Kraj się sypie, a celebrytki przesyłają "trochę słońca" z wakacji. Rok temu pisały #zostanwdomu

Helena Łygas
W pandemii obowiązuje kilka zasad. Noszenie maseczek, brak imprez i koncertów, zamknięte knajpy, kwarantanna domowa. Jest jeszcze jedna zasada: jeśli cię stać, możesz je ominąć, bo i kto bogatemu zabroni. Gorzej, jeśli bogaty jest dodatkowo sławny i zasypuje sieć obrazkami z nieustających pandemicznych wakacji, całkowicie ignorując codzienność swoich obserwujących.
Meksyk i Zanzibar to w ostatnich miesiącach dwa ulubione kierunki polskich gwiazd fot. Jorge Fernandez Sala / Unsplash
"Nazywam się milion, bo za miliony złotych kocham i cierpię katusze. Patrzę na ojczyznę swą biedną. Czuję cierpienia całego narodu (jak matka czuje w łonie bóle płodu). Cierpię i szaleję, a inni mną rządzą i sądzą".

Oto mamy Wielką Improwizację z III lockdownu, w wykonaniu nie mickiewiczowskiego Konrada, ale instagramowych celebrytek.

Mickiewicz by się uśmiał


Panie jeżdżą w imieniu (milionów) rodaków na Malediwy i Kanary, żeby przesłać im trochę słońca i pozytywnej energii. Również za "miliony" prezentują bikini, wózki i okulary przeciwsłoneczne.


Myliłby się ten, kto przypuszczałby, że są na wakacjach. Co bardziej zapracowane nawet hotelowe wieczory poświęcają na reklamowanie kremów i toników.

Piękny gest. Może po obniżce pensji i z dwójką dzieciaków na nauczaniu zdalnym na Dominikanę ani nawet do Ustki nie pojedziesz, ale na pocieszenie możesz mieć taki sam krem jak znana aktorka.

Nacierasz się nim zamknięta od roku w 50-metrowym mieszkaniu i ci raźniej. Wypięte pośladki opalone meksykańskim słońcem i od razu idzie w niepamięć 30 tysięcy nowych zakażeń i fakt, że twoja babcia jeszcze nie doczekała się na szczepionkę.

Ty #zostańwdomu, ja doślę słońce


3 marca 2020 roku. Liczba nowych zakażeń w Polsce: 68. Julia Wieniawa używa hasztagu #zostańwdomu i zachęca do podziwiania swoich popisów w "Tańcu z Gwiazdami".

26 marca 2021 roku. Liczba nowych zakażeń w Polsce: 35 143, to kolejny rekord. Julia Wieniawa, która w grudniu bawiła się Zanzibarze, zwiedza Egipt bez maseczki i przesyła fanom "trochę słońca".
Czytaj także: Julia Wieniawa na Zanzibarze, czyli jak nie zostać białym zbawcą afrykańskich dzieci
Słońce przesyła też siedząca od stycznia w Meksyku Natalia Siwiec, która regularnych publikuje efekty seksownych sesji w bikini. Najczęściej bez podpisu. Jeśli para się już stukaniem w klawiaturę, to przeważnie żeby przedstawić kolejny produkt (swoją drogą reklamowanie z leżaka w Tulum zamkniętym w domach Polkom samoopalacza brzmi jak dowcip).

Sonia Bohosiewicz, która w kwietniu zeszłego roku wygrzewała się na balkonie zachęcając do pozostania w domu, w pandemii zdążyła odwiedzić już Malediwy i Teneryfę. Na Instagramie oburza się na plotkarski artykuł Onetu o jej wypadzie. Podsumowuje, że takie teksty pisze się po to, żeby się klikały i że to "nieładnie".

Pozostawałoby zapytać, po co prowadzi się gwiazdorskie konto na Instagramie. Czyżby nie dla zwiększenia własnej klikalności, która przekłada się nie inaczej niż w mediach na kontrakty reklamowe? Daleka jestem od oderwanego od rzeczywistości siania oburzenia spod znaku: "Jak do tego doszło, że Lewandowski ma zegarek wartości mieszkania, a w służbie zdrowia zarobki są niskie". Mogę za to rzucić koła ratunkowe, żeby pomóc w odgadnięciu zagadki – popyt, podaż, kapitalizm.

Na bogato? I dobrze


W narastającym oburzeniu na polskie celebrytki, dla których pandemia jest najwyraźniej jednym, wielkim, egzotycznym urlopem, nie chodzi o to, że mają pieniądze, żeby wyrwać się z lockdownu (podobnie jak Robert Lewandowski ma pieniądze na zegarki wartości mieszkania).

Wszak zawsze pokazywały swoje wyjazdy, mieszkania i ciuchy będące poza zasięgiem finansowym większość podglądających ich życie osób. To właśnie dla powiewu luksusu na ekranie telefonu obserwuje je gros fanów, bo przecież nie dla mądrości życiowych spod znaku:

"(…) nie ogarniałam swoją osobistą logiką, że można być szczęśliwym tak po prostu, bo się podjęło taką decyzję. Wykraczało to poza granice mojej percepcji” (Anna Wendzikowska, która swoją drogą też zachęcała do pozostania w domu, żeby potem polecieć na Kostarykę)

albo:

"(…) wstąpiła we mnie jakaś nieprawdopodobna moc, mogłam góry przenosić, skakać łódką po falach, chodzić na masaże (chyba nigdzie nie były tak tanie i dobre jak na Gili), jeździć z kierowcami, którzy mam wrażenie nigdy prawa jazdy nie uzyskali (sądząc po ich stylu jazdy), jeść owoce z bazaru, nie myć tak często rąk (czasami nie było gdzie) jak to robię tutaj, spać w klimatyzacji(…)” (Agnieszka Włodarczyk).

Słupy i gwiazdy

Podglądanie wypoczynku celebrytek w pandemii to jednak coś zupełnie innego niż wcześniej. I nie chodzi tu o to, że powinny zamknąć się w domach (choć oczywiście byłoby to ze wszech miar rozsądne) i w workach pokutnym solidaryzować się z ludem.

Jasne, że tzw. zwykli ludzie tracą dochody, zamykają firmy, chorują, czują się niewolnikami za małych metraży, pracy i edukacji zdalnej. I może nawet chcą pooglądać sobie czasem te wszystkie zdjęcia z plaży.

Tyle że pandemia dobitnie pokazała, kto jest tylko chodzącym słupem reklamowym i traktuje swoich obserwatorów jak statystykę przydatną w negocjacjach kolejnych kontraktów reklamowych.

Okazuje się jednak, że da się wyjechać i pokazać to setkom tysięcy osób z – jak to mówi młodzież – RIGCz-em.

Joanna Koroniewska z wakacji na Wyspach Kanaryjskich pisze o tym, że wie, że trwa pandemia, sama przeszła koronawirusa, a lockdown dał jej w kość zawodowo i psychicznie. Zdecydowała się na urlop, który był zaplanowany miesiące wcześniej, ale zna i stosuje wszystkie zasady bezpieczeństwa. A że nie po to wchodzi się na Instagram, żeby się dołować, Koroniewska żartuje sobie z nowych, pandemicznych zwyczajów koleżanek po fachu:

"Będę musiała ciągle strzelać sobie te fotki w bikini, oddawać nastrój wszechobecnego natchnienia i opowiadać, jak to ładuję baterie po niezwykle ciężkim okresie w pracy, wypisywać jakieś mądrości o czerpaniu energii z otaczającego mnie świata" – pisze. Czyli jednak można być celebrytką, wyjechać na wakacje, wstawić z nich zdjęcie i nikogo nie wkurzyć ani nie pognębić. Wystarczy tylko jedna rzecz: podejść do swoich obserwatorów jak człowiek do człowieka, a nie z pozycji wielkiej gwiazdy, której pandemia nie dotyczy, a zainteresowanie służy jej wyłącznie do kręcenia deali życia na lakierach hybrydowych i odżywkach białkowych.

Już nawet Doda, mimo niedawnego dołączenia do kluby celebrytek-koronasceptyczek, którego przewodniczącą jest Edyta Górniak, zaś pierwszym sekretarzem zaś Viola Kołakowska, irytuje mniej niż milcząco-prężące się w pandemii koleżanki. Z prostego powodu – mówi i pisze do ludzi to, co myśli, a nie tylko zasypuje ich contentem służącym wyłącznie do zwiększania zasięgów.

Era influencera


W dostępnym na HBO filmie "Podróbki sławy" dwaj amerykańscy dziennikarze postanawiają zgłębić, jak naprawdę wygląda kariera na Instagramie. W castingu wyłaniają trzy zupełnie nieznane osoby, żeby zrobić z nich influencerów.

Biorąca udział w eksperymencie Dominique Druckman w pięć miesięcy dochodzi do poziomu 200 tys. obserwujących, podpisuje pierwsze kontrakty reklamowe, dostaje zaproszenie na darmowe wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu, o przychodzących do niej szerokim strumieniem paczkach z "prezentami" od firm nie wspominając.
Plany dokumentalistów na pokazanie, co się stanie, gdy Dominique dojdzie do miliona obserwujących, krzyżuje pandemia, która nieoczekiwanie staje się ważnym wątkiem filmu.

Internetowi celebryci, na których wzorowali się dziennikarze tworząc konta swoich podopiecznych, omijają temat szerokim łukiem. Dalej dodają perfekcyjnie stylizacje, luksusowe kadry, polecają produkty.

Dominique, która była zachwycona swoim nowym życiem pełnym darmowych zabiegów kosmetycznych i prezentów, w pandemii zaczyna wstydzić się nowego "zawodu". Większości influencerów nie obchodzi nic poza nimi samymi i seksownymi fotkami –podsumowuje swoje doświadczenie. Nie oczekuję od polskich gwiazd, że będą wykorzystywały swoją popularność do szerzenia wiedzy, informowania o liczbie zakażeń i przypominania o noszeniu maseczek. To nie jest ich obowiązek. Fajnie, jeśli w pandemii potrafią nas rozbawić albo zainspirować.

Tyle że całkowite ignorowanie rzeczywistości, w której żyją setki tysięcy obserwujących je osób, ma w sobie coś obrzydliwego. Wolnoć Tomku w swoim domu, ale jeśli już na co dzień wpuszcza się ludzi do swojego życia prywatnego, fajnie byłoby traktować ich jak gości.

Przekaz płynący z części kont celebrytek jest jasny: jeśli masz dość pieniędzy, żadne obostrzenia cię nie dotyczą. Możesz bawić się miesiącami w egzotycznym otoczeniu.

W tym samym czasie followersi zapewniający ci dochody, nie mogą nawet wyjść na kawę ani do kina. Mogą za to popatrzeć na rajskie drinki na tle oceanu, przeczytać opis (#sun #fun) i przypomnieć sobie, jak bardzo są już zmęczeni pandemią.


Chcesz podzielić się historią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: R.I.P. – 20 stałych elementów codzienności, z którymi pożegnaliśmy się w pandemii