Fani "Harry'ego Pottera" jej nienawidzą. Kiedyś była Dolores Umbridge, teraz gra Elżbietę II

Zuzanna Tomaszewicz
14 listopada 2022, 15:47 • 1 minuta czytania
Wybitnego aktora da się poznać po tym, jak gra złoczyńców. Jeśli za jedną rolę znienawidzimy go do cna, oznacza to, że jest dobry. Imelda Staunton coś o tym wie. Co z tego, że teraz wciela się w królową Elżbietę II, skoro większość widzów pamięta ją jako różową wiedźmę Dolores Umbridge z "Harry'ego Pottera". Po "Zakonie Feniksa" przylgnęła do niej łatka jednej z najbardziej znienawidzonych aktorek.
Imelda Staunton grała najpierw Dolores Umbridge w "Harrym Potterze", a teraz jest Elżbietą II w serialu "The Crown". Fot. kadr z filmu "Harry Potter i Zakon Feniksa"; kadr z serialu "The Crown"

Imelda Staunton, czyli aktorka, którą się kocha i nienawidzi zarazem

Był rok 2007, gdy dyrektor Hogwartu przedstawił uczniom nową nauczycielkę z paskudnym uśmiechem, obsesją na punkcie pudrowego różu i kotów. Dolores Umbridge – tak miała na imię śliska wysłanniczka ministerstwa magii, którą poznaliśmy w "Zakonie Feniksa", piątej części filmowych przygód Harry'ego Pottera.

W poprzedniej odsłonie serii na podstawie prozy J.K. Rowling widzowie nareszcie zetknęli się z prawdziwym nemezis młodego czarodzieja - Lordem Voldemortem. Rola Ralpha Fiennesa została jednak przyćmiona przez Imeldę Staunton, którą obsadzono jako wspomnianą wcześniej Umbridge. Okazało się, że fani filmów bardziej od zabójczego czarnoksiężnika nienawidzą już tylko służbistów.

W przeciwieństwie do Czarnego Pana miała nos, uśmiechniętą buzię, barwne ubrania i sylwetkę niewzbudzającą większego strachu u przeciwników. Kluczem do jednogłośnego uznania jej za wroga numer jeden była gra aktorska Staunton, która zdołała z tak niepozornej postaci wydobyć istne zło.

Od premiery "Zakonu Feniksa" za brytyjską aktorką ciągnie się echo Dolores Umbridge. "Skazy" nie potrafi zmazać nawet rola królowej Elżbiety II w "The Crown".

Bez znajomości, za to z prawdziwym talentem

Zacznijmy od początku. Rodzice Imeldy Staunton wywodzili się z klasy robotniczej – ojciec był robotnikiem, matka zaś pracowała jako fryzjerka. Oboje pochodzili z Irlandii, lecz w młodości przenieśli się do Londynu. W rodzinnym mieszkaniu aktorki, które mieściło się tuż nad salonem fryzjerskim, wciąż grała muzyka. Jej matka, choć nie znała się na nutach, potrafiła ze słuchu zagrać na skrzypcach i akordeonie niemalże każdą melodię.

Mimo tak dźwięcznej atmosfery w domu Staunton nie zdecydowała się na zostanie w przyszłości muzykiem. W szkole średniej jedna z nauczycielek zaraziła ją miłością do teatru. Gdyby swoją młodość przeżyła w latach 90., pewnie jej pokój zdobiłyby plakaty z Bette Davis i Vivien Leigh.

Imelda miała dobrą wymowę, świetnie śpiewała i przekonująco odgrywała swoje role. Jak na dziecko, które wychowało się w rodzinie bez żadnych powiązań z branżą teatralną i filmową, znakomicie poradziła sobie na przesłuchaniu do prestiżowej RADA, czyli królewskiej akademii sztuki dramatycznej. Dostanie się do niej do dziś graniczy z cudem.

Po ukończeniu studiów Staunton na kilka lat związała się z teatrem. Występowała m.in. w National Theatre, a rola Lucy Lockit w "Operze żebraczej" przyniosła jej nominację do nagrody imienia Laurence'a Oliviera w kategorii "najbardziej obiecującej debiutantki 1982 roku".

W tym samym roku – podczas pracy przy musicalu "Guys and Dolls" w National Theatre – londynka poznała swojego przyszłego męża Jima Cartera (Charles Carson z serialu "Downton Abbey"), z którym jest w związku małżeńskim od ponad 39 lat.

W 1985 roku, czyli dwa lata po ślubie, Staunton po raz pierwszy sięgnęła po nagrodę Oliviera za najlepszą rolę drugoplanową w "The Corn Is Green" w The Old Vic oraz w "A Chorus of Disapproval" w National Theatre.

Po zostaniu laureatką brytyjskiego odpowiednika amerykańskiej nagrody Tony aktorka podjęła decyzję o spróbowaniu swoich sił w telewizji i filmie. Warto jednak nadmienić, że stawianie sobie nowych wyzwań nie powstrzymało jej przed odnoszeniem dalszych sukcesów na teatralnych deskach.

Z teatru prosto na mały / duży ekran

Debiutem filmowym Staunton był występ w dramacie historycznym "Towarzysze" z 1986 roku. Z początku aktorkę obsadzano w drugoplanowych rolach, a jej nazwisko (zamiast plakatów) zdobiło dopiero napisy końcowe. Tak było choćby w przypadku komedii szekspirowskiej "Wiele hałasu o nic" z Kennethem Branaghem i Emmą Thompson, adaptacji powieści Jane Austen "Rozważna i romantyczna" z Kate Winslet i Alanem Rickmanem, a także nagrodzonego Oscarem "Zakochanego Szekspira".

Pierwszą okazją do zabłyśnięcia na srebrnym ekranie w tytułowej roli był dla Staunton dramat "Vera Drake" z 2004 roku w reżyserii Mike'a Leigha ("Sekrety i kłamstwa"). Za kreację kobiety przeprowadzającej nielegalne aborcje w Londynie lat 50. ubiegłego wieku otrzymała nominację do nagrody Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej (Oscara), Złotego Globu oraz Screen Actors Guild Award.

Trzy lata po tak głośnym występie Staunton zaklepała sobie nie lada posadę w Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Reżyser "Harry'ego Pottera i Zakonu Feniksa" David Yates uznał, że to ona najlepiej sprawdzi się jako Dolores Umbridge, krępa członkini Wizengamotu i przyszła zmora wszystkich uczniów akademii dla czarodziejów.

Umbridge, najpierw jako nauczycielka Obrony przed Czarną Magią, a później jako tymczasowa dyrektorka Hogwartu, stosowała na nieletnich kary cielesne, wprowadzała w szkole kuriozalne zakazy i zwyczajnie w świecie "nie lubiła dzieci" (o czym nie omieszkała wspomnieć pod koniec piątej części). Miłośnicy przygód "chłopca, który przeżył" nie bez powodu nazywają ją prawdziwym złolem, a nawet stawiają ją wyżej w hierarchii "okrucieństwa" niż samego Voldemorta.

Jakby tego brakowało, Staunton sama przyznała, że nie cierpi odgrywanej przez siebie bohaterki. – Myślę, że jest przeklętym potworem – powiedziała w wywiadzie dla podcastu EW Binge, podkreślając, że po nakręceniu sceny, w której Umbridge kazała Potterowi kilkadziesiąt razy przepisywać zdanie "obiecuję, że nie będę kłamać", czuła się paskudnie.

W ostatniej rozmowie z amerykańskim tygodnikiem "Variety" londyńska aktorka wyznała, że dzieci uciekają na jej widok. – Rozumiem, że ta postać jest żywa w ich pamięci – dodała.

Dolores Umbridge jest tylko częścią wspaniałej serii, a ja jestem zaledwie jedną z wielu postaci, które mogą przestraszyć kilkoro dzieci na ulicy.Imelda Stauntonw wywiadzie dla IndieWire

Pożegnanie z "różową paniusią" otworzyło przed Staunton drzwi do zupełnie nowych, bardziej dostrzegalnych ról. W 2014 roku aktorka wcieliła się w jedną z wróżek chrzestnych Aurory w filmie "Maleficent" z Angeliną Jolie oraz w walijską gosposię i matkę strajkujących górników w cudownym komediodramacie zatytułowanym "Dumni i wściekli".

Potem Staunton ponownie spotkała na planie zdjęciowym odtwórcę Albusa Dumbledore'a, Michaela Gambona, i wraz z nim użyczyła głosu ciotce oraz wujkowi misia Paddingtona w filmie "Paddington".

W 2018 roku dołączyła natomiast do obsady filmu pełnometrażowego "Downton Abbey", będącego kontynuacją serialowego pierwowzoru. Na ekranie mogliśmy oglądać ją u boku kolejnej absolwentki Hogwartu, czyli Maggie Smith (filmowej profesor Minerwy McGonagall), i jej męża Jima Cartera.

Imelda Staunton jako królowa Elżbieta II w "The Crown"

Wiadomość o tym, że Imelda Staunton zagra królową Elżbietę II w piątym sezonie serialu "The Crown", którego akcja rozgrywa się w latach 90. XX wieku, obiegła internet pod koniec stycznia 2020 roku. Widzowie hitu Netfliksa o brytyjskiej rodzinie królewskiej momentalnie dostrzegli w twarzy aktorki podobieństwo do znienawidzonej przez nich Umbridge. Memom łączącym monarchinię z wredną czarodziejką nie było końca.

Najnowsza odsłona "The Crown" miała swoją premierę 9 listopada bieżącego roku. Choć sezon spotkał się z mieszanymi opiniami wśród recenzentów i krytyków, Staunton została doceniona za swoją subtelną grę aktorską.

"Imelda Staunton, podobnie jak jej doskonałe poprzedniczki, nie gra jednak pomnika i ikony, ale nieco zagubioną kobietę, która zmaga się z przemijaniem, postępującą starością i gwałtownymi zmianami. Aktorka pozwala momentami, aby emocje przeniknęły przez fasadę i wtedy jest najlepsza" – czytamy w recenzji "The Crown" autorstwa Oli Gersz z Działu Kultura w naTemat.

Myślę, że największym wyzwaniem dla mnie było bycie królową, którą ludzie najbardziej teraz kojarzą. Wersja Claire Foy była niemalże dramatem kostiumowym, ponieważ wydawała się żyć tak dawno temu, a wersja Olivii Colman była jak utwór z epoki. Piąty sezon po prostu wydaje się o wiele bardziej współczesny. Pomyślałam: "Nie mogę teraz nikogo oszukać". Imelda Staunton w wywiadzie dla platformy Netflix