Wypadek radiowozu z nastolatkami. Śledztwo przejmuje inna prokuratura, znamy powody
- Głównym powodem przejęcia śledztwa przez prokuraturę wyższego szczebla jest uniknięcie zarzutu stronniczości śledczych
- Wcześniej komendant stołeczny policji zdecydował też o zawieszeniu dowódcy patrolu i przejął postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch funkcjonariuszy
- Światło dzienne ujrzały też nowe relacje znajomych nastolatek, które siedziały na tyle radiowozu w czasie wypadku w Dawidach Bankowych pod Pruszkowem
Jednym z głównych powodów przejęcia śledztwa przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie jest uniknięcie zarzutu stronniczości śledczych. Jak podaje m.in. radio RMF FM, decyzja w tej sprawie została podjęta już w ubiegłym tygodniu.
Nikomu do tej pory nie postawiono zarzutów
Początkowo sprawą zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie. Warszawska prokuratura przejęła śledztwo 5 stycznia.
– O przeniesieniu tego śledztwa z Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie zadecydowały kwestie regulaminowa oraz dotyczące przedmiotu sprawy – powiedziała w rozmowie z Onetem Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak dodała, postępowanie prowadzone jest "pod kątem spowodowania wypadku i nieudzielenia pomocy". Skrzyniarz poinformowała, że nikomu do tej pory nie postawiono zarzutów.
Co więcej, śledczy nie przesłuchali jeszcze wszystkich osób biorących udział w zdarzeniu. – Czynności dowodowe w tej sprawie trwają – przekazała rzeczniczka warszawskiej prokuratury.
Komendant stołeczny policji zawiesił dowódcę patrolu
Jak informowaliśmy w naTemat, ważną decyzję w sprawie wypadku podjął także komendant stołeczny policji. – Cały czas prowadzone są zaawansowane czynności dyscyplinarne w związku ze zdarzeniem w Dawidach Bankowych – powiedział nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik KSP.
Jak dodał, "analiza zgromadzonego materiału została przedstawiona komendantowi, który podjął decyzję o przejęciu postępowania dyscyplinarnego". – Jednocześnie komendant stołeczny policji zdecydował o zawieszeniu dowódcy patrolu – potwierdził Marczak.
Przypomnijmy, do wypadku radiowozu doszło 2 stycznia w Dawidach Bankowych niedaleko Pruszkowa na Mazowszu. Auto rozbiło się na drzewie. Na tyle pojazdu siedziały dwie dziewczyny w wieku 17 i 19 lat. Nie były oficjalnie zatrzymane. Tuż po wypadku matka jednej z dziewczyn powiedziała mediom: – Drugi z nich krzyknął: "a teraz sp******ać!".
Policja od początku przekonywała, że dwie nastolatki same chciały wsiąść do radiowozu. – Wszyscy świadkowie jednoznacznie wskazali, że prośba wejścia do radiowozu wyszła od nastolatek – podkreślał dla Onetu Marczak. – Informacja ta jednak nie ma dla nas większego znaczenia, gdyż tak jak od początku podkreślamy, nie było żadnych podstaw do tego, by osoby znalazły się w radiowozie – dodał.
Wstrząsająca relacja znajomych nastolatek, które były w radiowozie
Wcześniej światło dzienne ujrzały nowe relacje znajomych nastolatek, które siedziały na tyle radiowozu w czasie wypadku. – Teksty policjantów miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali – usłyszeli dziennikarze Onetu.
Głos zabrał także brat 17-latki, który stawił się na miejscu wypadku, by udzielić pomocy dziewczynom. – Radiowóz był rozbity, policjanci żartowali, śmiali się. Nie wyglądali na specjalnie przejętych. Dopiero kiedy powiedziałem, kim jestem, miny im zrzedły – powiedział dla "Faktu".
Dodajmy, że u 17-latki zdiagnozowano złamanie kości nosowo-czaszkowej z przemieszczeniem, stłuczenia barku oraz szczęki. Druga z dziewczyn nie wymagała hospitalizacji.
– To było uprowadzenie, mieliśmy do czynienia z nielegalnym pozbawieniem wolności – przekonuje Roman Giertych, który jest pełnomocnikiem jednej z nastolatek uczestniczących w wypadku radiowozu. Zdaniem Giertycha policja nie robi wszystkiego, by policjanci, którzy bezpodstawnie przewozili w radiowozie dwie nastolatki, ponieśli konsekwencje.