Harry Styles ewidentnie nie wie, co robi, gdy gra. Był bożyszczem, jest kolejnym internetowym memem

Zuzanna Tomaszewicz
28 września 2022, 18:40 • 1 minuta czytania
Wpierw wyniesiono go na piedestał, by po latach ciągłych zachwytów mógł stać się istnym memem. Harry Styles ma za sobą długą drogę – od boysbandowego bożyszcza nastolatków przez łamiącego stereotypy muzyka, którego krytycy ochrzcili mianem młodego Micka Jaggera, aż po aspirującego aktora rzekomo zgarniającego większą gażę od swojej utalentowanej koleżanki z planu. Film "Don’t Worry Darling" sprawił, że konsekwentnie budowany image Brytyjczyka zaczął się powoli sypać.
Gra aktorska Harry'ego Stylesa wcale nie jest godna nominacji do Oscara. Fot. Invision / East News; Twitter.com

Tekst zawiera spoilery dotyczące filmu "Don't Worry Darling".

Sceny z życia Harry’ego Stylesa  

Był pierwszym mężczyzną, który zapozował solo na okładce modowej biblii, czyli amerykańskiego "Vogue’a". Historyczny moment przyćmił jednak fakt, że przed obiektywem aparatu Tylera Mitchella wystąpił w koronkowej sukni w stylu wiktoriańskim projektu domu Gucci. Co tu dużo mówić, Harry Styles wiedział, jak umiejętnie zwrócić na siebie uwagę całego świata.

O 28-letnim ex-członku One Direction pisano, że nosząc ubrania kojarzące się dotąd z kobietami łamie genderowe stereotypy. – Zabawa ubraniami daje mi wiele frajdy. Nigdy przedtem nie zastanawiałem się nad tym, co to dla mnie znaczy - mówił w rozmowie z modowym magazynem.

Oczywiście okładka ze Stylesem wywołała sporo kontrowersji - konserwatywni internauci nie byli w stanie pojąć, że to my jako społeczeństwo sprawiliśmy, że ciuchy "mają płeć".

Lewicujące środowisko młodych uznało Stylesa za swojego - sojusznika osób LGBTQ+ i "feministycznego księcia". Muzyk pochlebnie wypowiadał się na temat kobiet, ucinając m.in. wszelkie natrętne pytania dziennikarzy dotyczące jego byłych dziewczyn. Co więcej, w wywiadzie z "Rolling Stone" w 2019 roku sugerował, że nie chce reprezentować feministów i zbierać za to braw.

– Dorastałem z mamą i siostrą. (…) Mężczyźni i kobiety powinni być równi. Nie chcę być wychwalany za bycie feministą. To całkiem proste. Myślę, że ideały feminizmu są zwyczajnie proste – stwierdził.

Podczas swoich koncertów Brytyjczyk wchodził na scenę z tęczową flagę i pomagał fanom dokonać coming outu (swoją drogą oskarżano o tzw. queerbaiting). Przez kilka miesięcy na TikToku na okrągło wałkowano kawałek "As It Was", z drugiej trasy koncertowej noszącej nazwę "Love On Tour" robiono animacje, a koncertowe stylówki artysty poddawano ocenie w rankingach.

Pokolenie Z i milenialsi pamiętający Stylesa jeszcze jako chłopaka z przylizaną grzywką, który zauroczył jury brytyjskiego "X Factora" w 2010 roku, zbudowali mu nieskazitelny wręcz pomnik. Pomnik, który - na ten moment - okazał się nie być "trwalszy niż ze spiżu".

Styles dźwiga na własnych barkach ciężar oczekiwań fanów. Kiedy ludzie mają cię za człowieka renesansu z talentem do wszystkiego, trudno jest ich nie zawieść. W końcu czarne chmury zebrały się nad jego głową, gdy na horyzoncie pojawił się film "Don’t Worry Darling" ("Nie martw się, kochanie").

Harry Styles kontra romans, aktorstwo i nierówne płace

Harry Style zadebiutował jako aktor w drugoplanowej roli w filmie wojennym "Dunkierka" Christophera Nolana (pomińmy jego gościnny występ w serialu "iCarly"). Widownia była pozytywnie zaskoczona grą aktorską piosenkarza, choć wcześniej zarzucała reżyserowi, że zaprosił ex-gwiazdkę boysbandu na plan zdjęciowy, bo liczył na większe zyski ze sprzedaży biletów.

Ostatecznie tytuł zainkasował 527 mln dolarów, aczkolwiek zasługi za to ciężko jest przypisać wyłącznie młodemu Brytyjczykowi, tym bardziej że w 2017 roku jego nazwisko nie było aż tak znane przeciętnemu widzowi. Solowa kariera Stylesa dopiero nabierała tempa.

Styles poradził sobie w okopach, więc publiczność zaczęła domagać się od niego kolejnych występów na ekranie. Choć nie zamierzał rezygnować ze ścieżki aktora, musiał połączyć swoją nową pasję z muzyką, co - jak możemy się domyślić - nie było takie łatwe. Kontrakty zobowiązujące do kilku miesięcy pracy na planie zdjęciowym i międzynarodowa trasa koncertowa przewidująca występy jeden dzień po drugim mogą się ze sobą gryźć.

W 2019 roku reżyserka Olivia Wilde, która pierwszy raz stanęła za kamerą komedii młodzieżowej "Szkoła melanżu" ("Booksmart"), ogłosiła swój drugi projekt zatytułowany "Don’t Worry Darling" ("Nie martw się kochanie"). Z początku w rolach głównych obsadzono Florence Pugh i Shia LaBeoufa. Aktor po jakimś czasie zrezygnował jednak z występu w filmie. Powodem miały być oskarżenia o stosowaniu przemocy fizycznej i psychicznej wobec byłej partnerki.

Wilde była zatem zmuszona znaleźć zastępstwo za LaBeoufa i fartem trafiła na Harry’ego Stylesa, z którym - według doniesień zagranicznych tabloidów - nawiązała "gorący" romans w trakcie nagrań do "Don’t Worry Darling". Gwiazdy związały się dwa miesiące po rozpadzie związku reżyserki z aktorem Jasonem Sudeikisem z serialu "Ted Lasso".

W końcu pogłoski o romansie ujrzały światło dzienne, a 38-letnią Wilde oskarżano o porzucenie Sudeikisa dla młodszego o 10 lat muzyka. Po potwierdzeniu doniesień o związku w styczniu 2021 roku Styles i jego nowa partnerka mierzyli się z nie lada krytyką. Ludziom nie podobała się różnica wieku dzieląca parę.

Jak pisaliśmy wcześniej w naTemat, pierwsze pokazy "Nie martw się kochanie" odbyły się na tegorocznym festiwalu filmowym w Wenecji. Więcej niż o samym filmie mówiło się jednak o zachowaniu jego gwiazd na wydarzeniu oraz o tym, że Harry Styles został oskarżony o... splunięcie pod nogi kolegi z planu filmowego - Chrisa Pine'a ("Star Trek" i "Wonder Woman").

We Włoszech muzyk nie zabłysnął również elokwencją. Wypowiedzi Stylesa o filmie ukochanej w szybkim tempie urosły do rangi mema, a najpopularniejszym cytatem z nich stało się zdanie: "To, co najbardziej lubię w tym filmie, to to, że oglądając go, czujesz, że to film". Najlepszym podsumowaniem tych słów była chyba niezręczna mina Pine'a, który towarzyszył autorowi "Watermelon Sugar" na festiwalowym panelu.

"Nie mam pojęcia, co robię, gdy gram"

W międzyczasie do internetu trafiły fragmenty "Don't Worry Darling", na których mogliśmy zobaczyć scenę kłótni między filmową Alice (Pugh) i Jackiem (Styles). Na twarzy aktorki nominowanej do Oscara za "Małe kobietki" malowały się wszystkie emocje - od rozczarowania po nienawiść.

Harry próbował zaś zrobić z siebie drugiego Leonarda DiCaprio. Złość odgrywał w sposób łopatologiczny, przerysowany i nieszczery - zdradzały go oczy, które podczas krzyczenia nie miały w sobie życia; były puste i rzadko mrugały. Internauci także zwrócili na to uwagę.

"Harry miał mieć gwarantowanego Oscara za tę rolę. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle"; "Przy Florence wypada bardzo słabo"; "Kisnę. To jest tak złe" – komentowali użytkownicy TikToka.

Po obejrzeniu "Don't Worry Darling" można stwierdzić, że Stylesowi brakuje odpowiedniej emisji (nie kontroluje głosu w scenach, w których scenariusz wymaga od niego darcia się) oraz pracy nad ciałem. Wygląda to tak, jakby grając Jacka w ogóle nie myślał i przywoływał wyuczone emocje z pamięci. W porównaniu z Flo, która żyje życiem swojej postaci, jego aktorstwo zdaje się być - no cóż - mechaniczne.

– Są aspekty aktorstwa, w których trochę czerpiesz z doświadczeń, ale przez większość czasu udajesz, że grasz kogoś innego. (...) Zabawne jest to, że nigdy nie wiesz, co robisz w którejkolwiek z ról – wyznał Styles podczas konferencji prasowej w Wenecji. – W aktorstwie podoba mi się to, że nie mam pojęcia, co robię – zdradził dziennikarzom.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Styles został aktorem z przypadku. Dla odmiany Pugh w wywiadach podkreślała, jak ważne jest dla niej zaangażowanie i odkrycie prawdy o swoich bohaterkach. Wypowiedzi muzyka nie wskazują, aby granie było dla niego powołaniem. Ot, jest zwykłą rozrywką; być może zachcianką, bo z takim nazwiskiem mógłby z łatwością dostać rolę w prawie każdym filmie. W tym nie ma nic złego - pewnie każdy skorzystałby z takiej okazji, gdyby taka się nawinęła.

Film "Don't Worry Darling" wzbudził kontrowersje ze względu na domniemaną lukę płacową między Florence Pugh i Harrym Stylesem. Brytyjczyk miał zarobić trzy razy więcej od swojej bardziej doświadczonej koleżanki.

Wilde zdementowała te doniesienia nazywając je "clickbaitem". – Jestem kobietą, która jest w tej branży od ponad dwóch dekad i to coś, o co walczyłam dla siebie i innych. (...) Te twierdzenia nie mają absolutnie żadnego pokrycia w rzeczywistości – oznajmiła reżyserka.

"My Policeman" zbiera baty

Niebawem widzowie będą mogli obejrzeć kolejny film z udziałem Stylesa. Tym razem były członek One Direction wcieli się w dramacie "My Policeman" Michaela Grandage'a w żonatego policjanta skrycie zakochanego w kustoszu pobliskiego muzeum. Ze względu na stygmatyzację homoseksualistów w latach 50. i 60. ubiegłego wieku tytułowy bohater musi dbać o to, by jego uczucia pozostały tajemnicą.

W zwiastunie promującym tytuł widzimy, że Styles gra tam tak samo jak w "Nie martw się, kochanie". Sceny kłótni znów kończą się krzykiem, a przecież nie musi być on synonimem frustracji. Na tym etapie możemy uznać, że muzyk interpretuje emocje w stereotypowy sposób.

"Pora na obywatelski areszt dla Harry'ego Stylesa i jego kariery aktorskiej – recenzuje "My Policeman" portal branżowy IndieWire. ""Harry Styles chce grać, ale nie powinien" – ocenił serwis BuzzFeed News.

Magazynowi "Rolling Stone" Styles wyznał ostatnio, że "przez jakiś czas" nie wyobraża sobie ponownego wejścia na plan filmowy. Może to i lepiej. Przynajmniej nie będzie blokował kolejki innym, bardziej utalentowanych aktorom i tym, którzy nie mają jeszcze wyrobionego nazwiska w La La Landzie. Niech wróci do muzyki; do czegoś, co robi dobrze. Przysłuży się i sobie, i nam.