Przestępcy, dresiarze i biedacy - tak widzą nas Amerykanie w serialach. I szybko się to nie zmieni

Ola Gersz
Słowianie w amerykańskich serialach? Owszem, istniejemy, ale do bólu stereotypowo. Kradniemy i przemycamy, sprzątamy i żebrzemy o Zielone Karty, nosimy dresy, trwałe i uszanki. Obraz Polaka, Ukraińca czy Rosjanina w popkulturze za oceanem nie zmienia się od lat i wciąż jest krzywdzący. Ale dzięki Piotrowi Adamczykowi w "Hawkeye'u" Marvela coś drgnęło. Tyle że to wciąż mało.
Imigranci z Europy Wschodniej to często złodzieje i przestępcy Fot. Kadry z seriali Emily w Paryżu / Netflix i Hawkeye / Disney Plus
"Emily w Paryżu" Netflixa, sezon drugi, 2021. W jednym z odcinków pojawia się nowa postać: Ukrainka Petra (grana przez ukraińską aktorkę Darię Panczenko). Emily poznaje ją na kursie francuskiego – Petra jest miła i sympatyczna. Ubiera się jednak "bazarowo", co kontrastuje z modnym i markowym ubiorem tytułowej bohaterki, a oprócz tego kradnie w sklepie odzieżowym. – Uwielbiam za darmo – mówi ze wschodnim akcentem Petra i wspomina przy okazji, że boi się deportacji.


Ukraińscy widzowie byli zbulwersowani. "Sposób, w jaki ukazaliście wizerunek Ukraińców to tani chwyt, absolutny skandal i wstyd. Nie mogę uwierzyć, że to nadal dzieje się w 2021 roku. W czasach, gdy okazujemy szacunek wszystkim narodom i tożsamościom płciowym. W czasach, w których walczymy ze stereotypami, które rujnują pokój i relacje międzykulturowe. W czasach, gdy nikt się nie śmieje z takich żałosnych rzeczy" – napisała na Instagramie ukraińska influencerka Eugenia Havrylko.
Głos w tej sprawie zabrał także ukraiński minister kultury Ołeksandr Tkaczenko. Przesłał do Netflixa oficjalny protest. "Serial 'Emily w Paryżu' przedstawia karykaturalny obraz ukraińskich kobiet, który jest nieakceptowalny. To jest wręcz obraźliwe. Dlaczego miałyby być tak postrzegane za granicą? Jako złodziejki, które chcą wszystko za darmo i boją się deportacji?" – pytał w serwisie Telegram.

"Hawkeye" Disney Plus, 2021. W hitowym serialu Marvela i Disney Plus gra Piotr Adamczyk i to w sporej roli. Polski aktor wcielił się w Tomasa (takie imię bohatera widnieje w serwisie IMDB), członka dresiarskiej mafii w Nowym Jorku, w której są też inni europejscy imigranci (w tym Kazimierz "Kazi" Kazimierczak, jeden z liderów i prawa ręka Kingpina, głównego czarnego charakteru).

Tomas nosi czerwony dres, nuci polską kolędę i przeklina po polsku, robi rozróby, rzuca koktajlem Mołotowa w budynek, ma kłopoty z dziewczyną i słaby gust muzyczny (bo lubi Imagine Dragons i Maroon 5). Jest sympatycznym "dresem", z którym chętnie ucina sobie pogawędki główna bohaterka Kate Bishop i mówi po angielsku z akcentem, ciągle dodając polskie wstawki. Idealny serialowy "comic relief". Dresiarska mafia spodobała się widzom, a Polacy byli pod wrażeniem, że Adamczyk nie dość, że gra w kasowym MCU, to jeszcze Polaka (co praktycznie się nie zdarza). Media donosiły o każdej scenie z udziałem gwiazdy znad Wisły, a w internecie zaroiło się od memów, których głównymi bohaterami były cytaty: "We kidnapped you, rozumiesz?" oraz "Kasi, spier****my!". Nie zabrakło jednak komentarzy w stylu "dlaczego Polak to zawsze musi być dresiarz i przestępca?".

Dwa amerykańskie seriale, dwa kraje, dwie reakcje. Obie udowadniają jednak, że w kwestii przedstawiania imigrantów z Europy Wschodniej w serialach (bo dla przeciętnego obywatela USA Polska to żaden środek, ale daleki wschód) Amerykanie mają jeszcze dużo do zrobienia. Bo jest naprawdę słabo. I raczej się to szybko nie zmieni.

Bez akcentu nie istniejesz

Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki zaczyna się od imigrantów. Z wyjątkiem rdzennych Amerykanów, wszyscy obywatele Stanów Zjednoczonych mają w historii swojej rodziny (lub swojej) imigracyjne doświadczenia. Ludzi z całego świata wabił – i wciąż wabi – Amerykański Sen, który obiecywał równość, wolność, możliwości i godne życie.

W XIX i na początku XX wieku te obietnice były szczególnie nęcące. Imigranci, w tym Europejczycy ze środkowo-wschodniej części Starego Kontynentu, naprawdę wierzyli, że wszyscy, niezależnie od pochodzenia i statusu społecznego, mogą osiągnąć sukces i szacunek. Chcieli osiągnąć Amerykański Sen pracą i wytrwałością mieli nadzieję na triumfalne przejście drogi "od pucybuta i milionera". W samym 1907 roku, "peaku" imigracji do USA, na Stary Kontynent przybyło 1 285 349 ludzi różnych narodowości.

Niektórym się udawało. Jak Aaronowi, Szmulowi i Hirszowi Wonsalom, Żydom polskiego pochodzenia z Krasnosielca na Mazowszu (znanym później jako Albert, Sam i Harry Warnerowie), którzy w 1923 roku założyli wytwórnię filmową Warner Bros, obecnie jedną z największych na świecie. Inni gnieździli się w obskurnych czynszówkach w Nowym Jorku i zdawali sobie sprawę, że w "krainie wolności" wcale nie jest tak idealnie, jak być miało (co świetnie pokazuje remake musicalu "West Side Story" Stevena Spielberga o nowych imigrantach z Portoryko i kolejnym pokoleniu imigrantów z Irlandii).
Imigranci przybyli na wyspę Ellis w Nowym Jorku, 1902 rokFot. Wikimedia Commons
Współczesne amerykańskie seriale starają się ten kulturowo-narodowościowo-rasowy tygiel wiernie odwzorować (co wychodzi bardzo różnie). Obsadzani są aktorzy o różnych kolorach skóry, a czasy produkcji takich jak "Przyjaciele", w których wszyscy główni bohaterowie byli biali i jednolici, bezpowrotnie minęły.

Jednak inne narodowości wciąż bardzo często przedstawiane są przez Amerykanów stereotypowo i komicznie, w tym Europejczycy. Włosi kochają pizzę i kobiety, Francuzi noszą berety i jedzą bagietki (patrz: "Emily w Paryżu"), Irlandczycy mówią z akcentem, którego nikt nie rozumie, a Brytyjczycy to dżentelmeni w tweedzie z nienagannym "brytyjskim" akcentem. A my, Słowianie?

Polak, Ukrainiec, Rosjanin, Białorusin... Dla twórców amerykańskich seriali i filmów nie ma to zwykle znaczenia – najczęściej jest to po prostu imigrant z Europy Wschodniej albo po prostu... Rosjanin. Większość widzów, którzy są na bakier z historią i geografią, i tak tego nie odróżni. Jeśli podawana jest jednak narodowość, króluje oczywiście Rosja, nawet jeśli bohater wspomina, że przyjechał, chociażby z... Kijowa. Jeśli mamy do czynienia z politykiem, to również jest on zazwyczaj Rosjaninem, jak Siergiej Orestowicz Nikulow (znowu Piotr Adamczyk) w "For All Mankind", służbista z ludzką twarzą.

Znaki rozpoznawcze wschodnioeuropejskiego imigranta? Słaba angielszczyzna i mocny, wschodni akcent. Nie ma mowy, żeby bohater posługiwał się perfekcyjną angielszczyzną – "rosyjski" akcent (bo dla przeciętnego amerykańskiego widza to akcent właśnie rosyjski) to trzon tożsamości postaci z naszej części Europy. Tak mówią praktycznie wszyscy – nieważne, że aktorzy to Amerykanie lub mówią świetnie po angielsku. Zła wymowa musi być, bo dzięki temu imigranci nie wtapiają się w tłum, łatwo ich rozpoznać i... zaszufladkować.

Ale to nie wszystko, bo obraz "imigranta ze Wschodu" – mimo że różni się szczegółami – zawsze namalowany jest w podobnych barwach.

My, kryminaliści

Tak jak Francuzi są wyzwoleni seksualnie i kochają berety z antenką, tak imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej są... kryminalistami. Są nimi Tomas z "Hawkeye'a", Rosjanka Galina "Red" Reznikov, która w "Orange Is the New Black" (Netflix, 2013-2019) twardą ręką rządzi kuchnią w więzieniu, do którego trafiła z powodu zorganizowanej przestępczości czy Polka Liliana z "Rodziny Soprano" (HBO, 1999-2007), zatrudniona przez Tony'ego Soprano gospodyni domowa, która ochoczo okrada swojego pracodawcę.

Wątek przestępczy to konieczność. W 17. odcinku pierwszego sezonu serialu "Elementary" (CBS, 2012-2019) o współczesnym Sherlocku Holmesie w Nowym Jorku detektyw postanawia przetestować umiejętności dedukcyjne swojej partnerki, dr Joan Watson (Watson jest w tej produkcji kobietą). W tym celu wysyła ją do pralni prowadzonej przez Polaków: Agnieszkę i jej syna Ludosława. Potwierdzeniem ich tożsamości są polsko brzmiące imiona, ale również polskie dialogi. A właściwie "polskie", bo postaci wypowiadają zdania, które brzmią, jakby zostały wygenerowane w Google Tłumaczu (co jeszcze kilka lat temu było na porządku dziennym).
Polacy w "Elementary" są stereotypowi do bólu. Agnieszka ma trwałą i ubrania rodem z lat 80, a jej syn to oczywiście dresiarz i typowy amerykański "wigger" (za Urban Dictionary: "mężczyzna rasy kaukaskiej, zwykle urodzony i wychowany na przedmieściach, który wykazuje silne pragnienie naśladowania kultury Afroamerykanów i hip-hopowgo stylu poprzez modę i ogólnie przyjęte zasady 'thug life'"). Oboje są niesympatyczni i nieuczciwi, a oprócz tego – jak odkrywa Watson – pralnia jest tylko przykrywką dla ich przestępczego biznesu (pranie brudnych pieniędzy, przemyt i handel bronią).

Ze Wschodnią Europą łączona jest również prostytucja. Epizodyczne postaci sex workerek w serialach z USA to bardzo często właśnie imigrantki, nie tylko zresztą Europejki. Podobnie "burdelmamy". Przykład? Prześmiewczy sitcom "Svetlana" (HD.Net, 2010-2011), którego bohaterka, Rosjanka Svetlana Maximovskaja (grana przez obywatelkę USA i Izraela Iris Bahr), zakłada agencję towarzyską. A dodatkowo jest w Stanach Zjednoczonych nielegalnie, bo przyjechała do Ameryki jako "żona na zamówienie". Nielegalna praca Svetlany nie jest dla niej problemem, przecież, jak podkreśla bohaterka, tym zajmują się wszystkie Rosjanki.

Smutny koniec Franka Sobotki

W kultowym "Prawie ulicy" ("The Wire"), serialu HBO emitowanym w latach 2002-2008, również pojawia się imigrant z Polski. Frank Sobotka (grany przez Amerykanina Chrisa Bauera) różni się jednak tym, że mówi doskonale po angielsku, co w amerykańskich serialach jest szczegółem bez precedensu. Frank jest jednak synem imigrantów i urodził się już w USA, co tłumaczy jego brak ciężkiego akcentu. Ten brak to w amerykańskiej popkulturze znacząca nobilitacja i przynależność. "Jesteś jednym z nas", zdaje się mówić serial o bohaterze.

Sobotka to poważany członek lokalnej społeczności. Jest działaczem związku zawodowego dokerów w Baltimore, który ciężko pracował na swoją pozycję. To również wzorcowy "patriarcha rodu" – po pomoc zwraca się do niego cała rodzina. To także znamienny element wschodnioeuropejskiej tożsamości w oczach Amerykanów: silne więzi rodzinne i lojalność krwi. A także oczywiście wiara katolicka, którą wyznaje rodzina Sobotka.

Jednak również uczciwy Frank Sobotka wchodzi na przestępczą ścieżkę – tym razem dla szlachetnych celów. Bohater desperacko stara się przywrócić dokom w Baltimore dawną świetność. Próbuje więc przekonać prominentnych lokalnych polityków do sfinansowania inicjatyw na rzecz odnowienia portu. Aby zdobyć pieniądze na polityczne kampanie, Frank wchodzi w relację z greckimi kryminalistami i angażuje się w przemyt narkotyków.

Sytuacja wymyka się jednak spod kontroli, gdy jego syn i siostrzeniec na własną rękę wikłają się w interesy z gangsterami (uwaga, spoilery!). Gdy Sobotka odkrywa, że przez doki przemycane są kobiety, jest wściekły. Po odkryciu trzynastu martwych dziewcząt w kontenerze i wszczęciu przez policję śledztwa przerażony Sobotka próbuje wycofać się z umów z gangsterami. W rezultacie zostaje przez nich zamordowany.
Frank Sobotka (po prawej" w "Prawie ulicy" ('The Wire")Fot. Kadr z "the Wire" / HBO
"'The Wire' to tak naprawdę analiza instytucji w Ameryce: porażka, amoralność i korupcja ostatecznie niszczą zaangażowane w nie jednostki" – pisze w swojej analizie na blogu The Hight Hat Bronwyn Jones. Niszczą też Franka Sobotkę.

To "dobry Polak", obywatel USA, który działa na rzecz lokalnej społeczności, co przez Amerykanów jest wyjątkowo dobrze postrzegane. Mimo że jego postać jest złożona i pozbawiona stereotypów, to obowiązkowy wątek przestępczy nakłada się na typowy portret "wschodnich Europejczyków", którzy kradną, oszukują i są na bakier z prawem.

Za chlebem

Przestępcy, sex workerki i silne, zaradne matrony (jak wspomniana Red z "Orange Is the New Black) to dwa główne składniki dania, jakim jest Słowianin w serialach made in USA. Ale jest jeszcze jeden: bieda. To ona skłania nas do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych (i niekiedy desperackich starań o Zieloną Kartę, jak małżeństwo z Amerykaninem, również w "Orange Is the New Black") i to ona pcha na przestępczą ścieżkę.

I mimo że przyczyny emigracji są nie tylko ekonomiczne, to twórców seriali średnio to interesuje. Ubóstwo wciąż jest przez nich utożsamiane z Europą Środkowo-Wschodnią – biznesmenów (uczciwych) czy milionerów z tego regionu raczej nie uświadczysz. Co innego naukowcy czy szachiści – tutaj przodują Rosjanie (jak Marcin Dorociński w roli, a jakże, Rosjanina, czyli genialnego szachisty Wasilija Borgova w hicie Netflixa "Gambit Królowej").
To jak Amerykanie jeszcze niedawno postrzegali Polskę, mogliśmy zobaczyć w jednym z odcinków serialu komediowego "Dwie spłukane dziewczyny" (CBS, 2011-2017). Polska bohaterka Sophie Kachinsky grana przez Jennifer Coolidge otrzymuje nadaną faksem wiadomość ze zdjęciem swojego wymarzonego domu. Podczas gdy Sophie zachwyca się domem, jej amerykańska przyjaciółka ironicznie zauważa, że od pięciu lat nie widziała nikogo, kto wysyłałby wiadomość faksem. Polska w "Dwóch spłukanych dziewczynach" jest więc krajem zacofanym technologicznie i ubogim (a Warszawa, jak mówi Sophie, jest "miastem szczurów i alfonsów"), a takie myślenie pokutowało za oceanem przez całe lata.

Ten stereotyp biednego imigranta chyba najbardziej absurdalnie przestawiony jest w serialu "Dwóch i pół" (CBS, 2003-2015). W trzynastym odcinku drugiego sezonu Charlie Harper (Charlie Sheen) poznaje atrakcyjną młodą Polkę, która ma typową słowiańską urodę: jasną karnację i blond włosy. Dziewczyna praktycznie nie mówi po angielsku, co rodzi problemy komunikacyjnie, więc Charlie, chcąc utrzymać niezobowiązującą relację, nieświadomie zgadza się, aby rodzina Polki przyjechała do jego nadmorskiego domu w Malibu w Kalifornii.

I tutaj następuje kuriozum. W jednej ze scen Charlie otwiera drzwi, za którymi widzi liczną grupę Polaków z "Gdyńska" (polskie kwestie znowu brzmią tutaj jak z Google Tłumacza). Bliscy kochanki Charliego wyglądają jak mieszkańcy mroźnej Syberii i... uchodźcy wojenni (przypomnijmy, że akcja "Dwóch i pół" dzieje się współcześnie). Ubrani w futra i uszanki, opatuleni w koce i szale są bezimienną masą biednych, prostych imigrantów, którzy są zdumieni wielkością domu Charliego i sprawiają wrażenie, jakby nigdy nie widzieli takiego "bogactwa".

