Joanna Kluzik-Rostkowska #TYLKONATEMAT: PiS cały czas kokietuje środowiska antyszczepionkowe

Jakub Noch
– Jeśli mówimy o obowiązku, to zawsze musimy myśleć także o sankcjach. Obowiązkowe szczepienia można byłoby zatem wprowadzać tylko w sytuacji, w której jednocześnie pojawiłyby się w prawie określone konsekwencje odmowy szczepienia. Tylko po co aż tak eskalować napięcie, nie niwelując przy tym strachu? – mówi #TYLKONATEMAT Joanna Kluzik-Rostkowska.
Posłanka PO Joanna Kluzik-Rostkowska w naTemat.pl mówi o tym, czy kolejne lockdowny powinny objąć tylko osoby niezaszczepione i jak zachęcać Polaków do przyjęcia szczepionki przeciw COVID-19. Fot. Tomasz Jastrzebowski / Reporter / East News
Z byłą minister edukacji narodowej, a dziś posłanką Platformy Obywatelskiej rozmawiamy o tym, czy kolejne lockdowny powinny objąć tylko osoby niezaszczepione i jak zachęcić Polaków do przyjęcia preparatu uodparniającego na zakażenie koronawirusem. W rozmowie z naTemat.pl Joanna Kluzik-Rostkowska ocenia także, jak ze swojej roli w walce z kryzysem covidowym wywiązuje się Przemysław Czarnek oraz streszcza plan PO dla tzw. pokolenia pandemii.

Wygląda na to, że polski rząd nie chce iść śladem Francji, Włoch czy Grecji i nie zdecyduje się na objęcie obostrzeniami jedynie osób unikających szczepienia przeciw COVID-19. To dobre podejście?


Joanna Kluzik-Rostkowska: Rząd ma na swoim koncie bardzo wiele przewinień w kwestii szczepień. Zarówno gabinet Mateusza Morawieckiego, jak i prezydent Andrzej Duda bardzo długo nie potrafili się odpowiedzialnie zachować. Od samego początku władza niewystarczająco edukowała społeczeństwo w sprawie szczepień przeciw COVID-19, no i teraz zbieramy tego owoce…

Wielu Polaków jest niedoinformowanych i zaniepokojonych. Wierzą więc, że szczepionki bardziej szkodzą niż pomagają. Jesteśmy w coraz trudniejszej sytuacji, bo program szczepień wyhamowuje. Odpowiedzialność za to leży po stronie rządzących, którzy nie wywiązali się ze swojej roli.

Co nam pozostaje? Musimy zaszczepić jak największą liczbę Polaków, żeby nabyć odporność grupową. Uważam, że korzystne byłoby zdefiniowanie przestrzeni, w których znaleźć mogą się tylko osoby zaszczepione. Oczywiście podstawą musi być realne zagrożenie rozprzestrzenianiem się wirusa. To rozwiązanie pragmatyczne i racjonalne, które – jak pan wspomniał – wprowadzone zostało już w kilku państwach europejskich...

W obecnej sytuacji to będzie chyba najlepsza zachęta do szczepień. Choć oczywiście tego typu restrykcje dla niezaszczepionych powinny iść w parze z poważną akcją edukacyjną. Tymczasem nasz rząd cały czas kokietuje środowiska antyszczepionkowe.

Bo może wolność jest jednak ważniejsza?

Jeżeli osobom zaszczepionym kolejna fala pandemii uniemożliwi normalną pracę i powrót do szkoły, to będzie przecież poważne ograniczenie wolności. To szczepionka daje wolność a nie jej brak. Rząd jest od podejmowania trudnych decyzji. Zmarnowano czas, który był na to, by skutecznie edukować i przekonać Polaków do zaszczepienia się.

