Mistrz Zamachowski i Monika. W upadku gwiazdy asystował mąż w białych rękawiczkach
Złodziejka mężów i wielki artysta. Oto obraz 10-letniego związku Moniki Richardson i Zbigniewa Zamachowskiego. Tabloidy zrobiły z niej potwora, z niego zaś — bezwolną acz poczciwą ofiarę. Nie napiszę, że prawda jest inna, bo i jej nie znam. Ale z wnikliwej lektury dziesiątek materiałów na temat tych dwojga wyłania się zgoła przeciwny obraz.
Tak w skrócie wyglądał nawet nie ostatni tydzień, ale miesiąc z życia Moniki Zamachowskiej okiem portali plotkarskich. Gdyby nosiła jakiekolwiek inne nazwisko, mogłaby liczyć na współczucie, a może nawet zbić na rozstaniu kapitał łatwy do przekucia w atrakcyjne oferty pracy.
Ale Polacy nie mają w zwyczaju przebaczać kobietom, które podług medialnej narracji odbierają partnerów innym. W tym sposobie widzenia świata to przecież nie kochany tatuś i mąż odchodzi. Raczej usidlony tajemniczymi mocami tej drugiej, złej kobiety, ubezwłasnowolniony podąża za nią.
Tymczasem Monice – niezależnie od tego, czy zdecyduje się pozostać przy nazwisku Zamachowska czy wrócić do nazwiska Richardson lub też panieńskiego (Pietkiewicz) – należy się, jeśli nie empatia, to chociaż szacunek.
Jednak przede wszystkim należy się jej odrobina sprawiedliwości. Jej historia pokazuje, że nie zawsze czarnym charakterem jest ten, kto na niego wygląda.
Mistrz i Monika
Richardson przez lata cieszyła się opinią jednej z najbardziej profesjonalnych prezenterek telewizyjnych, jak i ogromną sympatią widzów, po czym w kilka sezonów stała się wrogiem publicznym.
Wcześniejszego statusu już nigdy nie udało się jej odzyskać. I powiedzmy to sobie szczerze – nie bez udziału Zamachowskiego.
Oficjalnie: wielki mistrz zakonu sceny. Już jako młody chłopak zgarnął szereg laurów i wyróżnień, żeby potem nieustannie ukrywać się za figurą "poważnego człowieka, który o swojej prywatności mówił nie będzie".
Nigdy nie odważył się stanąć w obronie walonej co i rusz obuchem w łeb trzeciej żony. I to mimo że podczas niesłabnących latami ataków na Richardson, mógł wydać tak samo lakoniczne oświadczenie jak to, na które zdecydował się po rozstaniu z nią. Zacytuję:
"(…) Owa wirtualna otchłań stała się dla mnie ostatnimi czasy tak dokuczliwa, że postanowiłem, będąc niejako wywołanym do odpowiedzi, odnieść się do tego medialnego hałasu, który rozpętał się wokół mojej osoby.
Uprzejmie informuję zatem wszystkich zainteresowanych, że moje życie prywatne jest tylko i wyłącznie moją własnością i informacjami o nim nie zamierzam dzielić się z nikim poza bliskimi mi osobami (…)”.
Gładkie słówka galanta, człowieka starej daty, który ironicznie wspomina o wywołaniu do odpowiedzi. Nie czuł się jednak do niej wywołany, gdy obraźliwe i wulgarne komentarze dotyczyły wyłącznie kobiety, z którą zdecydował się związać życie, a nawet ślubować jej miłość do grobowej deski.
Artysta milczy, myszy harcują
Gdy Richardson udzielała kolejnych desperackich wywiadów usiłując odzyskać to, co budowała przez blisko 20 lat kariery zawodowej, wielki artysta nie raczył skreślić nawet trzech zdań. Na przykład takich:
"Uprzejmie informuję, że moje wybory są sprawą prywatną. Nie godzę się jednak na to, żeby bezimienny tłum pluł na najbliższą mi osobę. Moje rozstanie z drugą żoną nie jest w żadnym razie winą Moniki".
Prosto i z klasą. Tyle że nigdy nie miało to miejsca.