"W Łodzi byłem inżynierem"

Imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej w serialach gotowi są "dla chleba" nawet na zawodową i społeczną degradację. We wspomnianej "Rodzinie Soprano" Stasio, mąż okradającej Sopranów gospodyni domowej Liliany i taksówkarz, był w Polsce inżynierem. Nie kryje goryczy. – W Łodzi byłem inżynierem, miałem 20 pracowników i grant od państwa, dzięki któremu prowadziłem własne badania – mówi tęskniący za Polską mężczyzna.

Z kolei w popularnej "Plotkarze" (The CW, 2007-2012) lojalna i zabawna Dorota Kishlovsky, pokojówka zamożnej rodziny Waldorfów, powierniczka głównej bohaterki Blair i jedna z najbardziej lubianych postaci przez widzów, okazuje się być... polską hrabiną. Wyznaje to w internetowym spin-offie o polskiej bohaterce ("Chasing Dorota") i wyjawia, że mąż Stanisław, którego zostawiła w Polsce... poślubił ją tylko dla jej tytułu.
Zuzanna Szadkowski jako Dorota w serialu "Plotkara"Fot. Kadr z serialu "Plotkara"
Mimo że nie ma to ładu i składu, arystokratyczne pochodzenie Doroty może być swego rodzaju nobilitacją. Jednak tylko pozorną, bo nawet hrabina ucieka z ojczyzny do "kraju możliwości". Uniform pokojówki, który bohaterka nosi praktycznie cały czas, jest – podobnie jak czerwony dres Piotra Adamczyka w "Hawkeye'u" – wiele mówiącym symbolem polskości w oczach przeciętnego Amerykanina.

Dorota była jednak miłą odskocznią od serialowych kryminalistów, a co więcej była naprawdę popularna. "Zuzanna może być zaskoczona popularnością Doroty, ale my na pewno nie. (...) Dorota jest czymś więcej niż tylko pokojówką: jest naszym najważniejszym komicznym przerywnikiem, krótkim oddechem pomiędzy szaleńczymi sesjami namiętności, oszustw, cierpienia i innych dziwacznych bólów dorastania, jakich doświadczają młode, piękne i zamożne gwiazdy. Dobrze jest mieć Dorotę, która równoważy cały ten chaos. A jeszcze bardziej pomaga to, że ​​jest przezabawna" – pisał o Dorocie w 2009 roku portal Buddy TV.

I najważniejsze: sympatyczną pokojówkę grała aktorka polskiego pochodzenia Zuzanna Szadkowski – urodzona w Warszawie, ale wychowana w Indianie. A to nie wszystko.

Polak Polakiem, Ukrainiec Ukraińcem

Szadkowski, która w amerykańskich mediach wprost opowiadała o swoim pochodzeniu, w serialu często mówiła po polsku. W morzu Polaków granych przez Amerykanów, Rosjan grających przez Polaków i języka polskiego, który nie przypomina języka polskiego, jest to element niezwykle znaczący dla słowiańskiej tożsamości widzianej oczami Amerykanów.

Dlatego tak cieszy rola Piotra Adamczyka, który grał w Marvelu Polaka i, jak sam wyznał, "przemycił kilka polskich elementów" (nawet jeśli jednym z nich było przeklinanie). Obsadzanie polskich aktorów w rolach Polaków – i Ukraińców w roli Ukraińców, jak kontrowersyjna Petra z "Emily w Paryżu" grana przez Darię Panczenko – to krok w dobrą stronę.
I dzieje się to coraz częściej w filmach: Rafał Zawierucha grał Polańskiego w "Dawno temu w Hollywood" Quentina Tarantino, a Agnieszka Grochowska Polkę i matkę głównej bohaterki w "Mojej gwieździe: Teen Spirit (niestety jej filmowa córka grana przez Amerykankę Elle Fanning kaleczyła polski język, ale nie można mieć wszystkiego...). Czekamy na więcej.

A co ze stereotypowym przedstawianiem Słowian? Raczej nie zmieni się to szybko, bo trudno jest zmienić ugruntowane myślenie kulturowe. Nie jest to jednak niemożliwe. Wiele zależy jednak od Polaków i naszych sąsiadów w Hollywood. Jeśli aktor stanie na straży swojego bohatera, wyłapie scenariuszowe absurdy i zadba o realizm, wszystko może zmienić się na lepsze. Być może to zachęci twórców do kreowania mniej typowych postaci "imigrantów ze Wschodu"? Warto trzymać kciuki.
Czytaj także: Minister kultury Ukrainy skarży się na serial Netflixa: "karykaturalny obraz ukraińskich kobiet"