Doda usłyszała zarzuty. Zatrzymano jej byłego męża Emila S.

Weronika Tomaszewska
Jak podaje RMF FM, znana wokalistka Dorota Rabczewska usłyszała zarzuty w śledztwie, które dotyczy jej byłego męża Emila S. Portal donosi, że producent filmowy został zatrzymany w Warszawie.
Doda z zarzutami. Fot. Mateusz Jagielski/East News

Doda z zarzutami. Emil S. zatrzymany w Warszawie


Z informacji radia RMF FM wynika, że piosenkarka Doda jest "podejrzana o pomocnictwo do przestępstwa z artykułu 300 Kodeksu karnego, mówiącego o udaremnieniu zaspokojenia wierzycieli".

Grożą za to trzy lata więzienia. Jeśli wierzycieli było wielu, kara może wzrosnąć nawet do ośmiu lat.
Czytaj także: Doda o nieczystych interesach Emila Stępnia. "Bardzo bym chciała wiedzieć..."
Na stronie rozgłośni czytamy, że Emil S. został we wtorek zatrzymany i jest w tej sprawie przesłuchiwany. Rabczewska nie była zatrzymywana, ale wezwano ją do prokuratury, gdzie także została przesłuchana.


Nieczyste interesy Emila S.


Na łamach "Dużego Formatu" ukazał się kilka miesięcy temu reportaż Grzegorza Szymanika, który opisuje niejasny proceder Emila S. Dziennikarz dotarł do kilku inwestorów, którzy mieli zostać oszukani przez producenta.

Mamieni wizją wysokich zysków wpłacali pieniądze, które później tracili. Łącznie wierzytelności opiewają na sumę 50 mln zł. Autor opisuje między innymi historię pana Kazimierza, który zainwestował połowę swojej wygranej w Lotto.

5 mln wpłacił na spółkę Emila S., by sfinansować kolejne filmy, w tym "Dziewczyny z Dubaju".

– Kiedy napisał, że film będzie w Cannes, a my odpowiedzieliśmy, że widzieliśmy listę konkursu i Dziewczyn z Dubaju nie ma, obraził się i powiedział, że od teraz będziemy rozmawiać przez prawników – mówiła córka poszkodowanego.

– Są tacy, którzy nie dostali właściwych zysków, i tacy, którzy wpłacili na filmy, które nie powstały, choć terminy minęły. Wśród inwestorów dwóch czy trzech wpłaciło powyżej miliona, reszta po kilkaset tysięcy, a niektórzy po kilkadziesiąt tysięcy złotych. No i jeden wpłacił 5 milionów – opisywał "Wyborczej" Tomasz Piec, pełnomocnik jednego z poszkodowanych, których w sumie ma być już 200.

Jednym z argumentów, dlaczego inwestorzy decydowali się na wspólne produkcje z firmą Emila S. była rozpoznawalność jego żony.

– Zapewniała, że jej nazwisko otwiera drzwi w Ministerstwie Obrony Narodowej. Ministrem był wtedy Macierewicz. Dzięki temu dostaną dostęp do planów na poligonach. Mówiła o patronacie Kancelarii Prezydenta, który uzyskają dzięki jej medialności – powiedział dziennikarzowi "Wyborczej" mężczyzna, który wyłożył na nieistniejącą produkcję 250 tys. zł.

Co więcej na jednym z dokumentów, który opisany jest w reportażu pojawił się nawet podpis Rabczewskiej. Piosenkarka miała poświadczyć nieprawdziwe zapewnienia, w tym przelewy od spółki męża za muzykę do filmu "GROM", której nie wykonała.

Wówczas artystka w rozmowie z mediami podkreśliła, że odcina się jednoznacznie od niejasnych interesów byłego męża, twierdząc, że doniesienia są dla niej "szokujące".

Zobacz także:


Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut