Ta aplikacja może oznaczać zmierzch Tindera. W Polsce dopiero raczkuje, ale Zachód już podbiła

Julia Łowińska
W czasie gdy wiele osób frustruje się Tinderem i ma za sobą tysiące konwersacji, które wygasły zaraz po kolejnym jakże oryginalnym pytaniu "co tam", Bumble przychodzi z odsieczą i proponuje coś nowego. Ludzie zdają się być tu bardziej autentyczni. A i rozmowa się bardziej klei. Tu po prostu jest "bez spiny" i łatwiej przełamać pierwsze lody.
Bumble to aplikacja randkowa, gdzie pierwszy ruch musi zrobić dziewczyna. Fot. Pexels / cottonbro
Aplikacja randkowa kilka lat temu podbiła Zachód, ale w Polsce wciąż jeszcze jest mało znana. Czym różni się od innych? Tu pierwszy ruch należy do kobiety, która ma niego jedynie 24 godziny. Brzmi jak gra komputerowa? Ale za to jaka wciągająca!

Internet szuka miłości

Tinder zrewolucjonizował "rynek randkowy". Popularna aplikacja stanęła w kontrze do bardziej poważnych stron typu "Sympatia" czy "SamotneSerca" i stała się niejako odpowiedzią na potrzeby młodszego pokolenia, które może niekoniecznie przeglądało internet w poszukiwaniu męża czy żony. Choć i tu nic nie jest wykluczone.


Ma swoich zwolenników i krytykantów. Łatwo można umówić się na niezobowiązujący seks, o czym powstały nawet książki, ale często trudno liczyć na coś więcej, a użytkownicy użalają się na płytkość relacji lub niedopasowanie partnerów. Wśród wielu entuzjazm opadł szybko po kilku nieudanych randkach. Nie brak rozgoryczonych użytkowników Tindera, którzy narzekają, że to kolejne spotkanie, gdzie rozmawia się o niczym, a nasze zainteresowania z potencjalnym partnerem w zasadzie się nie pokrywają.

Liczy się to co na zewnątrz

Nic dziwnego – profile na Tinderze często ograniczają się tak naprawdę do kilku obrazków i skromnych – jeśli w ogóle – opisów. U panów panuje przekonanie, że jednym z decydujących czynników jest wzrost. I choć może faktycznie dla wielu jest to istotne, to często rozmawiając przy kawie okazuje się, że 182 cm wzrostu partnera nie ma w zasadzie znaczenia, bo i tak nie ma z nim o czym rozmawiać. Działa to oczywiście i w drugą stronę.
I tu z odsieczą przychodzi Bumble. "Parowanie" jest mniej przypadkowe, a żeby się spotkać należy w to włożyć więcej wysiłku. I potrzebna jest inicjatywa. Bez tej ze strony pań nic się nie uda. Poza tym profile są bardziej rozbudowane i przypominają bardziej blogi, gdzie trzeba się przedstawić. Ale po kolei.

Wszystko zależy od niej

Czym różni się Bumble od innych aplikacji randkowych? Podstawowe funkcje faktycznie przypominają Tindera – dalej jako narzędzie przeglądania użytkowników mamy opcję "swipe left" i "swipe right". Żeby się z kimś dobrać trzeba dać mu lajka przesuwając go na prawą stronę.

Poza tym w ustawieniach też możemy sobie zoptymalizować, czy jesteśmy zainteresowani kobietami, mężczyznami czy i tymi, i tymi. Zaznacza się też promień wyszukiwania, czyli odległość w jakim obrębie jesteśmy zainteresowani kandydatami oraz jaki przedział wiekowy nas interesuje.

Ale Bumble w pewien sposób jest bardziej wymagający. "It’s a match?" Świetnie! Tylko że tutaj to jeszcze nie znaczy. Aby nawiązać nową znajomość mamy określony czas . Nie da się ukryć, że w ten sposób aplikacja trochę przywiązuje nas do siebie. Z drugiej strony, jeśli naprawdę na kimś nam zależy, to na ewentualne dylematy nie pozostanie dużo czasu. Bumble stawia sprawę na ostrzu noża – po "sparowaniu" się z naszą potencjalną randką na nawiązanie kontaktu mamy 24h. W przeciwnym razie nasz "match" znika.

Ale, ale… Jest jeszcze jeden haczyk, który znacząco odróżnia tą aplikację od każdej innej. Kiedy Bumble wkroczył na rynek zyskał miano "feministycznej" aplikacji. Bo tu pierwszy krok należy do pań. Co prawda obie strony mogą "przewijać" partnerów i rozdawać lajki, ale to dziewczyna musi napisać pierwsza.

