"2 godziny, które zabiły Lewicę". Stanowski i Kapela pokłócili się o temat, którego nie rozumieją

Alicja Cembrowska
Przebrnięcie przez odcinek "Hejt Parku", w którym Krzysztof Stanowski rozmawia z Jasiem Kapelą, to prawdziwe wyzwanie. Oczywiście większość internautów skupiła się na wyśmiewaniu gościa, który przed kamerą przyjął pieniądze od prowadzącego, ale naprawdę, jest tam dużo więcej obleśnych aspektów, które sprawiają, że trudno się ogląda ten 2-godzinny twór, któremu bliżej do festiwalu żenady niż merytorycznej dyskusji. I to zarzut do obu panów.
Stanowski i Kapela rozmawiali o ustawie reprograficznej Zrzut z ekranu/Kanał Sportowy/YouTube
Krzysztof Stanowski i Jaś Kapela spotkali się, żeby rozmawiać o ustawie reprograficznej. Jednak zanim dobili do tego brzegu, przelało się przed kamerą dużo szamba, a jak już dobili, to wcale nie było lepiej. Prowadzący silił się na zaczepki, atakując rozmówcę i udając głupiego, który nie rozumie definicji "gwałtu". Gość natomiast stawił się na rozmowę nieprzygotowany, bez konkretów, co oczywiście zostało wykorzystane i uwypuklone.


Wniosek? Panowie spotkali się nie po to, żeby omówić temat z tytułu nagrania. Spotkali się, żeby coś sobie udowodnić i przeprowadzić samczą walkę, która ostatecznie okazała się żenującym spektaklem. Nie ma tutaj zwycięzcy, obaj przegrali.
Co jednak mnie zaskoczyło – wiele osób dopiero przy okazji "Hejt Parku" dowiedziało się, kim jest Jaś Kapela i ruszyła fala wyśmiewania "poety, publicysty, pisarza, aktywisty, który bezczelnie przyjął pieniądze za udział w programie". A Jaś ma 37 lat i nie jest facetem, który pojawił się nagle.

Kim jest Jaś Kapela?

Kapela od zawsze znany jest pod zdrobnieniem swojego imienia. Nie umknęło to Stanowskiemu, który od początku próbuje to wyśmiać i każe nazywać się "Krzysiem". Jakby faktycznie największym problemem było to, że ktoś chce być nazywany Anką, a nie Anną czy Heniem, a nie Henrykiem.

Jaś jest synem katolickiej aktywistki Teresy Kapeli, jego ojciec jest inżynierem. Gdy jeden z widzów programu Stanowskiego zadzwonił i na żywo zapytał o relację poety z rodzicami, ten ewidentnie zmieszany odpowiedział, że kierują się oni chrześcijańską miłością, a nie walką światopoglądową. Szybko temat uciął.

Kapela skończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 2003 roku wygrał pierwszy w Polsce slam poetycki, czyli publiczną rywalizację poetów-performerów. I był w tym dobry. Obecnie jest publicystą Krytyki Politycznej – to właśnie tam w grudniu 2020 roku napisał, że jego pies ma dietę wegańską, co na początku 2021 roku podłapały media i tak ponownie na Kapelę spłynęła fala krytyki.
Jego tomiki z wierszami ("Reklama", "Życie na gorąco", "Modlitwy dla opornych"), powieści ("Stosunek seksualny nie istnieje", "Janusz Hrystus", "Dobry troll") czy książki non-fiction ("Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu", "Polskie mięso") są znacznie mniej popularne niż dostępne w sieci często kontrowersyjne artykuły. Jaś Kapela napisał również wraz z Hanną Zagulską książkę dla młodzieży "Odwaga".

Aktywistka społeczna i "mała pisarka", jak samą siebie nazywa na Twitterze, była partnerką poety. Kilka tygodni temu i wokół niej zrobiło się zamieszanie, gdy zorganizowała urodzinową zbiórkę na komputer. "Kolejna artystka-aktywistka, której się nie chce pracować" – tak można podsumować komentarze internautów.

W 2019 roku ukazała się natomiast książka "Warszawa wciąga. Tu byłem. Tu ćpałem. Tu piłem. Przewodnik po warszawskich klubach", którą Kapela napisał pod wpływem narkotyków. I za którą został bardzo skrytykowany – zarzucono mu m.in. promowanie substancji odurzających.

Aktywista kojarzony jest również z przeróbką Mazurka Dąbrowskiego ("Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy, nasza bieda już minęła, migrantów przyjmiemy. Marsz, marsz, uchodźcy, z ziemi włoskiej do Polski, za naszym przewodem, łączcie się z narodem"). Został za to skazany na karę 1000 zł grzywny. W 2018 roku wyrok został podtrzymany.

Po interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich w 2019 roku Kapelę jednak uniewinniono, o czym wspomina w swoim krótkim opisie na Facebooku. Sąd Najwyższy w przeróbce nie dostrzegł "nic nagannego", a cel w jego decyzji, jak uznał sąd, "zasługuje na aprobatę".

Po odcinku "Hejt Parku" z 27 maja zdaje się, że wcześniejsze kontrowersje pójdą w niepamięć, a wywiad w programie Stanowskiego walczy z "wegańskim psem" o tytuł "najbardziej kompromitującego". W sieci trafiłam również na komentarze, że Jaś Kapela jest "męską wersją Mai Staśko", co zapewne wynika z dosyć skrajnych, kontrowersyjnych poglądów, które nie spotykają się z powszechnym poparciem społecznym. "To jest właśnie lewactwo" – komentują internauci i rozgrzewają paluszki, by pisać coraz to mocniejsze komentarze dyskredytujące i Staśko, i Kapelę.

"Lewica zaorana"

Nieoficjalnie często nazywa się Kapelę "reprezentantem skrajnej lewicy". On sam jednak w swoim opisie na Twitterze określa się słowami "policja miłości" i linkuje do swojego profilu "Nienawidzę Jasia Kapeli". To właśnie tam po wystąpieniu w programie Stanowskiego aktywista zebrał memy, które powstały na jego temat. Na zarzut, że za pieniądze zrobiłby wszystko, nawet zmieniłby poglądy, odpowiada na Twitterze: "Nieprawda. Nie zmieniłem i nie zmieniłbym swoich poglądów za żadne pieniądze i dalej będę oczekiwał wynagrodzenia za swoją pracę". Bo właśnie o 700 zł, które wziął od Stanowskiego toczy się największa awantura.

Internauci uznali, że "Kapela sam siebie zaorał". "To jest najlepsza antyreklama lewactwa i socjalizmu, jaką kiedykolwiek obejrzałem w swoim życiu", "Najman przy tym gościu to tytan intelektu", "Tego nie da się słuchać". Zarzucono mu również, że nie jest nikim znanym, żeby brać pieniądze za udział w programie, a także, że nie potrafi argumentować (co okazało się trochę prawdą).

To jednak nie tylko wina gościa, ale i prowadzącego, który proponowane tematy sprowadza do absurdu. Bo chociaż tematem odcinka jest "ustawa reprograficzna", to panowie krążą wokół, rzucają frazesami, a rozmowę zaczęli od gwałtów. Kapela nie przygotował danych, a Stanowski ponownie bagatelizuje ważny temat, sugeruje, że gwałtów wcale nie ma tak dużo i śmieszkuje, że jak to możliwe, że gwałciciele chodzą na wolności.

Opłata reprograficzna nas ucywilizuje

Opłata reprograficzna to temat, który rozpala dyskusje nie tylko w Polsce. W programie "Hejt Park" nie rozpracowano jednak dokładnie, czym właściwie jest wspomniana opłata. Nie jest to płacenie artystom-nierobom dodatkowej kasy, jak cały czas sugeruje Stanowski, a "próba zrekompensowania twórcom ewentualnych korzyści, których nie uzyskali, ponieważ nabywca urządzeń technologicznych mógł legalnie we własnym zakresie dokonać kopii utworów". Nie ma danych, nie ma raportów, doświadczeń z innych krajów. Są za to domniemania, absurdalne przykłady, argumenty anegdotyczne (case: "Eldo stracił kasę, więc poszedł pracować do sklepu rowerowego, a pisał po godzinach") i skupianie się na niszowych wierszach Kapeli, a nie rzetelnych postulatach od lat zgłaszanych przez środowiska artystyczne.

Panowie sobie dogryzają i ewidentnie obaj chcą udowodnić, który jest "mądrzejszy". Bardzo przykro się oglądało i słuchało Stanowskiego, który uważa, że sztuką można się zajmować jedynie hobbystycznie i dopiero jak ktoś zarobi na życie "uczciwą pracą". A Kapela odpowiada na te brednie nerwowym chichotem zamiast mocnymi argumentami.

Z danych Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu wynika, że 60 proc. artystów w Polsce znajduje się w trudnym położeniu (zarobki poniżej średniej krajowej), a 30 proc. w bardzo trudnym (zarobki poniżej płacy minimalnej, przy konieczności samodzielnego opłacania składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne).

Tylko niecałe 7 proc. artystów można zaliczyć do osób względnie zamożnych. Ponadto większość, bo aż 54 proc. twórców pracuje w ramach umowy o dzieło, 30 proc. pracuje bez żadnej umowy. Jedynie ok. 14 proc. może liczyć na umowę o pracę na czas nieokreślony.
Co jest zatem największym problemem? To, że artyści w Polsce żyją poza systemem ubezpieczeń społecznych, a około połowa artystów nie posiada żadnego tytułu do ubezpieczenia zdrowotnego. Życie "poza systemem" sprawia, że nie przysługuje takim osobom emerytura. "Takim osobom", czyli aktorom teatralnym i filmowym, tancerzom, performerom, malarzom, poetom, pisarzom, artystom, którzy zajmują się sztukami wizualnymi...

