"Jak go stać, to niech robi, co chce". Oto kto i za ile zalewa Polskę serduszkowymi plakatami

Alicja Cembrowska
Nie kilka, nawet nie kilkanaście, a tysiące billboardów antyaborcyjnych dosłownie zalały polskie miasta. W niektórych lokalizacjach możemy w pakiecie oglądać dziecko w serduszku, hasło "Kochajcie się mamo i tato" i "Mam 11 tygodni". Plakaty pojawiły się również na miejskich autobusach, np. w Krakowie. Wiele osób zaczęło się zastanawiać, kto i skąd ma pieniądze na ogólnopolską akcję. Odpowiedzi należy szukać w Kornicach, wsi położonej 11 km od Raciborza.
Billboardy z serduszkiem pojawiają się w całej Polsce Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Pierwsze billboardy jeszcze trochę nieśmiało pojawiły się na ulicach jesienią 2020 roku. Z czasem jednak zaczęło ich przybywać. I to nie tylko w miastach, ale również przy autostradach. Jadąc z Bydgoszczy do Warszawy, naliczyłam ich kilkanaście, a jak wynika ze zdjęć internautów, w całej Polsce sytuacja wygląda podobnie. Niektórzy mówią nawet, że skala akcji może wskazywać, że to "odpowiedź na strajki kobiet".


O billboardach "Kochajcie się mamo i tato" pisaliśmy w naTemat.pl w lutym. Pod pięknym, na pierwszy rzut oka przekazem, podpisała się wspólnota SYCHAR – Charyzmat Wspólnoty Trudnych Małżeństw, która zapewnia, że "współpracując z Jezusem Chrystusem – Bogiem każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania", a w "sytuacjach skrajnych" można wziąć pod uwagę separację, ale nie rozwód.

Jak wynika jednak z komunikatu, który pojawił się na stronie wspólnoty 15 lutego 2021 roku, organizatorem akcji jest Fundacja Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara. "Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR zgodziła się na umieszczenie swojego logo na tych plakatach, ponieważ podziela wartości, które Fundacja ma w swoich celach statutowych – wspieranie rodzin, jako naturalnego i najważniejszego środowiska wychowawczego dla człowieka".

Plakaty z serduszkiem


Wszystkie billboardy mają jednego fundatora – Fundację Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara. Nie dziwi zatem, że zaczęły pojawiać się w swoim sąsiedztwie i to na skalę masową. Wiele osób zaczęło jednak zastanawiać się, kto i skąd ma pieniądze, by sfinansować akcję w kilkunastu miastach (banery, plakaty, również na miejskich autobusach), a także przy autostradach.
Czytaj także: Autorka ilustracji z płodem jest oburzona kampanią antyaborcyjną. "Czy to znowu średniowiecze?"
Odpowiedzi należy szukać w rodzinnej firmie Eko-Okna, która powstała w 1998 roku. W 2020 roku spółka znalazła się w rankingu 100 Największych Polskich Firm Prywatnych i otrzymała nagrodę "Diament Forbesa". W 2021 roku media branżowe ogłosiły "prawdziwą bombę" – Eko-Okna przekroczyły barierę 2 miliardów zysków (wzrost o 16,8 proc. w stosunku do roku 2019), co otworzyło prezesowi Mateuszowi Kłoskowi furtkę do listy 100 najbogatszych Polaków.

To właśnie Mateusz Kłosek zarządza firmą, która zatrudnia tysiące ludzi i nie zwalnia tempa rozwoju pomimo pandemii. I to jego fundacja stoi za "oplakatowaniem Polski". Ale "prezes to skromny człowiek, nie lubi rozgłosu" – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Grzegorz Swoboda, starosta raciborski.

Nie tylko okna


Kłosek, jak wynika z doniesień lokalnej prasy, nie zajmuje się jednak tylko działalnością okienno-stolarską. Chociaż unika spotkań publicznych czy imprez branżowych, to chętnie angażuje się religijnie.

W styczniu 2019 r. jego fundacja we współpracy z czasopismem "Miłujcie się!", należącym do Wydawnictwa Agape, zrealizowała projekt "ewangelizacyjne banery". Hasła, między innymi "Módl się za wszystkich, nawet za nieprzyjaciół", pojawiły się w poznańskich tramwajach, a także na ulicach w formie billboardów.

