Rodzice bronią prawa do picia alkoholu przy dzieciach jak niepodległości. Ekspert o konsekwencjach
Drodzy rodzice! Przestańcie pić alkohol przy dzieciach
"Dzieci na huśtawce przy barze. Obok dorośli piją piwo – powinni odebrać wam prawa rodzicielskie" - napisałem w moim felietonie dla naTemat. Opisałem moją ostatnią wycieczkę do parku miejskiego w Warszawie i szczerze mówiąc, nie spodziewałem się takiego odzewu.
W ciągu kilku dni mój tekst wywołał ponad 700 reakcji i aż 800 komentarzy. Byłem w jeszcze większym szoku, gdy zauważyłem, że większość z nich jest mocno krytyczna wobec mojego stanowiska.
Ogrom komentujących stwierdziło, że picie alkoholu podczas spaceru z dziećmi, czy wspólnego obiadu w restauracji to świetny pomysł. Co więcej, "wytknięto" mi mój reportaż o młodych osobach uzależnionych od alkoholu, tak jakby dyskredytowało to wyrażoną przeze mnie opinię.
Krzysztof Brzózka dla naTemat o piciu przy dzieciach
Zamiast jednak obrażać się na krytykę, postanowiłem przekuć ją w zasób. W rozmowie z naTemat były prezes Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krzysztof Brzózka odpowiada na komentarze, które pojawiały się najczęściej.
Alan Wysocki: Czy rodzice powinni pić przy swoich dzieciach?
Krzysztof Brzózka: Jest katalog rzeczy, których rodzice nie powinni robić przy swoich dzieciach. Z nauki o rozwoju człowieka powszechnie wiadomo, że dzieci uczą się głównie przez obserwację.
To jest przede wszystkim powtarzanie czynności rodziców. To bezpośrednio, bardzo głęboko oddziałuje na układ nerwowy i ośrodek pamięci. Często mówimy o tym, że pewne wzorce zachowań wyniesione z domu, mają swoje znaczenie w przyszłości. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie, ale ogromna część młodego pokolenia i naszego społeczeństwa tak funkcjonuje.
A przykład nieustająco obecnej w dłoni lampki czy kieliszka, czy to, co bardzo często się zdarza, czyli picie alkoholu, ponieważ jest święto i wszyscy się bawią, to rzeczywiście katastrofa dla dziecięcego umysłu. Niekiedy to dzieje się także podczas uroczystości dotyczących dziecka. Jednym z najczęstszych argumentów, który pojawiał się pod moim felietonem, była teza, według której lepiej, żeby dziecko widziało mamę pijącą winko, niż tatę codziennie pijącego wódkę. Jest jakaś różnica?
Z perspektywy dziecka to nie ma żadnego znaczenia. Tu chodzi o powtarzanie pewnych ruchów. Będąc jeszcze szefem PARPy interweniowałem w sprawie reklamy zestawu zabawek dla dzieci, który zawierał kieliszki i butelkę po szampanie.
Jeszcze raz powiem – nie ma żadnego znaczenia. Alkohol etylowy występuje i w winie i w wódce, a to o czym pan wspomniał, można zaliczyć do tak zwanej kultury picia. Nie ma różnicy, jeśli chodzi o wpływ na zdrowie, czy ktoś sączy wino, czy wypije kieliszek wódki.
A w przypadku pań, ta lampka wina może szybciej skończyć się ogromnymi kłopotami niż kieliszek wódki w ręku ojca. Mechanizm działania alkoholu i jego zły wpływ na człowieka jest bardzo skomplikowany. Ale skutek jest jeden: to wszystko źle się kończy.
Wyprzedził pan moje pytanie o kulturze picia. Część komentujących zwracało uwagę, że w ramach kultury picia dziecko powinno widzieć rodzica pijącego alkohol, żeby...
No właśnie, żeby...?
Może pan mi powie, o co z tym chodzi? Pytano też, czy w takim razie rodzic ma chować alkohol przed dzieckiem?
I tu jest problem Polaków dotyczący nie tylko stosunku do wychowywania dzieci, ale i do samego alkoholu. Polacy uważają, że alkohol to towar, jak każdy inny. Ten artykuł spożywczy jest dla nas po prostu pospolity.
Ten już nawet nie liberalny, a libertyński pogląd jest najlepiej rozpowszechniony, patrząc na inne kraje Uni Europejskiej. Czy chować się przed dziećmi? Robić z tego tabu? Przede wszystkim trzeba rozsądnie postępować.
Chowanie się – taką hipokryzję, dwuznaczność – wyczuje nawet zwierzę, a co dopiero młody człowiek, który jest bardzo bystrym obserwatorem. W domu powinny obowiązywać zasady. Alkohol nie powinien być dla rodziców granatem, który po dotknięciu przez dziecko wybucha.
Wtedy dziecko będzie szukało dostępu do zakazanego owocu. Wystarczy po prostu pić mniej, nie w każdej sytuacji, nie przy każdym święcie, nie co wieczór... Kanadyjczycy wprowadzili tak zwaną bezpieczną dawkę alkoholu.
Tutaj nasi rodacy pewnie by się uśmieli. To dwie lampki wina lub dwa małe kieliszki wódki w ciągu tygodnia. Jeśli dziecko jest z rodzicami 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, a wtedy dwa razy wydarzy się coś takiego jak mama z lampką wina, to wpływ tego na wychowanie młodego człowieka będzie nikły.
Abstrahując od picia na chrztach, komuniach, czy urodzinach dzieci, to co z weselami? Komentujący zwrócili mi uwagę – cytuję – że widać, że nie byłem nigdy na weselu na Podlasiu.
Jeśli to nie dotyczy rodziców, to może być dobry przykład wychowawczy. Jeśli rodzic skomentuje to bez pogardy i nienawiści, ale stosownie i pokaże różnice między normalnie bawiącym się rodzicem a przysłowiowym wujkiem, który trzeci raz wpada nosem w kapustę, to dziecko zauważy tę różnicę i będzie ceniło i naśladowało rodziców, a nie narąbanego wujka, który leży pod stołem.
"Lepiej, żeby dziecko piło alkohol przy mnie (rodzicu), niż żeby samo szlajało się po melinach".
Tutaj, przy mnie możesz napić się piwa, czy zanurzyć język w kieliszku, ale na zewnątrz, broń Boże, nie pij, bo wydarzy się coś złego. To czysta hipokryzja.
Coś jest szkodliwe albo nie jest. Tu jest układ zero-jeden. Pogląd, że dobrze, jeśli dziecko będzie znało alkohol, jego smak i zapach, jest błędny. Mamy badania prowadzone m.in. przez Instytut Matki i Dziecka dotyczące inicjacji alkoholowej wśród dzieci i młodzieży.
One jasno pokazują, że dzieci, które miały przyzwolenie na picie alkoholu w domu, wcześniej i częściej podejmują ryzykowne decyzje poza domem. Rodzicowi wydaje się, że jeśli ma dziecko "pod kontrolą" i da mu spróbować szampana, to na zewnątrz nie będzie kontynuacji.
A kto na zewnątrz powie, że więcej ci nie wolno? Kolega? Koleżanka? To właśnie kwestia zasad. Albo uznajemy, że to nie jest normalny towar, albo uprawiamy hipokryzję. Ja inaczej dzieci wychowywałem.
No dobrze, a picie piwa bezalkoholowego przy dziecku? Na to też zwrócili mi uwagę czytelnicy. "Tu przecież nie ma procentów".
W przypadku młodych ludzi należy odstawić takie rzeczy. Piwo bezalkoholowe jest dobre dla ludzi dorosłych, którzy już mają przyzwyczajenia i nawyki, a nie mogą wypić nawet kropli alkoholu, a chcą jakąś formę zachować.
Mózg młodego człowieka, zwłaszcza w okresie adolescencji, funkcjonuje tak, że on chce być dorosły, chce im dorównać. Dorosły pokazuje, że mam w ręku szampana lub piwo. Wprawdzie to bezalkoholowe, ale jednak...
A na tym właśnie grają reklamy alkoholu. Ja już nie wspominam o tym, że większość reklam alkoholu łamie ustawę. Na ten temat można pisać prace naukowe. Ale proszę zauważyć, że znaczna część reklam jest przygotowywana w formie bajki dla dorosłych.
To piwo, czy ma alkohol, czy nie, ciągle jest nazywane piwem. Dla młodego człowieka nie ma żadnego znaczenia. Przecież miś z reklamy, który tego piwa skosztował, jest dzielny, wspaniały i ratuje jeżyka.
A poza tym wszystkim, jak ktoś spojrzy pod kapsel, to zobaczy, że browar ten czy inny wpłaca pieniądze na ratowanie zwierząt. Przecież to jest chore. To wykorzystywanie dobrych idei do oswajania ludzi, że piwo i producenci są fantastyczni. Ja wypiję piwo, a oni uratują wilka. Czy to metoda na reklamę piwa?
To trochę tak jakby firmy produkujące wódkę dofinansowywały MONAR.
Oczywiście! Te firmy pewnie byłyby szczęśliwe, gdyby mogły dawać pieniądze organizacjom pozarządowym, które zajmują się rozwiązywaniem problemów alkoholowych. Zresztą to miało miejsce w Unii Europejskiej.
Kilkanaście lat temu państwa UE organizowały Open Alcohol Forum. To były wspólne spotkania przemysłu alkoholowego i organizacji pozarządowych. Podczas tych spotkań rozmawiano o ustabilizowaniu stosunku przemysłu do tych, którzy rozwiązują problemy alkoholowe.
Znakomita większość tych organizacji w pewnym momencie połapała od nich pieniądze na badania i kampanie. W ten sposób to Forum rozwiązano. Sam widziałem, co tam się dzieje. Ono przynosiło więcej zła.
Pieniądze potrafią przyciągnąć, a przemysł alkoholowy tylko w Polsce wydał jeszcze 5 lat temu ponad 1,4 miliardów złotych na sam marketing. Każdy chętnie by się do tego przykleił.
Dlatego, przykładowo w WHO, panuje żelazna zasada dotycząca naukowców i publicystów. Jeżeli chcesz współpracować z WHO w sprawie alkoholu, nie bierzesz udziału w badaniach finansowanych przez przemysł, nie robisz dla nich badań i nie uczestniczysz w badaniach prowadzonych przez fundacje, w które inwestuje przemysł.
Zanim o reklamach, chcę dopytać, dlaczego coraz wcześniej sięgamy po alkohol. Wiek inicjacji alkoholowej naprawdę poważnie się przesunął. Moja młodsza siostra opowiadała mi o pijących 12-latkach.
Nie dopytując o reklamy, popełnia pan błąd. Nie wiem, czy ma pan świadomość, że 4 lata temu wyemitowano rocznie 2600 godzin (108 dni) reklam alkoholu w samych stacjach telewizyjnych.
Proszę do tego dołączyć cały internet, media społecznościowe, TikToka, Facebooka, Instagram. Patrząc na inne kraje Unii Europejskiej, jeśli chodzi o reklamy alkoholu, przegoniliśmy nawet Brytyjczyków i tkwimy na pierwszym miejscu do dziś.
Jeżeli wychowuje się poprzez wszechobecne reklamy przyszłe pokolenie użytkowników alkoholu, jeśli one są skierowane do dzieci w postaci górala ratującego kogoś z potoku, czy silnego żubra, to gdzie ten młody człowiek żyje? On żyje w świecie alkoholu.
To największa zbrodnia w wychowaniu młodego pokolenia w Polsce. Badania HBSC pokazują, że średni – powtarzam, średni – wiek inicjacji alkoholowej to około 11,5 roku. Więc koleżanki pana siostry zawyżają statystykę.
Kiedyś kolega zaprosił mnie na "Zieloną szkołę" do maleńkiej wioski. Przyjechały 10-latki z Podkarpacia. Zostałem poproszony o rozmowę o alkoholu, ale odmówiłem, bo jestem przeciwnikiem takich pogadanek.
Postanowiłem jednak zapytać dzieci właśnie o reklamy piwa i to, co dzieje się w ich przestrzeni. Gdy spytałem, czy widzieli reklamę piwa, spojrzeli na mnie jak na idiotę. Przyjechał dziadek z jakiejś agencji i zadaje głupie pytania.
Gdy spytałem o to, co widzą w tych reklamach, wyrwał się taki rezolutny człowiek i krzyknął: Piwo daje siłę! Przecież żubr ratuje jeżyka. I wtedy faktycznie poczułem się jak idiota. Chwilę później zrozumiałem, że te reklamy są skierowane właśnie do nich. Nas, dorosłych takie rzeczy przecież nie ruszają.
Ale właśnie, w jaki sposób taka reklama może nam rozpić naród? Przecież to zwykłe nagranie albo baner z butelką
No właśnie tak. W tych reklamach dzieją się rzeczy imponujące. 10-latek uważa, że piwo daje siłę. Panie występujące w reklamach dla małej dziewczyny z kompleksami są wzorcem, do którego trzeba dążyć. Te panie są pięknie malowane, doskonale się bawią.
Poza tym, jak się bawią, to się bawią wszyscy. A im więcej piwa, tym lepsza zabawa. Mało tego, na piwie można przejść na ty. To jest skandaliczne, że w ten sposób ludzkie zachowania są wykorzystywane do reklamy.
W ramach WHO dyskutowaliśmy o prawnych ograniczeniach reklamy. Ja w pewnym momencie zacząłem się śmiać. Powiedziałem: Słuchajcie! Przeczytajcie polską ustawę o wychowaniu w trzeźwości. Tam te wszystkie ograniczenia są i nie ma mowy, żeby to prawo było przestrzegane.
Pamięta pan Mariole o kocim spojrzeniu? Albo łódkę Bols? Zawsze można grać podtekstami. Do tego zatrudnia się najlepszych speców. Jedyne co działa, to rozwiązania Litwinów i Norwegów – zero reklam.
Proszę sobie wyobrazić, że w Norwegii firma produkująca alkohol nie ma prawa wspomnieć w internecie, że produkuje alkohol.
À propos podtekstów, kiedy myślę o popularnych filmach czy serialach, to widzę dostojną królową, wielką damę z kieliszkiem wina i dzielnego, przystojnego wojownika z kuflem trunku...
Zauważył pan, że od pewnego czasu ta królowa i wojownik już nie palą papierosów? Przemysł tytoniowy dał się rozpracować przez lobby zdrowotne i to zniknęło. Nieszczęśliwym strzałem, jeśli chodzi o reklamę tytoniu, była śmierć kowboja Marlboro.
Przemysł alkoholowy jest znacznie sprawniejszy. Nie da się go tak łatwo ani rozbić, ani podzielić. Są badania pana Krzysztofa Rybińskiego, który opublikował wynurzenia jednego z szefów Polish Vodka Association. On mówi wprost: Przy procedowaniu zmian w Ustawie o wychowaniu w trzeźwości przemysł alkoholowy wykonał wszystkie możliwe kroki, żeby te restrykcje poluzować.
Rozmawiając niekiedy na sejmowej komisji zdrowia z prominentnymi politykami, mogę przyjąć zakład, że niektórzy dostają pieniądze na kampanię właśnie z tego przemysłu.
Żyjemy w pięknym kraju, gdzie niektórym ludziom mózg się ugotował w oparach i niestety nie są to opary absurdu.
W takim razie, czy rodzice są w stanie bronić dzieci przed alkoholem? Abstrahując od ich postawy, mamy reklamy, kulturę, lobby... Nie jesteśmy bezradni?
Nie, panie redaktorze. Jesteśmy bezradni w aktualnych realiach politycznych. Podczas mojego ostatniego wystąpienia w Sejmie, pięknie na temat rozwiązywania problemów alkoholowych wypowiadał się przedstawiciel prezydenta, premiera, resortu oświaty, zdrowia i parlamentarzyści.
Ja wtedy podczas prezentacji powiedziałem: Nawet najpiękniejsza słowa, w ślad za którymi nie idą czyny, są tylko hipokryzją. To było moje ostatnie oficjalne wystąpienie jako szefa PARP-u, a kilka dni później byłem wolnym człowiekiem.
W Unii Europejskiej najgorsza sytuacja, jeśli chodzi o alkohol była w krajach takich jak Mołdowa, Litwa, Łotwa, Węgry i Polska. Na Mołdowie wprowadzono ograniczenia, ale Litwini, kiedy zobaczyli, ile alkohol nas kosztuje, zamknęli sklepy między 22 a 8, podnieśli wiek sprzedaży do 20 lat i zlikwidowali reklamy.
Przecież alkohol nas kosztuje. W Polsce to dziesiątki miliardów złotych rocznie z powodu obecności na rynku. Nie dochody z akcyzy tylko wydatki się liczą też. A spożycie cały czas rośnie i w 2021 roku wypiliśmy na głowę tyle samo wódki, co w 1994. Jesteśmy 28 lat w plecy.