Jaka jest różnica? Zasadnicza. Podczas kiedy mężczyźni często rozdają lajki na prawo i lewo, panie są bardziej wybredne. Dlatego czasem po pewnym czasie konwersacje na portalach nagle zamierają bez odpowiedzi. "Matchy" na Tinderze mam bez liku. Ale wiadomości, na które mam ochotę odpisać, nie stanowią nawet połowy z nich. Po chwili wszyscy trafią do poczekalni, z której już nigdy nie wyjdą. Większości użytkowniczek nie chce silić się na odpowiedź na zwykłe "co tam".
Dlatego Bumble stawia na kobiety. Uważa, że jeśli faktycznie jest wystarczająco zainteresowana, to sama zrobi pierwszy krok. W ten sposób z jednej strony może i następuje większa selekcja, ale za to związki są szybciej "weryfikowane" i już na starcie mają większą szansę powodzenia.

Związek liberalnej ateistki i prawicowca

Otwierając czyjś profil od razu możemy zobaczyć, czy nadajemy na tych samych falach. Aplikacja przy tworzeniu profilu zadaje nam kilka pytań, które pozwolą nam się łatwiej określić. Bumble pyta, co mnie interesuje: sztuka i muzea, sport, gotowanie? Wybieram 5 opcji i idę dalej.

Można też zaznaczyć poglądy polityczne i wiarę. Potem pada pytanie o moje oczekiwania. Jedni szukają tylko przygód, inni stałego związku. Ja zaznaczam "jeszcze nie wiem". Opcje pozwalają drugiej osobie lepiej nas poznać, uniknąć pewnych nieporozumień i zorientować się, czy jest coś co nas łączy. Mogę dodać kilka zdjęć, ale przeglądając profile innych użytkowników widzę, że powinny być one dość różnorodne, aby faktycznie można było mnie trochę poznać.

Można napisać kilka słów osobie, ale skorzystać z łatwiejszej opcji i odpowiedzieć na pytanie wymyślone przez aplikację. "Jedno kłamstwo i jedna prawda o mnie…" lub "mój nauczyciel w podstawówce uważał, że…" to zdania, które można dokończyć, aby dać lepiej się poznać.

Odpowiedzi użytkowników często wykazują się dużym poczuciem humoru. Pewien chłopak pisze o sobie: "Najszybsza droga do mojego serca to… jeśli będziesz śmiała się z moich żartów i dasz mi wygrać w ping-ponga".

Poza tym profile na Bumble są bardziej estetyczne i wizualnie atrakcyjne. Wyglądają trochę jak mini blogi, gdzie osoba może się przedstawić. Mniej tutaj zdjęć rozebranych macho, którzy na każdym z 3 zdjęć prężą swoje muskuły czy selfiaków dziewczyn. Na profilach użytkownicy przedstawiają swoje zainteresowania i oprócz siebie samych dodają też np. zdjęcia z wakacji, aby dać lepiej się poznać. Coś w tym jest. Z osobami, których profil mnie zainteresował, faktycznie rozmowa jakoś bardziej się klei.

– Używam tej aplikacji, ponieważ jest bardziej "prawdziwa". Nie przypomina galerii ze zdjęciami osób, gdzie jednych wyrzucam, a innych zachowuję. Tutaj bardziej mam poczucie, że za profilami stoją prawdziwe osoby – mówi mi koleżanka, która ma za sobą kilka "bumblowych" randek.

Dziewczyny chwalą sobie aplikację i mówią, że "zdradzają z nią" Tindera. Tu jest bardziej na luzie i nie czuć, że to wyścigi.

– Tinder to trochę taka randka w ciemno, tyle że wiesz, jak powinna wyglądać osoba, z którą się spotkać. Co nie zawsze się zgadza – śmieje się jedna z moich rozmówczyń. – Tutaj mam okazję lepiej poznać osobę zanim zdecyduję się na do kogoś napisać. I nieważne, czy szukam czegoś na poważnie, czy nie. Nawet przy przelotnej znajomości fajnie jest, jeśli okazuje się, że mamy o czym pogadać i z czego się pośmiać.

Internetowe znajomości są płytkie?

To prawda, że randkowanie przez internet pozbawione jest trochę magii. Brak tu elementu zaskoczenia, a umawianie się na randkę ma raczej jasny cel. Ale Bumble dostarcza narzędzi, które sprawiają, że jest tu po prostu bardziej "na luzie". Aby przywitać się można kliknąć w opcję "say hello", a aplikacja wyśle za nas zabawnego gifa. Ma się poczucie, że nie ma tu takiej "presji randkowania". Aplikacja sama promuje hasła jak, to aby nie przepraszać za to kim się jest ani nie czuć, że się coś musi.

Bumble stawia przede wszystkim na kontakty i dobrą zabawę. A jeśli z tego wyjdzie? To jeszcze lepiej!
Czytaj także: Długoletni związek w trójkę jest możliwy? Emocji i łóżka starczy dla wszystkich, gorzej ze znajomymi