– Chodziło o wyjście z dobrym przekazem w przestrzeń miejską. To zachęta, by zmieniać na lepsze życie osobiste, rodzinne i społeczne – mówił redakcji wtk.pl Mateusz Kłosek. Wtedy jeszcze koordynator projektu, a od 25 maja 2020 r. członek rady nadzorczej Agape.

Prezesem zarządu Wydawnictwa Agape jest ksiądz Mieczysław Piotrowski, który od 6 grudnia 2019 r. dołączył jako członek zarządu do Fundacji Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara. W 2018 roku na mszach z udziałem dzieci puszczał fragmenty "Pasji" Mela Gibsona, w 2016 roku Fronda opublikowała jego artykuł "Co to jest homoseksualizm i jak z niego wyjść?", w którym ksiądz stwierdza, m.in., że "Pan Bóg stworzył nas he­te­ro­sek­su­al­ny­mi, a orien­ta­cja homoseksualna jest psy­chicz­ną dewiacją na­by­tą na skutek negatywnego wpły­wu środowiska".

W kwietniu 2020 roku na YouTube pojawił się film, na którym pracownicy firmy wypuszczają do nieba różaniec z balonów: "Pracownicy Eko-Okien wypuszczają w niebo broń na walkę z koronawirusem. Tym akcentem chcemy podziękować właścicielowi i zjednoczyć się z nim w jego wizji i hierarchii wartości".
Mateusz Kłosek ufundował również klasztor Wspólnoty Niepokalanej Matki Wielkiego Zawierzenia w Pietrowicach Wielkich, a także kaplicę i egzemplarze religijnego miesięcznika.

– Słychać różne plotki. Że niby każdy, kto chce w Eko-Oknach pracować, musi wypełniać deklarację wiary. Ale czy to prawda? Ludzie Kłoskowi zazdroszczą sukcesu. Mogą celowo na złość robić z niego religijnie nawiedzonego – opowiadają mieszkańcy Raciborza Annie Malinowskiej z katowickiego oddziału "Gazety Wyborczej".

Kolejną inwestycją "duchową" Kłoska jest kawiarnio-księgarnia "Niebo w mieście" w Raciborzu, którą otwarto w 2019 roku. W rozmowie z portalem nowiny.pl właściciel mówi: "Aktualnie polecamy książkę "Sychar. Ile jest warta Twoja obrączka" autorstwa Anny Jednej. To świadectwo żony, której mąż odszedł, założył drugą rodzinę, ale ona na niego nadal czekała... Po ośmiu latach powrócił i dziś są razem. Przy czterdziestoprocentowym rozwodnictwie w Polsce jest to coś niespotykanego – przykład na to, że można inaczej".

Pod artykułem pojawiły się natomiast komentarze: "Nie kupujcie placu Długosza!", "zostawcie plac Długosza". Faktycznie, był plan, żeby Eko-Okna kupiły plac Jana Długosza w Raciborzu i go zagospodarowały. – Deklaracje były świetne. Mieli zbudować tu centrum naukowo-badawcze. Były rozmowy, zapowiedzi, ale firma się wycofała. Widać nie bardzo jej na rozwoju miasta zależy. Woli inwestować w miejsca religijne poza Raciborzem – mówi Gazecie Wyborczej radny Leon Fiołka.

Mateusz Kłosek w czasie pandemii wsparł również szpital w Raciborzu (2,5 mln zł), a także remont pomieszczeń w Domu Dziecka w Kuźni Raciborskiej.

Fundacja Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara


Internetowa strona fundacji jest raczej skromna. Na wstępie dowiadujemy się, że "jej celem jest wspieranie rodzin, jako naturalnego i najważniejszego środowiska wychowawczego dla człowieka. Jednym z podstawowych zadań, realizowanych przez Fundację "Nasze Dzieci" jest program wspierania macierzyństwa, oraz ochrony życia nienarodzonych od momentu poczęcia dziecka. Udzielamy wsparcia kobietom m.in. w ich pracy, już na etapie ciąży, by mogły realizować się nie tylko na gruncie zawodowym, ale także rodzinnym".

Inne zakładki to: Inspirujące historie (jest ich pięć), Sychar, Naprotechnologia, Hospicja, Materiały promocyjne. W tej ostatniej znajdziemy czapki zimowe, koszulki, magnesy na samochód, świeczki, plakaty. W zamian możemy dokonać darowizny na rzecz wybranego hospicjum perinatalnego lub na rzecz fundacji, aby "pokryć koszty produkcji materiałów promocyjnych" ("W tytule: "Darowizna na cele statutowe").
fundacjakornice.pl/zrzut z ekranu
W zarządzie fundacji (zarejestrowanej 21 grudnia 2018 roku) jest jeszcze Katarzyna Kłosek i wspomniany ksiądz Mieczysław Piotrowski ze zgromadzenia zakonnego Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. Paulina Zagórska, prowadząca na Instagramie "doktorkanieuczka" zwróciła natomiast uwagę, że fundacja nie składa sprawozdań ze swojej działalności. W 21 celach fundacji znajdują się, m.in.: dożywianie dzieci, wspomaganie edukacji dzieci i ich rodzin, wspieranie inicjatyw społecznych na rzecz budowy dróg czy działalność wspomagająca kult religijny oraz rozwój duchowy.
Kłosek publicznie raczej nie odnosi się do swojej działalności, w zeszłym roku krótko skomentował akcję billboardową: "Nie rozumiem, skąd przeświadczenie o wyłącznie antyaborcyjnym przesłaniu akcji plakatowej. W prowadzonej i udokumentowanej działalności zajmujemy się szeregiem działań na rzecz osób potrzebujących pomocy, które to aktywności nie są – także za sprawą Fundacji – nagłaśniane.

Założenie, iż jedynym celem akcji jest ochrona życia poczętego, jest istotne, przy czym przekaz intencji, jaka towarzyszyła akcji plakatowej został spłycony. Celem nadrzędnym tej akcji, jak i samej działalności fundacji jest afirmacja życia we wszystkich jego aspektach. (...) Szanujemy ludzi w każdym wymiarze i na skalę posiadanych możliwości pomagamy".

Obecnie w całej Polsce wiszą plakaty w wersjach z różnymi napisami: "Hospicja perinatalne", "Jestem zależny, ufam tobie", "Mam 11 tygodni", "Jestem eko / Chroń życie", "Życie".

Ile może kosztować tak duża akcja billboardowa?


Wiele osób zaczęło przeliczać, ile mogła kosztować tak duża kampania – trzeba przyznać, że dawno nie było w Polsce równie zasięgowej akcji. W mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia, na których widać nawet kilka (od 4 do 8) wielkich plakatów (lub billboardów) obok siebie.

"Dziennik Zachodni" wylicza, że po czterech miesiącach koszty mogły przekroczyć 10 mln zł. Powołuje się na ekspertkę od outdooru, która ocenia, że jeden taki billboard czy megaboard kosztuje od 1000 do 4000 zł za miesiąc, czyli przy takiej skali nawet 2,5-3 mln zł za miesięczną kampanię. "Newsweek", przy założeniu, że billboardów było 1500, a koszt jednego (12 m2) to około 1000 zł, podaje kwotę minimum 4,5 mln złotych. Po komentarz zgłosiłam się do eksperta z branży OOH, który poprosił o anonimowość.

Ekspert podkreśla, że ceny za powierzchnię reklamową zależą od formatu i lokalizacji. Dodaje jednak, że w przypadku tak dużego zamówienia na pewno klient może liczyć na rabat. Cena (bez rabatu) za billboard, który ma 18 m2 może wynosić nawet 3000 zł za 28 dni. Kampania trwa już 4 miesiące, więc zdaje się, że szacowanie jej kosztów w milionach nie jest zatem przesadzone.

Osobnym aspektem jest to, że różowo-serduszkowa akcja stała się agresywnie nachalna, wręcz opresyjna. Niektórzy wskazują, że skoro jest finansowana z prywatnych pieniędzy i "kogoś stać", to niech sobie robi, co chce. Trudno jednak pozbyć się z głowy pytania, czy naprawdę pieniądze są tutaj największym problemem...

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl