" ma wady, ale i tak jest okrutnie śmieszny
Film jest niestety bardzo nierówny. Niektóre żarty powtarzają się lub są bardzo niskich lotów, a kiedy pojawia się wątek zabójstwa George'a Floyda i protestów ruchu Black Lives Matter film niespodziewanie staje się patetyczny.Rozumiemy, że są rzeczy, z których nie powinniśmy szydzić, ALE albo kręcimy bekę ze wszystkich i wszystkiego (np. choroby Trumpa i generalnie koszmaru milionów osób wywołanego pandemią) albo omijamy lub ograniczamy do minimum fragment, który nie nadaje się do obrazoburczej komedii (jak np. w przypadku pokazanej w filmie eksplozji w Bejrucie). W innym wypadku osiągniemy efekt odwrotny do zamierzonego.
Fot. Netflix
Należy jednak zauważyć, że twórcy nie szkalują wyłącznie Trumpa, ale i jego "200-letniego" następcę - Joe'a Bidena. Są też wyraziste żarty z ludzi "przebudzonych" (ang. woke) i białych influencerów, którzy często w kuriozalny sposób wspierali protesty Afroamerykanów. Zresztą sporo tych prawdziwych scen w filmie jest tak absurdalnych, że nawet nie trzeba do nich nic dorabiać. Wystarczy je pokazać.
Pomimo wad, świetnie się na nim bawiłem i nie dowierzałem, że tyle się działo i już to wszystko mamy za sobą. Oby. Na koniec 2020 roku dostaliśmy nadzieję w postaci szczepionki, ale przecież nie wiadomo czy nie nadejdzie prawdziwy kryzys gospodarczy, a pandemia tak szybko odpuści i film... nie doczeka się sequela.
Czytaj też: Nie tylko pandemia. 10 ważnych wydarzeń 2020 roku na świecie, które pewnie przegapiliście
Ten rok był okropny, ale miał dobre momenty. 13 pozytywnych rzeczy, które wydarzyły się w 2020 r.