Problem polega na tym, że Prawo i Sprawiedliwość uznało, iż spora część jego elektoratu to są antyszczepionkowcy, więc zamiast odpowiedzialnie przekonywać do szczepień, partia udawała, że nie ma problemu. Andrzej Duda w zeszłorocznej kampanii opowiadał o swoich szczepionkowych rozterkach.

Dobrze odczytuję, że w pewien sposób rozumie pani osoby unikające szczepień?

Odpowiedzialny polityk musi zakładać, że w kryzysowych sytuacjach pojawią się osoby, które mają różnego rodzaju obawy lub takie, które będą podatne na akcje wywołujące panikę. Jestem przekonana, że zdecydowana większość osób naprawdę obawiających się przyjęcia preparatu przeciw COVID-19 to ludzie ze środowisk, których władza nawet nie próbował przekonać do szczepień.

Uznali, iż obawy mają w dużej mierze ich zwolennicy i dla partykularnych politycznych interesów postanowiono tej części elektoratu nie drażnić. Dziś to wszystko eskalowało i sama akcja edukacyjna pewnie już nic nie da. Ja w rozmowach z osobami, które nie chcą się szczepić, czuję się już bezradna.

Wszyscy mówią o obawach przed protestami antyszczepionkowców. A co jeśli po ogłoszeniu kolejnego lockdownu to zaszczepieni stracą nerwy?

Ze względu na relatywnie niskie wyszczepienie Polaków nie uzyskaliśmy odporności grupowej więc najpóźniej jesienią może przyjść kolejna fala pandemii. A to oznacza lockdown, być może gospodarka znów będzie musiała stanąć…

Tymczasem pozwolono na wyhodowanie poczucia zagrożenia szczepionkami. No, ale przecież to już norma, że pod tymi rządami w Polsce wszystko jest na opak.

Nowy rok szkolny zbliża się wielkimi krokami – w jakiej formule dzieci powinny wrócić do polskich szkół?

Doskonale już wiemy, jak trudny dla dzieci i dla młodzieży był czas nauki zdalnej. Trzeba zrobić wszystko, by do tej sytuacji już nigdy nie powrócić. Kolejne miesiące nauczania zdalnego - czy nawet hybrydowego – to będzie po prostu dramat.

I to nie tylko dla uczniów. Mamy przecież ponad półtoraroczne doświadczenie i każdy wie, że lockdown to ogromne straty na rynku pracy, dla turystyki, gastronomii i wielu innych sektorów gospodarki.

Wiadomo też, że młodzież powyżej 12. roku życia można szczepić – od niedawna nawet dwoma już preparatami. Czy w takim razie choćby ta grupa powinna wrócić do szkół w normalnym trybie?

Marzę o tym, by jak najszybciej polscy uczniowie o pandemii koronawirusa mówili jako o wydarzeniu historycznym. Powinniśmy zrobić wszystko – rozważnie oczywiście – by nauka wróciła do nomy.
Czytaj także: Jest reakcja na słowa Rzecznika Praw Dziecka. To odpowiedź na jego wymysły o szczepieniach
W szkołach powinno się więc zarządzić obowiązkowe szczepienia przeciw COVID-19?

Jeśli mówimy o obowiązku, to zawsze musimy myśleć także o sankcjach. Obowiązkowe szczepienia można byłoby zatem wprowadzać tylko w sytuacji, w której jednocześnie pojawiłyby się w prawie określone konsekwencje odmowy szczepienia. Tylko po co aż tak eskalować napięcie, nie niwelując przy tym strachu?

Wolałabym rozwiązania bardziej pragmatyczne. Czyli takie, dzięki którym Polacy sami uznają, że przyjęcie szczepionki im się po prostu opłaca. Rodzice przy tym muszą być przekonani, że to bezpieczne dla dzieci. To zadanie dla ekspertów i rządu.

Opozycji łatwo krytykować, ale wolelibyśmy poznać konkretne pomysły…

Świetny przykład pragmatycznych działań daje rektor Uniwersytetu Śląskiego, który zdecydował, że akademiki jego uczelni będą dostępne tylko dla osób zaszczepionych.

