To pierwszy wywiad Adele od pięciu lat. Artystka trafiła na okładkę Vogue'a
Wiadomo już, że wkrótce czeka nas premiera długo oczekiwanego, czwartego albumu Adele. Artystka trafiła z tej okazji na okładkę brytyjskiego i amerykańskiego "Vogue'a". To pierwszy taki przypadek w historii, a więc i wielkie wyróżnienie. Sesjom towarzyszyły rzecz jasna artykuły. Adele otworzyła się w nich, jak nigdy wcześniej.
Teraz piosenkarka postanowiła opowiedzieć o tym, co działo się z nią w ostatnich latach, które były jednym z najtrudniejszych okresów w jej życiu i wziąć udział w dwóch sesjach okładkowych.
Chwytała się też innych sposobów radzenia sobie ze złym samopoczuciem psychicznym - medytowała, chodziła na sesje z gongami, zainteresowała się nawet astrologią. Wreszcie trafiła na siłownię. Celem nie była wcale utrata wagi – co dziennikarka "Vogue'a" sprawdziła nawet u źródła – czyli w tym przypadku trenera Adele. Chodziło o poprawienie kondycji.
Wkręciła się z prostego powodu – okazało się, że gdy ćwiczy nie myśli tak dużo, a tym samym pozbywa się niepokoju. Gdy czuła się szczególnie źle trenowała nawet dwa razy dziennie. I tak od trzech lat, nie wyłączając pandemii. To sport stał się dla niej kluczem do wyjścia na prostą. Adele była zaskoczona tym, ile potrafi jej ciało, jak staje się silniejsze i powtarzała sobie, że skoro daje radę fizycznie, w końcu zacznie też dawać radę psychicznie.
Artystki nie cieszą bynajmniej "pochwały" pod adresem jej nowej sylwetki. Jej zdaniem to tylko inna strona uprzedmiotawiania jej jako kobiety. Wcześniej tematem było to, że jest gruba, teraz dla odmiany, że jest szczupła. Unikała pokazywania się publicznie, bo nie chciała pojawiać się w prasie jako "ciało i jego metamorfoza".
Dodała też, że większość tego, co zostało napisane o jej "odchudzaniu", które odchudzaniem nie było, to nieprawda. Najdziwniej było jej czytać o ludziach, których nie widziała na oczy, podających się za jej trenerów personalnych. O słynnej swego czasu diecie sirt, dzięki której miała rzekomo schudnąć 45 kilo nie wspomina ani słowem.
Adele i problemy z alkoholem?
W rozmowie raz po raz powraca też kwestia alkoholu. Adele nie ukrywa, że w poniedziałki rano ma zazwyczaj lekkiego kaca, a pierwszą rzeczą, po którą pobiegła w lockdownie do sklepu spożywczego było różowe wino i keczup.
Otwiera się też na temat ojca – walijskiego hydraulika, który zostawił jej mamę i ją, gdy była mała, a potem sprzedawał brukowcom historie o niej w początkach kariery. Miał problem z alkoholem, a Adele nie zdecydowała się z nim pożegnać przed jego śmiercią na raka.
Dziś Adele przypisuje część swoich problemów trudnej, żeby nie powiedzieć nieistniejącej relacji z ojcem. Otwarcie mówi, że zawsze panicznie bała się skrzywdzenia ze strony mężczyzn i wchodziła w toksyczne związki.
Łatwy rozwód, trudne przemyślenia
Nie zabrakło też miejsca na rozmowy o rozwodzie, tym trudniejszym, że nie towarzyszyły mu żadne dramatyczne wydarzenia. Nikt nikogo nie zdradził, ani nie zrobił krzywdy. Adele wspomina, że chciała, żeby jej syn Angelo widział ją szczęśliwą, kochającą i kochaną, a w jej związku z Koneckim w pewnym momencie to się skończyło.
Para utrzymuje przyjazne relacje - były mąż Adele mieszka niedaleko niej, żeby brać czynny udział w wychowaniu syna, nie było też walki o pieniądze. Nadal spotykają się czasem wieczorami, żeby razem z synem oglądać filmy.
Jaki będzie jej nowy album? Przede wszystkim szczery, nie usiłowała stworzyć hitów w stylu "Hello" za wszelką cenę. Adele powiedziała też, że czuje, że ten materiał jest "jej", nie odnajduje się już ani trochę w piosenkach z kultowego dziś krążka "21".
Nie będzie jednak o rozwodzie z Koneckim - w artykule "Vogue'a" Adele śmieje się, że ostatnie lata były dla niej raczej jak rozwodzenie się z samą sobą.