Poszli na obiad do restauracji po dwóch latach. "Jak dostaliśmy rachunek, to opadły nam szczęki"

Weronika Tomaszewska
Jakub Kwieciński i Dawid Mycek, aktywiści LGBT postanowili sprawdzić, jak zmieniły się ceny w lokalu, w którym po raz ostatni byli dwa lata temu. Zamówili te same dania. Kiedy zobaczyli rachunek, zdębieli. "Dziś stać nas na nieco ponad połowę schabowego" – przyznali.
Jakub Kwieciński i Dawid Mycek zjedli ten sam obiad po dwóch latach. Fot. Instagram/@jakubidawid

Wzrost cen w restauracjach


Znana para gejów w najnowszym poście na Instagramie opisała swój eksperyment dotyczący wzrostu cen w restauracjach. Jakub i Dawid udali się do tego samego lokalu na taki sam obiad tylko dwa lata później.

Zamówili potrawy, które jedli tam wcześniej: rosół, zupę pomidorową oraz dwa kotlety schabowe. "Kiedyś zapłaciliśmy za taki obiad 69 zł, a dziś? Wiedzieliśmy, że musi być drożej, bo wciąż słyszymy o wzroście cen, ale jak dostaliśmy rachunek, to opadły nam szczęki" – czytamy we wpisie.

"Okazało się, że w ciągu dwóch lat cena wzrosła o 40 proc. i wyniosła 97 zł. Wychodzi na to, że dziś za te same pieniądze co kiedyś, byłoby nas stać na nieco ponad połowę schabowego" – stwierdzili. "Politycy rządowi mówią, że trzeba pamiętać, że ze wzrostem cen rosną nam przecież wynagrodzenia... To my zadamy pytanie: Komu przez ostatnie dwa lata wzrosła pensja o 40 proc.?" – pytali oburzeni aktywiści.


W komentarzach pod publikacją Kwiecińskiego i Mycka wielu internatów podzieliło się podobnymi spostrzeżeniami.

"Sama prowadzę z rodziną gastronomię i ceny surowców cały czas idą do góry, za niedługo będziemy musieli znowu podnieść ceny aby utrzymać jakość", "Wzrostu wynagrodzeń praktycznie nie widać. Ceny szaleją a do restauracji przestałem chodzić..." – pisali.

Sprawdziliśmy, jak wzrosły ceny w Biedronce


Drastyczny wzrost cen zauważa niemal każdy z nas. Dziennikarz naTemat.pl Alan Wysocki kilka tygodni temu postanowił sprawdzić, jak zmieniły się ceny poszczególnych produktów w Biedronce od początku rządów PiS.

Warto dodać, że Jarosław Kaczyński przed laty mówił, że Biedronka "to sklep dla najbiedniejszych". Okazuje się jednak, że przy obecnej drożyźnie, trudno wykonać tam tanie zakupy.

"W pierwszej kolejności zdziwiła mnie cena mięsa. W 2015 roku za kilogram filetów z kurczaka w Biedronce, zapłaciłbym około 12,5 zł. Po latach zakupiłem 0,6 kilograma filetów z kurczaka, którego cena wprawiła mnie osłupienie. Wydałem aż 23 zł" – czytamy w artykule Alana Wysockiego.

Za jajka z chowu ściółkowego w tym popularnym dyskoncie dziennikarz zapłacił 6,49 zł. W 2015 roku 10 sztuk jajek kosztowało około 5 zł. Kilogram cukru, według GUS-u, w trakcie przejmowania władzy przez Jarosława Kaczyńskiego, kosztował 2,52 zł. Teraz to koszt 3,39 zł.

Przypomnijmy, że wicepremier obiecywał, że za rządów Prawa i Sprawiedliwości, za "koszyk Kaczyńskiego", czyli chleb, mięso, jajka, mąka, jabłka, cukier, czy ziemniaki zapłacimy do 27 zł. "Tymczasem za sam "koszyk Kaczyńskiego", z dwiema opodatkowanymi siatkami oraz filetami, zapłaciłem 58,14 zł" – relacjonował Wysocki.
Czytaj także: Dla Kaczyńskiego Biedronka to sklep dla najbiedniejszych. Sprawdziliśmy, jak wzrosły tam ceny