Nie jest też prawdą, że Zbigniew Zamachowski zawsze korzystał ze świętego prawa do zachowania milczenia.
Udzielił (między innymi) intymnego wywiadu wespół ze swoją młodziutką pierwszą żoną. I jasne, można powiedzieć, że lata 90. rządziły się swoimi prawami. Ale w 2013, tuż po największej fali hejtu na Richardson, Zamachowski niespodziewanie decyduje się na wspólny wywiad z nową partnerką. I to nawet nie w kolorowym magazynie z wyższej półki, ale w plotkarskim "Party". Cel jest jeden: promocja reżyserowanej przez siebie sztuki.
Cztery lata później aktor pojawia się (już solo) w "Gali". I tam jest miejsce na intymność. Tym razem w służbie przedstawienia się jako czułego i dumnego ojca. Bohatera, który poukładał sobie trudne relacje z dziećmi po rozwodzie.
Statecznemu pater familias-owi ten szlachetny wizerunek nie przeszkadzał jednak w płaceniu alimentów na spółę (i nie nadmienię, kto miał być tu głównym "udziałowcem") z Moniką Richardson. Poza fajnego faceta nie kłóciła się mu też z wynurzeniami, że wścieka się, bo kot – "zachcianka pasierbicy" – rujnuje mu spokój.
Lato Moniki
Cofnijmy się jednak w czasie. Monika przychodzi na świat w 1972 roku we Wrocławiu. Jest panienką z tzw. dobrego domu — mama ma wykształcenie prawnicze, chociaż pracuje jako dziennikarka lokalnej telewizji, ojciec jest zaś architektem.
Ale że są lata 70., życie panienek z dobrych domów nie różni się przesadnie od życia rówieśników. Tym bardziej, że Pietkiewiczowie są rodziną opozycjonistów – mama Moniki była prowodyrką strajków studenckich 1968 roku na Uniwersytecie Wrocławskim, została internowana w latach 80., żeby potem działać w Solidarności.
Mała Monika mieszka więc w brzydkim, szarym bloczysku, gdzie na niespełna 60 metrach muszą pomieścić się z rodzicami, babcią, bratem i psem. Uczy się świetnie, więc po szkole podstawowej bez trudu dostaje się do najlepszego ogólniaka w mieście – XIV Liceum Polonii Belgijskiej. I dziś to jedna z najlepszych szkół w Polsce, bijąca na głowę prestiżowe warszawskie licea.
Zamachowskiego pozna jeszcze jako uczennica wspomnianej szkoły. Ma 17 lat, a że interesuje się kulturą, idzie na odbywający się właśnie w mieście Przegląd Piosenki Aktorskiej. W konkursie bierze udział 28-letni aktor – wówczas nie tyle jeszcze sławny, co uznany. To Zbigniew Zamachowski.
Zbigniew Zamachowski w 1993 roku•fot. Tomasz Wierzejski / Agencja Gazeta
Idą na spacer do parku, ale rozmowa się nie klei. Monika zachwyci się Zbyszkiem dopiero, gdy zobaczy na scenie jego wykonanie piosenki "Bo we mnie jest seks", które zresztą zapewni mu zwycięstwo w konkursie.
Monika zawsze miała większe ambicje niż tytuł "najładniejszej i najbystrzejszej" we Wrocławiu. Mimo że mogłaby studiować i w mieście rodzinnym, po maturze przeprowadza się do Warszawy.
Zna już angielski, wybiera więc iberystykę. W latach 90. przekonanie, że języki to najlepsza przyszłość dla humanisty jest powszechne. Zaczyna zarabiać już na studiach. Uczy angielskiego, pracuje w agencji reklamowej, a potem zostaje PR-owcem w amerykańskiej firmie Dell (tej od komputerów).
Mr Richardson
Jej ówczesnym chłopakiem jest Przemek Pohrybieniuk – dziś dyrektor zarządzający Kulczyk Foundation. Wakacje po pierwszym roku spędzają w Wielkiej Brytanii, żeby podszkolić angielski, bo jak większość osób uczących się za komuny, mają problemy z akcentem. Zatrzymują się w domu Willa Richardsona – amerykańskiego dziennikarza, który często gości w Polsce.
Lato mija szybko. Monika wraca z ówczesnym chłopakiem na uczelnię. W kolejnych latach sporadycznie wymienia jednak z Willem listy.
To dzięki jego kontaktom jako dwudziestoparoletnia studentka przeprowadza wywiad z Bobem Geldofem. Irlandzki wokalista jest wtedy wielkim nazwiskiem. Kilka lat wcześniej nagrał hit "Don’t Like Mondays", a także zorganizował kultowy koncert Life Aid na Wembley, przypomniany ostatnio choćby w filmie "Bohemian Rhapsody".
Monika i Will zaczną się spotykać kilka lat później, gdy dziennikarz będzie już rozwiedziony. W 1995 roku biorą ślub. W tym samym roku Monika – już Richardson – kończy studia i zaczyna pracę w telewizyjnej dwójce, gdzie na stanowisku dyrektorskim pracuje jej mama. Nie ma jednak zamiaru załatwiać niczego Monice, która właściwe do końca lat 90. jest szeregową pracownicą stacji.
Gdy dostaje wreszcie swój pierwszy program, szybko okazuje się, że świetnie wypada przed kamerą i łapie fajny kontakt z ludźmi (prowadzi teleturniej). Tyle że rozwój kariery nie do końca podoba się jej mężowi, przyzwyczajonemu dotychczas do grania pierwszych skrzypiec i wolnych wieczorów żony.
Czytaj także: Pierwszy hejter w TVP. A poza tym: megaloman, cwaniak, seksista – poznajcie Jakimowicza od kuchni
Pewnego dnia Tadeusz Sznuk – wieloletni pracownik TVP, a przy okazji pilot i zapalony fan lotnictwa – wysyła Monikę na materiał do Szkoły Orląt w Dęblinie. Pani Richardson pozna tam oficera RAF-u Jamiego Malcolma, który jest jednym z pilotów biorących udział w pokazie lotniczym. To dla niego weźmie rozwód z Willem, zostając jednak przy jego nazwisku i przeprowadzi się do Wielkiej Brytanii.
Ich ślub w kościele św. Anny przy warszawskiej Starówce jest najszerzej komentowanym wydarzeniem towarzyskim sezonu. Pół Polski zachwyca się suknią Moniki, jak i szpalerem z podniesionych szabli, pod którym para młoda wychodzi z kościoła.
Do tego jest rok 2001 – elegancki ślub z obcokrajowcem, w dodatku pilotem RAF-u, budzi podziw i ekscytuje. Całkiem, jak gdyby Polska wydawała za mąż nie prezenterkę telewizyjną, ale przyszłą księżną. "Royal baby" – syn Tomasz – pojawi się na świecie jeszcze w tym samym roku.
Ekspresem na szczyt
Gdy niewiele później rusza "Pytanie na śniadanie", wśród prowadzących nie może zabraknąć Moniki, którą TVP paruje z Tomaszem Raczkiem. To pierwsza śniadaniówka w Polsce ("Dzień dobry TVN" wystartuje dopiero w 2005 roku), budzi więc olbrzymie zainteresowanie, żeby szybko zacząć bić rekordy popularności.
Przez program przewija się cała plejada nazwisk – Grażyna Torbicka, Agata Młynarska, Wojciech Jagielski, Hubert Urbański, Joanna Racewicz – żeby wymienić tylko kilka postaci. Prowadzący zaś z miejsca stają się ulubieńcami widzów. Dla Moniki to jednak dopiero początek drogi na szczyt.
W 2003, na rok przed wstąpieniem Polski do Unii, dziennikarka zostaje prowadzącą "Europa da się lubić". To świetny wybór, bo i dla widzów jest równie "zagraniczna", a przez to interesująca, co takie gwiazdy formatu jak Paolo Cozza czy Conrado Moreno. Największym probierzem ówczesnej popularności programu jest zresztą fakt, że imiona i nazwiska uczestników Polacy pamiętają do dziś.
