"To jest absolutny skandal". Gdzie jest Konstanty Radziwiłł? Wolontariusze opadają z sił
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.
– Rząd, przynajmniej do tej pory, nie pomaga – słyszę od Wojtka. – Bez wolontariuszy byłby totalny dramat i absolutny kryzys humanitarny – mówi mi Marta. – Nie słyszałem, żeby istniała administracja rządowa. Administracja miejska robi to, co może, ale są poważne problemy z koordynacją – dodaje Tomasz.
W Warszawie wojewoda wziął odpowiedzialność za Dworzec Centralny i Torwar. Ratusz odpowiada za... całą resztę.
Wolontariusze są na skraju wyczerpania, choć pospolite ruszenie trwa
W miejscach, gdzie kumulują się uchodźcy, znajdują się ludzie, którzy poświęcają swój czas wolny, studia, prace, relacje na rzecz tych, którzy uciekli przed pociskami i ogniem. Jak długo jednak może trwać oddolna pomoc?
– Jestem wycieńczony, przez 12 dni konfliktu spałem tylko 47 godzin. Dwie noce spędziłem na dworcach bez minuty snu – mówi Wojtek – Sił zaczyna brakować, ale ciężko jest odpocząć i zasnąć z myślą, ze 600 kilometrów ode mnie ludzie zasypiają w bunkrach – dodaje.
Krzywda drugiego człowieka spędza im sen z powiek, a rąk do pracy wciąż brakuje. –Najgorsze są sytuacje, kiedy nie ma się sumienia, żeby odejść, ponieważ nie ma osoby, która mogłaby nas zastąpić. Efekt jest taki, że ludzie, którzy planowali poświęcić na pomoc 3-4 godziny, pracują w terenie kilkanaście godzin – słyszę od Tomasza.
Z jakiej pomocy mogą skorzystać uchodźcy? Rzecz w tym, że głównie z naszej. – Z powodu chaosu organizacyjnego i tak spędzają noce na dworcach, w domach prywatnych osób i samoorganizujących się punktach noclegowych – wyjaśnia Wojtek.
– Teraz rozkładam siły, bo wiem, że to maraton a nie sprint. Dzięki temu udało nam się też lepiej skoordynować i staramy się, żeby każda osoba miała odpoczynek. Jestem gotowa na wiele tygodni pracy – zapewnia mnie Marta.
– Siły mam dużo, bo widzę, jak wielkie są potrzeby. Boję się, że za chwilę się wypalę, bo wolontariuszy nie starczy dla wszystkich. Nie wiem, czy dam radę na dłuższą metę, ale mam wielką motywację – mówi Tomasz.
Napływ uchodźców z Ukrainy mogliśmy przewidzieć. Co zrobił rząd?
Doniesienia o planach ataku na Ukrainę opinia publiczna otrzymywała od grudnia. Rząd do 24 lutego był w stałym kontakcie z liderami Zachodu i USA. Jak więc wyglądały pierwsze dni po napływie uchodźców do Warszawy? – To był ogromny wysiłek i brak jakiejkolwiek koordynacji – ocenia Marta.
– Na Dworcu Zachodnim widziałem dzieci śpiące na walizkach, osoby starsze i z niepełnosprawnością, które kolejną dobę śpią w nienormalnych warunkach bez pomocy medycznej, bez sanitariatu – opisuje Tomasz.
Koszt za skorzystanie z ubikacji na dworcu? 3 złote. Wolontariusze opłacali potrzebującym z własnej kieszeni taksówki i dostęp do... sedesu. Dopiero po kilku dniach wojewoda zapewnił bezpłatny dostęp do WC.
Czytaj także: Rozmawialiśmy z Ukraińcami wracającymi do ojczyzny. "Swojej ziemi trzeba bronić"
Kilka rzeczy rządzącym udało się jednak zrobić dobrze. Ułatwiono przekraczanie granicy, zapewniono systemowy dostęp do podstawowej opieki medycznej, uproszczono system przyjazdu ze zwierzętami. – Natomiast nie ma realnej pomocy osobom, które przybyły – ocenia Marta.
– To etap przejściowy, który dla miliona osób z Ukrainy, którzy już są w Polsce, oznacza kontynuacje chaosu i poczucia niebezpieczeństwa. A to jest im teraz najmniej potrzebne – mówi Wojtek.
Warszawa robi co może. Problem? Koordynacja, chaos i... Konstanty Radziwiłł
Jak słyszę, w Warszawie nie ma jednego miejsca, do którego można przynosić i zabierać rzeczy dla uchodźców. – To wywołuje chaos – słyszę od Tomasza.
– Miasto chwaliło się darmową komunikacją miejską dla osób, które uciekły z Ukrainy, ale co to im da, skoro nadal, aby wejść do metra, muszą kupić bilet. Przecież wycofano system wejściówek wielorazowych. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos – zaznacza Wojtek.
Ratusz jest w wielu kwestiach skazany na wojewodę mazowieckiego. Jak więc układa się współpraca z Konstantym Radziwiłłem? O to zapytałem radną Warszawy. Aleksandra Śniegocka-Goździk, przewodnicząca komisji rodziny i polityki społecznej, mówi wprost – O czym my w ogóle mówimy?
"Ja się czuję jakbym dostała w twarz. To jest absolutny skandal"
– Jesteśmy bardzo osamotnieni, a przychodzi wojewoda i mówi: o, bo ja tak super ogarnąłem Dworzec Centralny. Ja się czuję jakbym dostała w twarz – słyszę od Śniegockiej-Goździk.
Radna przyznaje, że gdyby nie pomoc mieszkańców i wolontariuszy, działanie administracji miejskiej byłoby utrudnione. Tymczasem uchodźcy z Ukrainy potrzebują schronienia, jedzenia, wody, koców, poduszek, czy też materacy.
– Zastanawiamy się nad tym codziennie. Co będzie, jak Darek przestanie przychodzić? A co, jak zabraknie nam mieszkań, wolontariuszy? Przyjeżdża kolejny pociąg, mamy kilkaset osób potrzebujących pomocy – relacjonuje.
Co więcej, Ratusz otrzymuje informacje, że w innych gminach istnieje współpraca między wojewodą, a prezydentami i radnymi gmin. – To, co robi wojewoda, to prowokowanie starej wojenki. To jest absolutny skandal. Jestem przewodniczącą komisji polityki społecznej i widzę, jak to wygląda na co dzień – komentuje.
Konstanty Radziwiłł to jest lekarz. On ślubował nieść pomoc
Pytam, co może w takim razie może zrobić wojewoda? – Może stworzyć miasteczko humanitarne, stworzyć punkty pomocy w "obwarzanku Warszawy" – wymienia – Mamy ośrodki, opuszczone szpitale, puste szkoły, których my jako miasto nie możemy ruszyć, a wojewoda mógłby – dodaje
– Dlaczego rząd nie zwróci się do United Nations? Dlaczego nie zwrócą się do UNHCR, którzy od tak potrafią stworzyć miasteczko dla uchodźców? Dlaczego nie mamy centralnego punktu, który mógłby relokować chociaż dwa autobusy uchodźców do Konstancina lub Piaseczna? – pyta.
Czytaj także: Polska - kraj speców od wojny. Wykupili płyn Lugola i zostali dowódcami polowymi [KOMENTARZ]
– Boli mnie, że słyszymy, że miasto nic nie robi. Nas nie ma na Instagramie czy Facebooku, bo to nie jest czas na robienie zdjęć. To są ludzie, my ich słuchamy, bierzemy na siebie odpowiedzialność, a nam też jest coraz trudniej to wytrzymać – dodaje.
Warszawa wspiera również Kijów
Jak wyjaśniła mi Śniegocka-Goździk, Warszawa dzieli dary na te, które trafią do uchodźców, a te, które zostaną skierowane do Kijowa. – Do Kijowa jadą środki opatrunkowe, leki, kuchenki gazowe, świece, baterie. U nas zostaje chemia, produkty spożywcze, pieluchy, podpaski, ciuchy – tłumaczy
Czytaj także: Zełenski znalazł sposób na Rosję? "To może być przynęta dla Putina"
– Bardzo dziękuję wszystkim za pomoc, ale apeluję, żebyśmy codziennie czytali aktualizowane listy zbiórek. To sprawia nam problemy logistyczne, jeśli nie prosimy o ciuchy, a je dostajemy, a inny punkt, który potrzebuje ciuchów, dostaje chemię. Wtedy musimy dodatkowo wozić rzeczy z punktu do punktu – prosi.
Podjąłem próbę kontaktu z Konstantym Radziwiłłem, jednak ten nie odbiera telefonu.