Braki żywności w rosyjskiej armii. Jeden z żołnierzy przyznał, że z głodu zjadł psa
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Służba Bezpieczeństwa Ukrainy sukcesywnie przechwytuje kolejne rozmowy rosyjskich żołnierzy
- Dotychczas większość z nich była dowodami na okrucieństwo Rosjan w Ukrainie lub niesubordynację w armii
- Tym razem dowiadujemy się, rosyjscy wojskowi mają poważne problemy ze zdobywaniem jedzenia
Rosyjscy dowódcy handlują żywnością
Najnowsze rozmowy przechwycone przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy wskazują, że wśród problemów logistycznych najbardziej uciążliwe są braki żywności. Rosyjscy wojskowi skarżą się swoim krewnym, że nie ma jedzenia, ponieważ dowódcy handlują racjami przeznaczonymi dla żołnierzy.
Zobacz też: Oto dowód nędzy armii Putina. Rosyjscy żołnierze w Ukrainie szukają pracy przy truskawkach
Na jednym z nagrań rosyjski żołnierz rozmawia ze swoją żoną. Skarży się, że nie są wystarczająco karmieni. Relacjonuje, że w ostatnim czasie dostali konserwy, w których zostały już tylko warzywa. "Od razu to wyrzuciliśmy" – powiedział, a następnie wyjaśnił, że za braki odpowiadają dowódcy, którzy sprzedają racje żywnościowe.
Żołnierze jedzą upolowane zwierzęta
Kolejne nagranie to rozmowa rosyjskiego żołnierza z matką. Wojskowy mówi, aby zgadywała, co ostatnio jadł. – Borsuk, szczur, mysz? – wymienia kobieta. Syn przerywa, aby poinformować, że ostatnim jego posiłkiem był pies, ponieważ Rosjanie walczący w Ukrainie sami muszą zapewniać sobie pożywienie, "polując na mięso".
Rosyjskie wojsko nie udziela informacji krewnym żołnierzy
W następnym przechwyconym materiale żołnierz opowiada swojemu ojcu o dramatycznej kondycji jego oddziału. Mężczyzna radzi swojemu synowi, aby skontaktował się z prokuratorem i wszystko mu opowiedział.
– Nie macie nic do jedzenia ani do picia. Żadnych leków, nic. Powiedz: czuję ból, nie mogę. Powiedz: miałem wrzód, doszło do skrzywienia kręgosłupa – tłumaczy ojciec rosyjskiego żołnierza.
Może Cię zainteresować: SBU opublikowała przechwyconą rozmowę rosyjskiego żołnierza. "Nie żal mi nawet cywilów"
Następnie namawia swojego syna, żeby przyznał się do kupionego świadectwa zdrowia. Wojskowy tłumaczy jednak, że aktualnie nie ma takiej możliwości, ponieważ dowódca oddziału obiecał wysłać go do prokuratora... tydzień temu.
Dodaje, że deficyt pożywienia nie jest jedynym problemem. Jednostki znajdujące się na pierwszej linii frontu mają mierzyć się również z poważnymi brakami broni. – Został nam jeden pojazd bojowy – podkreśla.
Ojciec tłumaczy swojemu synowi, że usiłuje skontaktować się z armią, aby interweniować w jego sprawie. Natomiast próby nie przynoszą żadnych efektów, wojsko nie udziela odpowiedzi. – Pytaliśmy o pieniądze: dlaczego je obcięli? Nie mogli na nic odpowiedzieć. Dlaczego gromadzą tam ludzi? Nic nie mogli nam powiedzieć – opisuje mężczyzna.