Dokument o Harrym i Meghan jest niepotrzebny. Sussexowie zamieniają się w Kardashianki
Brytyjczyk i Amerykanka. Książę i aktorka. Kawaler i rozwódka. Gdy Harry i Meghan zaczęli spotykać się w 2016 roku, media na całym świecie oszalały. Ich bajkowy ślub w maju 2018 roku był oglądany na całym świecie, a potem się zaczęło: royalsi mieli nie lubić Meghan Markle, Kate i William mieli w ogóle nie dogadywać się ze szwagierką, a świeżo upieczona księżna podobno dopuszczała się mobbingu wobec pracowników Pałacu Kensington (podobno wtórował jej mąż). Przynajmniej według brytyjskich tabloidów.
W styczniu 2020 roku na Wyspach wybuchł skandal, gdy Meghan i Harry ogłosili, że rezygnują z pełnienia oficjalnych funkcji w rodzinie królewskiej. Para wraz z synem Archiem przeniosła się do Stanów Zjednoczonych i szybko udzieliła głośnego wywiadu Oprah Winfrey. Meghan wyznała w nim m.in. że miała myśli samobójcze, rodzina królewska miała dopuszczać się rasistowskich uwag wobec Archiego, a konflikt z księżną Kate był sztucznie wykreowany przez media.
Wybuchła ogromna burza, szczególnie na królewskim dworze. Ludzie dzielili się na przeciwników i zwolenników księżnej Meghan i księcia Harry'ego, a sami Sussexowie umościli się w Kalifornii. Doczekali się córki Lilibet, założyli fundację Archewell, zapozowali razem na okładce, Meghan napisała książkę dla dzieci. Zadbali, aby o nich nie zapomniano: podpisali umowę z Netfliksem (podobno w wysokości 100 milionów dolarów) na kilka produkcji, a w styczniu w ukaże się wspomnieniowa książka Harry'ego, "Spare".
Meghan i książę Harry rzadko odwiedzają Wielką Brytanię. Przypadkowo byli jednak na Wyspach w momencie śmierci królowej Elżbiety II i oboje uczestniczyli w uroczystych obchodach i pogrzebie (chociaż Harry nie zdążył pożegnać się z babcią). Wraz z księżną Kate i księciem Williamem wyszli nawet do tłumów przed zamkiem Windsor, gdzie rozmawiali z ludźmi i ściskali ich dłonie. Niektórzy twierdzili, że to znak, że głosy o rodzinnym konflikcie są przesadzone, inni że to dobrze przemyślany wizerunkowy trick.
Po pogrzebie – na który Meghan założyła kolczyki, które otrzymała w prezencie od Elżbiety II i na którym, zdaniem ekspertów od mowy ciała, wyraźnie nie czuła się komfortowo – para wróciła do USA. Niecałe trzy miesiące po śmierci babci Harry'ego na Netfliksie ukazał się dokument "Harry i Meghan", podzielony na dwie części serial, który – jak wieszczą media – znowu roznieci pożar w Pałacu Buckingham.
Czy dokument o Harrym i Meghan jest potrzebny?
Po pierwszych trzech odcinkach król Karol III może odetchnąć, bo na razie Sussexowie nie zrzucili na royalsów bomby. Nie ma żadnych pikantnych sekretów, personalnych ataków czy kulis odejścia z rodziny królewskiej (to ostatnie może być jednak dopiero przed nami, bo na Megxicie ma skupić się druga część serialu).
Para opowiada więc o dzieciństwie Harry'ego, początku swojego romansu, pierwszym spotkaniu Meghan z członkami brytyjskiej rodziny królewskiej, śmierci księżnej Diany i mediach w Wielkiej Brytanii, które są głównym "złym" w "Harrym i Meghan". Książę deklaruje, że "całą prawdę" znają tylko oni, "instytucja" i dziennikarze, a jego obowiązkiem jest "ujawnienie wyzysku i przekupstwa, które ma miejsce w naszych (brytyjskich – red.) mediach". Sussexowie skupiają się głównie na medialnej atencji, którą ofiarą była Meghan i której rodzina królewska miała w ogóle się nie przeciwstawić, bo "przecież oni też przez to przechodzili". Zdaniem Harry'ego była jednak różnica: rasa jego żony, która ujawniła "nieświadome uprzedzenia" jego bliskich i brytyjskiego systemu.
– Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby chronić moją rodzinę, zwłaszcza po tym, co stało się z moją mamą – mówi książę.
Ale czy dokument o Harrym i Meghan był w ogóle potrzebny? Bo przecież już to wszystko wcześniej słyszeliśmy, a nie dowiadujemy się niczego nowego. Sussexowie mówią w kółko to samo i nie ujawniają odpowiedzi na najważniejsze (czytaj: te, które najbardziej interesują ludzi) pytania. Czy mają kontakt z rodziną Harry'ego? Kto dopuścił się rasistowskiej uwagi wobec Archiego? Czy William i Kate naprawdę nie lubią Meghan?
Harry i Meghan jak Kardashianki
Krytycy Sussexów, którzy twierdzą, że ci są zaskakująco aktywni w mediach jak na osoby, które chciały prywatności, nie mają racji. Meghan i Harry'emu nie chodziło o prywatność, ale o kontrolę. Co innego, gdy tabloidy każdego dnia mieszają cię z błotem, a ty nawet nie możesz się do tego ustosunkować (bo royalsi mają milczeć i się uśmiechać), a co innego, gdy panujesz nad swoim publicznym wizerunkiem: mówisz, co chcesz i kiedy chcesz, pokazujesz tylko te zdjęcia, które chcesz pokazać i pojawiasz się w mediach na swoich własnych warunkach.
Chyba każdy z nas wybrałby tę drugą opcję.
Czy Meghan powinna być przygotowana na to, co czeka ją w brytyjskiej rodzinie królewskiej? Być może. Ale miała prawo po prostu nie wytrzymać. Przecież nie wytrzymała również Diana, która także uciekła: od męża i od Pałacu. Ona też udzieliła kontrowersyjnego wywiadu i brylowała potem w mediach na własnych warunkach. Zresztą Sussexowie non stop mówią o matce Harry'ego w dokumencie (wiedzą co robią, Diana jest wciąż adorowana), a książę nawet upodabnia do niej swoją żonę.
Harry i Meghan odzyskali kontrolę i pielęgnują swój wizerunek: nowoczesnych, społecznych świadomych i empatycznych młodych filantropów, którzy chcą walczyć z niesprawiedliwością i zmieniać świat. Wyraźnie widać też, że chcą być influencerami, o których jest głośno. Oczywiście w granicach rozsądku i dobrego smaku, bo przecież, Megxit czy nie, to wciąż członkowie rodziny królewskiej. Nie ma więc żadnych selfie, zdjęć z siłowni czy głupawych rozmówek z amerykańskimi tabloidami.
Jednak ludzie chcą mięsa. To brzmi źle, ale publiki nie interesują (niestety) nierówności klasowe i społeczna niesprawiedliwość. W przypadku "byłych" royalsów, którzy uciekli z Londynu, chcą "smaczków". Kłótnie, afery, dramy. To interesuje większość z nas.
Meghan i Harry zdają się zdawać sobie z tego sprawę, a nie chcą, żeby o nich zapomniano. Pragną być gwiazdami i zarabiać pieniądze, proste. Dlatego nie pozostaje im nic innego jak wciąż wałkować ten sam temat. Rodzina królewska źle nas traktowała, media są rasistowskie, bardzo się kochamy, chcemy wychować dzieci na zwykłych ludzi, musieliśmy uciec, bo Meghan skończyłaby jak Diana. Ciągle słyszymy tę samą śpiewkę, ale bez żadnych "smaczków", bo księżna i książę muszą mieć przecież klasę.
Tej klasy powoli jednak zaczyna brakować, bo Sussexów zaczyna być za dużo. Wywiad z Oprah, dokument Netfliksa (kolejne produkcje w toku), podcast Meghan "Archetypes with Meghan", książka księcia Harry'ego. Jeden z brytyjskich tytułów nazwał wręcz małżeństwo Kardashiankami, "bo chce tyle uwagi, ile może zdobyć". I nie ma w tym przesady. Ludzie w końcu się znudzą, więc para zapędziła się w kozi róg.
Harry i Meghan pokazują tylko swoją "prawdę"
Problem też w tym, że cała narracja Meghan i Harry'ego jest nieznośnie jednostronna. Nie ma w niej miejsca na sprzeciw, krytykę, wątpliwości, a nawet perspektywę drugiej strony. W dokumencie "Harry i Meghan" nie ma członków rodziny królewskiej (produkcja próbowała do nich dotrzeć, ale do końca nie wiadomo, czy Pałac Buckigham był tego świadomy), są tylko osoby im przyjazne oraz te, który pasują do ich wersji historii.
Mimo że Harry wspomina o swoim największym skandalu, czyli przebraniu się na imprezę za nazistę lata temu, to robi to tak szybko, że można tego nawet nie zauważyć. Para przedstawia więc "swoją prawdę", ale jest to prawda starannie wypielęgnowana i opakowana w kokardkę.
Dokument był robiony ściśle pod kontrolą Sussexów, dlatego portret Meghan i Harry'ego jest przefiltrowany i skrojony idealnie pod nich. Gdybyśmy sami robili o sobie film, to też nie powiedzielibyśmy nic, co mogłoby nas obciążyć, prawda?
Nie ma więc tutaj żadnego obiektywizmu, poznajemy tylko perspektywę Sussexów, a ta jest już nam doskonale znana: kobieta i mężczyzna z dwóch różnych światów, którzy zapałali do siebie tak wielką miłością, że najpierw ona opuściła swój świat dla niego, a potem on swój dla niej. Poświęcili wszystko i musieli walczyć z systemem, instytucją (czytaj: dworem) i rasizmem. Media są złe, rodzina królewska jest zła.
Ile w tym prawdziwej prawdy? Nie wiemy, bo Pałac Buckingham milczy. A chcielibyśmy w końca poznać również drugą stronę Megxitu. Dlatego zaczynamy się nudzić. Nie dość, że słyszymy ciągle to samo, to jeszcze z nałożonymi filtrami z Instagrama (na którym para podobno się poznała). Wszystko jest ładne i wyreżyserowane. Łzy, całusy, pieski, dzieci.
Razi nas też sztuczność i hipokryzja. W dokumencie Meghan nazywa spotkanie z mediami po swoich zaręczynach "zaaranżowanym reality show". Ale czy wraz z mężem... nie robi teraz dokładnie tego samego? Czy to reality show właśnie nie trwa? Jedyna różnica jest taka, że teraz Sussexowie pokazują kamerom tylko to, co chcą.
"Ich waluta może zacząć słabnąć, gdy zmagają się z prawem malejących przychodów. Mogą nadal walczyć z instytucjami królewskimi i mediami, ale może się okazać, że prawdziwą bitwę będą toczyć z tym, czy wciąż mają znaczenie" – pisze BBC o Meghan i Harrym i trudno się z tym nie zgodzić.