O stagflacji robi się coraz głośniej. Jest jeszcze gorsza niż inflacja i bezrobocie razem wzięte

Daria Siemion
W latach 70. XX wieku stagflacja spowodowała ona ogromny kryzys finansowy w USA. Ludzie chodzili po ulicach ze strzelbami, sklepy były systematycznie plądrowane, a większość fabryk stała. Najlepsi ekonomiści na świecie uważają, że stagflacja wraca. Czym jest i czy da się ją powstrzymać?
Stagflacja może spowodować kolejny wielki kryzys fot. artoleshko / pl.123rf.com

Czym jest stagflacja?

Stagflacja to zjawisko makroekonomiczne polegające na tym, że ceny wzrastają bardzo szybko, a tempo rozwoju gospodarczego jest niskie. Jest to zatem połączenie inflacji i stagnacji. Dodatkową cechą stagflacji jest wzrost bezrobocia.

W latach 70. XX wieku stagflacja spowodowała gwałtowny wzrost cen energii oraz pęknięcie bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości. Doprowadziło to do kryzysu we wszystkich zachodnich krajach, których siłą napędową była ropa.

Stagflacja to zjawisko, które bardzo trudno zatrzymać. Jednocześnie jest to "czarny sen" nie tylko dla właścicieli akcji giełdowych, bankierów i dostawców energii, ale również dla "zwykłych ludzi", którzy za wiele produktów będą musieli płacić jeszcze więcej.
Czytaj także: "Jest mi cholernie przykro, gdy widzę, że dla taty wędlina droższa o 3 zł to już za drogo" [LIST]

Jakie są przyczyny stagflacji?

Główną przyczyną stagflacji jest negatywny szok podażowy. Może on zostać wywołany wzrostem cen surowców. Nie muszą to być paliwa, czy materiały budowlane, ale również rzeczy bliższe każdemu z nas — warzywa, owoce, ryby.


Brak surowców i ich wysoka cena powoduje wzrost ceny produktów oraz ograniczenie konsumpcji. Prowadzi to do spadku Produktu Krajowego Brutto (PKB), a w konsekwencji do zmniejszenia produkcji i masowych zwolnień.

Do powstania stagflacji mogą przyczyniać się również wysokie zasiłki czy zwaloryzowane o inflację świadczenia, renty i emerytury. Nadmierne transfery państwa dla społeczeństwa prowadzą do sztucznego wzrostu cen i zadłużenia państwa.

Stagflacja w przeszłości

W latach 70. w USA zabrakło ropy. Wszystko za sprawą kryzysu naftowego i wojny izraelsko-arabskiej. Tani dotąd surowiec stał się praktycznie niedostępny. Produkcja przemysłowa w Stanach Zjednoczonych spadła o 13 proc., odnotowano dwucyfrową stopę bezrobocia, a ceny wzrosły.
Andrzej Krajewski
„Krew cywilizacji. Biografia ropy naftowej”

„[W Holandii] kierowcom wydzielano benzynę, zaś w niedzielę zabroniono używania prywatnych samochodów (...). Rządy Francji i Niemiec zaczęły nagle okazywać wielką sympatię światu arabskiemu. Ich głównym postulatem stało się uznanie przez Izrael praw Palestyńczyków do własnego państwa. Entuzjazm dla tej idei wzmagało zbliżanie się zimy (...). Rząd Włoch nakazał zamknięcie wszystkich stacji benzynowych w każdą sobotę i niedzielę do odwołania, natomiast w Japonii zabroniono korzystać z autostrad samochodom prywatnym (...) W kolejnych krajach zaczęto wprowadzać ograniczenie wysokości temperatury w budynkach publicznych i mieszkaniach. Wystawy sklepowe musiały być wygaszane o godzinie 22.00. Po raz pierwszy od wojny miasta musiały ograniczyć lub nawet zrezygnować z tradycyjnej iluminacji przed Bożym Narodzeniem. Zainicjowano również wielkie akcje propagandowe, nakłaniające ludzi do oszczędzania energii” - czytamy w książce.

Te wydarzenia zapoczątkowały erę myślenia o bezpieczeństwie energetycznym gospodarek zachodnich. Okazało się, że nie można polegać na dobrej woli Rosji i krajów Bliskiego Wschodu. Dostępność surowców stała się jedną z najpotężniejszych broni.

Czy stagflacja może pojawić się ponownie?

Opinie w zakresie powrotu stagflacji są podzielone. Mikołaj Raczyński, jeden z najbardziej rozpoznawalnych ekspertów ds. finansów w Polsce, uważa, że powrót stagflacji jest bardzo realny. Innego zdania są specjaliści z Banku Pekao, którzy nie zauważają podobieństw między obecną sytuacją gospodarczą w Polsce i Europie a sytuacją krajów zachodnich w latach 70.
Bank Pekao
Departament Analiz Makroekonomicznych

"Czy obecną sytuację możemy porównać do tej z lat 70-tych? Nie mamy do czynienia z jednym negatywnym szokiem podażowym, a raczej z ich serią. Sekwencja zdarzeń jest tym razem inna – w latach 70-tych recesja i skok inflacji były w najlepszym razie równoczesne. Sytuacji gospodarczej w otoczeniu pandemii daleko do normalności. Nie widać obecnie symptomów odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. Warunki do powstania spirali płacowo-cenowej są również znacznie mniej sprzyjające" – twierdzą specjaliści.

Z kolei zagraniczni ekonomiści i analitycy giełdowi uważają, że ogromne wydatki rządów związane z wybuchem pandemii koronawirusa w połączeniu z łagodną polityką pieniężną, wywołają wielki kryzys.

– Nadejdzie krach, stagflacja lat 70. zostanie połączona z narastającą spiralą kryzysów zadłużeniowych ery po 2008 roku - uważa Nouriel Roubini, ekonomista, który przewidział kryzys rynku nieruchomości w 2008 roku. Naukowiec ostrzega, że rządy będą połowicznymi bankrutami, więc ich możliwości ratowania banków czy dużych firm będą ograniczone, nie mówiąc o mniejszych biznesach czy obywatelach.
Czytaj także: Podróże z paszportem, wzrost cen, bezrobocie. Co się stanie, gdy Polska opuści Unię?

Czy da się powstrzymać stagflację?

Stagflacja to ogromne wyzwanie dla banku centralnego. Należy bowiem dokonać wyboru między pobudzeniem wzrostu gospodarczego a zatrzymaniem inflacji. Ogromne znaczenie w tym przypadku mają stopy procentowe. Ich podniesienie spowoduje spadek inflacji. Obniżenie natomiast — pobudzi PKB. Co wybrać? Nie wiadomo.