"Po plecach przechodzą mi ciarki". Od jego papryki zaczęła się sława Obajtka, tak ocenia go dziś
Mówi się, że dzięki jego folii Daniel Obajtek wypłynął z Pcimia na szersze wody. To właśnie przed domem słynnego "Paprykarza" zorganizowano konferencję prasową, na której stał razem z prezesem PiS i Obajtkiem. – Dziś mogę powiedzieć, że nie idę tym torem, co Daniel Obajtek. Nasze drogi zupełnie się rozeszły – mówi naTemat Stanisław Kowalczyk.
- – Oprócz tej słynnej wizyty, gdy przyjechał z prezesem PiS, przyjeżdżał do mnie wielokrotnie, może z 10-15 razy tu był. Było kilka telefonów tygodniowo. "Co tam słychać, Stasiu"– pytał – wspomina Stanisław Kowalczyk.
- "Paprykarz" mówi o Danielu Obajtku: – Robił wrażenie, że jest z niego równy, bezpośredni gość. Jako jedyny z PiS zainteresował się moją sprawą.
- Czy dziś mają kontakt? Jak patrzy na karierę prezesa Orlenu?
"Jak żyć, panie premierze?" – to dzięki temu pytaniu do Donalda Tuska Stanisław Kowalczyk stał się legendą polskiej polityki. W 2011 roku nawałnica zniszczyła jego plantację papryki, z ziemią zrównała prawie 800 budynków i 10 tys. tuneli z uprawami.
"Paprykarz" zapraszany był przez PiS "na salony", ale to Daniel Obajtek, ówczesny wójt Pcimia, bezpośrednio ruszył mu na ratunek. PiS zapomniał potem o nim. Ale jak dziś Daniela Obajtka i doniesienia o nim odbiera Stanisław Kowalczyk?
Śledzi pan ostatnie doniesienia o Danielu Obajtku?
Śledzę. Nic się nie zmieniło. Z powodu tego, co się dowiaduję, po plecach trochę mi przechodzą ciarki. Nie spodziewałem się po nim takich rzeczy, o których słychać.
Dziś mogę powiedzieć, że nie idę tym torem, co Daniel Obajtek. Nasze drogi zupełnie się rozeszły. Teraz różnimy się poglądami, a finansowo jeszcze bardziej. Jestem totalnie zawiedziony i włożyłbym go do tego samego worka, co prezesa PiS. On idzie tym samym torem jak PiS. Wydaje mi się, że wybrał taką drogę, by bez względu, czy że racja czy nie racja, trzeba przytakiwać i robić wrażenie, że jest się jak najbardziej lojalnym i tylko prezes ma rację
Uważa się, że od spotkania z panem i tej słynnej folii zaczęła się kariera polityczna Daniela Obajtka. Ma Pan takie poczucie?
Tak mówią. On zawsze dopytywał: "A co tam Stasiu w Warszawie?", "A co tam u prezesa?", "Czy byłeś u prezesa?". Zawsze parę minut po moim wyjściu od prezesa, czy wywiadzie w stacjach telewizyjnych, pierwszy telefon był od niego, np. z pytaniem, czy prezes coś o nim wspomniał.
Teraz na przestrzeni czasu widzę, że może miał jakiś plan, że może inaczej to widział. A ja być może byłem postrzegany jako ten, który może tę ścieżkę bardziej pomógł mu utorować, w szybszym czasie. Tak mi mówią ludzie.
Jak Pan pamięta wasze pierwsze spotkanie? Jaki był wtedy?
Poznaliśmy się na konwencji przedwyborczej PiS w Krakowie w 2011 roku. Tam występował obecny prezydent Duda, był też Daniel Obajtek. Moje wystąpienie trwało chyba z 45 minut, potem kolejka ustawiała się po autografy, byłem zszokowany. "Paprykarz przyćmił samego prezesa" – takie były tytuły, zupełnie się tego nie spodziewałem.
I po tamtym moim wystąpieniu Obajtek podszedł do mnie i powiedział, że postara się pomóc. Zrobił to jako jedyny z działaczy PiS-u. Nikt poza nim do mnie nie podszedł, na czele z prezesem. Nie było ani be, ani me. A on porozmawiał, zapytał, skąd jestem, wziął telefon przez swojego asystenta. I od razu się zaczęło.
Potem, oprócz tej słynnej wizyty, gdy przyjechał z prezesem PiS, przyjeżdżał do mnie wielokrotnie, może z 10-15 razy tu był. Z mojego punktu widzenia wyglądało to na prywatne wizyty. Było kilka telefonów tygodniowo. "Co tam słychać, Stasiu" – pytał. Kontaktowałem się z nim, bo poczułem bliskość. Bardzo mi pomógł.
Ma pan z nim kontakt?
Od trzech lat, gdy został prezesem Orlenu, praktycznie się nie odzywał. Napisałem do niego smsa, że zachowuje się jak inni z PiS na czele z prezesem. Najpierw wiedzieli, gdzie przyjechać, a potem nie wiedzieli, kto to jest Kowalczyk i trzeba było im przypominać. Powiedziałem mu: idziesz w ślady prezesa. To się obruszył. "Co ty Stasiu, nie mam czasu".
Dwa tygodnie temu, jak byli u mnie z TVN, chcieli, żebym do niego zadzwonił. Było południe, nie wierzyłem, że odbierze. Oddzwonił po 5 minutach. Byłem bardzo zaskoczony. Zawsze mówił, że jak dzwonić, to najlepiej późno, po pracy, bo w ciągu dnia nie ma szans.