Ignorant Stanowski i "Wielki Nieobecny" Kapela

Stanowski w swoim programie skupił się na Kapeli i Dominice Dymińskiej, twórcach niszowych, krzycząc, że dlaczego on ma płacić za "wiersze, których nie czyta". Nie podał natomiast przykładów sztuki, która nas otacza i która ma niebagatelny wpływ na całe społeczeństwo.

A rzeźby w miastach same się nie robią i nie stawiają. Książki same się nie piszą. Obrazy czy grafiki w miejscach publicznych ktoś musi stworzyć. Zdjęcia również należą do kogoś. A seriale i filmy nagrywa się na podstawie CZEGOŚ. Czegoś, co zostało stworzone przez KOGOŚ.

Kogoś, kto nie ma dostępu do cywilizowanych warunków pracy.

Celem ustawy, która powinna powstać już dawno temu, jest zatem zapewnienie najgorzej zarabiającym twórcom minimum bezpieczeństwa socjalnego w postaci łatwiejszego dostępu do ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych, a nie, jak sugeruje program Stanowskiego, "dawać im kasę, żeby dalej mogli się lenić".

I co jeszcze warto podkreślić, sztuka to nie jest hobby, którym powinniśmy zajmować się jedynie "po godzinach" – co próbuje forsować Stanowski. Osoba, która skończyła studia na uczelni artystycznej i ma dorobek artystyczny, jest profesjonalistą z zawodem. To, że niektórzy nie rozumieją, czym jest praca kreatywna, nie jest argumentem, by odmawiać całej grupie praw.

I w tym kontekście Kapela nie popiera niczego wielce kontrowersyjnego. Popiera projekt skierowany do pomijanej do tej pory grupy zawodowej. Problem w tym, że nie potrafi tego racjonalnie wyjaśnić i uległ oburzonej narracji Stanowskiego, którą można podsumować pytaniem: "Dlaczego mam płacić za twoje durne wiersze?!".
Czytaj także: Byłam asystentką aktorki. Dlatego ogłoszenie o pracę u Mai Bohosiewicz wcale mnie nie zaskoczyło
Prowadzący uparcie sugeruje również, że jak "nie ma zapotrzebowania" na sztukę, to należy z niej zrezygnować i zająć się "uczciwą pracą".

Obaj sprowadzili temat do pogadanki przy piwie. Obaj nie byli przygotowani i próbowali forsować swoje racje tylko na płaszczyźnie emocji, co oczywiście chętnie podłapali komentujący i osoby dzwoniące do prowadzącego. Wyszło na to, że za rozmowę o opłacie reprograficznej i sytuacji artystów zabrały się osoby, które albo nie mają o tym pojęcia, albo nie potrafią logicznie wyłuszczyć swojego stanowiska. Ostatecznie wyszła z tego irytująca wymiana złośliwości, dyskusja o wszystkim i niczym.

To, czym okazał się ten odcinek, idealnie odzwierciedlają komentarze – całkowicie skupione na wyśmiewaniu Kapeli i popieraniu Stanowskiego, który cały czas próbuje udowodnić, że artystą jest tylko osoba, która zarabia na swojej twórczości duże pieniądze. Do tego neguje teksty kultury, które w jego rozumieniu "sztuką nie są".

Serio, brak wiedzy w jakimś zakresie nie jest wstydem. Wstydem jest wypowiadanie się zgryźliwie i ironicznie o czymś, o czym nie ma się pojęcia, krzyczenie, że sztuka wielu artystów nie ma wartości i dlaczego oni mają coś dostać, a inni nie. Oczywiście jest wielu krytyków ustawy reprograficznej, jednak problemem Stanowskiego jest SPOSÓB, w jaki się czemuś sprzeciwia. Jakby nie miał narzędzi, by zrobić to z klasą, spokojnie. Normalnie. A nie atakiem, ośmieszaniem i krzykami.

Aż przypomniało mi się hasło "nic nie wie o życiu ten, kto nie pracował w gastronomii". Cóż, zdaje mi się, że podobnie jest z kulturą. Łatwo oceniać, łatwo się złościć i oburzać "na tych nierobów-artystów", gdy nie przepracowaliśmy w tej branży ani jednego dnia. I nie mamy wiedzy. Łatwiej żartować z "beznadziejnej sztuki, której nikt nie rozumie", niż po prostu przyznać, że to my nie mamy kompetencji, by ją zrozumieć. A w nierozumieniu przecież nie ma nic złego. Złe jest głośne dogryzanie innym, tylko po to, by wylać swoją frustrację.

Również nie zgadzam się ze skrajnymi wizjami Jasia Kapeli, ale nie zgadzam się też na poziom, jaki prezentuje Krzysztof Stanowski i jego widzowie, przyklaskujący chamstwu prowadzącego, które nazywane jest "szczerością" i "bezkompromisowością". Nie, to po prostu chamstwo.