Gdybyśmy dzisiaj rządzili, od dawna trwałaby zakrojona na szeroką skalę akcja wyjaśniająca Polakom, że szczepionki na koronawirusa niwelują zagrożenie a nie je stwarzają. Po drugie, solidnie przyjrzałabym się ruchom antyszczepionkowym. Władze powinny dokładnie przeanalizować, na ile to wszystko wynika ze zwykłego ludzkiego strachu, a na ile jest przez kogoś sterowane...

W aktualnej sytuacji odpowiedzialnym politykom nie pozostaje inna opcja niż ta, w której powstają obszary dostępne tylko dla zaszczepionych. Dzięki temu pojawia się poważna zachęta do przyjęcia szczepionki, a zarazem nie ma konieczności budowania jakiegoś skomplikowanego aparatu sankcji...

Powinniśmy także badać przyczyny takich zjawisk, jak to zaobserwowane w Warszawie, gdzie około 3 tys. nauczycieli nie przyszło po drugą dawkę szczepionki. Minister edukacji powinien się tym zainteresować.

Jak ocenia pani ministra Czarnka na odcinku tej odpowiedzialności za walkę z kryzysem pandemicznym, która spoczywa na barkach MEiN?

Jedynym odcinkiem, na którym Przemysław Czarnek daje sobie radę jest ten, na którym próbuje być naczelnym katolickim fundamentalistą. Czym skąd inąd irytuje zdecydowaną większość swoich rodaków…

Naprawdę nie dostrzega pani żadnego pozytywnego działania?

No niestety nie. Nie można przejść do porządku dziennego nad tym, że kilka tysięcy nauczycieli nie przyszło na drugą dawkę szczepionki. Najwidoczniej mieli jakiś powód, nad którym minister edukacji powinien się pochylić i zaproponować rozwiązanie. Przecież ci nauczyciele wrócą do szkól i dzieci.

On natomiast - jak cały rząd - zamknął oczy na kłopot, ponieważ nie chce się narazić swojemu elektoratowi. To skrajnie nieodpowiedzialne.

W PO twierdzicie, że jesteście gotowi przejąć władze, ale czy macie też pomysł na to, jak pomóc "pokoleniu pandemii"? Kilka roczników polskiej młodzieży startuje przecież w życie z poważnymi deficytami – jeśli nie programowymi, to społeczno-psychologicznymi.

Jako opozycja wielokrotnie alarmowaliśmy w sprawie tego, w jak trudnej sytuacji znalazły się de facto wszystkie roczniki dzieci. Niektórzy uczniowie wypadli z systemu fizycznie. Po prostu na rok zaniknęli.

Trzeba zacząć do zdefiniowania problemów. Część z nich może być wspólna dla dużych grup uczniów – na przykład problemy z opanowaniem konkretnych części materiału. Część będzie miała charakter bardzo jednostkowy. Tutaj potrzebna duża przestrzeń swobody dla nauczyciela...

W dodatku pandemia spotęgowała problemy psychologiczne, psychiatryczne. Nie ma już żadnych wątpliwości, że psycholog musi być dostępny dla każdego potrzebującego go ucznia.

Rząd co prawda dostrzegł niedawno – po wielu alarmujących sygnałach dziennikarskich i opozycyjnych – że problem psychiatrii dziecięcej jest olbrzymi, ale wdrażanie rozwiązań rozkłada na lata.
Czytaj także: Pandemia a kondycja psychiczna Polaków. Niepokojące statystyki wśród dzieci i młodzieży
Tymczasem potrzebne są szybkie działania, bo skutkiem pandemii może być wzrost liczby młodych osób cierpiących na depresję, czy nawet dokonujących prób samobójczych.

Przeczytaj więcej rozmów #TYLKONATEMAT:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut