Tajemnicza historia kobiety z Isdal. Miała 10 fałszywych paszportów, została spalona żywcem

redakcja naTemat
Miejsce, w którym ją znaleziono, od średniowiecza nazywano Doliną Śmierci. Ciało kobiety z Isdal było doszczętnie spalone, a wszelkie wskazówki dotyczące jej tożsamości zatarte. Nie wiadomo, jak miała na imię, ani skąd pochodziła. Wielu jednak uważa, że denatka miała wiele wspólnego z trwającą wówczas zimną wojną.
Szkic przedstawiający kobietę z Isdal. Do kogo należały spalone zwłoki spod góry w Bergen? Fot. Politiets

Dolina śmierci

Był 29 listopada w 1970 roku. Skryte między fiordami Bergen od kilku tygodni zasypywał śnieg. Przedostatni dzień listopada zapowiadał się jak każdy inny. Spokojny, bez jakichkolwiek spraw, które mogłyby zakłócić mir domowy mieszkańców miasta.

Ojciec wraz z dwiema córkami postanowili w samo południe wybrać się na spacer pod górę Ulriken, a konkretnie do miejsca zwanego Isdalen, które miejscowi znają pod dwiema nazwami. Jedną z nich jest "Lodowa Dolina", drugą zaś "Dolina Śmierci", bowiem w średniowieczu na tym właśnie terenie dochodziło do serii samobójstw i nieszczęśliwych wypadków.


Podczas wędrówki mężczyzna i jego dzieci najpierw poczuli unoszący się w powietrzu swąd, zaś kilka kroków dalej natknęli się na zwęglone zwłoki kobiety leżące na piargu.

O makabrycznym odkryciu szybko powiadomiono policję, która po przyjeździe na zbocze góry ujrzała ciało przykryte liśćmi, a obok niego rozłożony m.in. prowiant, ubrania i etui na paszport. Zwłoki były spalone do tego stopnia, że z trudem dało się określić jakiekolwiek charakterystyczne cechy ofiary.

Dopiero przy sekcji zwłok wyszło na jaw, że kobieta zmarła poprzez zatrucie tlenkiem węgla. Istotnym elementem zawiłej układanki był fakt, że w jej płucach zgromadziła się sadza, co jednoznacznie oznaczało, że denatka została spalona żywcem. Jakby tego było mało, badania toksykologiczne wykazały, iż Jane Doe (tak nazywa się za granicą niezidentyfikowane kobiety) spożyła przed śmiercią nawet 70 tabletek nasennych. Interesującym detalem były też jej pozłacane... zęby.

Po trzech dniach od znalezienia ciała w Isdalen na dworcu w Bergen znaleziono dwie walizki, które miały być własnością nieznanej kobiety. Wewnątrz nich odkryto 100 banknotów marki niemieckiej, ponad 130 koron norweskich, a także nominały brytyjskie, belgijskie i szwajcarskie. Na pozostawionych w torbie okularach słonecznych były odciski palców wskazujące kobietę z Isdal.

W dalszej części śledztwa potwierdzono, że kobieta podróżowała po Europie z co najmniej dziesięcioma fałszywymi paszportami. Podczas pobytu w Bergen zmieniała kilka razy hotele, gdzie personelowi opowiadała o tym, że pochodzi z Belgii i zajmuje się sprzedażą antycznych rzeczy. Świadkowie twierdzili również, że nosi peruki i płynnie posługuje się językiem flamandzkim.

Poszlaki zatarły się gdzieś w połowie drogi, co skutkowało tym, że norweska policja szybko zamknęła sprawę. Ciało pochowano na początku 1971 roku w trumnie, która w przyszłości miałaby ułatwić śledczym proces ekshumacji.

Jedną z najpopularniejszych teorii związanych z tożsamością kobiety z Isdal jest ta, zgodnie z którą była ona szpiegiem. Poparciem dla tych spekulacji miał być fakt, że latach 70. Norwegia rzadko kiedy była odwiedzana przez turystów z innych państw. – To były czasy zimnej wojny i na pewno było w Norwegii wielu szpiegów, zwłaszcza rosyjskich agentów – stwierdził w rozmowie z BBC autor powieści kryminalnych Gunnar Staalesen, który studiował w Bergen, gdy odkryto spalone zwłoki.

Po latach sprawa wciąż budzi kontrowersje. Wiele osób nadal stara się rozwikłać zagadkę tej śmierci i w końcu znaleźć rodzinę zmarłej. W Oslo grupka młodych mężczyzn założyła nawet klub, w ramach którego próbuje złożyć układankę w jedną całość.

Z biegiem lat odnalazły się też osoby, które miały przed śmiercią napotkać na swojej drodze kobietę z Isdal. Jak przyznał Ketil Kversoy, podczas spaceru po górach wpadła na wystraszoną turystkę, którą śledzili inni mężczyźni.

Brak tożsamości

Podobne historie miały miejsce także później. Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, pod koniec maja 1995 roku młoda kobieta o krótkich, czarnych włosach zameldowała się w luksusowym hotelu Oslo Plaza. Przy rejestracji nie okazała ani dowodu osobistego, ani karty kredytowej, zaś meldując się, użyła fałszywego nazwiska "Jennifer Fergate" i powiedziała, że pochodzi z Belgii.

Kobiecie podającej się za Jennifer Fergate miał towarzyszyć jej rzekomy mąż, Louis Fergate. Co ciekawe, mężczyzna zniknął tuż po zameldowaniu się w hotelu. Po paru dniach od przybycia pary do Oslo Plaza ochrona przyszła do pokoju 2805, aby poprosić Jennifer Fergate o jej kartę kredytową. Wówczas na klamce wisiała zawieszka z informacją, aby nie przeszkadzać. Chwilę po tym, jak ochroniarz zapukał do drzwi, w pokoju rozległ się wystrzał.

Śledczy mieli problem z ustaleniem prawdziwej tożsamości zmarłej, która nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Niepokojący był również fakt, że kobieta miała przy sobie jedynie flakon męskich perfum, aktówkę z 25 nabojami oraz ubrania, z których starannie usunięto wszystkie metki (to typowa praktyka wśród szpiegów).
Czytaj także: 1 ciało, 24 dusze. Jak żyć, gdy w głowie słyszysz rozkazy z serbskim akcentem i zakopano cię żywcem

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut