"Odciąć się, uwalić i spać", "Piłem cały czas, rano i wieczorem". Oto pokolenie alkoholików 20+
Alkoholizm u młodych. "Byłem uzależniony od pierwszego kieliszka"
Skojarzenia ze słowem młodość? "Dobra" zabawa, imprezy, znajomi, kluby, plener. Tak naprawdę często kryje się za tym upijanie się w parku, upijanie się w barach i dekorowanie tego masą relacji w mediach społecznościowych. Bohaterem wszystkich zdjęć jest oczywiście alkohol.
Alkohol jako manifest młodości i manifest buntu. Alkohol jako manifest dorosłości i manifest prestiżowego stylu życia. Alkohol jako manifest zabawy, ale również manifest cierpienia.
Za iluzoryczną kotarą o nazwie młodzieńcze szaleństwo tak naprawdę kryje się dramatyczny fakt: zaczynamy pić i ćpać coraz wcześniej, a uzależniamy się coraz szybciej.
Nazywam się Alan Wysocki mam 20 lat i zmagam się z chorobą alkoholową. Osób takich jak ja jest o wiele więcej. Alkoholicy to nie tylko mężczyźni w podeszłym wieku. To również kobiety i osoby z młodego pokolenia.
Zwłaszcza my, młodzi zaczynamy przełamywać polską kulturę picia i próbujemy wydostać się z pułapki nałogu.
Ta choroba u każdego przechodzi inaczej. U jednych zaczyna się już po pierwszym kontakcie z używką, a u innych rozwija się etapami. W 2019 roku z młodą, 26-letnią wówczas alkoholiczką Małgorzatą rozmawiała Daria Różańska.
– Uważałam to za naturalne: jestem młoda, imprezuję, bawię się. Dopiero z czasem uświadomiłam sobie, że robiłam to codziennie. Myślę, że kilka kroków dzieliło mnie od tego, żeby kolejnego dnia obudzić się w nieznanym mi miejscu – powiedziała.
O alkoholizmie młodych rozmawiam z Magdą – 22-letnią narkomanką i alkoholiczką trzeźwą od 20. roku życia; Maćkiem – 23-letnim alkoholikiem trzeźwym od ponad roku; Martą – 24-letnią alkoholiczką trzeźwą od 22. roku życia oraz z Pawłem – 29-letnim alkoholikiem i narkomanem trzeźwym od półtora roku.
Kiedy po raz pierwszy napili się alkoholu? – Pierwsze piwo piłem już ze starszymi kolegami pod namiotami na obozie piłkarskim w wieku 14 lat – mówi mi Paweł – Już w tak młodym wieku dawaliśmy bezdomnym pieniądze, żeby nam kupowali wódkę, w zamian za 5 złotych na jabola – dodaje.
Rodzice Magdy także zmagali się z uzależnieniem. Jak sama przyznaje, od dziecka wiedziała, czym są narkotyki i alkohol. – Finalnie i ja się uzależniłam. Piwo pierwszy raz piłam w wieku 13 lat, a narkotyków spróbowałam w wieku 15 lat – wspomina.
Maciej zaczął pić "późno", choć skończyć musiał szybko. – Zacząłem dopiero, jak miałem 18 lat, ale od razu zacząłem pić w patologiczny sposób. Pierwszy alkohol to piwo – mówi.
Marta pierwszy raz wypiła w wieku 15 lat. Zaczęła od wysokoprocentowych trunków. – Zamiast iść do gimnazjum, przychodziłam do babci, która była w tym czasie w pracy i piłam z jej barku – opowiada.
Paweł: Kiedy trafiłem do wspólnoty, usłyszałem, że mi zazdroszczą
Pawła miałem okazję poznać osobiście. Dziś jest towarzyskim, rozwijającym się, a przede wszystkim szczęśliwym mężczyzną. – Ja uważam, że byłem uzależniony od pierwszego kieliszka, bucha, "nosa" – przyznaje.
Nastoletnie picie Pawła nie różniło się znacznie od tego, które część z was może wspominać z rozrzewnieniem. – Chlaliśmy za garażami. Wszystko odbywało się w godzinach popołudniowych, żeby wieczorem wrócić do domu bez przypału – wspomina.
"Żeby być alkoholikiem swoje lata trzeba mieć i swoje trzeba wypić", "Ja w twoim wieku też tak piłem i dziś nic mi nie jest", "Nie myślisz, że przesadzasz?" – to najpopularniejsze zwroty, które młodzi-uzależnieni mogą usłyszeć od obcych.
No właśnie – od obcych, bo bliscy trzeźwych alkoholików i narkomanów na własne oczy widzieli, jak ci niszczą swoje życie.
Paweł takie dyskusje od razu ucina. Dlaczego? – Ludzie nie wiedzą, o czym mówią – ocenia zdenerwowany. – Kiedy trafiłem do wspólnoty NA (anonimowi narkomani - red.) i AA, to usłyszałem od ludzi, że mi zazdroszczą, bo oni też uzależnili się w bardzo młodym wieku – opowiada.
– Bardzo dużo trzeźwych dziś osób mówiło, że w latach młodości tłumaczyli to sobie "prawem do zabawy". Słyszałem, że oszczędziłem sobie kupę życia – kontynuuje.
Jestem też DDA. Myślałem, że wiem, co to jest alkoholizm, bo go widziałem, więc nie mam szans, żeby w niego wpaść. Byłem głupi i młody.
29-latek przyznaje, że w przypadku jego choroby, to "nie miało szans pójść inaczej". – Nie umiałem żyć, obsługiwać swoich emocji... Po alkoholu i po trawie odkryłem, że potrafię skupić się na czytaniu, uczyć, skoncentrować się oraz nawiązać kontakt z ludźmi. Przez alkohol czułem się dowartościowany i lepszy – wymienia.
– To było z górki na pazurki. Z czasem potrzebowałem alkoholu, żeby chociaż przez chwilę poczuć się lepiej. A on tylko posuwał mnie ku przepaści – dodaje.
Kiedy Paweł zdał sobie sprawę, że ma problem? W 2016 roku przeczytał książkę Małgorzaty Halber pt. "Najgorszy człowiek na świecie". To właśnie wtedy zapaliła mu się w głowie lampka alarmowa.
– Romantyzowałem, że jestem skazany na takie cierpienie, że muszę to robić, bo jestem taki wrażliwy. Byłem już po próbach samobójczych. Cierpiałem na depresję – mówi.
– Zdarzały mi się przypały, przez które traciłem pracę, bo na przykład nie wstałem na pociąg, albo nie przychodziłem wcale. Straciłem majątek. Każde zarobione pieniądze szły w picie albo palenie, albo w nos – wymienia.
– Parę razy byłem w szpitalu. Na szczęście nie miałem dzieci, którym mógłbym zniszczyć życie. Ale okradałem rodziców, żeby mieć pieniądze na narkotyki – mówi.
"Przeszła mi taka myśl, że chcę spróbować żyć uczciwie"
Moment przełomowy? Urodziny. Stres związany z natłokiem obowiązków, końcem studiów oraz bolesnym rozstaniem sprawił, że Paweł zrobił to, co wszyscy alkoholicy w podobnej sytuacji. Poszedł pić.
– Zrobiłem straszną burdę w knajpie. Nie chciałem płacić. Później płakałem z butelką wódki na plaży i nagle przeszła mi taka myśl, że chcę spróbować żyć uczciwie. Że mam dosyć. W AA nazywa się to darem desperacji, kiedy już pier**lnie się czołem o beton – opisuje.
Paweł trzy razy próbował się przełamać i wziąć udział w meetingu. Z powodu pandemii spotkania odbywały się w trybie zdalnym. – Od razu zacząłem płakać i mówić, że potrzebuję pomocy. I tak się zaczęła moja przygoda – mówi.
Pierwszy miesiąc trzeźwości – dla jednych zbawienny, dla innych dość ciężki. – Przez pierwszy miesiąc męczyło mnie rozwolnienie. Byłem ro***bany emocjonalnie od Sasa do Lasa. Racjonalizowałem sobie, że jestem w coś wkręcany, płakałem, śmiałem się – wspomina.
Mnie się wydawało, że jestem taki wysokofunkcjonujący i nikt nie widzi. Ale widzieli wszyscy, tylko nie wiedzieli, co ze mną zrobić.
Dopiero po sześciu miesiącach do Pawła doszło, że naprawdę utrzymał abstynencję. Teraz, gdy jest trzeźwy już prawie dwa lata, "wie, czego naprawdę chce". – Nie muszę regulować emocji używkami. Dowiedziałem się w tym trzeźwym życiu, że tak naprawdę nie lubię imprez – mówi.
– Chodziłem na wszystkie, byłem duszą towarzystwa, chlałem do końca, a na trzeźwo odkryłem, że nie lubię, jak jest głośno, jak mi pie***lą głupoty pijani ludzie – śmieje się.
Jak sam przyznaje, codziennie uczy się czegoś nowego. – Nigdy bym nie pomyślał, że np. odkryję pasję do rowerów. Wreszcie stworzyłem autentyczne, bezinteresowne relacje z ludźmi. Korzystam z życia i wreszcie mam na to pieniądze, bo ich nie przepijam – wylicza.
Zdrowienie to przede wszystkim zmiana perspektywy. Kolejnym odkryciem dla młodych jest fakt, że można doskonale bawić podczas domówek bez używek. Wystarczy tylko wyjść w odpowiednim momencie. – Chodzę tam, gdzie jest alkohol, ale jeśli wiem, czego chcę od tej imprezy – tłumaczy Paweł.
Czym dla 29-latka jest trzeźwość? – To druga szansa na życie, bo pierwszą zmarnowałem. Prawie się zabiłem. Teraz mogę korzystać z życia. Trzeźwość to uczciwość, wdzięczność i akceptacja – odpowiada na jednym wdechu.
Magda: W najgorszym momencie przestałam funkcjonować
– Są takie głosy, że uzależnienie jest w genach. Ja myślę, że po prostu byłam wychowywana, żeby myśleć, że takie korzystanie z używek jest normalne – przyznaje 22-letnia Magda.
Dziś młoda kobieta wychowująca 4-letnie dziecko na nowo ułożyła sobie życie. W rozmowie sprawia wrażenie wypoczętej i wyciszonej. Jak chwilę później przyznaje, to właśnie odpoczynku nauczyła się dzięki trzeźwości.
– Dużo jeżdżę na rowerze, chodzę z moim dzieckiem na spacer, na lody, do parku, jeżdżę nad jezioro, albo do miasta coś zjeść. Czytam książki, spędzam czas z kaczkami nad wodą. Bardzo lubię też podróżować – sypie aktywnościami jak z rękawa.
Alkoholikom wydaje się, że odstawienie używki oznacza "koniec życia". Tymczasem, to właśnie na trzeźwo odkrywamy, ile pasji i zainteresowań porzuciliśmy na rzecz taniej butelki wina, piwa lub wódki.
– Jak sobie pomyślę, co robiłam, jak byłam uzależniona... Nic wtedy nie robiłam – przyznaje.
Magda już jako 16-latka "leciała" między narkotykami a alkoholem. – Miałam ciągi między jedną używką a drugą – wyjaśnia – W najgorszym momencie przestałam funkcjonować. To było ciężkie pół roku prawdziwego ciągu. Nawet nie za bardzo pamiętam, co się ze mną działo – wspomina.
Tłumaczy, że wiedziała o uzależnieniu od narkotyków, ale nie od alkoholu. – Na początku nie mogłam przeżyć, że nie mogę już pić. Czasami, kiedy spotykałam się ze znajomymi, wracało do mnie, że oni piją, a ja o suchym pysku – opowiada.
– Będąc młodą alkoholiczką, wraca do mnie czasem takie przekonanie, że nie dopasowuję się do społeczeństwa. Ale mam swoje grono znajomych, z którymi spędzamy czas na plaży na trzeźwo... po prostu odpoczywamy – dodaje.
Magda tłumaczy, że zdążyła się wyhamować, zanim zaczęła odnotowywać straty w postaci wszczynania bójek, zatrzymań przez policję czy hospitalizacji. O tym, że ma problem, powiedziała jej psychiatra. Z diagnozą zgodził się również terapeuta, który zaczął prowadzić dziewczynę.
"Początek trzeźwości to był dla mnie szok"
W przeciwieństwie do Pawła, dla Magdy początek trzeźwości był dobrym okresem. – To był dla mnie szok, że może być tak dobrze. Wokół mnie nie działo się nic złego. Nie byłam zmęczona. Mogłam wstać rano i po prostu się cieszyć – opisuje.
22-latka mieszka w małej miejscowości. Przez wzgląd na stereotypy o osobach uzależnionych nie mówi o swojej chorobie publicznie. Dalszym znajomym tłumaczy, że po prostu nie pije. O diagnozie powiedziała jedynie kilku najbliższym przyjaciołom.
– Usłyszałam, że nie wyglądam jak osoba uzależniona i był to dla mnie komplement – śmieje się. – Uzależnieni kojarzą się z czerwoną, starą buzią, podkrążonymi oczami, a często tak nie jest – wyjaśnia.
Reakcje ze strony dalszego otoczenia na fakt, że Magda nie pije? – Zdarza mi się słyszeć: Ale jak to? Ty jesteś chora? – wspomina – Ale najczęściej słyszałam, że to super, że już w tak młodym wieku się ogarnęłam – dodaje.
Czym dla Magdy jest trzeźwość? – Trzeźwość jest dla mnie normalnością, świadomością, życiem. Trzeźwość to życie pełnią życia. Jak patrzę na to, co było wtedy, to widzę, że nie można czerpać radości, będąc w czynnym uzależnieniu – wymienia.
– Głody zawsze można przetrwać, a później jeszcze być dumnym, że dało się radę. Trzeźwość jest dla mnie czymś wspaniałym, o wiele lepszym – wskazuje.
Maciej: Zaczęło się weekendowe picie "do odcinki". Później było już tylko gorzej
Maciej zaczął trzeźwe życie w wieku 22 lat i jest trzeźwy od ponad roku. Od trzech lat korzysta z pomocy terapeuty. Dziś uśmiechnięty, wyluzowany i lubiący żartować chłopak wyjaśnił mi, że jego choroba zaczęła rozwijać się bardzo intensywnie.
Mój rozmówca już wcześniej chciał sobie pomóc. – Próbowałem podjąć terapię, ale po kilku miesiącach wpadłem w roczny nawrót. Piłem cały czas. Dopiero w wieku 22 lat zacząłem żyć trzeźwo – opowiada.
– Na początku potrafiłem napić się raz na tydzień. Ale zaczęło się weekendowe picie "do odcinki", a to już daje powód do obaw. Później było już tylko gorzej – streszcza. Początkowo nałóg udawało się ukryć przed rodzicami i bliskimi. Z czasem stawało się to jednak coraz trudniejsze.
Zdarzało mi się ukrywać przed rodzicami, siedząc gdzieś na parkingu przez kilka godzin, żeby pić w samotności. W domu powoli nie dawałem rady się ukrywać.
Pomimo krótkiego stażu picia Maciej zdążył doświadczyć bolesnych strat. – Są rzeczy, które zawaliłem przez alkohol. Rok studiów, praca... – zaczął.
– Nigdy mnie z pracy nie wyrzucono, ale pojawiały się sugestie, żebym "może już odszedł". Przy redukcji etatów podczas pandemii byłem pierwszy do odstrzału – precyzuje.
Przykład 23-latka idealnie pokazuje, że wspominane przeze mnie "korzystanie z życia przez młodych" jest dość iluzoryczne. – U mnie picie było kompletnym przeciwieństwem "korzystania z życia". Siedziałem przed kompem, oglądałem filmiki na YouTube i uwalałem się. Celem było odciąć się, uwalić i iść spać – opowiada.
"Prawdziwa zabawa zaczęła się na trzeźwo"
Dlaczego Maćkowi udało się wyhamować tak szybko? Dzięki wiedzy o możliwości sięgnięcia po pomoc. – To, że terapia istnieje i że można się z tego wygrzebać w mojej grupie wiekowej, jest już chyba oczywiste. Dla mnie sięgnięcie po fachową pomoc nie było niczym wstydliwym – opowiada.
– Prawdziwa zabawa zaczęła się na trzeźwo – dodaje, po czym wymienia, co odzyskał dzięki odstawieniu alkoholu: – Wspinam się, jeżdżę po górach, rozwijam zainteresowania, studiuję. Wreszcie robię to, na co mam ochotę.
Jest wiele rzeczy wkur***jących tutaj, w Polsce. Najbardziej mnie razi, jak idę zapłacić na stacji benzynowej za paliwo, a na wysokości moich oczu mam małpki, które piłem już na końcu, bo je najłatwiej było ukryć.
Co Maćkowi "dawało" picie? – Uciekałem od presji. Chciałem się znieczulić emocjonalnie – odpowiada sprawnie. – Kiedy mam takie gorsze dni, przypominam sobie, że już na samym końcu picia niczego mi to nie dawało. Stresowałem się tylko, żeby nikt mnie nie nakrył – opowiada.
Bliscy i otoczenie nie zastanawiali się, czy 23-latek "nie przesadza" rezygnując z używek. – Gratulowali mi decyzji. Najczęściej słyszałem, że to był ostatni moment, żeby się ogarnąć – relacjonuje.
Podczas różnych rodzinnych spędów Maćka zaczepiali także podpici wujkowie. – Tu czasami pojawiało się nawiązywanie do wieku. Ale głównie słyszałem: "Szacun młody. Ja też chciałem ograniczyć, ale..." – przytacza.
Czym trzeźwość jest dla Maćka? – Trzeźwość dla mnie to wolność. Ta wolność od alkoholu warunkuje moją całą wolność do kierowania moim życiem – mówi.
Marta: Z tego mieszania leków z alkoholem wychodziły mi mikstury godne Panoramixa
24-letnia Marta z dwuletnim stażem trzeźwości jako gimnazjalistka piła wysokoprocentowy alkohol z barku babci. Do 18-stki piła okazyjnie, raczej sięgała po piwo. – Zaczęło się po 18-stce, gdy wyprowadziłam się od matki do babci. Niedługo później babcia zachorowała. Gdy była w szpitalu, zaczęłam pić coraz więcej. I tak to się rozwijało – mówi.
Sytuacja zdrowotna babci sprawiła, że w Marcie coś pękło. – Zaczęłam pić rano, po południu, wieczorem. Cały czas. Kawa i herbata ze wstawką do pracy i na studia to była norma – opowiada.
To właśnie w 2019 roku, gdy Marta poszła na studia, jej uzależnienia zaczęły się rozwijać – Wszyscy zwracali mi uwagę, że mam problem. A ja odpowiadałam, że piłam normalnie, tak jak każdy – przytacza.
24-latka zdała sobie sprawę z tkwienia w nałogu, gdy trafiła do szpitala. Podjęła bowiem próbę samobójczą. – Przez pierwsze dni byłam nieprzytomna. Wtedy coś we mnie pękło. Stwierdziłam, że nigdy więcej nie ruszę alkoholu. I nie ruszyłam – wspomina.
Dziś kobieta jest wyjątkowo energiczna. Poczuciem humoru dorównuje niejednemu satyrykowi. Gdy rozmawia ze mną o chorobie uzależnienia, naprzemiennie robi się raz zabawnie, raz poważnie. – Łączyłam leki z alkoholem. Z tego mieszania wychodziły mi mikstury godne Panoramixa – żartuje.
"Ja się nie zatrzymam na jednym piwie czy jednym drinku"
Marcie nie zawsze jednak było do śmiechu. – Kiedy wyszłam ze szpitala, było ciężko. Na początku bardzo mnie ciągnęło. Z takim impetem poleciałam z "górki" od picia do niepicia – mówi.
Kobieta przyznaje, że nie zawsze jest łatwo. – Nadal są momenty, kiedy ciągnie mnie do alkoholu. Czasami chce mi się aż płakać – przyznaje. Dlaczego jednak pomimo kryzysów nie sięga po alkohol?
– Nie chcę znowu skończyć w tym samym miejscu – mówi z marszu. – Mam 24 lata i dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że jestem zadowolona z tego, co mam w życiu. Ja się nie zatrzymam na jednym piwie czy jednym drinku. Po prostu popłynę – dodaje.
Moi bliscy widzieli, co się ze mną działo i wciąż bardzo się cieszą z mojej decyzji o abstynencji. Teraz zadaję się już z osobami świadomymi i doświadczonymi, które nie są oceniające. Od nich dostałam dużo wsparcia.
24-latka nie ukrywa, że na trzeźwo bawi się dużo lepiej. – Robię to tak samo, co moi pijący znajomi, śpiewam, tańczę. W zasadzie to nie tak samo, a lepiej – opowiada. To także u Marty trzeźwość pozwoliła na odkrycie wyjątkowych zainteresowań. Jednym z nich jest... ogrodnictwo.
– Zaczęłam interesować się roślinami domowymi. Teraz wkręciłam się w robienie ogrodu domowego. To zajebista sprawa. Mam własne warzywa i ziółka na parapecie. Mogę rano pić kawkę, tańczyć do muzyki i wziąć szczypiorek bez biegania do sklepu – podsumowała.
Czym jest trzeźwość dla Marty? Tak jak dla reszty – jest wolnością. Ta wolność nie jest jednak dana wszystkim. Alkohol niszczy życie naszym znajomym, przyjaciołom i rodzinie. Wielu z nich nigdy nie zdąży poprosić o pomoc.
I to właśnie wam – osobom tkwiącym w nałogu – dedykuję ten tekst.
***
Chcesz podzielić się historią swojego trzeźwienia? Napisz do mnie – alan.wysocki@natemat.pl. Wybrane wiadomość opublikujemy na naszej stronie.