Ocasio-Cortez włożyła kij w mrowisko lewicy i prawicy. Jej sukienka wcale nie jest hipokryzją
Met Gala jest jak ceremonia rozdania Oscarów, tyle że modowa. Po czerwonym dywanie suną celebryci w swych różnorakich kreacjach, ale koniec końców i tak później wszyscy mówią tylko o jednej z nich. W tym roku padło na Alexandrię Ocasio-Cortez, która zjawiła się w sukni z krwistym wręcz napisem nawołującym do opodatkowania bogaczy. Prawicowa i lewicowa bańka niemalże pękła od natłoku słów krytyki kierowanych w stronę kongresmenki.
Galą od 1995 roku zarządza redaktorka naczelna "Vogue’a" Anna Wintour, na której wzorowana była postać Mirandy Priestly z "Diabeł ubiera się u Prady". W latach 40. XX wieku, aby wziąć udział w przedsięwzięciu, wystarczyło zapłacić 50 dolarów. Teraz 3/4 gości zapraszanych jest właśnie przez Wintour, jednak istnieje jeszcze jedna, wyjątkowo kosztowna opcja dostania się na event. Za bilet wstępu płaci się 30 tys. dolarów.
"Tax the rich"
Oprócz Kim Kardashian w stroju dementora, Billie Eilish w sukni à la Marylin Monroe i rapera Lil Nas X w złotej zbroi rycerza, na salonach uwagę zwracała kongresmenka Partii Demokratycznej, Alexandria Ocasio-Cortez. W jej kreacji nie byłoby niczego "zdrożnego", gdyby nie czerwone słowa na plecach kontrastujące z bielą tkaniny."Tax the rich", czyli "opodatkować bogaczy" – taki napis widniał na tyle białej sukni. Wystarczyło tylko to, żeby widzowie gali rozkręcili tzw. inbę na lewicy i prawicy. Lewicowcy zarzucili polityczce hipokryzję, zaś prawicowcy zaczęli tłumaczyć, że "skoro ktoś ciężko pracował i tyle zarobił, to tyle ma"."Córka Amerykanina o portorykańskich korzeniach i Portorykanki, córa nowojorskiego Bronxu. Młoda i niewiarygodnie ambitna. Mimo że weszła do Kongresu, nie ma na czynsz i dopiero od niedawna posiada ubezpieczenie zdrowotne. Z wyborcami rozmawia na Instastory, a młodzi Amerykanie stoją za nią murem" – pisała dwa lata temu Aleksandra Gersz w naTemat.
Jedni uznali, że wydarzenie pełne milionerów oraz miliarderów nie jest dobrym miejscem na manifestowanie takich poglądów i mija się nieco z celem. Drudzy pouczali Ocasio Cortez, że przecież sama musiała zapłacić za sukienkę i wejście na galę, więc niech lepiej nie ośmiesza się i zostawi ten postulat dla siebie. Internauci nazywaną ją też libkiem, socdemką i przynętą Joe Bidena.
Napis "tax the rich" na sukience Alexandrii Ocasio-Cortez.•Fot. Mike Coppola/Getty AFP
Powiedzmy sobie jasno. Alexandria Ocasio-Cortez chciała osiągnąć cel i go osiągnęła. Sprawnie wykorzystała medium, jakim jest Met Gala, aby nagłośnić sprawę pogłębiającej się niesprawiedliwości systemu podatkowego.
Dla przykładu mamy korporację Amazon, która dzięki różnym metodom tzw. optymalizacji podatkowej przez lata wymigiwała się od płacenia federalnego podatku dochodowego, chociaż w pierwszym kwartale bieżącego roku spółce udało się zarobić aż 8 mld dolarów. Tymczasem pracownik firmy zarabia średnio 2,6 tys. dolarów miesięcznie.
Pozostając jeszcze przy temacie Amazona, pandemia uderzyła po portfelach zdecydowaną większość globalnej populacji, natomiast kryzys ominął niejednego multimiliardera. Majątek Jeffa Bezosa, założyciela Amazona, poszybował w górę i od marca do maja 2020 roku urósł o 34,6 mld dolarów.
Nie bez powodu krąży po świecie powiedzenie, że w pandemii "biedni stali się jeszcze biedniejsi, a bogaci jeszcze bogatsi".
"Wszyscy rozmawialiśmy o opodatkowaniu bogatych przed ludźmi, którzy lobbują przeciwko temu. Przebiliśmy czwartą ścianę tego spektaklu" – napisała 31-latka po fali krytyki.
Przypomnijmy, że Ocasio-Cortez, odkąd dostała się do Kongresu, walczy o to, aby system podatkowy był bardziej progresywny. Optuje, by w Stanach Zjednoczonych najwyższa krańcowa stawka podatkowa została podniesiona do 70 proc. od dochodu powyżej 10 mln dolarów.