Czy Polacy są politycznymi analfabetami? Badania pokazują stan naszej (nie)wiedzy
Mamy braki i w edukacji politycznej, i w ekonomicznej. To nie ulega wątpliwości, jest oczywiste, nie ma w tym nic odkrywczego. Nie znamy się na podatkach, nie rozumiemy finansów publicznych, wciąż dajemy sobie wmówić różne ekonomiczne cuda.
Braki polityczne również wychodzą na każdym kroku. A co za tym idzie, bezkrytyczne przyjmowanie każdego politycznego kitu. I uleganie manipulacjom.
– Tak jest układany program szkolny, żeby ludzie jak najmniej wiedzieli. Można spokojnie skończyć liceum, nawet studia wyższe na większości kierunków, nie mając podstawowej wiedzy politycznej. Młody człowiek nie zna przede wszystkim podstaw związanych z definicją państwa demokratycznego, z procesami politycznymi, z tym, czym są partie, czym jest działalność polityczna. On uczy się tego tylko hasłowo, co potem wykorzystywane jest przy układaniu sondaży i wyciąganiu z nich wniosków. A pan Czarnek zadbał o to, żeby religia zastąpiła wiedzę polityczną, w związku z tym nie będzie już nic – mówi naTemat prof. Jacek Wódz, socjolog polityki z Uniwersytetu Śląskiego.
Jego ocena stanu wiedzy politycznej Polaków jest jednoznaczna. – Wiedza polityczna w Polsce jest bardzo kiepska. W Polsce nikt nie dba o wiedzę na tematy polityczne. Natomiast ja widzę emocje. Polacy nie umieją wybierać w polityce, kierują się emocjami, o czym politycy dobrze wiedzą. Im bardzo zależy na emocjach, a nie na wiedzy. W związku z tym dbają o to, żebyśmy jak najmniej wiedzieli, a jak najbardziej pobudzali się emocjonalnie – podkreśla.
Zapewne można odnieść to nie tylko do Polski, ale przecież to najbardziej nas obchodzi.
Przykład pierwszy z brzegu? – Pan minister Czarnek dał w Sejmie popis tego, jak pobudzać emocje. Pan Kowalski dał show. To się podoba. To są emocje. To jest żadna wiedza. Totalnie żadna – mówi profesor.
Co to analfabetyzm polityczny
W naTemat jakiś czas temu pisaliśmy już o analfabetyzmie politycznym. – To m.in. brak wiedzy i zainteresowania sprawami politycznymi, brak świadomości przysługujących nam praw, a także nieuczestniczenie w wyborach oraz niepodejmowanie działań na rzecz wspólnych spraw dla kraju czy społeczności – wyjaśniała nam Alicja Defratyka, ekonomistka z serwisu ciekaweliczby.pl.
Wtedy analizowałyśmy wynik ostatnich wyborów, gdy w 2019 roku ponad połowa Polaków nie poszła do urn. – To połowa, która nie interesuje się polityką i myśli, że ona go nie dotyczy. Ci ludzie żyją na zupełnie innej planecie – mówiła nasza rozmówczyni.
Dziś jesteśmy przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi. Sondaże przewidują frekwencję poniżej 60 proc. Liczba niezdecydowanych waha się na poziomie kilkunastu procent.
– Niski poziom wiedzy politycznej służy obecnej klasie politycznej. Klasę polityczną w Polsce mamy na poziomie minus trzy. Do wyjątków należą ludzie z głębszą wiedzą politologiczną i oni przeważnie nie są dopuszczani do głosu, bo psują przywódcom poszczególnych partii ich postępowanie. A przywódcy partii, co zrozumiałe, dążą do zdobycia władzy, zwycięstwa, lepszych wyników, więc posługują się metodami, które w danym momencie są skuteczne. A skuteczne są tylko emocje – ocenia socjolog.
Jak w praktyce przedstawia się ta wiedza?
"Tu jest regres, ale związany z cechami polskiej polityki"
Weźmy na przykład ostatnie badania zaufania do polityków. Niemal 50 proc. badanych nie wie, kim jest Zbigniew Rau, czy Henryk Kowalczyk. 20 proc. nie zna Tomasza Grodzkiego, marszałka Senatu.
Badanie CBOS/grudzień 2022
Prof. Jacek Raciborski, socjolog z UW, mówi, że to go nie zaskakuje. Wskazuje na niestabilność i drugorzędność postaci rządowych. – To nie jest jakaś ułomność, że ktoś nie zna ministra finansów teraz. A przecież niewyobrażalne jest, żeby nie znano Balcerowicza, Kołodki itp. To się pogorszyło. Tu jest regres, ale związany z cechami polskiej polityki. Z pogorszeniem jakości elit – mówi naTemat.
Jak ogólnie ocenia stan wiedzy politycznej Polaków?
Socjolog odsyła nas do swojej książki pt. "Obywatelstwo w perspektywie socjologicznej" z 2011 roku, którą napisał na podstawie swoich badań.
Na tle np. narodów skandynawskich, czy Brytyjczyków, to szeroko rozumiana wiedza obywatelska, czyli dotycząca konstytucji, lidera, przynależności Polski do jakichś struktur typu UE czy NATO, jest u nas niższa. Natomiast jest porównywalna z wiedzą Amerykanów, a może nawet lepsza. Nie sądzę, żeby dziś były istotne zmiany. Ogólnie zainteresowanie polityką nie jest wysokie we współczesnych społeczeństwach.
– Tych prawdziwie kompetentnych obywateli, którzy znają podstawowe reguły ustrojowe i ogólnie orientują się w świecie współczesnym, oszacowałem na mniej więcej 20 proc. 30 proc. to przeciętne obywatelstwo. Puenta tego rozdziału była taka, że w Polsce mamy do czynienia z dość dużymi deficytami obywatelskości. Wprowadziłem tam nawet pojęcie "obywatela dobrej jakości" i tych obywateli najbardziej liberalnie licząc, jest nie więcej niż 30 proc. – dodaje.
"Rozpoznają polityków, ale nic im to nie mówi"
Od lat słychać, że Polaków mało obchodzi polityka. Jak np. wynika z badania "Wiedza polityczna i zainteresowanie polityką młodych Polaków", które w 2019 roku przeprowadziło Political Cognition Lab przy Polskiej Akademii Nauk, jedynie około 25 proc. młodych Polaków wykazywało zainteresowanie polityką, a tylko 30 proc. miało "poczucie, że jednocząc się z innymi młodymi Polakami, mogło jakkolwiek wpłynąć na to, co dzieje się w ich państwie".
Autorzy tamtego badania tak podsumowali wiedzę młodych Polaków z zakresu życia obywatelskiego: "Wyniki testu wiedzy nie przedstawiają się zbyt optymistycznie: na przykład, 40 proc. młodych Polaków nie było w stanie poprawnie wskazać komitetu wyborczego, który zdobył najwięcej mandatów do Sejmu w wyborach w 2019 roku".
Dziś na tym polu pewnie niewiele się zmieniło. Zapytajcie młodych znajomych, skąd czerpią wiedzę o świecie. TikTok? Instagram? Czy wolą oglądać filmy Netflixa?
Prof. Wódz obserwuje swoich studentów, którzy mają po 20 lat. – Jest dwóch kombatantów – Kaczyński i Tusk. Oni rozpoznają polityków, ale w ogóle nic im to nie mówi. Oni nie mają żadnej relacji z ich przeżywanym światem – zauważa.
Przyznaje: – Jak patrzę na moich studentów, to ich wiedza jest wiedzą bardzo małą. Oni nie mają wiedzy systematycznej. Oni reagują na pewne hasła. Ale oni też są pewnym wyjątkiem. To nie oni będą mieli wpływ. Kiedyś uważało się, że jednym ze sposobów prowadzenia kampanii politycznych jest wpływ na młodzież w szkole, bo zakładało się, że młodzież przeniesie pewne idee do swojego domu rodzinnego, gdzie np. rodzice byli zajęci pracą, nie mieli czasu itp. Ale dziś, gdy to źródło przekazu zupełnie się skończyło, to zastępujemy to sondażami – mówi prof. Wódz.
Można wyczuć, jak irytuje go, że w Polsce nie tłumaczy się polityki. – Mamy już wzmożenie polityczne przed następnymi wyborami. I nikt nie próbuje wyciszyć emocji ani tłumaczyć, o co tak naprawdę chodzi. Mamy sondaże, a w nich duża część odpowiedzi jest przypadkowa, bo ludzie nie mają wiedzy – podkreśla.
Nikt, jak mówi, nie tłumaczył też np., o co chodzi z NGO-sami w przypadku afery z dotacjami MEiN. Co może grozić tym, że ktoś zaraz może zacząć myśleć, że to te organizacje są złe.
– W społeczeństwie polskim celowo jest budowany brak wiedzy. Cynizm tzw. klasy politycznej polega na tym, że tych kilkudziesięciu ludzi, którzy rozumieją cokolwiek z polityki, wykorzystują ją celowo, żeby tylko wywoływać emocje. I nic więcej – uważa.
Żyjemy w bańkach informacyjnych
Nasi rozmówcy podkreślają też, jaki wpływ na nas mają bańki informacyjne, w jakich żyjemy. I to, jakie media oglądamy/czytamy. Wszyscy to czujemy i widzimy. Tak kształtuje się też nasza wiedza.
– Był słynny eksperyment metodologiczny, który przeprowadzono kiedyś w Anglii. Mianowicie, próbowano przewidzieć wyniki wyborów. Badacze założyli wtedy, że skuteczniej można przewidzieć wyniki wyborów dobierając respondentów w badaniach na podstawie czytelnictwa różnych tytułów prasowych, niż stosując prostą badawczą próbę losową. To był strzał w dziesiątkę. Na podobnej zasadzie polaryzacja w Polsce i świadomość polityczna są w bardzo dużym stopniu uwarunkowane przez wzorce odbioru mediów – mówi Cezary Trutkowski, prezes Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej.
Jego fundacja prowadzi teraz ciekawe badania. Pyta Polaków o sprawy zainteresowania życiem publicznym, ale na poziomie lokalnym. Na przykład czy zna pani/pan nazwisko swojego radnego.
– Inne badania, wcześniej prowadzone, doskonale wskazują, że w mniejszych gminach znajomość bezpośredniego reprezentanta jest większa, natomiast skład rady powiatu czy sejmiku to zupełnie abstrakcyjne sprawy. To są rzeczy, które są nieobecne w świadomości społecznej – mówi.
A Sejm? – Tu będziemy mieli do czynienia z bańkami informacyjnymi. Zależy kto, jaką telewizję ogląda, jakie portale przegląda. I tu jego reprezentacja świata, czyli odwzorowanie i świadomość tego, jak jest skonstruowany, będzie wyglądała inaczej, w zależności od tego, jak tę świadomość ukształtują media, których jest odbiorcą. Działania Orlenu polegające na zakupie Polska Press to działanie idące w takim kierunku, żeby w odpowiedni sposób sformatować odbiorcę. Mam wrażenie, że są dwie różne Polski – ze względu ukształtowanie makro baniek informacyjnych, w których żyjemy – odpowiada dr Trutkowski.
Czy naprawdę jest z nami tak źle? Czy można Polaków nazwać analfabetami politycznymi?
Zainteresowanie polityką rośnie, ale poczucie wpływu maleje
Jak wynika z niedawnego badania Europejskiego Sondażu Społecznego, na wsi polityką nie interesuje się 59 proc. ludzi. Jedynie 4 proc. czuje swój duży wpływ w tej dziedzinie. A 57 proc. odpowiedziało przecząco na pytanie, czy są w stanie wymienić partię polityczną, z którą sympatyzują.
– Myślę, że to absolutnie za daleko idąca interpretacja. Na podstawie tego badania absolutnie nie znajduję potwierdzenia dla takiej tezy – reaguje na naszą sugestię o analfabetyzmie prof. Andrzej Rychard, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.
Podkreśla: – Na podstawie Europejskiego Sondażu Społecznego widzimy co innego. Że choć poziom zainteresowania polityką i aktywności politycznej w Polsce jest mniejszy niż w liderujących krajach, ale jednocześnie większy niż w niektórych innych krajach, to rośnie poziom zainteresowania nimi.
Czy to powód do radości, czas jednak pokaże.
– Najciekawsze jest to, że przy pewnym wzroście zainteresowania polityką i sprawami publicznymi oraz pewnym wzroście aktywności, równocześnie obserwujemy poczucie malejącego wpływu na sprawy polityczne. Im bardziej człowiek zaczyna być polityką zainteresowany, tym bardziej zaczyna być może dostrzegać, jak małym pionkiem w tym wszystkim jest – dodaje prof. Rychard.
A to, jak podkreśla, może być źródłem frustracji: – Ona może prowadzić albo do demobilizacji, bo skoro nic ode mnie nie zależy, to zostanę w domu. Może prowadzić do podejmowania działań antysystemowych. I nareszcie do jakiejś mobilizacji o charakterze wyborczym.
Blisko 60 proc. badanych na wsi nie było jednak w stanie podać nazwy partii, z którą sympatyzuje. – To jest z tym spójne. Oni specjalnie nie widzą reprezentacji swoich interesów. To może wskazywać na to, że ta frustracja rośnie. Oni interesują się polityką, ale nie widzą swojego reprezentanta politycznego – tłumaczy prof. Rychard.
Samego stanu wiedzy politycznej Polaków nie chce jednak oceniać.
– Ta wiedza rozkłada się na bardzo wiele elementów, które trzeba by zbadać. Natomiast wiem jedno. Zawsze istnieją politycy i siły polityczne, które są zwolennikami tego, żeby ludzie widzieli wszystko oddzielnie. Na przykład poszczególne afery, wydarzenia, utrudnienia w życiu codziennym. A niekoniecznie łączyli to z polityką. I politycy na tym jadą – zauważa.
To jest pewna wersja starej maksymy Dziel i Rządź, żeby nie tylko dzielić i rządzić skłóconymi ludźmi, ale żeby dzielić percepcję. To liczenie na to, że ludzie nie połączą kropek. Ale to się zaczyna zmieniać. Ludzie powoli widzą związki między pewnymi wydarzeniami. Pomiędzy tym, jak wygląda moja sytuacja indywidualna, a tym, jakie decyzje systemowe za nią stoją.
Na przykład dr Trutkowski wskazuje na ostatni sondaż, w którym większość badanych była przeciwna decyzji ministra Czarna o przyznaniu dotacji na "Wille+".
– To symptomatyczny wskaźnik. Chyba po raz pierwszy mamy do czynienia z nieodwzorowaniem elektoratów. To jest ciekawe. To znaczy, że nastąpiło jakieś tąpnięcie w odbiorze informacji – mówi.
A zatem na jakim etapie z tą wiedzą i świadomością jesteśmy?
"Potrzebne są trzy pokolenia"
Prof. Rychard: – To łączenie kropek jest moim zdaniem pewnym procesem uczenia się społecznego. Powiedziałbym, że jest to społeczeństwo w trakcie nabywania wiedzy o związkach pomiędzy polityką. Ale też nie można oczekiwać od wszystkich, że od razu będą widzieli całościowy obraz. Bo to jest bardzo trudne. Szczególnie w sytuacji, gdy media konwencjonalne są tak spolaryzowane, jak polityka. A media społecznościowe funkcjonują w poszczególnych bańkach. I te bańki też nie pozwalają na łączenie kropek. Czyli krótko mówiąc, nie muszę analizować danej sprawy pod różnymi kątami, bo interesuje mnie kąt, w który wierzę.
Prof. Wódz analizuje historycznie. – Rewolucja angielska skończyła się z początkiem XVIII wieku, w momencie, kiedy ukształtował się angielski system polityczny. Anglicy potrzebowali wielu dziesiątków lat, żeby się tego nauczyć. Rewolucja francuska skończyła się Napoleonem, ale tak naprawdę Francja stała się kraje demokratycznym dopiero na przełomie XIX/XX wieku. Nam potrzeba mniej więcej 80-100 lat. Potrzebne są trzy pokolenia – uważa.