Tak obrzydliwe, że aż trudno odwrócić wzrok. Dlaczego kochamy oglądać kanibali na ekranie?

Maja Mikołajczyk
03 grudnia 2022, 19:00 • 1 minuta czytania
Wydawałoby się, że nie ma nic bardziej odrażającego niż jedzenie ludzkiego mięsa, a mimo to widzowie nie potrafią odwrócić wzroku, gdy widzą je na ekranie – dowodem na to jest chociażby niesamowity sukces "Dahmera" Netfliksa. W ostatnim czasie pojawiło się sporo produkcji, w których "ludzina" jest dla bohaterów przysmakiem. Dlaczego kino kanibalistyczne znów stało się modne?

Krótka historia kina kanibalistycznego

Kino kanibalistyczne jako gatunek wyodrębniło się w latach 70. i 80., jednak motyw jedzenia mięsa pojawiał się w filmach już wcześniej. Za jeden z pierwszych obrazów z tym wątkiem uznaje się krótkometrażową produkcję "The Enchanted Kiss" z 1917 roku, w którym chili con carne zostaje przyrządzone z mięsa młodej kobiety. Kanibalizm pojawiał się też w kinie lat 20. i 30. – najsłynniejszym tytułem z pewnością jest "Sweeney Todd", którego remake z Johnnym Deppem w roli głównej dekady później nakręcił Tim Burton.

Rozkwit tego podgatunku horroru przypada jednak na erę kina eksploatacji, które sięgało po wszystkie chwyty, by wzbudzić w widzach szok i obrzydzenie. Zaczęło się co prawda od amerykańskiego "Święta krwi" (1963) Herschella Gordona Lewisa, ale to Włosi byli odpowiedzialni za tak zwany "cannibal boom".

Większość z tych filmów rozgrywała się w południowoamerykańskiej, afrykańskiej lub azjatyckiej dżungli i opowiadała o podróżnikach natykających się na żyjące z dala od cywilizacji plemiona kanibali. Produkcje tego typu bazowały głównie na ukazywaniu okrucieństw wszelkiego rodzaju (wobec ludzi oraz zwierząt).

Za jedne z pierwszych tytułów w tym gatunku uznaje się "Człowieka z głębokiej wody" (1972) Umberto Lenziego i "Górę boga kanibali" (1978) Sergio Martino, jednak najsłynniejszym włoskim dokonaniem są "Nadzy i rozszarpani" z 1980 roku (szerzej znani jako "Cannibal Holocaust") Ruggera Deodato.

Sceny przemocy zrealizowano w nim tak realistycznie, że reżyser musiał udowadniać, że żaden aktor nie zginął podczas ich kręcenia na planie. Niestety, występujące w filmie zwierzęta nie miały tyle szczęścia – za znęcanie się nad nimi i ich zabijanie Deodato został pociągnięty do odpowiedzialności.

Po latach włoskie filmy kanibalistyczne słusznie krytykuje się za rasizm (przedstawianie plemion jako "dzikich" i okrutnych w kontrze do "cywilizowanego" człowieka Zachodu) oraz mizoginię (brutalne akty przemocy fizycznej czy seksualnej zwykle dokonywano na kobietach).

Amerykanie po podobnie eksploatującym przemoc (wspomnianym wcześniej) "Święcie krwi" poszli jednak inną drogą. Dwa kultowe tytułowe z wątkami kanibalistycznymi: "Teksańska masakra piłą mechaniczną" (1974) Tobe'ego Hoopera oraz "Wzgórza mają oczy" (1977) Wesa Cravena wpisują kanibalizm w metaforę opresyjnej i zdegenerowanej konserwatywnej rodziny. Z tego powodu też powodu kino kanibalistyczne z lat 70. made in USA mniej się zdezaktualizowało niż to europejskie.

Dahmer i inni kanibale

Wątki kanibalistyczne w kinie nie odeszły w całkowity niebyt, ale przez dłuższy czas nie były popularne. Wyjątek stanowi "Milczenie owiec" (1991), jego kontynuacje oraz serial "Hannibal", lecz żaden z tych tytułów nie wpisywał się w znaczący trend. Tymczasem w tym roku (oraz ubiegłym) ukazało się kilka głośnych produkcji, które łączy wątek jedzenia ludzkiego mięsa – możemy już więc mówić o pewnym fenomenie.

"Yellowjackets" (ubiegłoroczny serial Showtime, który ma powrócić w grudniu z nowym sezonem) opowiada o najbardziej "znormalizowanej" formie kanibalizmu w naszej kulturze, czyli o spożywaniu ludzkiego mięsa, by przetrwać i nie umrzeć ze śmierci głodowej. Inne głośne w ostatnim czasie produkcje ukazują jednak kanibalizm w formie (teoretycznie) kompletnie odrzucającej dla kogoś wychowanego w świecie Zachodu. Nie są one jednak takie same – co je dzieli?

"Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" to jeden z najpopularniejszych seriali w historii Netfliksa. Seriale kryminalne oparte na prawdziwych zbrodniach od lat cieszą się wysoką oglądalnością, ale dlaczego właśnie ten o jednym z najbardziej ohydnych seryjnych morderców jest jednym z rekordzistów pod względem wyświetleń?

Smutna odpowiedź na to pytanie może być taka, że widzowie przyzwyczaili się do przemocy na ekranie i szukają silniejszych wrażeń. "Kanibalizm" jest jednym z tematów tabu w kulturze Zachodu, a jak to z każdym zakazanym owocem bywa – lubimy go nieco nadgryźć w kontrolowanych warunkach.

"Fresh" nie zrobiło co prawda takiej furory w Polsce (produkcja Hulu jest dostępna w naszym kraju na Disney+) jak serial Netfliksa, ale feministyczna czarna komedia z Daisy Edgar-Jones ("Normalni ludzie") i Sebastianem Stanem ("Pam i Tommy") o handlu mięsem z kobiet za granicą zrobiła szum wśród widzów i krytyków.

To, co łączy te dwa tytuły, to uczynienie z postaci kanibala postaci jednoznacznie negatywnej (produkcja Netfliksa jest dość specyficznym przypadkiem, gdyż została oparta na faktach), tak jak miało to miejsce w klasycznych filmach kanibalistycznych z lat 70. i 80.

Romantyczny jak kanibal

Inaczej wątek kanibalizmu został jednak poprowadzony w najnowszym filmie Luki Guadagnino ("Tamte dni, tamte noce", "Suspiria") "Do ostatniej kości". Smakoszką ludzkiego mięsa jest bowiem główna bohaterka i to nie ona, a inni, są ukazani jako antagoniści.

Po podobny zabieg sięgnęła parę lat wcześniej francuska reżyserka Julia Ducournau (ubiegłoroczna laureatka Złotej Palmy za "Titane") w swoim pełnometrażowym debiucie "Mięso", w którym młoda wegetarianka odkrywa w sobie kanibalistyczne skłonności po skosztowaniu surowych podrobów w ramach studenckiego wyzwania.

Uczynienie z kanibali (czy w tych dwóch konkretnych przypadkach – kanibalek) protagonistów może być wbrew pozorom naturalnym następstwem. Skoro bohaterami i bohaterkami młodzieżowych historii były wampiry, wilkołaki, zombie oraz czarownice... Dlaczego nie nastoletni kanibale?

– Powiedziałbym, że kanibalizm jest podniecający w podobny sposób jak wampiryzm – chociaż ten pierwszy jest jeszcze bardziej ekstremalny – tłumaczył w rozmowie z "The Hollywood Reporter" specjalista od kanibalizmu profesor Bill Schutt. – I znowu, te tematy dają taki efekt tylko wtedy, gdy można im się przeglądać przez filtr fikcji. Jedzenie (często postrzegane jako seksowne) plus tabu może fascynować – dodał.

W konotacji kanibalizmu z seksualnością coś musi być, gdyż w obu wspominanych filmach ("Mięsie" i "Do ostatniej kości") stanowi on część metafory dojrzewania, którego istotnym elementem jest przecież właśnie rozwijająca się seksualność.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że w obu filmach amatorkami ludzkiego mięsa są kobiety, których seksualność przez wieki była traktowana jako "niebezpieczna", co ma również swoje odzwierciedlenie w horrorach z lat 40. i 50., w których pomiędzy kobiecością a monstrualnością w ogóle stawiano znak równości ("Atak kobiety o 50 stopach wzrostu", "Kobieta-pszczoła").

Czy "nastoletni kanibal" stanie się wkrótce nowym "nastoletnim wampirem"? Gryzienie po szyi wciąż wydaje się bardziej seksownym kontekstem niż oblizywanie warg po odgryzieniu ludzkiego palca, więc choć kanibalizm może wywoływać dziwaczną fascynację, raczej nie wróżę ludożercom sukcesu na miarę Edwarda Cullena.

Historia popkultury udowadnia jednak, że jej konsumentów potrafią zaintrygować najbardziej pokręcone koncepty. Póki co jednak wydany w 2015 roku fantastyczny romans dla młodzieży Camille De Angelis (na podstawie którego Guadagnino nakręcił swój film), choć stał się bestsellerem, nie powtórzył sukcesu "Zmierzchu" oraz nie zainicjował boomu na powieści Young Adult o ludożercach.

Być może film zmieni coś w tej materii, a współczesna młodzież już niebawem zamiast "Pamiętnikami wampirów", będzie ekscytować się "Pamiętnikami kanibali". Chyba jednak cieszę się, że już nie jestem nastolatką.