Mejza nagle wyszedł na mównicę, a potem było tylko gorzej. Połączył Tuska z Nitrozyniakiem [WIDEO]
- W mediach społecznościowych niesie się wystąpienie Łukasza Mejzy, który wcale nie chce zniknąć z polskiej polityki
- Były minister sportu wygłosił je przy prawie pustej sali, ale nie zrażał się brakiem widowni
- Zbanujmy Donalda Tuska, Nitrozyniaka polskiej polityki – stwierdził, nim długi wywód zaczął mu przerywać marszałek Terlecki
"Po publikacjach zapowiadał pozwy – przeciwko redakcji oraz dziennikarzom podpisanym pod tekstami. Do dziś nie złożył jednak żadnego" – podsumowywał niedawno dziennikarz Wirtualnej Polski, Szymon Jadczak, wspominając ujawnioną przez siebie rok temu aferę z Łukaszem Mejzą.
W sprawach związanych z Mejzą – jak podaje WP – toczą się teraz dwa śledztwa – jedno w sprawie organizowania szkoleń za unijne pieniądze, drugie w sprawie firmy medycznej, która miała wysyłać chorych na leczenie za ocean. Po tym, jak były wiceminister sportu podał się do dymisji, a potem zorganizował kuriozalną konferencję prasową, Mejza nie wycofał się jednak z życia publicznego i wciąż jest posłem, choć niezrzeszonym.
Nagranie z Mejzą w Sejmie niesie się po sieci
Oprócz tego, że pomaga Prawu i Sprawiedliwości w kluczowych głosowaniach, od czasu do czasu występuje w Sejmie. Jedno z takich wystąpień – z 14 grudnia tego roku – zostało wygłoszone przy prawie pustej sali, ale i tak niesie się po mediach społecznościowych. Dlaczego?
– Jestem, panie marszałku, zawsze na posterunku – zaczął Mejza, zwracając się następnie do marszałka Terleckiego, "Wysokiej Izby" i "kochanej Polski". Następnie nawiązał do sprawy... Nitrozyniaka, a właściwie Sergiusza Górskiego, patoinfluencera, który działał w sieci od 2013 roku, a ostatnio jego konto zostało dożywotnio zbanowane przez YouTube.
Czytaj więcej: Znany polski patoyoutuber trafił do krainy wiecznych banów. Czemu YouTube zrobił to dopiero teraz?
Potem Mejza powtórzył, że "tydzień temu polskim środowiskiem influencerów i twórców internetowych wstrząsnęła informacja o dożywotnim usunięciu z YouTube'a znanego w sieci Nitrozyniaka", który swoje zasięgi "budował na nienawiści".
"Zbanujmy Donalda Tuska, Nitrozyniaka polskiej polityki"
– Popularny Nitro uderzał we wszystkich, stosując absolutnie ciosy poniżej pasa. Obrażał dzieci, obrażał kobiety i zajmował się wyłącznie generowaniem nienawiści i internetowymi konfliktami z innymi, równie patologicznymi twórcami pokroju lewaczki Mai Staśko – wymieniał dalej Mejza, odczytując swoje wystąpienie z kartki.
Pokusił się też o ocenę, że "YouTube podjął bardzo dobrą decyzję, bo nie ma miejsca na tak dużą dawkę agresji i nienawiści" a on sam "ma nadzieję, że to dopiero początek drogi".
– I dlatego będę domagał się całkowitego usunięcia z internetu takich siewców nienawiści jak Nitro. Skoro zbanowaliśmy ekstremistę Nitrozyniaka, zbanujmy też tych, którzy dziś jego metodami próbują zbudować swoją popularność także w polityce – grzmiał z mównicy.
Potem stwierdził jeszcze, że jego zdaniem trzeba zbanować "Jasia Kapelę, który robi zasięgi na obrażaniu polskich symboli, w tym kolportuje obrzydliwe treści o św. Janie Pawle II" i posłankę Klaudię Jachirę, która "obrażała w haniebny sposób Jana Pawła II i żądała usunięcia papieża Polaka z przestrzeni publicznej".
Mejza przygotował też puentę swojego wystąpienia. Nim do niej przeszedł, wskazywał jeszcze: – Na koniec pora powiedzieć sobie wprost: Nitrozyniak ma swoich naśladowców, ale ma też swojego brata bliźniaka w polskiej polityce, człowieka, który dla osobistych korzyści posunie się do wszystkiego, którego agresja i sianie nienawiści przekroczyły już wszystkie swoje dopuszczalne granice i to szybciej, niż ten człowiek, o którym mówię...
– Panie pośle... – przerwał mu marszałek Terlecki, bo Mejza odczytywał wystąpienie już od ponad dwóch minut.
– Dlatego zbanujmy również Donalda Tuska! Nitrozyniaka polskiej polityki – zakończył swój wywód Mejza.
Afera z Łukaszem Mejzą i dymisja. "Odchodzę na własnych zasadach"
Z zeszłorocznych ustaleń Wirtualnej Polski wynikało, że ówczesny wiceminister sportu i członek Partii Republikańskiej, Łukasz Mejza, miał czerpać korzyści majątkowe na oferowaniu niesprawdzonej terapii na nieuleczalne choroby. Mowa między innymi o autyzmie, Parkinsonie, Alzheimerze, nowotworach, czy też stwardnieniu rozsianym. Działalność miała prowadzić spółka Vinci NeoClinic, a za "leczenie" pobierano blisko 80 tysięcy dolarów. Po ujawnieniu tych informacji wokół Mejzy wybuchła afera. W oświadczeniach do mediów Mejza zapewniał, że nie czerpał środków za oferowanie niesprawdzonych terapii, straszył też pozwami.
Na zorganizowaną przez siebie konferencję prasową Mejza zaprosił Tomasza Guzowskiego, wspólnika, który stanął w jego obronie. Ten sam mężczyzna niecały miesiąc temu przedstawił dziennikarzom WP kompletnie inne spojrzenie na sprawę. "Łukasz Mejza nie miał nic wspólnego z moją terapią, nie pomógł mi. Gdy wszedł w politykę, powiedziałem, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego" – przekonywał.
Ostatecznie 23 grudnia Mejza podał się do dymisji, informując, że "odchodzi na własnych warunkach". Przekonywał też, że dotknęła go "największa nagonka w historii polskiej polityki" i dziękował tym, "którzy w ostatnich tygodniach wspierali mnie, wiedząc, że wszystkie oskarżenia formułowane w moją stronę przez medialnych płatnych zabójców, są wyssane z wyjątkowo brudnego palca politycznego zleceniodawcy", wymieniając nazwiska m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, Adama Bielana czy Kamila Bortniczuka.
Czytaj także:Wstał z wózka na konferencji Mejzy, a kilka tygodni temu mówił: "Nie chcę mieć z nim nic wspólnego"