Nikt tak nie nokautuje w TVP polityków PiS jak ona. Wcisło dla naTemat: Tam trzeba być
- Jest stałą bywalczynią TVP, choć nie reprezentuje PiS-u, a PO. Marta Wcisło od kilku miesięcy wyrasta na gwiazdę opozycji w stacji Jacka Kurskiego
- Posłanka nie kryguje się przed konfrontacją z najbardziej kontrowersyjnymi politykami z ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego czy Zbigniewa Ziobry
- – Powinniśmy walczyć tam, gdzie tego od nas oczekują nasi wyborcy – mówi mi parlamentarzystka
Marta Wcisło głosem opozycji w stacji Jacka Kurskiego
Marta Wcisło w polityce krajowej debiutuje, choć w lubelskim powinien znać ją każdy. Od 2010 do 2019 roku pełniła bowiem obowiązki radnej Lublina. Dziś szefuje Platformie Obywatelskiej w całym regionie.
Ci, którzy nie śledzą bieżącej polityki, mogą pomyśleć: posłanka, jak każda inna. I tu właśnie się mylicie. Wcisło bowiem na antenie TVP zmienia się nie do poznania, wyróżniając się na tle 460 osób zasiadających w ławach sejmowych.
– Za śmierć tej kobiety, za śmierć Izy, odpowiedzialni są politycy, którzy stworzyli to prawo – stwierdziła w jednym z programów Telewizji Polskiej chwilę po druzgocących doniesieniach z Pszczyny.
– Gość, który zeznanie majątkowe bał się pokazać! Pan mi mówi o kłamstwie?! Proszę pana...! – wykrzyczała w TVP Łukaszowi Mejzie, gdy ten od tygodni uciekał przed niewygodnymi pytaniami ze strony dziennikarzy, obywateli i polityków.
– Obrotowa posłanka! Taką ma pani ksywę w internecie – ripostowała Monikę Pawłowską, która od miesięcy udaje, że transfer z Lewicy do PiS, to nic.
Na wizji zmiażdżyła Mejzę i Pawłowską. Przyszedł czas na Janusza Kowalskiego
Jej kolejną ofiarą został Janusz Kowalski. Na wizji pokazała jego wyborcom, jak ten przed laty podaje kwiaty Donaldowi Tuskowi. Temu Donaldowi Tuskowi, którego teraz tak zaciekle zwalcza.
– Wiem, że Donald Tusk to niedościgniony wzorzec. Z tego pan słynie. Jak pan nie powie sto razy Donald Tusk, to ja nie wiem... to chyba pan chory jest. A chodził pan z kwiatami do Donalda Tuska? – punktowała.
Kowalski coraz rzadziej jest zapraszany do debat radiowych i telewizyjnych. Raz został nawet wyrzucony ze studia przez prowadzącego program Onetu i Radia Zet Andrzeja Stankiewicza. Były członek rządu dołączył do ławy skompromitowanych polityków, którzy są zapraszani przede wszystkim do TVP.
A dlaczego tak chętnie tam chodzą? Bo mają tam własną strefę komfortu. Mogą kierować przekaz do swojego elektoratu bez trudnych pytań, bez konfrontacji i bez jakiejkolwiek weryfikacji.
Gdy śledzę kolejne wydania programów z udziałem Wcisło, widzę, że posłanka staje się pewnego rodzaju łączniczką między gniewem opinii publicznej a kryjącym się przed nim członkami Zjednoczonej Prawicy.
Marta Wicisło dla naTemat: Mój elektorat ogląda TVP
Od przejęcia stacji przez Jacka Kurskiego minęło siedem lat. Występowania na antenie publicznego nadawcy odmawiają rzesze ekspertów, polityków, aktywistów, a nawet zwykłych przechodniów.
Każdy, kto pracuje w mediach, podczas realizowania materiałów z pewnością usłyszał kiedyś pytanie: Ale pan nie z TVP? Dlaczego więc, pomimo powszechnego bojkotu, polityczka Platformy Obywatelskiej wciąż uczęszcza do programów takich jak "Minęła 20"?
– Jest bardzo trudno, ale tam trzeba być, ponieważ ludzie muszą usłyszeć głos wszystkich posłów – zaczęła odpowiadać mi Wcisło, po czym dodała: – Moim celem jest odkłamywanie tych wszystkich bezeceństw i oszczerstw. Być tam to nasz obowiązek.
Co więcej, program "Minęła 20" śledzi około 500 tysięcy widzów. Wielu z nich to miłośnicy Jarosława Kaczyńskiego, choć nie brakuje osób, które przez wykluczenie technologiczne, są zdane tylko na niełaskę Jacka Kurskiego.
– Dotrzeć do ludzi jest bardzo trudno, ponieważ już same okręgi wyborcze są bardzo duże, a i pracy tam nie brakuje – wyjaśnia – Mój elektorat i nie tylko mój ogląda TVP. Przekonałam się o tym podczas ostatniej konwencji w Radomiu – zauważa.
– Po konwencji podchodzili do mnie ludzie i mówili, że trzeba informować o tym, co naprawdę dzieje się w kraju. Wtedy zrozumiałam, jak ważne jest docieranie do naszych obywateli poprzez wszystkie dostępne środki masowego przekazu – przytacza.
Chodzi jednak nie tylko o kontakt z własnym elektoratem, a przede wszystkim o dotarcie do jak najszerszego grona odbiorców również z drugiej strony barykady. – Kropla drąży skałę – przekonuje Wcisło.
– Może to zabrzmi górnolotnie, ale nasi dziadkowie walczyli na innych frontach, a my powinniśmy walczyć tam, gdzie tego od nas oczekują nasi wyborcy. To bardzo trudne, ale trzeba iść i walczyć – przekonuje.
"Janusz Kowalski od razu uciekł"
Co dzieje się w studiu TVP, gdy gasną światła? – Po debacie, w przypadku Janusza Kowalskiego, to nie spotkałam się z żadną reakcją, bo on od razu uciekł – wspomina.
– Pozostali uczestnicy zachowują się kulturalnie i poprawnie. Nie ma między nami kontaktów przyjacielskich, ale w życiu trzeba być człowiekiem. Ja "dzień dobry" i "do widzenia" mówię wszystkim, bez względu na partię, bo tak zostałam wychowana – zaznacza.
Wcisło dodaje jednak, że w przypadku Janusza Kowalskiego "zwroty grzecznościowe można zobaczyć tylko, gdy zwraca się do kolegów z partii rządzącej". – On koło nich tak biega. Przy nich jest bardzo wylewny. Ale ja od niego nie oczekuję żadnych zwrotów grzecznościowych – stwierdza.
W trakcie występów w TVP na parlamentarzystkę wylewa się cała masa hejtu. – W trakcie programu moi pracownicy siedzą przy komputerach i archiwizują te najpoważniejsze komentarze, by później zgłosić je służbom – opisuje.
Po debacie z udziałem członka Solidarnej Polski reakcje miały być wyjątkowo pozytywne. – Ludzie mówili, że wreszcie ktoś dał odpór temu politykowi i mu się postawił – przytacza.
– Przykro mi, że trzeba się zniżyć do pewnego poziomu. Ta dyskusja jest wtedy mniej merytoryczna, ale nie mogę siedzieć spokojnie, jak ktoś mówi, że Polska przestanie być niezależnym krajem, a zostanie landem niemieckim – zauważa.
Co ciekawe, pomimo kilku licznych, odbijających się szerokim echem występów, TVP wciąż nie przestało zapraszać Wcisło do programów. – Jeszcze nie ma bana na moją osobę – zapewnia, po czym zwraca uwagę na postawę prowadzących.
– Mam wrażenie, że starają się robić dobrą minę do złej gry. Być może, gdyby im pozwolono, to trochę inaczej prowadziliby te rozmowy. Ale nie mnie to oceniać – mówi, po czym dodaje: – Ja jestem przyzwyczajona, że przerywają mi na raz nawet trzy, cztery osoby. Kiedy dostanę już głos, to staram się powiedzieć to, co uważam za mój obowiązek.