O skażeniu Odry GIOŚ wiedział na początku sierpnia. To pismo nie pozostawia wątpliwości
- Wszystko wskazuje na to, że urzędnicy w Warszawie już na początku miesiąca wiedzieli o poważnym skażeniu Odry
- Informacje do GIOŚ przekazywali inspektorzy Ochrony Środowiska z Wrocławia
- Mimo wiedzy o poważnej sytuacji, decyzje Warszawy były spóźnione
Zbyt późna reakcja na skażenie Odry
Pierwsze śnięte ryby na Odrze w Oławie zaobserwowano pod koniec lipca. Do tej pory wyłowiono ich już ponad 100 ton martwych ryb. Nie ma wątpliwości, że skażenie Odry to bardzo poważna katastrofa ekologiczna, z której skutkami będziemy musieli mierzyć się latami. Zdaniem polityków opozycji, ale też znacznej części Polaków, reakcja władzy i służb państwowych była spóźniona.
Dopiero w drugim tygodniu sierpnia sprawa została nagłośniona przez ogólnopolskie media, na zachód Polski pojechali czołowi politycy, w tym premier. Posypały się też pierwsze dymisje. W związku z sytuacją na Odrze Mateusz Morawiecki zdymisjonował szefa Wód Polskich Przemysława Dacę i Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Michała Mistrzaka. Dopiero 12 sierpnia został wprowadzony zakaz wstępu do wód Odry w województwach zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim.
Wrocław już na początku miesiąca alarmował o zagrożeniu na Odrze
Zanim sprawa Odry stała się tematem numer jeden i przedmiotem debat polityków, lokalne władze zlecały pierwsze badania. Teraz w sieci pojawiło się pismo do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Michała Mistrzaka, które zostało wysłane 3 sierpnia. Dokument wystosował Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska we Wrocławiu.
Pismo udowadnia, że wyniki pierwszych badań próbek wskazywały na nienaturalnie wysoki poziom nasycenia tlenem. Wykryto "substancję o właściwościach silnie utleniających". Stwierdzono wprost, że do wody przedostała się substancja nienaturalnego pochodzenia. Zauważono też, że po opadach deszczu nastąpił spadek nasycenia tlenu.
Pierwsze próbki pobrano już 28 lipca. Kolejne już 1 i 2 sierpnia. Badanie zakończono 2 sierpnia, a już następnego dnia gotowe było pismo do GIOŚ Michała Mistrzaka.
Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy główny inspektor od razu poinformował resort środowiska i rząd, czy też zwlekał z przekazaniem tych informacji.
W piśmie stwierdzono również występowanie w wodzie z ponad 80-procentowym prawdopodobieństwem mezytylenu. Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska rekomendował też przeprowadzenie badania na odcinku Odry od woj. śląskiego do woj. zachodniopomorskiego w celu potwierdzenia obecności tej substancji.
Co zatruwa Odrę?
Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, co spowodowało tak wielką katastrofę ekologiczną. Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska wskazuje na mezytylen. Jedną z poszlak jest zatrucie rzeki pestycydami. W międzyczasie niemieckie służby informowały o skażeniu rtęcią, co zostało zdementowane. W kolejnych komunikatach ustalono, że przyczyną mogło być wysokie zasolenie wody.
We wtorek minister środowiska Anna Moskwa ujawniła, że Główny Inspektorat Ochrony Środowiska przeanalizował ok. 150 próbek z Odry. Jak twierdzi, ani jedna próbka nie wykazała "żadnych" substancji toksycznych.
Laboranci badają ponadto warunki naturalne w Odrze oraz analizują wszystkie uwarunkowania, które "potwierdzą wysokie zasolenie i wysoką temperaturę" wody. Jak poinformowała minister Moskwa, sprawdzane jest, czy doszło do odprowadzenia do rzeki dużej ilości wód przemysłowych, które "mogłyby spowodować zasolenie".