Dlatego bardzo mnie zaintrygowało, że tak szybko oddzwonił. Do dziś zastanawiam się, co to za cuda się stały. Wtedy doniesienia były tylko jego dworku. Może zobaczył, że dzwonię w dzień, to coś jest nie tak? Może pomyślał, że jak nie odbierze, to będę mówił, że nie odbiera?
Tłumaczył się po prostu. Ale do mnie to nie dociera. Kiedyś miał czas, a teraz nie ma czasu? Gdy został prezesem agencji, to kontakt jeszcze był. Sam się wtedy pochwalił: "Stasiu, będę prezesem. Odezwę się, to się spotkamy". Byłem potem u niego w agencji dwa czy trzy razy. Gdy został prezesem Energi, kontaktu już nie było, tylko wtedy, gdy ja zadzwoniłem. A za czasu Orlenu to już całkowicie nie.
Jak pan ocenia wszystkie doniesienia o jego nieruchomościach?
Nie wiem, ile jest w tym wszystkim prawdy. Ale jak czytam o jego zachowaniu w firmie wuja, to reszta mnie już nie interesuje. Jestem zdegustowany. Mi wystarczy już samo to. Przepisywanie, odpisywanie jakiegoś majątku na matkę czy brata, tego nie chce się już słuchać. Tamto mi już wystarczy. Jeśli to prawda, to kładzie na nim cień. A moja opinia o nim zmierza w zupełnie innym kierunku. Jest mi to przykro o tym mówić po takim doświadczeniu z Danielem Obajtkiem.
Czytaj także: Odwiedziłam osiedle, gdzie Obajtek dostał 1 mln zniżki na apartament. Oto co mówią sąsiedzi
Jest mi też przykro i żal, że tak przejechałem się na PiS, zwłaszcza na prezesie. Dla mnie to plama nie do wymazania. Gdybym miał jeszcze możliwość zadania mu pytań, to tego nie odpuszczę. Spojrzę mu w oczy i zapytam: Panie prezesie, to się tak robi?Czytaj także: Słynny "Paprykarz" z kampanii PiS skarży się, że został wykorzystany do manipulacji. "Na taką obłudę nie pozwolę"
Powtórzyłby pan pytanie, które zadał pan Donaldowi Tuskowi: "Panie premierze, jak żyć?"Nie, nie. Teraz zapytałbym: Czy tak postępuje się z ludźmi? W ten sposób? Otrzymałem wiele telefonów, listów z pogróżkami za to, że ich popierałem. A po paru miesiącach prezes mnie zignorował. To siedzi we mnie cały czas. I tym torem idzie teraz Daniel Obajtek.
Gdy się poznaliśmy, naprawdę robił wrażenie, że jest z niego równy, bezpośredni gość. Na przestrzeni tamtego czasu jako jedyny z PiS zainteresował się moją sprawą.
Zauważył mnie. Bezpośrednio mi pomógł. Mało tego, pożyczył mi prywatne pieniądze. Byłem wtedy tak wstrząśnięty długami, że przez tydzień, czy dwa tygodnie nie wychodziłem z domu. Miałem już serdecznie wszystkiego dosyć. A to, że do mnie podszedł i porozmawiał, było dla mnie ważniejsze niż pieniądze.
Jak Pan patrzy dziś na karierę Daniela Obajtka?
Nastąpiła w dużym tempie. W przypadku karier w PiS jest jak programach kabaretowych – nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Prezes jeszcze mówi pod jego adresem o jakichś aurach. Mamy XXI wiek, a on mówi o aurach? 100-200 lat temu można było mówić o aurach, ale teraz?
Ale skoro prezes głosi takie peany na jego temat, to czego oczekiwać po innych? Porównano go już do Napoleona Bonaparte. Nawet jak teraz o tym mówię, czuję, że na plecach mam ciarki. Mój organizm się buntuje. Jak oni pokazują, jacy są dobrzy dla ludzi, ja mówią, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy, to mnie się po prostu ulewa. Nie wytrzymuję nerwowo.
Nie oglądam cały czas TVP, bo się nie da. Tak mnie ścina z nóg, że muszę przełączać. Ale dziś rano wstałem, włączyłem. O kim była mowa? Oczywiście o Obajtku. To było jednostronne lanie wody, że to atak na Orlen. To ja się pytam. Czy to jest Orlen, czy Daniel Obajtek? Przecież mówimy o osobie, o Danielu Obajtku.
Ja nie chcę takiej telewizji. Już nie mogę, wychodzę z siebie. Przecież na TVP podobno składają się wszyscy abonenci. To powinna być telewizja dla wszystkich ludzi.
W PiS myślą, że mają ograniczonych wyborców. Ale ludzie są mądrzy także na wsi, na prowincji. Tu też mówią, że przesadzają, że to jest już przegięcie totalne.
Sąsiedzi przypominają dziś panu o Obajtku?
Przed chwilą byłem u sąsiada. Zadzwonił mój telefon. "Ty, pewnie Obajtek dzwoni” – powiedział. Wszyscy pytają. Przecież bez przerwy w mediach przypominają teraz tę historię.
Jak w ogóle się Panu żyje? Zwłaszcza teraz, w pandemii?
Nie chcę narzekać, ale sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Nie mogę się podźwignąć z tamtej traumy. To się za mną ciągnie. Jak pani straci tysiące złotych majątku w stosunku do swoich możliwości finansowych, to nie jest do odbicia się w ciągu roku, czy dwóch, jeśli normalnie się do tego podchodzi.
Tu nie jest polityka, do której wchodzi się z zerowym kontem albo z kredytami, a potem wychodzi milioner. Tu jest ciężka praca. Jak mała łódeczka na wzburzonym morzu. Albo przeżyje, albo nie przeżyje. Albo pojawi się wichura, albo kataklizm, albo pandemia.