Teda Kaczynskiego ścigano prawie 20 lat. Kim był seryjny morderca z USA o polskich korzeniach?

redakcja naTemat
Unabomber. To pod takim pseudonimem działał w światku przestępczym Ted Kaczynski, matematyk polskiego pochodzenia. Mówiono, że jego intelekt mógł przysłużyć się dobru społecznego, jednak zamiast tego mężczyzna obsesyjnie sprzeciwiał się postępowi technologicznego i chcąc go powstrzymać, dokonywał niewybaczalnych rzeczy.
Kim jest Unabomber? To terrorysta polskiego pochodzenia, który sprzeciwiał się niszczeniu natury. Fot. Rogers and Clark Co. / She
W filmie "Buntownik z wyboru" ("Good Will Hunting") z 1997 roku jest taka scena, w której Robin Williams, grając terapeutę uzdolnionego chłopaka oskarżonego o pobicie policjanta, przytacza historię równie utalentowanego młodego mężczyzny, który przeniósł się do Montany i dosłownie "zdmuchnął konkurencję".


Tym samym bohater nagrodzonego Oscarem filmu snuje opowieść o człowieku z niebywałym talentem, który zamiast wykorzystać swój dar, jakim był intelekt, do czynienia dobra, zdecydował się podążyć ścieżką zła i zamienić życie części Amerykanów w piekło. Był nim Ted Kaczynski.

Barman zapytany o to, czy słyszał kiedykolwiek o tym nazwisku, odpowiada bez zawahania się: "Tak, to był Unabomber". Pod koniec ubiegłego wieku pseudonim ten wywoływał u ludzi niemałe przerażenie. Osoba kryjąca się za nim była odpowiedzialna za śmieć kilku osób. Jak można domyślić się po niesławnym przezwisku, Kaczynski parał się przeprowadzaniem ataków bombowych. W kogo były wymierzone? Tu zaczyna się historia trwającej 17 lat pogoni za nim.

Cudowne dziecko

Ted Kaczynski urodził się w 1942 roku, czyli niedługo po tym, jak Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej po japońskim ataku na amerykańską bazę marynarki wojennej w Pear Harbor. Już od najmłodszych lat wykazywał się zdolnościami, które czyniły z niego tak zwane cudowne dziecko (ang. prodigy child), czyli młodą osobę o talencie porównywalnym do talentu wykwalifikowanych dorosłych.

Chłopak pochodził z rodziny polskich emigrantów, którzy osiedlili się w amerykańskiej stolicy Polonii - w Chicago. Jako najstarsza pociecha Wandy i Theodore’a Kaczynskich wczesne życie spędził w odosobnieniu. Z powodu przyjmowania niektórych leków zmagał się z ostrą reakcję alergiczną, która wymagała od niego izolacji w ośrodku dla rekonwalescentów. Już w tym czasie dostrzeżono niepokojące zmiany w jego zachowaniu.

Warunki panujące w domu Kaczynskich odpowiadały typowym standardom życia ówczesnej klasy robotniczej. Rodzice chcieli, aby Ted zrobił karierę akademicką. Dzięki niej mógłby polepszyć swój byt i wyrwać się z szarego chicagowskiego przedmieścia. Od początku w chłopcu widziano bowiem diament, który wymagał oszlifowania.

Młody Kaczynski był na tyle uzdolniony, że bez większego problemu udało mu się przeskoczyć do przodu dwie klasy szkoły podstawowej. Ze względu na swój wysoki iloraz inteligencji wynoszący 170 punktów IQ uchodził wśród rówieśników za odmieńca. Pomimo przypisanej łatki odludka chłopak udzielał się chętnie w zajęciach pozalekcyjnych, należąc m.in. do klubu szachowego.

Jego osiągnięcia edukacyjne koniec końców zostały docenione. Mając zaledwie 16 lat, Ted zdobył stypendium, dzięki któremu mógł podjąć naukę na Uniwersytecie Harvarda. Wybrał matematykę – dziedzinę, którą interesował się od dzieciństwa.

W 1959 roku, będąc na drugim roku studiów, Kaczynski wziął udział w eksperymencie prowadzonym przez związanego z uczelnią psychologa Henry’ego A. Murraya. Celem badania było ustalenie, jaki wpływ na ludzką psychikę ma stres. Najpierw 22 studentów zaangażowanych w projekt musiało napisać wyczerpujący esej, opisujący szczegółowo ich światopogląd i spojrzenie na filozofię.

Później chętnych podłączano do elektrod i poddawano przesłuchaniom, podczas których ich poglądy miały być w agresywny sposób kwestionowane. Inicjator eksperymentu sam nazwał je mianem "gwałtownych i obraźliwych". Badanie samo w sobie miało odcisnąć spore piętno na psychice młodego Teda. Po latach Murraya oskarżono o brak etyki w prowadzeniu projektu.
Po skończeniu studiów Kaczynski rozpoczął w 1967 roku pracę jako najmłodszy adiunkt wykładający matematykę na prestiżowym Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Kariera nie dawała jednak mężczyźnie satysfakcji. Po dwóch latach zrezygnował z pełnionej posady, co spotkało się z szokiem wśród kadry nauczycielskiej.

To był początek końca. Nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w społeczeństwie, Kaczynski podjął decyzję o wybudowaniu chatki gdzieś na odludziu w stanie Montana. Samotność mu nie doskwierała, gdyż już wcześniej zaznał jej smaku. Pozostawiony sam sobie zaczął spisywać na papierze swoje przemyślenia, które w przyszłości miały być podwaliną dla jego manifestu.

Życie w samotni wymagało od Teda nauczenia się sztuki przetrwania. W jego chatce nie było bowiem ani prądu, ani bieżącej wody. Wtedy mężczyzna doszedł do wniosku, że technologia i społeczeństwo stoją na drodze dla ludzkiej wolności, dlatego należy się im sprzeciwiać.

Złap mnie, jeśli potrafisz

W 1978 roku Ted wpadł na pomysł, aby wysłać profesorowi inżynierii na Northwestern University bombę pocztą. Buckley Crist odebrał paczkę, ale gdy tylko ją chwycił, miał przeczucie, że coś z nią musi być nie tak. Wezwał więc policję, która sprawdziła przesyłkę. Zanim jeden z saperów zorientował się, że do naukowca wysłano ładunek wybuchowy, pakunek eksplodował. W wyniku zajścia ranny został przebywający w pobliżu funkcjonariusz.

Tym incydentem Kaczynski rozpoczął niesławną karierę seryjnego podkładacza bomb. To wtedy właśnie o Unabomberze usłyszały całe Stany Zjednoczone. Za kolejny cel zamachowiec obrał sobie amerykańskie linie lotnicze. W zamachu bombowym niewielkie rany odniósł szef United Airlines, co samo w sobie stanowiło już przestępstwo federalne. FBI rozpoczęło więc pościg za Kaczynskim.

Ścigany często pozostawiał przy bombach gałęzie i kawałki kory, co od razu przykuło uwagę śledczych, którzy wydedukowali, że zamachy są powiązane z ekologią.

Paczki z bombami pojawiały się wszędzie, a poszlak wciąż brakowało. Jeden z ładunków został nawet podłożony w dawnym miejscu pracy Kaczynskiego, czyli na uniwersyteckim terenie w Berkeley. Ludzi tracili palce i wzrok po otwarciu pozornie bezpiecznych przesyłek. Zwykle ofiarami zamachów Amerykanina padali jego starzy koledzy po fachu.

W 1985 roku bomba wypełniona gwoździami zabiła 38-letniego właściciela sklepu komputerowego, Hugh Scruttona. Był on pierwszą śmiertelną ofiarą Unabombera. Dwa lata po tym zdarzeniu agentom federalnym udało się znaleźć pierwszą wskazówkę dotyczącą sprawcy - zakapturzonego Kaczynskiego zauważono w Salt Lake City, gdy próbował uzbroić jeden ze swoich ładunków.

Matematyk stawał się coraz mniej pewny siebie. Wystarczyło jedno małe potknięcie, by całkowicie stracić anonimowość. Na pierwszych stronach gazet można było zobaczyć jego rysopis. Choć miał na nim kaptur i okulary przeciwsłoneczne (przez co podobizna nie odzwierciedlała w pełni jego wyglądu), to i tak czuł, że policja depcze mu po piętach.

W 1994 roku Kaczynski zabił dyrektora międzynarodowej firmy public relations Burson-Marsteller, Thomasa Mossera. Mężczyzna zginął w wyniku wybuchu bomby na podwórku przed swoim domem w New Jersey. W liście do "The New York Times" sprawca zdradził, że podłożył ładunek pod jego posiadłością, ponieważ firma, którą zarządzał, zatuszowała sprawę wycieku ropy Exxon Valdez na Alasce w 1989 roku.

Ostatnią ofiarą Unabombera był się prezes grupy lobbingowej przemysłu drzewnego California Forestry Association, Gilbert Brent Murray.
Kaczynski dobrze wiedział, że jego czas jest policzony, zatem w 1995 roku wysłał do redakcji "The New York Timesa" swój manifest, w którym winę za klęskę ludzkości przypisywał technologii. Jak sam podkreślił, chciał chronić dziką naturę, którą nazywał antytezą industrializacji.

"Dopóki uprzemysłowiony system nie zostanie całkowicie zniszczony, to
unicestwienie systemu musi być jedynym celem rewolucjonistów. Inne cele będą
rozpraszały uwagę i energię, którą można było poświęcić głównemu celowi. Co
ważniejsze, jeśli rewolucjoniści pozwolą sobie na inne cele niż unicestwienie
technologii, to zaczną używać technologii, jako narzędzia do osiągania innych celów" – tłumaczył Kaczynski w jednym z 231 podpunktów swojego działa (red. tłumaczenie autorstwa Gałęziorękiego Czempiona).
Rok po publikacji manifestu Ted Kaczynski został aresztowany w Montanie. W schwytaniu zamachowca pomógł policji jego brat David. Po dwóch latach rozpraw sądowych Unabombera skazano na dożywocie. Od 1997 roku przebywa w federalnym więzieniu ADX Florence w stanie Kolorado. Karę śmierci darowano mu po tym, jak przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów.

Pogoń za Kaczynskim zajęła służbom aż 17 lat. Nazwisko Amerykanina od dawna znajdowało się na liście podejrzanych. Funkcjonariusze zakładali jednak, że mężczyzna, którego poszukiwali, był o ponad 10 lat starszy od schwytanego ostatecznie zamachowca.

Siedząc za kratami, Unabomber z chęcią udzielał wywiadów, które wcale nie dotyczyły wyrządzonych przez niego zbrodni. Zamiast tego skupiał się w tych rozmowach na kondycji współczesnego świata, argumentując, że należy powstrzymać kapitalizm przed dalszym rozwojem technologicznym.

– Tak więc, dopóki żyjemy w technologicznym świecie, nie ma mowy o pozbyciu się kapitalizmu, dopóki nie zostanie on zastąpiony przez jakiś system, który jest bardziej wydajny ekonomicznie i technologicznie – zapewniał, rozmawiając z Johnem Jay Sentinelem. Do dziś postać Kaczynskiego wzbudza ogromne emocje. Dużo ludzi zgadza się z postulatami umieszczonymi w jego manifeście, ale oczywiście nie pochwala sposobu, w jaki autor chciał je zrealizować.
Czytaj także: Natalie Wood miała Hollywood u swych stóp. Jej śmierć na jachcie do dziś owiana jest tajemnicą

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut