Morawiecki mija się z prawdą ws. tego, kto blokuje sankcje. Oto, co zapowiedzieli Węgrzy
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.
- Mateusz Morawiecki nie chce zadeklarować, czy Polska powinna bardziej stanowczo reagować na prorosyjską politykę Węgier.
- Jednocześnie wysuwa oskarżenia, że to Niemcy są winne temu, iżnie udaje się wprowadzić skutecznie części sankcji.
- Rzeczywistość w UE wygląda jednak nieco inaczej.
Na jednej z ostatnich konferencji Mateusza Morawieckiego zapytano o to, czy pogratulował Viktorowi Orbánowi zwycięstwa w wyborach. W pytaniu dziennikarki TVN24 pojawiło się także przywołanie wypowiedzi premiera Węgier, który podczas wieczoru wyborczego powiedział, że prezydent Ukrainy jest częścią "przytłaczającej siły", z jaką walczyła jego partia.
Morawiecki nie odpowiedział na to pytanie jednoznacznie. Zamiast tego zaczął mówić o roli Niemiec w blokowaniu sankcji.
Warto przeczytać: Niemal całe Węgry poza Budapesztem postawiły na Fidesz. Orbán: Walczyliśmy z prezydentem Ukrainy
– Trzeba zauważyć, niezależnie od tego, w jaki sposób ktoś podchodzi do Węgier, że jest to czwarte z kolei zwycięstwo i to najwyższe zwycięstwo - większością konstytucyjną. Wybory demokratyczne trzeba uszanować - odparł szef polskiego rządu.
Jak dodał, "nie ma co zasłaniać oczu Węgrami tym, którzy nie widzą dokładnie jaka jest sytuacja w Europie".
– W Europie sytuacja jest bardzo prosta. Widać to na Radzie Europejskiej. Każdy, kto przeczyta stenogramy, będzie doskonale wiedział, że to Niemcy są głównym hamulcem bardzo zdecydowanych sankcji. Premier Orbán nie powstrzymywał sankcji i tak naprawdę głównym hamulcowym są wielkie państwa – kontynuował swoją wypowiedź premier.
Czytaj także: Tak PiS bratał się z Orbánem. Przypomnijmy krok po kroku, gdyby zwolennicy PiS zapomnieli, jak było
I tutaj należy zauważyć, że premier Morawiecki "mija się z prawdą". W drugiej połowie marca na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich UE szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjártó jasno przekazał, że Budapeszt jest przeciwny nakładaniu na Rosję nadotkliwszych dla niej sankcji, uderzających w przemysł energetyczny.
– Wkroczyliśmy w nowy wymiar, jeśli chodzi o ryzyka wojenne. Musimy więc działać bardziej zdecydowanie, by zabezpieczyć nasze interesy narodowe – tłumaczył wtedy szef MSZ Węgier. Szijjártó dodał, że oznacza to, iż Budapeszt nie poprze żadnych sankcji na Moskwę (w tym embarga na ropę z Rosji), które będą oznaczały uderzenie w "bezpieczeństwo energetyczne Węgier".
Czytaj także: Morawiecki zaskakująco wyrozumiały dla Orbána. Zaatakował... Niemcy
Co ważne, od początku napaści Rosji na Ukrainę Węgry nie chciały także zbyt głośno krytykować brutalnych działań Władimira Putina i jego wojsk. Co prawda przyjmują uchodźców, ale nie wysłały sprzętu wojskowego do Ukrainy i nie pozwoliły na transport broni dla Kijowa przez terytorium swojego państwa.
Przypomnijmy, że gdy na Budapeszt spadła fala krytyki, na początku marca premier Węgier Viktor Orban przyznał w końcu oficjalnie, że "potępia inwazję", a jego kraj "nie będzie blokować nałożenia sankcji przez UE na Rosję". Zaznaczał jednak, że chodzi o sankcje, które nie będą miały wpływu na węgiersko-rosyjskie interesy.
– Przywódcy UE zadeklarowali, że sankcje nie mogą dotyczyć dostaw energii z Rosji, ponieważ zrujnowałoby to europejską gospodarkę – stwierdził wówczas Orban.
Czytaj także: https://natemat.pl/404713,mateusz-morawiecki-o-masakrze-w-buczy