Elokwentna, elegancka, ale i skora do żartów Richardson staje się pierwszoligową gwiazdą. Dodatkowo, w 2005 roku obejmuje stołek naczelnej "Zwierciadła" — jednego z najbardziej prestiżowych i najlepiej sprzedających się magazynów dla kobiet na rynku.
Trudno zarządzać pismem, chodzić na nagrania, a jednocześnie opiekować się dwójką małych dzieci latając kilka razy w miesiącu między Warszawą a Londynem. Monika podejmuje więc decyzję o przeprowadzce z Tomkiem i Zosią do Polski, mimo że z mężem układa się jej dobrze.
Zamieszka z dziećmi w domu na Wilanowie, który wówczas jeszcze spłaca (jego wynajem posłuży potem pokryciu kosztów życia z obciążonym alimentami Zamachowskim).
Gdy w 2011 wyleci z Telewizji Polskiej za udział w reklamie kawy, jest dla niej miejsce w TVN-ie. Ma kręcić program "SOS dla świata" w Belize. Partnera dobierają jej nietypowego. 22 lata po spacerze we Wrocławiu jej drogi znów krzyżują się ze Zbigniewem Zamachowskim.
To będzie początek jej największej w życiu miłości, ale jednocześnie koniec prężnie rozwijającej się kariery i nieposzlakowanej opinii. Z prime time’u w największych stacjach spada do drugiej ligi — pracuje w radiu i dorabia w niszowej TTV.
Jednocześnie, w miarę jak plotki o romansie z żonatym wciąż aktorem się nasilają, po raz pierwszy w życiu ma przeciw sobie całą Polskę. Z ulubienicy widzów właściwie z tygodnia na tydzień staje się najbardziej znienawidzoną celebrytką, na której potknięcia tylko czekają tabloidy i portale plotkarskie. Jak by tego było mało, musi sprzedać samochód i wynająć ukochany dom.
Monika Richardson i Zbigniew Zamachowski w 2013 roku•fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Monika broni jednak Zamachowskiego jak lwica. To ona zasłania go własną piersią. Ten i dziesiątki kolejnych razy.
Macocha z sercem na dłoni
W wywiadach raz po raz podkreśla jak wspaniałym ojcem, dobrym człowiekiem i wybitnym artystą jest jej partner. Na przekór medialnemu wizerunkowi, to bardzo dla niej charakterystyczne.
O każdym ze swoich – także byłych już partnerów – wypowiada się dobrze, a nawet zachowuje z nimi koleżeńskie relacje. Zaprzyjaźnia się też z nową żoną swojego drugiego męża. W jednym z wywiadów mówi nawet, że jest przepiękną kobietą. Dostrzega też, że jako pasjonatka lotnictwa jest w stanie w pełni docenić pracę Jamiego, czego ona niestety nie potrafiła.
Z podobnym zrozumieniem Monika Richardson podchodzi i do jawnie wrogiego stosunku dzieci Zamachowskiego do niej (a i im zdarzyło się ją publicznie skrytykować).
"Dzieci są lojalne przede wszystkim wobec mamy. Wiem to i rozumiem (…) To fajne i miłe dzieci, najmłodsza, Bronka, jest takim ptaszkiem-kwiatuszkiem jak moja Zośka" – mówiła w jednym z wywiadów.
Mimo niesłabnącego hejtu, latami dokładała się do ich utrzymania, a także przypominała "zapominalskiemu" Zbyszkowi o kontaktach z dziećmi, zakończeniach roku, egzaminach, a nawet planuje im wakacje z ojcem.
Z lektury wywiadów z tą dwójką można wywnioskować, że to raczej Zamachowski miał zawsze problem z dziećmi swojej partnerki, ale i z tego Richardson starała się go tłumaczyć.
W jednej z rozmów mówi, że Zbyszek ma już etap wychowywania dzieci za sobą, więc rozumie, że mogą go męczyć, zwłaszcza, że są nastolatkami. Jakby tego było mało, winę przypisuje wprost sobie, sugerując, że może za bardzo rozpieściła Tomka i Zosię.
Jednocześnie te same "rozpieszczone dzieci", mimo "trudnego dla Zbyszka" nastoletniego wieku, nigdy nie miały pretensji o pogorszenie swoich warunków mieszkaniowych i sytuacji finansowej rodziny.
Wiele hałasu o nic
Oprócz napiętej sytuacji domowej i finansowej Richardson non stop mierzy się też z zarzutami o to, że epatuje swoim związkiem przed nosem porzuconej żony.
Tymczasem "skandale" w jej wykonaniu nie są nawet do końca świadome. Choćby jeden z najczęściej i najostrzej komentowanych newsów o tym, że dziennikarka "chwali się porannym stosunkiem" w telewizji.
Richardson prowadzi wówczas program "Raz lepiej, raz gorzej" w TTV. Feralny odcinek dotyczy seksu Polaków, a jej współprowadzący zaczyna od zapytania jej, kiedy ostatnio uprawiała seks (i przy okazji mówi o swoim ostatnim razie). Dziennikarka odpowiada po prostu, że przedwczoraj. Mogłaby oblać się pąsem i spuścić wzrok, tyle że zaraz i tak ma rozmawiać o seksie, więc poza świętej dziewicy jest średnio na miejscu.
Jej ekranowy partner żartuje chwilę z zainteresowania portali plotkarskich jej osobą, po czym dopytuje "czy ze Zbyszkiem". Na to pytanie Richardson jednak już nie odpowiada. Po chwili rozmowa przenosi się na preferencje co do pory dnia. Z tego niezbyt fortunnego fragmentu powstaje potem szereg doniesień o tym, że parszywa złodziejka mężów opowiada w telewizji o swoim życiu seksualnym.
Gdyby jej status nie był wówczas tak bardzo nadwyrężony, ta wymiana zdań nie zwróciłaby raczej niczyjej uwagi. A tak, bezimienny tłum zyskał kolejny powód, by nienawidzić ją jeszcze mocnej.
Event na świeżym powietrzu to nie ścianka na gali, gdzie wiadomo, że jest się na celowniku dziesiątek teleobiektywów. Jak by tego było mało, to Zamachowski podchodzi do niej, żeby ją pocałować. Następnego dnia zdjęcia są wszędzie, opatrzone wiadomymi komentarzami.
Niezależnie od tego, co Richardson usiłowała powiedzieć, zawsze obracało się to przeciwko niej. "Moje gesty i wypowiedzi są traktowane jako deklaracje albo gesty znaczące, tymczasem ja po prostu żyję" — mówiła Monice Jaruzelskiej.
Z innego wywiadu: "Wiedziałam, że gromy spadną na mnie. Tak się już dzieje, że zawsze winna jest kobieta i raczej nie mam z czym walczyć". Można więc powiedzieć, że wiążąc się z Zamachowskim zdawała sobie (przynajmniej do pewnego stopnia) sprawę, co ją czeka.
Przez ostatnie 10 lat nie przestawała jednak próbować odzyskać twarz. I w zasadzie trudno się dziwić — osobie przez lata podziwianej, szanowanej i przede wszystkim — lubianej, zapewne trudno było obudzić się w nowej, strasznej rzeczywistości, gdzie każde słowo może być użyte przeciwko niej.
Odbudowanie wizerunku nigdy się nie powiodło. Niechęć do niej była tak silna, że nie osłabiło jej ani 5, ani 6, ani nawet 10 lat. Każdy kolejny wywiad Richardson był odbierany jako "bezczelne pchanie się do mediów".
Tyle że Richardson nie udzielała nawet jednego wywiadu rocznie. Swoje życie, wbrew obiegowej opinii, komentowała też raczej niechętnie. Znam dwie dziennikarki dużych portali, które poprosiły ją o wywiad lub chociaż komentarz po ślubie z Zamachowskim – obydwu odmówiła. Rzecz jasna i podczas pracy nad tym tekstem skontaktowałam się z jego bohaterką. Monika była bardzo sympatyczna, podziękowała za propozycję, ale i tym razem odmówiła.
Kobiety, które kochają za bardzo
Przez lata tabloidom i ich czytelnikom nie podobało się nawet, że dziennikarka stara się dbać o linię męża, mimo że on sam mówił w jednym z wywiadów o swojej skłonności do otyłości, a także, że od czasu do czasu przechodzi na radykalną dietę.
Co zabawne — i w tym przypadku cudzymi rękoma. Już w 1993 roku mówił o swojej pierwszej żonie — 23-letniej wówczas Annie Komornickiej, że nauczyła się dla niego gotować. I z pewnością rolę prywatnej kucharki wzięła na siebie też Aleksandra Justa, bo w 2017 roku, już jako mąż Moniki, Zamachowski opowiadał w "Gali", że nie wie nawet, czy umie gotować, bo "nigdy nie próbował". Na zdziwienie dziennikarki, Zamachowski odpowiada, że to dlatego, że Monika jest fenomenalną kucharką.
Pytanie o to, czy żona numer trzy gotuje mu zawsze to, czego by sobie życzył, wielki aktor kwituje stwierdzeniem, że to "obszar dość intymny".
Gotowanie nie jest jednak jedyną kwestią, którą się nie para. Z wywiadu Moniki, pytanej o podział obowiązków w małżeństwie: "ogarniam całe nasze życie codzienne – jestem wykwalifikowaną księgową, mam stały kontakt z agentką Zbyszka i wszystkimi teatrami, w których gra. Pamiętam o jego rodzicach, wizytach lekarskich, jestem w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej, w której mieszkamy".
Na pytania (znów) wyraźnie zdziwionej dziennikarki, Richardson odpowiada, że "to sytuacja idealna" i tłumaczy, że ona jest organizatorką, zaś jako prezenterka przekazywała po prostu informacje, a nie tworzyła "wartość dodaną" (jak jej mąż, artysta).
Dołóżmy do tego: dzieci własne, pamiętanie o dzieciach Zbyszka i ich kontaktach z ojcem, pracę zawodową i konieczność dokładania do wynoszących 12 tysięcy złotych miesięcznie alimentów męża.
Jasne, że zaradność życiowa i dobra organizacja nie są cechami wszystkich ludzi. I nie ma w tym nic złego. Czym innym jest jednak przyznanie się do słabości, a czym inny scedowanie większości nużących i stresujących zadań na partnera.
A można się domyślać, że Monika robiła znacznie więcej, niż przyznaje. Nie bez kozery Zbyszek opowiadał, a nawet chwalił się (on taki niedzisiejszy), że z maila korzysta wyłącznie po to, by odbierać scenariusze. Trochę jak uczeń podstawówki, który ma po prostu chodzić do szkoły i odrabiać lekcje, bo całą resztę biorą na siebie rodzice.
Na koniec
Po lekturze rozlicznych wywiadów, artykułów, obejrzeniu rozmów i materiałów wideo dotyczących tej dwójki, mam jeszcze szereg przemyśleń.
Zgoła innych, niż narracja o "niezrównoważonej złodziejce mężów" i "sympatycznym panu Zbyszku, wielkim artyście", któremu przy okazji kłótni zdarza się wyrzucać dobytek przez okno (przyjemna anegdotka, czyż nie?).
Żeby nie używać jednak tak dużych haseł jak na przykład narcyz, zostawię was z dwoma cytatami.
"Jestem absolutnie podporządkowana Zbyszkowi. On jest królem. Czasem walczę i krzyczę, piąstkami wymachuję, ale to nie ma żadnego znaczenia. W domu nie mogę rządzić (…) To wszystko jednak jakoś działa, bo ja się naprawdę bardzo staram. Staram się nie zarządzać, a gdy mnie ponosi, grzecznie wycofuję się do swojego szeregu".
I drugi, smutniejszy:
"Zaryzykowałam wszystko dla tej miłości. Straciłam dom, samochód, pracę, a moje dzieci straciły ojca. Takie są właśnie koszty tego związku. Ale dla mnie jest on najważniejszą rzeczą w życiu".
Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Toksyczny romans Kammela z TVP. Od pomocnika Karoliny Korwin Piotrowskiej do "cudu życia" Kurskich