Na Mazurach też można dostać "paragon grozy". Horrendalna cena za dwa kartacze i surówkę
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Inflacja w Polsce wyniosła 15,6 proc., drożeje benzyna, energia, produkty spożywcze, ale i sprzedawcy podnoszą swoje marże
- Choć trzeba oddać przedsiębiorcy prawo do godnego zarobku, to w przypadku tanich w przygotowaniu kartaczy za 40 złotych, doszło do lekkiej przesady
- – Byłam przekonana, że skoro taka cena, to po prostu otrzymamy dużą porcję – mówi nam 40-letnia Agnieszka
Paragon grozy na Mazurach. 40 złotych za dwa kartacze
Trudno się dziwić, że branża gastronomiczna i turystyczna próbuje dorobić w sezonie wakacji. Wielu Polaków szuka opcji tańszej od wyjazdów w góry lub nad morze. Agnieszka wraz z rodziną postanowiła spędzić urlop na Mazurach.
Wczasowicze na własnej skórze przekonali się, że paragony grozy nie ominą ich nawet nad jeziorem. Czytelniczka naTemat przekazała do naszej redakcji zdjęcie kartaczy i menu, na którym widzimy, że skromne danie złożone z tanich, łatwo dostępnych produktów, wyceniono na 40 złotych.
– Wymarzony wyjazd na Mazury z mężem i dziećmi. Po kilkugodzinnej podróży zatrzymaliśmy się na miejscu i ruszyliśmy na obiad, jeszcze zanim rozpakowaliśmy się w domku – opowiada Agnieszka.
40-latka przyznała, że nie spodziewała się podobnej sytuacji. – Kiedy zobaczyłam danie na stole, byłam w szoku. Później zaczęłam się śmiać. Nie spodziewałam się, że i ja wpadnę na "paragon grozy" – zażartowała.
Dlaczego jednak wczasowicze zdecydowali się na zapłacenie 40 złotych za dwa kartacze, zamiast wybrać tańszą opcję lub zmienić restaurację?
– Na karcie nie było napisane, ile będzie tych kartaczy podanych. Byłam przekonana, że skoro taka cena, to po prostu otrzymamy dużą porcję – tłumaczy Agnieszka.
Skąd biorą się "paragony grozy"?
Jak pisaliśmy w naTemat, w wielu przypadkach sensacyjne "paragony grozy", tak naprawdę, wcale nimi nie są. Uwagę na to zwrócił redaktor naczelny naszego serwisu Michał Mańkowski. "Nagle wszystko stało się 'paragonem grozy'. Polacy najchętniej chcieliby dostawać wszystko za półdarmo. Tymczasem patrzę i ja tam często żadnej grozy nie widzę. Wy też nie powinniście" – możemy przeczytać.
Wzrost cen, oczywiście, jest odczuwalny. Wynika z wielu czynników. Zaliczają się do nich między innymi: koszt utrzymania lokalu, utrzymanie etatów oraz kupno produktów spożywczych. Do tego dochodzi chęć odrobienia strat po pandemii oraz zawyżana w sezonie marża.
O podnoszeniu marż przekonała się nasza dziennikarka Diana Wawrzusiszyn. W tekście dla naTemat opisała, że za trzy gofry zapłaciła 50 złotych. Koszt skorzystania z "publicznej" ubikacji? 5 złotych.
Katarzyna Zuchowicz zaś wyliczyła, że rodzina z dwójką dzieci w hotelu z basenem i innymi atrakcjami nad polskim morzem zapłaci nawet 10 tys. zł i więcej za tygodniowy pobyt. Ceny są porównywalne, a czasami wyższe niż wczasy all inclusive w Grecji czy Turcji.